Pierwszą noc z Davym Gimmem spędziła w małej sypialni na końcu korytarza, w pomieszczeniu przypominającym bardziej składzik czy pokój dziecięcy niż właściwą trzecią sypialnię. Pamiętała noże, które Davy kupił na pchlim targu, plakat z Christie Brinkley ze „Sports Illustrated”. Leżeli na skrzypiącym podwójnym łóżku, czuła jego niecierpliwe palce gmerające pod jej elastycznymi szortami, wilgotny oddech na karku. Pamiętała dźwięki, które wydawał przez sen, gdy leżała rozbudzona, a blask księżyca skradał się po modelce prezentującej kostiumy kąpielowe. Zanim otworzyła drzwi dawnej sypialni Davy’ego Gimma, Moss odczekała, aż usłyszy z dołu głos Brocka – wejście do tego pokoju było jak wkroczenie w kosmos, gromady gwiazd i konstelacje zodiakalne wybuchały z nieskończonej ciemności. Pstryknęła włącznik światła, częściowo licząc może, że zobaczy plakat z Christie w kostiumie kąpielowym i kolekcję noży, ale zamiast tego ujrzała pokój małego chłopca, o ścianach upstrzonych naklejkami gwiazd, które świeciły w ciemnościach. Głupie; pożałowała tego, co powiedziała Brockowi, rozumiejąc, że powinna była trzymać buzię na kłódkę, że nie powinna w ogóle mówić nic o tym domu. Brak profesjonalizmu, chwila słabości. Widziała pokój nie taki, jaki był wcześniej, ale taki, jaki jest teraz – pokój zamordowanego dziecka. Znalazła Brocka na dole. Trawniki przy Cricketwood Court srebrzył szron, jego kwiaty rozpościerały się na przednich szybach zaparkowanych samochodów. W sąsiednim segmencie na piętrze zaświeciło się światło. – Gdzie w tym czasie była Marian? – zapytała. – Czy ktoś ją widział? – Wszyscy sąsiedzi ją znają, ale nie było jej tutaj – odparł Brock. – Od piątku. Dzwonimy teraz po nocy do członków rodziny i przyjaciół, próbując ją odnaleźć. – Wspomniałeś, że Mursult ma kumpla jeżdżącego czerwoną półciężarówką – powiedziała Moss. – Ktoś zna tego faceta? – Nikt – rzekł Brock. – Sąsiedzi zauważyli to auto, bo często parkował je na ulicy, ale Mursult i jego kompan trzymali się na uboczu. – Sądzę, że powinniśmy posunąć się dalej i rozpowszechnić komunikat o zaginięciu dziewczyny. – Może się znaleźć – stwierdził Brock. – Może być w domu przyjaciółki. Sprawdzamy wszędzie. Alarmowy system powiadamiania o zaginionych był nowością, przypomniała sobie Shannon, nie tak powszechną, jak kiedyś się stanie. – To nam pomoże – powiedziała. – Ktoś mógł ją widzieć. Brock spojrzał na podświetlaną tarczę swojego zegarka. – Moss, twoje biuro znajduje się w SISK, zgadza się? –spytał. SISK to Służby Informacyjne Sądownictwa Kryminalnego, ośrodek nerwowy FBI, niedawno ukończony kampus, krystaliczna osobliwość stojąca wśród wzgórz na pustkowiach Wirginii Zachodniej nieopodal Clarksburga. Budynek należał do FBI, ale wobec braku obiektów marynarki wojennej czy piechoty morskiej w tym rejonie umieszczono tam siedzibę Kryminalnego Biura Śledczego Marynarki Wojennej. – Mieszkasz tam? – zapytał. – W pobliżu Clarksburga? – Zgadza się. – Moja żona, Rashonda, pracuje w SISK, w laboratorium daktyloskopii. Może wpadłyście na siebie. – Jesteś mężem Rashondy Brock? – zdziwiła się Moss. W biurach SISK pracowało kilka tysięcy ludzi, ale Rashonda Brock, jako zastępczyni asystenta dyrektora Wydziału Laboratoriów, była dobrze znana. Gabinet Shannon znajdował się w pobliżu przedszkola ośrodka, więc chociaż nie poznała osobiście żony Brocka, to w większość poranków widziała Rashondę, która w nawałnicy objęć i pocałunków zostawiała tam dwie córki. – Wydaje mi się, że widziałam jakieś malunki waszych dzieci – powiedziała. – Brianna i Jasmine, prawda? Fioletowe dinozaury… – Barney – potwierdził Brock, uśmiechając się i chichocząc. – Wszystko jest dinozaurem Barneyem, ściany pokoju Brianny są nim upstrzone. Moss zrozumiała, jak to jest, że Rashonda może pasować do Brocka; pulchna, wysoka, zawsze promienna kobieta musiała doznawać ciepłego uczucia satysfakcji za każdym razem, kiedy rozśmieszyła swojego poważnego męża. – Przyjechałaś więc z okolic Clarksburga? To ile stąd, godzina jazdy, półtorej? – zapytał, wyławiając z kieszeni marynarki kopertę z kartą magnetyczną do drzwi. Podał ją Shannon. – Wynajęliśmy w pobliżu kompleks pokoi, nie wracaj dzisiaj w nocy do Clarksburga. Z samego rana będziesz musiała znowu być tutaj. – Dobrze, przenocuję – powiedziała, oceniając zmianę w zachowaniu Brocka. Złagodniał, odkąd zauważył jej protezę i od wspomnienia o żonie. – Głębokie Wody – rzekł, patrząc w niebo, chociaż pokrywa chmur uniemożliwiała dojrzenie gwiazd. – W dzieciństwie marzyłem o zostaniu astronautą. Dziadkowie zabrali mnie na przylądek Canaveral, żebym się przyjrzał startowi rakiety. To był najpiękniejszy widok do narodzin moich córek. Moss widziała mknące o świcie błyski ognia, rakiety wznoszące się i znikające z pola widzenia. – To zawsze jest piękne, za każdym razem – stwierdziła. – Prześpij się – powiedział Brock. – Mój zespół będzie nadal pracował w nocy. Spotkanie na temat postępów, ze wszystkimi zaangażowanymi, o dziewiątej rano, a potem konferencja prasowa. Kiedy odjeżdżała z Cricketwood Court, z Hunting Creek, pragnienie oddalenia się od tego domu czuła jak pieczenie barków i pleców. Hotel zarezerwowany przez Brocka to był Best Western, znajdujący się bliżej Waszyngtonu w Pensylwanii, ale przed wjazdem na siedemdziesiątkędziewiątkę zrobiła pętlę na parkingu Pizza Hut, który graniczył z Chartiers Creek. Tutaj została zamordowana Courtney, w listopadzie, w drugiej klasie liceum. Pizza Hut wyglądała tak samo jak zawsze, niezmieniona od czasu, kiedy Moss była tutaj, ceglany budynek z półkolistym blaszanym dachem, z tyłu dwa kontenery na śmieci, niebieskie w świetle reflektorów jej auta. Zwłoki Courtney pozostawiono między tymi pojemnikami. Moss policzyła godziny; niemal trzydzieści trzy od czasu, gdy ostatni raz widziano Marian Mursult. Shannon pojechała do hotelu, rozmyślając o swojej martwej przyjaciółce, myśląc o zaginionej dziewczynie. O paznokciach zerwanych z palców dłoni i stóp zabitych. Czy Patrick Mursult zamordował swoją rodzinę? Gdzie był teraz? Moss trzymała w bagażniku podręczną torbę z dwiema zmianami ubrań i kosmetyczką, będąc w każdej chwili gotowa do wyjazdu. Rozebrała się w pokoju hotelowym, odjęła protezę, usunęła wkładkę; wilgotny podmuch, ostra woń potu rozbudziły ją na moment. Wzięcie prysznica było trudne z powodu braku uchwytów dla niepełnosprawnych, ale kiedy woda zrobiła się ciepła, usiadła na krawędzi wanny, przerzuciła nogę ponad jej brzegiem, a potem ześlizgnęła się po emaliowanym wnętrzu i usiadła na macie antypoślizgowej. Lała się na nią gorąca woda. Umyła włosy, zużywając cały hotelowy szampon, starając się zmyć z siebie zapach rozkładu i krwi. Pozbawiona kul i wózka, przemieściła się, skacząc po wykładzinie, po czym wślizgnęła się pod świeżo wyprasowaną pościel i otuliła kołdrą. Przy opuszczonych żaluzjach i wyłączonym świetle pokój był cudownie ciemny. Zimny. Obróciła się, chciała zasnąć, ale ujrzała ciała kobiet i dzieci przedstawione w postaci wielkich krwawych łuków i rozkwitających ran. Pomyślała o Marian – nadal żywej, proszę, niech będzie żywa – ale nie wiedziała, jak dziewczyna wygląda, więc jej wyobraźnię wypełniła podobizna Courtney Gimm, a jej myśli pognały ku ostrzom siekier kruszących kości oraz ku ranom, które się rozwierały niczym usta. Spocona, rzucała się na materacu, zaplątana w pościel; w pokoju unosiła się cierpka woń jej wkładki protetycznej. Usiadła i pomacała ręką po ciemku w poszukiwaniu pilota. Wszystkie lokalne stacje donosiły o zamordowaniu rodziny w hrabstwie Waszyngton, na przedmieściach Canonsburga. Moss przymknęła oczy, gdyż raził ją jaśniejący coraz bardziej ekran telewizora – ujęcia sąsiednich dachów z lotu ptaka, film z blokady szeryfa, jego zastępca z chaplinowskim wąsikiem podciągał spodnie przy kozłach zapór. Pierwsze doniesienie o zaginionej zostało nadane przed piątą rano. Marian Tricia Mursult. Lat siedemnaście, zamieszkała w Canonsburgu w Pensylwanii. Na zdjęciu opalona, piegowata, w obciętych dżinsach i podkoszulce na ramiączkach, o włosach prostych, czarnych jak węgiel. Shannon zatchnęło na widok podobieństwa między zaginioną dziewczyną a jej przyjaciółką, obie zwyczajnie piękne, o długich, ciemnych włosach. Moss była wyszkolona do podróży w czasie, przyzwyczajona do przeżywania przyszłych zdarzeń, jakby rozgrywały się na terra firma teraźniejszości, ale to déjà vu było czymś innym, jakby przyłapała świat na powtarzaniu się – dom, dziewczęta – jakby zobaczyła coś, czego nie powinna była widzieć, mechaniczną powtórkę cyklicznego czasu. A może podobieństwo dziewczyn było czymś dużo rzadszym, czymś jak druga szansa? Straciła Courtney, ale nadal mogła ocalić Marian. Shannon rozluźniła się w łóżku, pocieszyła tym, że ludzie będą szukali dziewczyny, że być może ktoś już ją widział, mógł wiedzieć, gdzie przebywa, bezpieczna, bezpieczna, ale kiedy zasypiała, mając przed sobą zaledwie kilka godzin snu, Moss niemal czuła, że ciało dziewczyny stygnie.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj