FRAGMENT
Ostrzeżono ją, że ujrzy rzeczy, których jej umysł nie pojmie. W martwym lesie, w zimie, w niekończącej się nigdy zimie stały drzewa poczerniałe od ognia i pokryte lodem, kilka pni leżało przewróconych, zwęglone gałęzie tworzyły koronkowy wzór. Godzinami szła przez obszar martwych sosen, ale kombinezon kosmiczny zapewniał jej ciepło, cienki strój, który dawał swobodę ruchów pozwalającą posuwać się naprzód. Skafander był pomarańczowy, kolor dla kursantów, gdyż była to jej pierwsza wyprawa w daleką przyszłość Ziemi. Wszędzie, w każdym kierunku, w którym patrzyła, widziała zwarzone mrozem niebo i zaśnieżone podłoże zasłane krzyżującymi się pniami obalonych drzew. Nie było słońc – bladego dysku Słońca, jakie znała, oraz jaskrawego promieniowania fenomenu, który jej instruktor nazwał Białą Dziurą. Niegdyś to była Wirginia Zachodnia. Odeszła daleko od bazy i martwiła się coraz bardziej, czy znajdzie drogę powrotną do quadlandera, żeby zdążyć na czas podjęcia. Dozymetr pokazywał poziom jej napromieniowania, kolorowa plama, która w ciągu ostatnich kilku godzin zmieniła barwę z jasnej zieleni do zieloności rzęsy wodnej. Została zainfekowana przez to miejsce, którego powietrze i glebę zanieczyszczały opary metalu, cząsteczki na tyle małe, żeby wniknąć przez kombinezon do jej organizmu. KTNy, nazwał je jej instruktor; kwantowo tunelowane nanocząsteczki, powiedział. Zapytała go, czy KTNy są jak rój robotów, ale odparł, żeby myśleć o nich raczej jak o raku – zagnieżdżają się w mikrotubulach jej komórek, a kiedy znajdzie się ich tam wystarczająco dużo, będzie stracona. Nie chodzi o śmierć, rozwinął, niedokładnie; powiedział jej, że zobaczy, co KTNy robią z ludzkim ciałem, ale że jej intuicja może odrzucić tę wizję, że może być pełna obrzydzenia i poczuć gwałtowną potrzebę „odwidzenia”. Jedno ze spalonych drzew stało nadal, naga sosna okryta korą zbielałego popiołu, a kiedy minęła białe drzewo, krajobraz wokół niej się zmienił. Wciąż znajdowała się w lesie, ale drzewa nie były już spalone i przewrócone. Teraz sosny rosły bujnie, zielone, chociaż obsypane śniegiem. Lód przygiął gałęzie odległych chojaków, niewyraźnych za kurtyną śniegu. Jak się tutaj znalazłam? Obejrzała się; żadnych śladów, nawet jej własnych. Zabłądziłam. Przepychała się między iglastymi gałęziami, wyczerpana brnięciem przez zaspy. Minęła kolejne spalone drzewo, identyczne jak to, które widziała wcześniej, martwe, ze szkieletami spalonych gałęzi. A może to była ta sama sosna? Kręcę się w kółko, pomyślała. Przechodząc nad korzeniami i kamieniami, ześlizgując się po śniegu, starając się wypatrzyć coś znajomego, jakąś charakterystyczną cechę krajobrazu, przecisnęła się przez przerwę między drzewami i wyszła na polanę, na brzeg czarnej rzeki. Krzyknęła na widok ukrzyżowanej kobiety.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj