Taśma policyjna oddzielała trawnik i podjazd; biegła od słupa latarni i zakręcała wokół balustrady z kutego żelaza na ganku. Kilku techników kryminalistycznych zbiło się w gromadkę w pobliżu garażu; przerwa na papierosa. Obserwowali zbliżanie się Moss bez oznak zwyczajowego szowinizmu czy bezpośrednich spojrzeń, z jakimi spotykała się niekiedy na miejscach zbrodni; zerkając dzisiejszej nocy w jej stronę, mieli nawiedzone oczy, jakby współczuli jej z powodu tego, co będzie musiała znieść. Wejście było zasłonięte plastikową płachtą, ale odór z domu zaatakował ją, gdy tylko zanurkowała pod tą kurtyną: mdły zapach krwi, świeżego gnicia oraz gówna zmieszany ze smrodem środków chemicznych używanych przez techników, zestawu do pobierania próbek i etanolu. Zapachy wsiąkły w nią, czuła metaliczny posmak krwi, jej ślina stała się natychmiast miedziana w smaku, jakby Moss ssała jednocentówki. Kryminalistycy w kombinezonach ochronnych tłoczyli się w przed pokoju zajęci zabezpieczaniem dowodów, robieniem zdjęć. Przed ujrzeniem nowego miejsca zbrodni Shannon ogarniała na moment nerwowa antycypacja; kiedy jednak skręciła za róg i zobaczyła, z czym ma do czynienia, cała jej nerwowość ulotniła się, zastąpiona przez naglący, pełen smutku przymus jak najszybszego poskładania z powrotem połamanych kawałków. Na podłodze leżeli chłopiec i kobieta o zmasakrowanych twarzach, miazga mózgów, krwi i odłamków kości. Na zwłokach chłopca flanelowe spodnie, sportowa bluza jako góra od piżamy; miał dziesięć, jedenaście lat, uznała Moss. Koszula nocna kobiety była przesiąknięta krwią, gołe nogi zsiniałe, gdzie odbarwiła je bladość. Oboje opróżnili jelita, podłoga była mokra od gówna i stojącej krwi, która zebrała się na wykładzinie w postaci nieregularnych strumyków. Fetor pozbawił Shannon oddechu. Ten odór ich poniża, pomyślała, ich człowieczeństwo upodlone za sprawą smrodu kloaki i bezkształtności. Moss poznała dawno temu technikę dysocjacyjną polegającą na przyglądaniu się ciałom przez różne soczewki, na jak największym oddzieleniu okaleczeń od osób, którymi ofiary niegdyś były – patrzyła na kolegów przez obiektyw człowieczeństwa, a na zwłoki przez pryzmat technik śledczych. Shannon potraktowała trupy przedmiotowo. Cios, który zabił kobietę, był jednym z dwóch uderzeń w jej głowę, w lewą kość jarzmową albo ciemieniową po tej samej stronie. Lewa źrenica rozlała się do wielkości sporego, czarnego spodka. Moss zauważyła, że chłopcu zerwano wszystkie paznokcie. Wyglądało na to, że także u palców stóp. Przyjrzała się kobiecie i przekonała się, że jej również usunięto paznokcie. Ktoś – bez wątpienia mężczyzna – zabił tych ludzi, po czym ukląkł w kałuży krwi, żeby pozbawić ich paznokci. Czy też zrobił to, zanim ich zamordował? Dlaczego to uczynił? Jeden z techników rozciągał nici od plam krwi na ścianach i na suficie, tworząc siatkę, która wyznaczała ognisko rozprysku – wyglądało na to, że ofiary klęczały podczas ataku czy też egzekucji. Pokój, w którym umarły, był nijaki, niegustowny, nie przypominał ani trochę wnętrza, które Moss niegdyś znała, wygodnego, przestronnego salonu w domu jej najlepszej przyjaciółki. Teraz był beżowy, z reflektorkami na szynach. Gołe ściany, żadnych obrazów, żadnych fotografii; pomieszczenie wyglądało, jakby nikt w nim nie mieszkał, jak nieruchomość przygotowana na sprzedaż. – Shannon Moss? Jeden z ludzi w kombinezonach ochronnych przerwał pracę. Zaczerwienione oczy, niemal szkarłatne, ciemna cera pobladła, pod nosem maść VapoRub rozsmarowana w dwóch szarych smugach. – Agentka specjalna, Kryminalne Biuro Śledcze Marynarki Wojennej – powiedziała Moss. Przeszedł przez pokój po podstopnicach ze stali nierdzewnej, z których technicy korzystają jak z kamieni w rzece, żeby nie zadeptywać śladów krwi. Żuł gumę. – Agent specjalny William Brock, dowodzę tutaj. Porozmawiajmy. Brock poprowadził ją przez wąską kuchnię, w której zgromadzeni tam ludzie nie mieli już na sobie kombinezonów ochronnych, ich koszule i krawaty były wymięte po całych godzinach pracy, a twarze wymizerowane z niewyspania. Brock zaś wyglądał na niezmordowanego, jakby szarżował agresywnie, póki morderca nie zostanie schwytany. Zły, niemal patrzący wilkiem, kiedy prowadził Moss, jakby osobiście obrażony przez to, co się tutaj stało. Miał słuszną posturę, jego baryton brzmiał donośnie w pomieszczeniu wypełnionym stłumionymi głosami. – Tędy, prosto do tego małego pokoiku – powiedział, odsuwając cienkie harmonijkowe drzwi pomieszczenia odchodzącego od kuchni. Resztę domu zmodernizowano bezdusznie przez lata, ale ta dziupla pozostała niezmieniona, najwyraźniej nietknięta od czasu, gdy Moss widziała ją ostatni raz. Efekt wytrącił ją z równowagi, jakby to małe wnętrze zostało zapomniane, kiedy czas przemijał. Drewnopodobne panele, jaskrawa lampa spowijająca pokój bursztynowym blaskiem. Nawet biurko z płyty wiórowej i szafki na dokumenty były podobnymi, jeśli nie tymi samymi elementami wyposażenia. Courtney znalazła kiedyś schowany w szafce plik listów, które pisali jej rodzice, kiedy się rozwodzili. Dziewczęta usiadły na frontowym ganku i czytały je sobie wzajemnie na głos – Shannon uderzyło, jak szczere, niemal dziecinne mogą być listy do żony pisane przez dorosłego mężczyznę, nieróżniące się niczym od licealnych liścików o zerwaniu; najmniejszej różnicy, pomyślała. Nic się nie zmienia. Serce się nie starzeje. – Mamy zdjęcia ofiar? – zapytała. – Jakieś współczesne? Nie wiadomo, jak wyglądali. – Mamy kilka albumów – odparł Brock. – Pokwitowania z fotomatu i negatywy. Przekażemy ci je po wywołaniu. Miałaś okazję obejrzeć całe miejsce zbrodni? Piętro? – Będę musiała tam pójść – stwierdziła Moss. Brock zasunął harmonijkowe drzwi. – Muszę z tobą pogadać, wyjaśnić kilka spraw – powiedział, siadając za biurkiem z płyty wiórowej. – Zastępca dyrektora FBI zatelefonował w środku nocy i wyciągnął mnie z łóżka. Zwykle nie ma takiego zwyczaju. Powiedział mi, że w Canonsburgu doszło do przestępstwa, które podlega władzom federalnym, kazał odizolować to miejsce. – Ale to nie wszystko – poddała Moss. Brock się wyszczerzył; miał to być uśmiech, przełamanie lodów, ale przypominało grymas bólu. Przykleił gumę do żucia do srebrnego papierka i zastąpił ją nowym czarnym paskiem. Jego oddech przyniósł woń lukrecji. Shannon zauważyła ślady zębów na jego długopisie, być może rzucił palenie, pomyślała, albo próbuje to zrobić. Tuż po czterdziestce, tak między czterdziestką a pięćdziesiątką, muskularny, bywalec siłowni, uznała. Wyobraziła go sobie sparującego, boksera. Wyobraziła go sobie przebiegającego całe kilometry na ruchomej bieżni w pustych salach do ćwiczeń. – Staram się zrozumieć, co mi powiedział zastępca dyrektora – rzekł Brock. – Ogarnąć to, co tutaj zastaliśmy. Wprowadził mnie krótko w sprawę Programu Specjalnego Dostępu, zwanego Głębokimi Wodami. – Wypowiedział te słowa niczym magiczną formułę, w oczach przemknął mu cień strachu. – Tajny program marynarki wojennej. Powiedział, że nasz główny podejrzany, Patrick Mursult, członek SEAL, jest powiązany z programem Głębokie Wody podległym Dowództwu Marynarki Kosmicznej. Polecił mi włączyć do śledztwa Shannon Moss. Zaledwie kilka godzin temu przed tym mężczyzną otworzył się zakres możliwego świata, pomyślała Moss, obserwując, jak Brock usiłuje uwierzyć w niewiarygodne. Został wprowadzony w tajniki Głębokich Wód, ale ile mu zawierzono? Shannon pamiętała pierwszy odrealniony widok słońca błyszczącego w przestrzeni na kadłubach floty DMK, jak brylanty rozsypane na czarnym aksamicie, podniosłość, której doświadczyło niewielu ludzi. Wyobraziła sobie, jak Brock odbiera w domu telefon, wyobraziła go sobie siedzącego na brzegu łóżka i słuchającego swojego przełożonego, który opisywał mu to, co musiało brzmieć jak cuda. – Mursult był… kimś w rodzaju astronauty – ciągnął Brock, a jego szczęki żuły lukrecję. – Głęboka Przestrzeń… Wiem, co to jest głęboka przestrzeń, rozumiem, że bywamy w Układzie Słonecznym dalej, niż się o tym informuje, ale nie pojmuję, w jaki sposób. Piana kwantowa… Zatem powiedziano mu o Głębokiej Przestrzeni, ale nie o Głębokim Czasie, pomyślała Moss. Dowództwo Marynarki Kosmicznej miało oficjalne oblicze, było zaangażowane w Gwiezdne Wojny za czasów prezydentury Reagana, miało w budżecie Departamentu Obrony pozycję równą nakładom na Dowództwo Sił Kosmicznych i NASA, ale większość jego operacji była ściśle strzeżonymi tajemnicami. Shannon poleciała w Głęboką Przestrzeń, ale także w Głęboki Czas, podróżowała do różnych wersji przyszłości nie tylko po to, żeby zobaczyć Terminusa, ale także w związku z prowadzonymi przez siebie dochodzeniami kryminalnymi. Te przyszłości były nazywane NTP, wymawiane jak „nie te” – niedopuszczalne trajektorie przyszłości. „Niedopuszczalne”, ponieważ przyszłość była zmienna; wersje przyszłości, do których podróżowało DMK, były jedynie możliwościami rozgałęziającymi się z warunków teraźniejszości. Moss nie wolno było wykorzystywać dowodów zebranych w przyszłości, żeby przedstawić sprawę oskarżeniu w teraźniejszości, gdyż przyszłość, której była świadkiem, mogła się nigdy nie zdarzyć. – Myśl o mnie jak o zasobie – powiedziała Shannon. – Dlatego tu jestem, dlatego poproszono cię, żebyś mnie wezwał. Mój wydział zajmuje się przestępstwami związanymi z programem Głębokich Wód. – Nie wiem, w co mam wierzyć – przyznał się Brock. – Nie wiem, w co mam wierzyć odnośnie do Patricka Mursulta, na temat programu tajnych operacji… Wszystko to brzmi… Nie wiem, ile z tego rozumiem. – Mamy zaginioną dziewczynę – rzekła Moss. – To nasz priorytet. Przypomnienie o zaginionej nastolatce sprawiło, że się skupił; myśl o jakimś działaniu. – Marian Mursult – powiedział głośno. – Siedemnastolatka… – Marian – powtórzyła Shannon. – Znajdziemy ją. Zacznijmy od razu.­ – Miejscowi byli tutaj pierwsi – poinformował ją Brock; wszelka mgła niedowierzania rozproszyła się już. – Ustalili natychmiast, że interesującą nas osobą jest Patrick Mursult, zrozumieli, że to on zabił swoją rodzinę. Kiedy policjanci z Canonsburga znaleźli dokumenty, z których wynikało, że Mursult jest marynarzem, zadzwonili do centrum rezerwistów, żeby informować na bieżąco marynarkę. Potwierdzili jego tożsamość, służył w marynarce podczas wojny w Wietnamie, musiał być dzieciakiem. – Czego jeszcze się dowiedziałeś? – Twój przełożony przesłał mi na temat Mursulta faks z Narodowego Archiwum Personelu Wojskowego w St. Louis – kontynuował Brock. – Ogólne informacje o nim, streszczenia. Navy SEAL pod koniec lat siedemdziesiątych. Służył w Dowództwie Marynarki Kosmicznej na początku lat osiemdziesiątych. Mat pierwszej klasy, ale jego akta urywają się w 1983 roku. Okazuje się, że facet zniknął z radarów, wszystko na nazwisko żony. Oficjalny status: zaginiony w akcji.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj