Moss pomyślała: Marynarz, żyjący w cieniu, zaginiony w akcji marynarz DMK. Żołnierz zaginiony w Głębokich Wodach to tragedia, ale uznany za zaginionego marynarz, żyjący w ukryciu, który pojawia się w ten sposób, stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. – Musimy go natychmiast odnaleźć. – Możemy dowiedzieć się czegoś bardziej konkretnego o tym facecie? – zapytał Brock. – Będę współpracowała z moim dyrektorem, ale NCIS jest cywilnym organem – odparła Moss. – Mam certyfikat dostępu do ściśle tajnych informacji, tak jak i ty, ale dane na temat programu Głębokie Wody są udostępniane według potrzeb chwili i stopnia poufności. Możemy działać wyłącznie na podstawie tego, co powie nam marynarka. Brock wypluł gumę do żucia do opakowania i pstryknięciem posłał pakiet do kosza na śmieci. – Skupmy się na tym, co już wiemy – zaproponował. – Sprawca obudził swoje ofiary, zebrał je w salonie, po czym zaatakował. – Czym? – zapytała Moss. – Toporem – odparł Brock. Wyobraziła sobie klęczących kobietę i chłopca, mlaszczący cios, uniesienie siekiery przed kolejnym zamachem. Unicestwienie rodziny równie proste jak rąbanie drewna. – Jakiś powód, żeby wątpić, że uczynił to Patrick Mursult? – zapytała. – Żadnego – powiedział Brock. – Ale mógł mieć wspólnika. Sąsiadka, która wezwała policję, wspomniała o jego przyjacielu, facecie jeżdżącym czerwonym pickupem z rejestracją z Wirginii Zachodniej. Koncentrujemy się na tym pojeździe, próbujemy znaleźć jego właściciela. Opisała go jako kłopotliwego, zawsze blokował jej podjazd. Półciężarówka z nalepkami na zderzakach. Rozejrzyjmy się na górze. Moss wyszła za Brockiem z pokoiku. Zanurkował pod taśmą policyjną, powiódł ją na górę, wspinaczka, jaką odbywała niezliczoną ilość razy, idąc za Courtney, której pokój był pierwszy po prawej. Poręcz ze skręconego metalu, znajome wrażenie, że obraca się jej w dłoni. Wchodziła teraz po schodach na wpół świadomie, ruch jej protezy niezbyt płynny, mechaniczny. Brock przystanął na ostatnim stopniu, przyglądając się wspinaczce Moss, zdawał się ją obserwować, niemal gotów złapać, gdyby miała polecieć do tyłu albo się przewrócić. Shannon miała po dziurki w nosie tych niezręcznych chwil, kiedy ludzie się orientowali, że pracują z osobą po amputacji, i próbowali wykombinować, jak ją mają traktować. – Co zaszło na górze? – zapytała. – Jessica, jego siedmioletnia córka, uciekła przed początkową napaścią – wyjaśnił Brock. – Wbiegła tutaj. Pokój Courtney. Brock oparł dłoń na gałce drzwi. – Mam dwie córki – powiedział. – Dwie piękne córki… Otworzył drzwi i wpuścił Moss do środka; powrót do tego pokoju był jak wpełzanie z powrotem do kokonu. Pamiętała malowanie tych ścian na kolor różu o nazwie „guma do żucia” w czasie wakacji po szóstej klasie, odsączanie wałka na pochyłej tacce, Courtney krzyczącą za każdym razem, kiedy na jej czarne loki spadała paćka farby z sufitu. Pamiętała wydmuchiwanie papierosowego dymu przez żaluzję okienną w upalne lato, AC/DC na talerzu gramofonu, Powerage, aż płyta była tak zdarta, że nie odtwarzało się nic więcej poza kilkoma pierwszymi sekundami What’s Next to the Moon. Pokój był obecnie w kolorze lawendy, z białą komodą i piętrowym łóżkiem – córki Mursultów musiały go dzielić. Zeppelin i Van Halen zostali zastąpieni przez DiCaprio, Romeo i Julia, ale pomieszczenie wydawało się takie samo. Ciało Jessiki Mursult znaleziono w rogu, tam gdzie dawniej stało łóżko Courtney. Koszula nocna małej była w strzępach, na plecach ziała głęboka rana, jak rozdziawione usta między łopatkami odartymi ze skóry. Biedna dziewczynka. Biedna dziewczynka… – Dobrze się czujesz? – zapytał Brock. – Gdzie są ich paznokcie? – Shannon odpowiedziała pytaniem, wzrok miała rozmyty, ale zauważyła, że na palcach dłoni i stóp dziecka także brak paznokci. – Zbladłaś – stwierdził. – Chcesz usiąść? – Nic mi nie jest… Zachwiała się, Brock podtrzymał ją, opierając dłoń na jej plecach. – Dziękuję – powiedziała, chociaż nadal była oderwana od rzeczywistości. Poczuła przelotne zażenowanie. Weź się w garść, pomyślała. – Jestem… Nie wiem, co jest nie tak – dodała. – Przepraszam. Brock wyprowadził ją na korytarz. – Posłuchaj – odezwał się, zamykając za nimi drzwi pokoju. – Każdemu trudno znieść podobny widok, zwłaszcza jeśli się do tego nie przywykło. Nie ma sprawy, jeśli jest ci trochę słabo. – Muszę ci coś powiedzieć – rzekła. – To jest… Trochę mi trudno dzisiejszej nocy, to jest niesamowite. Znam ten dom. – Mów dalej. – Dorastałam tutaj – powiedziała. – Praktycznie mieszkałam w tym domu jako dziecko. Mieszkała tutaj moja najlepsza przyjaciółka. Courtney. Nazywała się Courtney Gimm. To był jej pokój. Spędziłam w nim mnóstwo czasu. Dokładnie tam stało jej łóżko. – Bez jaj. – Wytrąciło mnie to z równowagi, ale nic mi nie jest – zapewniła go Moss. – Kiedy zadzwonił Nestor i powiedział, że do zbrodni doszło przy Cricketwood Court… Oparła się o ścianę; dotykając jej, czuła się tak, jakby mogła zedrzeć ten współczesny świat i ujrzeć ponownie swoją przyjaciółkę, być nadal jej przyjaciółką, jakby czas w ogóle nie upłynął, jakby mogła wejść do dawnej sypialni, do minionego świata. Samozaciskowych bransoletek, plastikowych butów, kolorowych obrączek na aparacie ortodontycznym Courtney. – Bawiłyśmy się w lesie za tymi domami – powiedziała Shannon. – Paliłyśmy tam papierosy. Opalanie się w fotelach ogrodowych, dzielenie się piwem. Ojciec Courtney pracował na nocną zmianę, miały więc dom wyłącznie dla siebie, bo jej matka mieszkała w Pittsburghu ze swoim chłopakiem. Gandzia w niektóre wieczory, gdy Courtney udało się ją zdobyć, ale przeważnie siedziały po prostu do późna, oglądając telewizję, następnego dnia w szkole miały zaczerwienione oczy. W niektóre noce imprezowały z innymi dziewczynami na boisku. W inne z chłopakami. W niektóre wieczory Courtney, Shannon oraz chłopaki, których poderwały w centrum handlowym, upalali się, pili i migdalili, nic poważnego, tylko pieszczoty, pocałunki i robienie dobrze ręką kończące się późno w nocy zapachem mydła i spermy. – Chryste, straciłam dziewictwo w pokoju na końcu tego korytarza – odezwała się. Brat Courtney, Davy Gimm; widziała jego twarz tak wyraźnie, jakby była z nim zaledwie wczoraj. On w klasie maturalnej, ona w pierwszej, kiedy chwycił w garść jej włosy i pocałował ją, wsunął dłoń pod jej bluzkę, rozpiął sobie dżinsy i położył jej ręce na sobie. Twardniejącym w jej dłoniach. Uczucie jego ciężaru na niej, jego wciskania się w nią. – Przepraszam, nie powinnam była tego mówić. – Chodźmy zaczerpnąć świeżego powietrza – powiedział Brock. – Dasz radę zejść po schodach? – Poradzę sobie – odparła. – Zejdę za chwilę.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj