Niki Caro starała się stworzyć godnego następcę Listy Schindlera, niestety daleko jej jeszcze do Stevena Spielberga.
Historia rodziny Żabińskich jest jedną z tych, o którą kino musiało się prędzej czy później upomnieć. Dziwie się, że w czasach, gdy w Polsce szukamy ciekawych historii opowiadających o czasach II wojny światowej, to nie my, a Amerykanie postanawiają taką opowieść nagłośnić. Scenariusz filmu powstał w oparciu o książkę Diane Ackerman pod tytułem
Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim ZOO.
Antonina Żabińska (
Jessica Chastain), żona dyrektora warszawskiego zoo, wspólnie z mężem, Janem (
Johan Heldenbergh), ukrywali podczas II wojny światowej około 300 Żydów. Osobiście wydostawali ich z getta i pomagali przetrwać w opustoszałych murach ogrodu zoologicznego. Niektórzy ukrywani byli w miejscach przeznaczonych dla zwierząt, inni w willi Żabińskich. W 1965 roku Jan i Antonina Żabińscy za swoją heroiczną postawę zostali odznaczeni przez instytut Jad Waszem tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
The Zookeeper's Wife jest jednym z tych filmów, w którym twórcy jasno pokazują widzom kto jest dobry, a kto zły. Bohaterowie nie miewają wielkich dylematów moralnych. Główni bohaterowie wiedzą, co jest słuszne, i ryzykując własne życie, będą bronili swoich racji i ludzi, którym w okupowanej Warszawie dzieje się krzywda. Po drugiej stronie barykady stoi niemiecki oficer zakochany w Antoninie, Lutz Heck (
Daniel Brühl), który życie ludzi przebywających w getcie ma za nic. Widz od razu wie, komu ma kibicować, a kim gardzić.
Reżyserka
Niki Caro nie stworzyła tak brutalnego obrazu jak
Steven Spielberg. Jej film skupia się na nadziei i ludzkiej dobroci w czasach, gdy było to towarem deficytowym. Gdy nie każdy był w stanie zaryzykować swoje życie dla innych.
Ujęcia bombardowanego zoo z 1939 roku, czy późniejsze spalenie getta to przejmujące obrazy, które zostaną w widzach na bardzo długo. W moim przypadku chyba do końca życia.
Film nie ucieka od pewnego fałszu i sztucznej gry na emocjach. Jest miejscami bardzo infantylny, a i zabiegi aktorów, by mówić po angielsku z polskim akcentem, jak chociażby robi to Jessica Chastain, wypada bardzo nienaturalnie.
Świetnie za to prezentuje się Daniel Bruhl jako główny antagonista. Jego postać została świetnie nakreślona i jeszcze lepiej zagrana. Aktor znakomicie sprawdza się jako czarny charakter.
Widać również, że przedwojenną Warszawę udaje w tym przypadku czeska Praga. Do tego w oczy rzuca się nieduży budżet, jaki produkcja miała na rekwizyty. Plany zdjęciowe, zwłaszcza te kręcone w pokojach posiadłości, przypominają
Wojenne dziewczyny czy też
Czas honoru. Nie jest to oczywiście wielka obelga, ale hollywoodzkie produkcje przyzwyczaiły nas do większego rozmachu przy produkcji takich projektów historycznych.
Azyl nie jest może wybitnym filmem, ale na pewno jest ważny. To wspaniały hołd oddany przez amerykańskie kino rodzinie Żabińskich i genialna lekcja historii dla wielu ludzi, którzy o niej nie słyszeli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h