Nie czas umierać, czyli 25. film o przygodach Jamesa Bonda był zarazem pożegnaniem z kreacją Agenta 007 Daniela Craiga, który rozpoczął swoją przygodę z rolą szpiega Jej Królewskiej Mości w 2006 w filmie Casino Royale. Wielu fanów już zastanawia się, kto przejmie po aktorze rolę Agenta 007. Postanowiłem przyjrzeć się tej kwestii i podumać nad tym, kto może być nowym Bondem. W spekulacjach i typach bukmacherów pojawia się kilku faworytów. Są nimi Henry Cavill, Tom Hardy, Regé-Jean Page i Idris Elba. Na początku przyjrzę się właśnie szansom tych panów. Cavill nadawałby się idealnie do roli Bonda, nawet był bliski otrzymania jej przy Casino Royale, jednak okazał się za młody i postawiono na Craiga. Mimo wszystko myślę, że Cavill nie będzie nowym Agentem 007. Powód jest prosty. To obecne jeden z najbardziej zapracowanych ludzi w Hollywood, który za chwilę będzie wchodził na plan Enoli Holmes 2 i 3. sezonu Wiedźmina. Trzecim dużym projektem, z którym związany jest Cavill to Argylle. Tajny szpieg, szpiegowskie widowisko Apple, w którym aktor gra główną rolę. Ma to być początek nowej, dochodowej serii. Myślę, że Brytyjczyk nie będzie chciał wchodzić w kolejną franczyzę o tej tematyce, szczególnie że będzie mógł być twarzą nowego, oryginalnego pomysłu w tym gatunku. Podobnie sprawa ma się w przypadku Page'a. Po sukcesie serialu Bridgertonowie aktor jest rozchwytywany w Hollywood. I to może stanąć na przeszkodzie przy potencjalnych negocjacjach dotyczących Bonda. Page otrzymał już angaż w widowisku fantasy Dungeons & Dragons: Złodziejski honor oraz reboocie Świętego. Ponadto w przyszłym roku zobaczymy go w wielkiej szpiegowskiej superprodukcji Netflixa Gray Man. Nie wiadomo, czy twórcy mają z jego postacią związane większe plany na kolejne produkcje z serii. Wydaje się więc, że z tej czwórki to właśnie Hardy i Elba mogą mieć największe szanse. Obydwaj mają ogromną charyzmę i już udowodnili, że dobrze czują się w wielkich widowiskach kinowych. Jednak w ich przypadku potencjalnym problemem stają się superbohaterskie projekty, z którymi są związani aktorzy. Z Hardym i jego rolą Eddiego Brocka/Venoma większe plany ma Sony po sukcesie drugiej części jego przygód. Być może nawet postać zahaczy o MCU. W przypadku Elby nie wiadomo jeszcze nic, ale być może Warner będzie chciało kontynuować przygody Legionu samobójców, którego Bloodsport, grany przez Elbę, jest ważną częścią. Superbohaterskie przyszłe plany aktorów jeszcze nie nabrały kształtów, jednak mogą stanowić problem w negocjacjach z producentami serii o Bondzie.
Źródło: Warner Bros.
Innym wyjściem wydaje się kompletna zmiana profilu franczyzy i nowym Bondem mogłaby zostać kobieta, o czym mówi się już od dłuższego czasu. W tym wypadku widziałbym trzy kandydatki na tym stanowisku. Pierwsza z nich to Angelina Jolie. Przede wszystkim podejrzewam, że doskonale sprawdziłaby się w roli agentki, która lubi łamać zasady, udawać się na niebezpieczne misje (co udowodniła choćby w thrillerze Salt), przy okazji zachowując grację i szyk. Jolie potrafi doskonale łączyć pozę niebezpiecznej femme fatale z rolą obeznanej w środowisku damy. Kolejnym udanym wyborem byłaby Charlize Theron. Właściwie można jako argument podać wszystko to, co w przypadku Jolie. Theron to kobieta, z którą chętnie chciałoby się pójść na kolację do eleganckiej restauracji, a zaraz potem zlać kilku typów w ciemnym zaułku. Przy okazji w filmie Atomic Blonde udowodniła, że doskonale czuje się w roli bezkompromisowej agentki, która potrafi na zimno wykonać powierzoną jej misję. Ostatnim moim typem jest Margot Robbie, gdyby producenci postawili na młodszą wersję bohaterki. To aktorka, która ma ogromną energię, urok osobisty, a przy okazji sprawdza się również w scenach walki i innych popisach kaskaderskich, co pokazała wcielając się w Harley Quinn. Jednak w tym wypadku na przeszkodzie mogłoby stanąć to, że jest w tej chwili bardzo rozchwytywaną aktorką i już zaangażowała się w dwie duże franczyzy, DC i Piraci z Karaibów. Pracuje nad nową częścią serii Disneya i ma zagrać w niej główną rolę. Wszystkie trzy aktorki doskonale potrafią łączyć kino akcji i dramat, co jest potrzebne w historii Bonda. Jednak w przypadku kobiecej wersji Bonda raczej na pewno przeszkodą okażą się fani. Seria o Agencie 007 to bardzo ikoniczny cykl, który ma już prawie 60 lat na karku. Przez ten długi czas obecności szpiega na ekranie ogromna rzesza fanów wypracowała w swoich umysłach pewien wizerunek Bonda i raczej jego kobieca wersja nie znajduje się w schemacie, który mógłby się przyjąć. Sam Daniel Craig w jednym z wywiadów powiedział, że chciałby, aby powstawały takie role jak Bond, ale dla kobiet. Lashana Lynch w roli nowej 007 w Nie czas umierać udowodniła, że można sobie wyobrazić aktorkę z tym ikonicznym numerem, która doskonale sprawdza się na ekranie. Zresztą nawet pojawiały się plotki o tym, że mogłaby przejąć rolę Bonda w cyklu. Osobiście po tym, co zobaczyłem w kinie, nie miałbym z tym problemu. To przede wszystkim musi być aktor lub aktorka z doskonałą charyzmą, która świetnie potrafiłaby oddać złożoność 007. Jako przykład takiej drastycznej zmiany zawsze przywołuje Heatha Ledgera w roli Jokera. Przed premierą Mrocznego Rycerza "fani" pałali nienawiścią do wyboru producentów. Po premierze te same osoby chciały dać Ledgerowi wszystkie nagrody świata i stawiać pomniki. Należy pamiętać, że ostatecznie to ekran weryfikuje wybór twórców. Jednak sądzę, że wybór kobiety spotkałby się z ogromnym sprzeciwem nie tylko męskiej części fanów Bonda, ale i całej społeczności ogółem, w dobie Internetu i mediów społecznościowych powstałoby pewnie kilkaset petycji o zmianę. Na początku fani mieli nawet problem z Craigiem, gdy został ogłoszony nowym Bondem, dlatego sądzę, że producenci postawią na bezpieczny wybór.
fot. Universal Studios
Kadencja Craiga pokazała, że podejście do Bonda się zmieniło. Nie jest on już tylko pewnym wyobrażeniem amanta, który zmienia kobiety jak rękawiczki między kolejnymi misjami. Raczej w wykonaniu Craiga nabrał on więcej emocji i spokojnie moglibyśmy go sobie wyobrazić na szpiegowskiej emeryturze jako męża i ojca. Jest on nie tylko twardym agentem, ale również facetem z własnymi problemami, rozterkami, który nie do końca odnajduje się w świecie. Taka zmiana podejścia do Bonda sprawia, że otwierają się nowe ścieżki, jeśli chodzi o angaż aktorów do tej roli. Takim nieoczywistym wyborem wydaje mi się James McAvoy. Aktor nie jest typem amanta, jednak udowodnił, że jest prawdziwym ekranowym kameleonem i spokojnie sprawdziłby się w każdej roli. Nieważne, czy wciela się w komiksowego bohatera o telepatycznych zdolnościach, człowieka chorego na osobowość mnogą czy policjanta-narkomana, w każdej z nich jest bardzo wiarygodny, ponieważ cały staje się swoją postacią. Dodatkowo to Szkot, więc rodowód agenta się zgadza. Innym nie do końca oczywistym wyborem wydaje się Jude Law. Aktor już dawno wyrósł z grania amantów, jednak cały czas pasuje doskonale do roli szpiega dżentelmena. Law czuje się bardzo dobrze w wielkich produkcjach, ponieważ miał już okazję wystąpić w MCU, uniwersum Harry'ego Pottera czy przygodach Sherlocka Holmesa. Anglik doskonale sprawdziłby się również w roli bardziej dojrzałej wersji Jamesa Bonda, człowieka, który miał już okazję być na niejednej misji. Przez pryzmat Lawa można by pokazać Agenta 007, który musi zmierzyć się ze zmianami w otaczającym go świecie, podobne jak to miało miejsce w przypadku Craiga w Skyfall, jednej z najlepszych części całego cyklu, w której Bond po raz pierwszy oprócz głównego czarnego charakteru musiał stawić czoła przemijaniu. Producenci powinni kontynuować drogę patrzenia na Bonda jako zwykłego człowieka, ze swoimi słabościami i błędami życiowymi. Skupiać się w dużym stopniu na jego rysie psychologicznym. I taki aktor jak Law myślę, że doskonale odnalazłby się w tej konwencji. Na koniec pomyślałem, że może warto sprawdzić również "niebrytyjską opcję" nowego Bonda. Mam dwóch kandydatów prosto z USA. Pierwszym z nich to były Kapitan Ameryka (chociaż podobno ma powrócić gościnnie do MCU) Chris Evans. Aktor zaangażował się już w kilka projektów po zakończeniu przygody z Marvelem, między innymi we wspomnianym widowisku The Gray Man czy przygodowej produkcji Ghosted, jaką przygotowuje Apple. Sam Evans stwierdził, że po odejściu z MCU chce się skupić na innych projektach, ponieważ wejście w daną franczyzę sprawia, że jesteś związany kontraktem i nie możesz angażować się w inne, ciekawe rzeczy. Wobec tego może nie być chętny wikłać się w kolejną, wielką serię. Jednak jeśli przedstawi mu się dobrą historię i wysoki kontrakt, aktor może szybko zmienić zdanie. Drugim wyborem jest Karl Urban, który już w The Boys udowodnił, że brytyjski akcent ma opanowany perfekcyjnie. W Star Treku i MCU pokazał, że ma charyzmę i spore pokłady humoru, w The Boys udowodnił, że potrafi być twardym, zimnym draniem, a jako Dredd czy w Krucjacie Bourne'a udowodnił, że sceny akcji mu niestraszne. Wszystkie składowe postaci Bonda się zgadzają, wobec tego powinien sobie poradzić.
fot. HBO
Oto moi kandydaci i wnioski dotyczące poszukiwań nowego Bonda. Jedno jest pewne, wybór producentów będzie bardzo trudny. Nieważne, kto ostatecznie otrzyma rolę i jakie będą reakcje fanów serii, ekran i tak zweryfikuje, czy twórcy postawili trafnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj