Rok 2000, na ekranach kin pojawia się prawie dwumetrowy Australijczyk, który skradnie serca widzów na całym globie, a swoją postać odgrywał będzie przez przynajmniej 17 kolejnych lat. Utrzymane w możliwie poważnej i realistycznej tonacji widowisko X-Men Bryana Singera traktować dziś można jako przełom dla filmu superbohaterskiego. Ostateczną definicję złotej ery komiksowych ekranizacji ukuje dopiero historia, ale jeśli przyjąć, że żyjemy w czasach boomu owego zjawiska, to jego korzenie sięgają właśnie przełomu wieków. Poniższy tekst dotyczy jednak wyłącznie ekranizacji superbohaterskich, a więc rozrywki potocznie nazywanej popcornową. Próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego uznanie zyskują zarówno mainstreamowe, jak i artystyczne adaptacje komiksów, przypominałaby karkołomny wywód dotyczący wytłumaczenia istoty ekranizacji literatury ogółem. Prawdopodobnie kluczowy dla omawianego podgatunku był więc rok 2008, kiedy bezprecedensowe sukcesy odniosły filmy Iron Man oraz The Dark Knight, a więc adaptacje jednocześnie efektowne i inteligentne - o złożonym scenariuszu umiejętnie rozwijającym charaktery postaci. To na tej bazie rozpędu nabrał hollywoodzki trend obrazowania przygód trykociarzy, a wszystko wskazuje na to, że w bieżącym roku osiągnie on swoje apogeum. Już pierwszy w kolejce Deadpool zaskoczył analityków wygenerowanym przychodem i zainteresowaniem, jakie wzbudzał w kinach na całym świecie. Dlaczego dzieje się tak w szerszej perspektywie?

EKONOMIA, CZYLI MONEY, MONEY, MONEY

Cyniczny szept z tyłu głowy podpowiada, że tam, gdzie nie wiadomo, o co chodzi, chodzi oczywiście o pieniądze. Finansowy aspekt dobitnie uzasadnia popularność tego typu filmów od strony produkcyjnej. Studia zarabiają dzięki nim krocie, a biorąc pod uwagę dominujący w ekonomii kapitalizm, nikogo nie powinny dziwić kolejne, mnożące się inwestycje. Księgowi zliczają zyski nie tylko z wpływów biletowych, ale przede wszystkim dzięki synergii marketingowej sieci powiązań. W przypadku rozwoju filmowych franczyz zarobki kumulowane są również poprzez wszelkiego rodzaju umowy sponsorskie, łączone promocje, lokowanie produktów czy też sprzedaż licencji na spin-offy, gadżety, zabawki, ciuchy, gry komputerowe et cetera. Ekonomiczne tło warto rozszerzyć od razu o rys psychologiczny. Naturalną reakcją społeczeństwa w czasach kryzysu i gospodarczej zapaści jest poszukiwanie ucieczki od problemów szarej rzeczywistości. Jeszcze kilka lat temu ów relaksujący wentyl dystrakcji zapewniać mogły właśnie wysokobudżetowe, wesołe i łatwo przystępne eskapistyczne przygody z herosami w pelerynach. Dziś argument ten uległ już dezaktualizacji, a także historycznie przeczy mu choćby gorsza kondycja kina w okresie po II wojnie światowej. Pośrednio powiązana jest z nim jednak kwestia targetu, jaki obrały studia. Docelowo filmy te skierowane są do nastoletnich osób płci męskiej, które teoretycznie stanowią najbardziej responsywną grupę odbiorców. W wątpliwości twierdzenie to systematycznie podawały przychylne recenzje prestiżowych portali, a przede wszystkim rekordowe wyniki w box office kolejnych superprodukcji. Wydaje się, że kłam zadał mu także zupełnie niespodziewany sukces finansowy Deadpoola, który udowodnił, że zainteresowanie medium wykazują również pełnoletni widzowie i to oni w znaczącej mierze stanowią siłę napędową komercyjnej machiny. Nakierowanie na młodzież nie jest oczywiście fałszem i nic nie zapowiada drastycznych zmian. Przeciętny hollywoodzki film skierowany jest do 11-latka, ale idealnie skrojony pozwoli dorosłemu widzowi ponownie odkryć nostalgię i emocje dzieciństwa. Tak jednak studia, jak i branżowi analitycy nie mogą dziś ignorować licznych różnorodnych środowisk, w których silnie rezonują filmy superbohaterskie, tym bardziej że coraz częściej jest to samonapędzająca się koniunktura – sukces, za którym podążają w największej mierze widzowie nieobeznani ze światem komiksu.
źródło: materiały prasowe

