Wspomniana regulacja ma wprowadzać szereg uaktualnień do obecnej polityki medialnej Unii Europejskiej, między innymi dotyczących zawartości reklam i czasu antenowego przeznaczanego na nie, ochrony nieletnich oraz większych regulacji treści przekazywanych za pomocą platform przekazujących treści video (video-sharing platforms), takich jak Facebook, YouTube i Instagram. Dlaczego jednak ta dyrektywa jest taka ważna dla tych z nas, którzy zjadają własne palce w oczekiwaniu na kolejny odcinek ukochanej serii? Ano dlatego, że wprowadza minimalne wymogi procentowe dotyczące produkcji europejskich, zwane popularnie kwotami europejskimi, dla dostarczycieli usług telewizyjnych (i quasi-telewizyjnych). Według najnowszych propozycji zawartych w dyrektywie stacje telewizyjne mające swoje siedziby w krajach Unii Europejskiej są zobowiązane do emitowania przynajmniej 50 procent produkcji pochodzących z Europy (łącznie z produkcjami krajowymi). Tyle tylko, że ta zasada wcale szokująca nie jest, ponieważ istnieje w starej wersji dyrektywy i ma się dobrze już od 2010 roku. Natomiast szokującą nowością ma być podobny wymóg narzucony na serwisy VOD mające swoje siedziby w Europie, który określony jest na poziomie 30 procent. W wersji dyrektywy z 2010 roku oczywiście pojawiają się platformy VOD, jednak ich obecność wygląda na nieomal przypadkową, jakby ludzie piszący tę regulację przypomnieli w ostatniej chwili, że istnieje jeszcze coś takiego jak VOD, więc dopisali, że także i one powinny „starać się promować” produkcje pochodzące z rynku europejskiego. Jeśli ktokolwiek piszący tę dyrektywę w 2010 roku myślał, że VOD pozostanie dodatkiem do głównej konsumpcji telewizji za pomocą teleodbiornika, można dzisiaj śmiało powiedzieć, że się grubo pomylił. VOD z roku na rok rośnie w siłę i zaskarbia sobie coraz więcej serc współczesnych konsumentów, zwłaszcza tych młodszych. W świetle zmieniającego się krajobrazu medialnego, europejski regulator postanowił działać i powołując się na górnolotne wartości, takie jak ochrona lokalnych kultur i języków europejskich, promocja Europy, jej wartości oraz zróżnicowania kulturowego, narzucił globalnym serwisom wymóg posiadania w swojej ofercie przynajmniej 30 procent produkcji europejskich. Ale na tym nie koniec! Aby upewnić się, że taki Netflix czy Amazon nie wykupi praw do krajowych produkcji o wątpliwej wartości artystycznej i wrzuci je w najgłębsze czeluści swoich stron, tak, że aby do nich dotrzeć trzeba by było pobawić się w archeologa, Unia Europejska postanowiła, że twórczość ta powinna być także odpowiednio promowana przez platformy. Wymieniła nawet kilka sposobów takiej promocji, w tym między innymi używanie ich w promocji całych serwisów, prowadzenie kampanii reklamowych z ich wykorzystaniem, oznaczenie kraju pochodzenia na stronach internetowych serwisów, wprowadzenie odrębnej zakładki dla produkcji europejskich, wprowadzenie możliwości wyszukiwania po kraju pochodzenia, czy nawet oznaczenie na stronie samego procentu posiadanych treści europejskich.
fot. Krzysztof Wiktor
Gdyby komuś jeszcze było mało, organy ustawodawcze Unii postanowiły, że realizacja wymaganego minimum produkcji europejskich może się odbywać na kilka sposobów. Po pierwsze, oczywiście, same serwisy mogą inwestować we własne, oryginalne produkcje typu Dark, Wataha, La casa de papel, czy The Rain. Po drugie, możliwe jest nabywanie praw do produkcji europejskich i udostępnianie ich na swoich stronach, tak jak to było w przypadku Peaky Blinders, Sherlock, czy Bron / Broen. W końcu, po trzecie, istnieje też opcja finansowego dokładania się serwisów VOD do produkcji krajowych na przykład poprzez wpłaty na specjalny fundusz. Warto jednak zaznaczyć, że Unia nie zastrzegła tych sposobów, jako jedynych możliwych dróg do wypełnienia ustawowego minimum. Ta kwestia leży w gestii krajów członkowskich – to one adaptując przepisy unijne do własnych, krajowych będą zobligowane ustalić dokładne zasady funkcjonowania VOD w swoim kraju odnośnie inwestowania w seriale i filmy. Po ogłoszeniu przez Unię osiągniętego porozumienia w kwestii zaktualizowanej dyrektywy, zaczęły się pojawiać głosy o zmuszaniu właścicielu platform do inwestowania na rynku europejskim, a więc wprowadzaniu hermetycznych i staromodnych zasad regulacyjnych, które mogą być przyczyną do zmniejszenia zysków tych platform przez wymuszone i nietrafione produkcje. Zadziwiająco, ze strony samych właścicieli nie wypłynęło żadne oficjalne stanowisko. Istna cisza na morzu. Ale czy przed burzą? I jeśli tak, to czy to będzie burza destrukcyjna, czy ożywcza? Może i samego oświadczenia ze strony Netflixa, Amazona, czy Showmaxa trudno się doszukać, ale warto przyjrzeć się temu, co te serwisy właściwie robią, ponieważ plotki o spodziewanych kwotach europejskich chodziły już od 2016 roku, kiedy oficjalne ogłoszono rewizję dotychczas obowiązującej dyrektywy z 2010 roku. Tym samym mamy Showmaxa, który intensywnie inwestuje na naszym rodzimym rynku w produkcje takie jak Ucho Prezesa, czy Botoks. Mamy też Netflixa, który na kwietniowej konferencji w Rzymie ogłosił, że w najbliższym roku wśród ponad 100 nowych projektów z 16 krajów, pojawi się aż 10 nowych produkcji oryginalnych Netflixa pochodzących z krajów europejskich. Na polskim rynku nie ustają cały czas plotki dotyczące spodziewanego pierwszego polskiego serialu Netflixa, 1983, wyreżyserowanego przez Agnieszkę Holland. No i oczywiście mamy też owianego kompletną tajemnicą Wiedźmina, którego jednak możemy się spodziewać najwcześniej za 2 lata. Mamy też oczywiście HBO, które już w 2010 roku jako przede wszystkim stacja telewizyjna musiało wprowadzać do swojej oferty produkcje europejskie, dzięki czemu powstała między innymi Wataha, Belfer, czy też sama Gra o tron, której główne studio produkcyjne znajduje się przecież w Belfaście w Irlandii Północnej. Jednocześnie jak wynika z badania przeprowadzonego w 2015 roku przez Europejskie Obserwatorium Audiowizualne, narzucone 30 procentowe minimum nie stawia astronomicznych wymagań przed serwisami VOD, średni udział europejskich produkcji w katalogach 75 serwisów objętych badaniem wynosił 27%, a w samym Netflixie odnotowano 21% takich pozycji. A biorąc pod uwagę wspomnianą już kwietniową konferencję ten procent na pewno szybko będzie rósł. Także zanim zaczniemy demonizować urzędników europejskich może warto podkreślić, że wprowadzane przez nich zasady są właściwie niewielkim podwyższeniem w stosunku do obecnej sytuacji, a także pewnego rodzaju gwarantem stabilnej pozycji europejskiego rynku audiowizualnego. Wracając jednak do punktu wyjścia, co to zmienia dla przeciętnego pochłaniacza seriali i filmów oferowanych za pomocą VOD? Z tych wszystkich liczb, przewidywań i zapowiedzi wynika, że będziemy mieć dostęp do coraz bardziej zróżnicowanej oferty VOD. I dobrze, bo w końcu nie samym Hollywoodem, albo szerzej Stanami, świat mediów żyje. W Europie też powstają znakomite produkcje, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że są czasami lepsze od tych zza oceanu, jak na przykład znakomity The Rain, który dał nam zupełnie inne spojrzenie na postapokaliptyczny świat, gdzie nie roi się od zombie i wampirów, a przeciwnością staje się natura. Czy u Wielkiego Brata możliwe byłoby postanie takiej produkcji? Może, ale za to na pewno nie mielibyśmy możliwości zobaczenia Kopenhagi, bo znowu apokalipsa zdarzyłaby się wyłącznie w Ameryce. Tak samo z resztą jest z pozostałymi europejskimi produkcjami, zawsze są czymś nowym, ożywczym, zaskakującym, czymś, czego jeszcze nie było. Jak bardzo mogłoby się komuś wydawać, że jesteśmy jedną wielką globalną wioską, to tak nie jest i właśnie w najnowszych jakościowych produkcjach europejskich można to dostrzec. No i oczywiście na świecie jest wiele więcej do pokazania niż w kółko Waszyngton, Nowy Jork, Seattle czy Los Angeles.
fot. CANAL +
Oczywiście, raz jeszcze wszystko zasadza się tutaj na jakości, która jest tak samo doceniana w każdej produkcji, czy będzie ona nakręcona w Stanach, czy we Włoszech. Stawiając wymóg przynajmniej 30% pozycji pochodzących z rynku europejskiego dla serwisów VOD operujących na terenie państw członkowskich UE, ustawodawca nie jest w stanie zapewnić nam, że będą to dobre produkcje, przynajmniej nie do końca. Sprytnie próbują sobie poradzić z tym urzędnicy europejscy sugerując, że serwisy VOD promując swoje usługi w krajach członkowskich powinny wykorzystywać do tego właśnie pozycje europejskie, które można znaleźć na ich stronach. A stąd logiczna droga do stwierdzenia, że opłaca się serwisom inwestować pieniądze w jak najlepsze produkcje, bo który właściciel chciałby promować się słabą produkcją. Niemniej jednak same słowa „dobry”, czy „jakościowy” są tak subiektywnymi pojęciami, że nie miałoby to większego sensu ustawodawczego zawieranie ich w dyrektywie. Bo to, że dla mnie Most nad Sundem i Dark to świetne seriale, wcale nie oznacza, że pan parlamentarzysta z Parlamentu Europejskiego też tak stwierdzi, a tym bardziej pozostałych 508 milionów Europejczyków. Niemniej jednak sama UE w tym procesie na pewno nie jest instytucją ze złymi intencjami. U podstaw takich decyzji stoi raczej po prostu troska o rynek europejski i jego ochronę oraz zwiększanie konkurencyjności, a możne nawet stabilne budowanie opozycji dla dominującej na rynku seriali i filmów Ameryki. Oczywiście chyba nie mają w Brukseli jasnowidza, który mógłby przewidzieć, z jakim skutkiem zostaną wprowadzone kwoty europejskie, a powodzenie wspomnianych założeń w dużej mierze zależy od twórców i producentów. Co nie oznacza oczywiście, że nie warto próbować i popychać rozwój poprzez stawianie jakichś wymogów prawnych. Pozostaje nam tylko wierzyć, że w świetle najnowszych progów procentowych wszystkie uczestniczące strony, a przede wszystkim właściciele serwisów VOD, będą chciały na tym układzie zarobić i produkować więcej wspaniałych produkcji z lokalnymi, europejskimi twórcami. Może więc nie taka Unia Europejska zła, jak ją malują?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj