Ekranizacje komiksów to tlen współczesnego Hollywood - oddychają nimi największe wytwórnie filmowe i widzowie na całym świecie. Przygody superbohaterów to popkulturowy fenomen i prawdopodobnie najpopularniejszy dziś podgatunek kina. Komiksowe filmy sięgają jednak wiele lat wstecz i dotykają także innych tematów – oto część pierwsza autorskiego zestawienia 50 najlepszych.
Jeden z najbardziej wyświechtanych truizmów głosi, że o gustach się nie dyskutuje. To prawda i niepisana zasada, którą można zasłonić się w niemal każdym kulturowym sporze. Podejmując się stworzenia rankingu najlepszych ekranizacji komiksów, chciałem jednak wyjść poza własne, subiektywne odczucia. Spędziłem godziny na analizowaniu zagregowanych opinii krytyków, wyników w box office i wielu podobnych tematycznie klasyfikacji. Rozważałem, jak pogodzić walory artystyczne z czysto rozrywkowymi, jak przyrównać dzisiejsze standardy do tych wcześniejszych. Nie znalazłem żadnego obiektywnego sposobu ani tym bardziej matematycznego wzorca, który mógłby jednoznacznie rozwikłać owe dylematy i uzasadnić przewagę jednych filmów nad drugimi. Postanowiłem więc wziąć wszystkie te czynniki pod uwagę i zdać się na własną estetyczną intuicję.
Do prezentowania swoich faworytów i konstruktywnej krytyki zapraszam oczywiście w komentarzach, a w tym miejscu zaznaczyć muszę jeszcze pewne założenia. Zestawienie zawiera zarówno ekranizacje, jak i adaptacje komiksów. Te dwa pojęcia stosuje się często zamiennie, ale są między nimi istotne różnice. Ekranizacja stara się zachować wierność oryginałowi, podczas gdy adaptacja pozwala sobie na większą swobodę twórczą i potencjalne dopasowywanie materiału pod nowatorską wizję. Oceniając przekrojowo, większość z zawartych tu filmów należałoby więc zaklasyfikować jako adaptacje, ale ze względów czysto praktycznych nie będziemy jednak wnikać w szczegóły i rozróżniać tych pojęć. Dla uproszczenia - są to po prostu filmy na podstawie komiksów.
Na budulec rankingu wybrałem wyłącznie filmy aktorskie, co pozwoliło ujednolicić nieco jego charakter. Warto mieć jednak na uwadze, że fantastyczne ekranizacje to także anime (np. „Akira”, „Ghost in the Shell”) i animacje (m.in. „Big Hero 6”, „The Adventures of Tintin”, „Persepolis” oraz kilka wyjątkowo udanych filmów animowanych DC). A to wszystko, nie wspominając w ogóle seriali („The Walking Dead”, „Daredevil”), które obowiązują inne reguły. Zaznaczam również, że - z paroma wyjątkami - oparłem się głównie o komiksy anglojęzyczne, a przez to takie również ekranizacje. W rankingu popełniam też świadomie kilka grzechów, chcąc zmieścić w nim wszystkie dobre ekranizacje superbohaterskie. Mimo to nie udało mi się znaleźć miejsca m.in. dla kampowego i kultowego „Batman: The Movie”. Pominąłem też kilka innych tytułów, które pewnie mogły, a może nawet powinny się tu znaleźć, ale nie do końca jednak do mnie przemawiają.
Tyle tytułem przydługiego wstępu, przejdźmy do rzeczy. Dzisiaj zajmiemy się pozycjami od 50 do 21, a ciąg dalszy już jutro.
50. "Flash Gordon" (1980)
Zaczynamy od starocia. Ekranizacja komiksu (ukazywał się w gazetach, w formie fragmentarycznej) Alexa Raymonda z 1980 roku to dla wielu pozycja sentymentalna i dziś już kultowa – głównie ze względu na kampową stylistykę (świadoma teatralność i kicz), głupkowaty urok, specyficzne poczucie humoru oraz soundtrack skomponowany przez legendarny rockowy zespół Queen.
Nie jest to wyjątkowo udany film, wrażenia specjalnego nie robi i w pamięci też na dłużej nie zostaje. Ma w sobie jednak sporo z dobrego dowcipu i elegancji, za co odpowiedzialni byli głównie starzy wyjadacze Hollywood: Bruce Willis, Morgan Freeman, John Malkovich oraz Helen Mirren. Film doczekał się kontynuacji (prezentowała zbliżony poziom), a za pierwowzór graficzny odpowiedzialni są Warren Ellis i Cully Hamner.
Dla niektórych może to być pierwsza kontrowersja. Negatywne recenzje „Daredevila” w reżyserii Marka Stevena Johnsona urosły do miana miejskiej legendy – a jak to z takimi bywa, nie zawsze znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wersji kinowej należy co prawda unikać jak ognia, ale już wersja reżyserska to kawał niezgorszego, poprockowego i stylowego rzemiosła.
Zamiast sequela w reżyserii Guillermo del Toro możecie tu wpisać również pierwszą część, autorstwa Stephena Norringtona – to filmy o dość podobnym poziomie, które naznaczyła wizualna brawura, błyskotliwa narracja historii i świetna rola Wesleya Snipesa. Zamknięcie trylogii wypadło już znacznie gorzej (za reżyserię zabrał się David S. Goyer), ale po ponad 11 latach od jej premiery Snipes ciągle pali się, aby powrócić do roli tytułowego wampira – czego jemu i sobie życzymy.
Ten reżyserski debiut Francisa Lawrence’a (odpowiedzialnego dziś za serię „Igrzyska Śmierci”) został przez współczesnych widzów nieco zapomniany. Z perspektywy czasu to wręcz pozycja lekko niedoceniana, która charakteryzowała się świetnie inscenizowanymi sekwencjami akcji, dopracowanymi efektami specjalnymi i zwichrowanym, posępnym klimatem. Trzeba jednak przyznać, że jako ekranizacja per se raczej się nie sprawdziła - różnice względem graficznego pierwowzoru były rażące.
Film Timura Bekmambetova oparty jest na komiksowej miniserii autorstwa utalentowanego Marka Millara i J. G. Jonesa. To stylowa, popcornowa i szalenie energetyczna rozrywka, która podąża za absurdalnie wydumaną fabułą. Niezłymi rolami błysnęli tu Angelina Jolie, James McAvoy i Morgan Freeman, ale z całości najłatwiej zapamiętać jest motyw podkręcania wystrzelonych pocisków i alternatywną metodę wsiadania do rozpędzonego samochodu.