KOMIKS, CZYLI NIEWYEKSPLOATOWANA KOPALNIA POMYSŁÓW

Stosunek twórców i widzów względem materiału źródłowego to kolejny klucz do zrozumienia zachodzącego zjawiska. Ze strony odbiorców zachodzi tu paradoks, o którym często zapomina się w internetowych dyskusjach. Faktyczni i wieloletni fani komiksów to zaledwie ułamek wszystkich widzów. Sprzedaż najpopularniejszej comiesięcznej powieści graficznej - w najlepszym wypadku - liczy się w setkach tysięcy kopii. Do kin na całym świecie chodzą miliony. Bolesne dla geeka kuriozum to fakt, że przeciętny, przypadkowy widz nie rozróżnia światów Batmana i Spider-Mana - nie zna komiksów i w optymalnej dla studia sytuacji wcale znać nie musi. Pieniądze zostawione w kasie są jednakowo zielone. Dlaczego więc dopiero w XXI wieku twórcy tak odważnie sięgnęli po superbohaterskie historie? Wytłumaczeń jest kilka. Przede wszystkim naświetlić należy dojrzewanie samego medium. W uproszczeniu przyjąć można, iż trykociarze pojawili się w latach 30. XX wieku w opowieściach wyraźnie skierowanych do dzieci, ewentualnie do niewyedukowanej części społeczeństwa. Były to proste narracje, które miały nęcić wyobraźnię i wykładać klarowne morały. Sytuacja ta zmieniła się mniej więcej w latach 60., kiedy wydawnictwo Marvel Comics otworzyło się na dojrzalszych odbiorców - już nie tylko najmłodszych, ale również nastolatków. Wraz z kolejnymi poważniejszymi i inteligentnymi fabułami dorastali tak superbohaterowie, jak i czytelnicy ich przygód. Owa luka zmniejszała się aż do przełomowych lat 80., kiedy światło dzienne ujrzały takie pozycje jak Miracleman, Watchmen, The Killing Joke oraz The Dark Knight Returns. Wkład Alana Moore’a i Franka Millera w rozwój mrocznych, wymagających i prowokujących obszarów życia herosa z różnym skutkiem podtrzymany został w latach 90. Wchodząc zaś w nowe milenium, historie te przechodziły systematyczny restart i konieczne uwspółcześnienie. Posługując się terminologią literacką, zakwalifikować można je dzisiaj jako young adult - gatunek skierowany do młodych dorosłych, a więc grona, które elastyczne jest nie tylko pod względem metryki, ale także mentalności. Jednocześnie stanowi ono także wymarzony target Hollywood i fakt ten nie mógł dłużej pozostać niezauważony. Fabryka Snów nigdy nie stroniła od adaptacji i ekranizacji najznakomitszych i/lub najpoczytniejszych powieści, a zarazem nie bała się oryginalnych pomysłów. W ostatnich kilkunastu latach uwidocznił się jednak deficyt obu. Z tej perspektywy zwrócenie się do świata komiksu odczytać można również jako naturalną kolej rzeczy. Studia filmowe niczym największe kopalnie odkrywkowe zaczęły drążyć wcześniej nieeksploatowane, a obfite w narracje złoża nowych historii. Od strony praktycznej takową działalność umożliwiły również wcześniej niedostępne narzędzia, które dziś znamy przede wszystkim jako…
źródło: materiały prasowe

CGI, CZYLI CUD GRAFICZNEJ ILUZJI

Efekty komputerowe, w żargonie znane po prostu jako CGI (skrót od Computer-generated imagery), to klejnot w koronie kinowego rozwoju technologicznego. Pionierem w zastosowaniu ich na wielką skalę był oczywiście George Lucas i jego przełomowe Gwiezdne wojny. Postęp, jaki dokonał się w tej dziedzinie od czasu późnych lat 70., umożliwił filmowcom kolejnych epok prezentowanie wcześniej nieosiągalnych obrazów – wciąż trudno jednak było z należytym pietyzmem i bez wizualnego obciachu oddać przygody i nadludzkie moce superbohaterów. Dopiero od kilku, kilkunastu lat jedynym ograniczeniem wizjonerów wielkiego ekranu jest ich własna wyobraźnia. To prawdopodobnie najbardziej oczywisty powód obecnej popularności ekranizacji komiksowych. Dzisiaj bowiem nawet najbardziej wymyślny i nieprawdopodobny kadr można przełożyć na język filmu w skali 1:1, nie gubiąc przy tym epickiego oddechu i paradoksalnego realizmu. Współczesny oręż w rękach twórców to zresztą nie tylko szeroko rozumiane efekty komputerowe, ale także powiązane z nimi technologie – takie jak motion capture, z którego korzysta co druga kinowa adaptacja powieści graficznych i nie tylko – oraz zaawansowane generacje nowych kamer, których wysokie rozdzielczości ułatwiają manipulowanie obrazem w procesie postprodukcji. Nieustanny rozwój i proliferacja owych instrumentów sprawiają, iż nie jest to dłużej awangarda zastrzeżona dla garstki fanatyków pokroju Jamesa Camerona i Petera Jacksona, ale standard w warsztacie każdego reżysera. Większość z powyższych akapitów nieźle wyjaśnia więc popularność filmów superbohaterskich od strony realizacyjnej. Wciąż jednak nie jest to odpowiedź z punktu widzenia widowni. Dlaczego pozycje te cieszą się obecnie tak ogromnym zainteresowaniem przed ekranami? Pozostając wciąż w sferze wizualnej, odpowiedź zacząć można od najbardziej powierzchownych przyjemności, jakimi są atrakcje wzrokowe – to na nie bowiem kładziony jest tu szczególny nacisk. Efekty specjalne i ogromne budżety składają się przede wszystkim na prozę obłędnych eksplozji, szaleńczych pościgów, ekwilibrystycznych bijatyk, pozaziemskich eskapad i wszelkiego rodzaju magii, która rozpala wyobraźnię oglądającego – niezależnie czy od strony estetycznej i pod względem treści jest w owym utworze głębsza poezja, czy służy on wyłącznie jako guma do żucia dla oczu. W tym rozrywkowym i najczęściej niewymagającym szczególnego skupienia tańcu błyskotek biorą także udział piękni ludzie, których oglądanie zapewnia widzowi psychologiczny komfort zrozumiały gdzieś na poziomie czeluści natury ludzkiej. Śliczne opakowanie przekłada się na lepszą sprzedaż, ale nie gwarantuje, że produkt osiągnie spodziewany sukces. Ekranizacje superbohaterskie z reguły imponują ciałem, ale wyróżnia je ulotna dusza, którą już u samych podstaw na wskroś przenika heterogeniczna mitologia.
źródło: materiały prasowe

MITOLOGIA, CZYLI HISTORIE PONADCZASOWE I UNIWERSALNE

Zainteresowanie filmami superbohaterskimi opiera się na tym samym zainteresowaniu, jakie większość ludzi podświadomie kieruje w stronę eskapizmu i przygody, które w różnych formach przejawiają się w klasycznych opowieściach, mitologiach, tradycjach, kulturach i religiach. Joseph Campbell, uznawany za jednego z najwybitniejszych mitografów XX w., ukuł pojęcie monomitycznego bohatera, który przedstawia archetypiczne wzorce i pojawia się w setkach starożytnych mitów oraz epickich historii. Wyrusza on w tę samą, trzyetapową i siedemnastoczęściową podróż, na którą składają się m.in.: otrzymanie wiadomości, opuszczenie domu, wejście do brzucha wieloryba, stoczenie wielu pojedynków, kryzys, zwycięstwo, a w końcu powrót do domu z nagrodą i nowym doświadczeniem. Szlaki przecierał już sam Odyseusz, a wśród współczesnych bohaterów popkultury drogę tę przebywali m.in. Luke Skywalker, Rey, Frodo i Bilbo Baggins, Will Turner, Katniss Everdeen czy Harry Potter. Dobór tych postaci nie jest przypadkowy, to bowiem protagoniści najpopularniejszych i najlepiej zarabiających filmów w historii kina. Gwiezdne wojny, Władca Pierścieni oraz Piraci z Karaibów to przykłady franczyz, które obudowane są klasycznymi mitologiami, opowieściami o zwykłym bohaterze w niezwykłych okolicznościach, stawianiu czoła zagrożeniu, obronie honoru i motywie zawierzenia w idee większe niż życie. Nie tylko zresztą blockbustery, ale również westerny, wszelakie filmy fantasty czy kino wojenne oparte jest na tym samym rdzeniu, reinterpretującym mit odwiecznej walki dobra ze złem. Rozkładając te pozycje na czynniki pierwsze, łatwo dostrzec jest tożsame elementy i motywy. Obecne są od dziejów starożytnych i powtarzają się z biegiem kolejnych lat, ponieważ niezależnie od czasu i okoliczności przemawiają do każdego pokolenia. Niosą fundamentalne prawdy i nadzieje, które łączą ludzi na całym świecie – każdej narodowości i wyznania. To więc ta sama inkluzywna miłość, którą wzbudzają Gwiezdne wojny czy Władca Pierścieni, łączy widzów z kinem superbohaterskim. Filmy te w sposób jeszcze wyraźniejszy prowadzą narrację opartą o instynktowne oczekiwania względem heroicznych tytanów i mitologicznych figur reprezentujących jasne ideały oraz nieustanną potrzebę wewnętrznej konfrontacji z własnymi przekonaniami, strachami i marzeniami. Kapitan Ameryka i Superman to przecież wyraz tym podobnych górnolotnych morałów i deklaracji, na których rodziła się kultura i mitologia amerykańska. Nieważne, jak patetyczne byłyby te korzenie - w prostej linii właśnie one stanowią kręgosłup filmów superbohaterskich. Pandemiczny sukces owych ekranizacji polega również na tym, że te same w gruncie rzeczy historie i przesłania pokazywane są za pomocą różnorakich formuł.
źródło: materiały prasowe
Superprodukcja Batman v Superman: Dawn of Justice już od 1 kwietnia w polskich kinach
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj