Chemia
W polskim kinie w tym roku nie było nic gorszego. Ba, Chemia może śmiało rywalizować z najgorszymi produkcjami ze światowego rynku. Całkowicie oderwany od rzeczywistości, miałki, momentami żenujący i bardzo szkodliwy film. Sposób, w jaki Bartosz Prokopowicz mówi o chorobie, jest niedopuszczalny. Chemia nie ma scenariusza, jest niczym teledyskowy klip, który jedynie ładnie wygląda i nie oferuje niczego ponadto. Szkoda czasu, bo jedyne emocje, jakie może wzbudzić, to złość. Złość na to, że ten film w ogóle miał szansę powstać. Nasza pełna recenzja No urlFifty Shades of Grey
O tym filmie mówiło się przez długi czas, mimo że w rzeczywistości nie zasłużył on na uwagę, jaką dostał. Pięćdziesiąt twarzy Greya można nazwać reklamą Ikei, ale na pewno nie dziełem filmowym. Film miał być gorący, prowokujący, seksowny, ale nic z tego. Efekt końcowy jest pozbawiony jakiejkolwiek chemii, aktorzy męczą się w swoich rolach, dialogi nie istnieją, scenariusza nie ma, sceny seksu są nudne i nie mają w sobie żadnej pikanterii. Ten film może poszczycić się jednym - z pewnością dorównał książkowemu oryginałowi. Jest tak samo słaby jak on. Nasza pełna recenzja No urlHiszpanka
Superprodukcja, która nie wyszła. Tym większa szkoda, że to nasza rodzima superprodukcja. Tak to się niestety kończy, gdy za wysokobudżetowy film, z założenia kręcony dla masowej publiczności, bierze się artysta, który jest na bakier z filmowym rzemiosłem. Powstał obraz nudny, zbyt teatralny, nieciekawy, a przede wszystkim nie na temat. Wielka porażka i film, który już dziś może aspirować do galerii największych polskich kinowych rozczarowań wszech czasów. Nasza pełna recenzja No urlOstatni klaps
Mariusz Pujszo nie zawodzi. Ten filmowy twórca od lat porusza się z dużą odwagą po przestrzeniach filmowego kiczu i nieporadności. Jest w tym jakiś sztubacki urok, ale nie zmienia to faktu, że jego filmy to zwykle przestrzelone, stracone szanse na fajną zabawę. Tak samo jest i przy tej opowieści o wielkim filmowym nieporozumieniu – czyli ambitnym reżyserze zamieszanym w produkcję pornosa. Jest gdzieś w tym pomysł na zabawną komedię, ale niestety zniknął on w trakcie prac nad tym "dziełem", zostawiając nas w towarzystwie słabych dowcipasów i umownej erotyki. No urlSeventh Son
Hollywoodzki debiut uznanego rosyjskiego reżysera Sergeia Bodrowa miał być jego przepustką do wielkiej kariery. Niestety bardzo często w takich przypadkach kończy się to źle, bo Hollywood nie daje komuś takiemu swobody kreatywnej lub po prostu nie radzi sobie on z innym trybem pracy. Takim sposobem dostaliśmy film fantasy z banalną i oklepaną fabułą, nieciekawymi postaciami i przeciętnymi efektami specjalnymi. Nic tutaj nie działa, nie angażuje, a wielki finał może wywołać jedynie ziewnięcie obojętności. Do tego Jeff Bridges znów odtwarzający jeden schemat, który sobie wymyślił jakiś czas temu, zaczyna jedynie irytować. Tutaj problemem nie jest fakt, że twórcy wzięli z książki, na podstawie której powstał ten film, jedynie nazwy postaci i jakieś ogólniki ze świata, ale to, że nie potrafili zrobić z tego opowieści wartkiej, ciekawej i wartej uwagi. Zamiast tego dostajemy kino, które ogląda się ciężko. Nuda. No urlLove
A miało być tak pięknie! Gaspar Noe chciał zrobić coś nietuzinkowego i kontrowersyjnego. Chciał nakręcić film, który w dużej mierze składać się będzie z odważnych scen seksu, do tego pokazanych w 3D. Skończyło się na tym, że nakręcił porno. Jedyna rzecz, która jest dobra w Love, to właśnie sceny seksu. Nie są wcale tak kontrowersyjne, jak zapowiadano - to po prostu pięknie nakręcone obrazki ozdobione świetną muzyką. Ładne to jest, przyjemnie się patrzy, tyle że wszystko, co składa się faktycznie na dobry film - porządny scenariusz, dobra gra aktorska, przemyślana fabuła - w Love nie istnieje. Kiedy aktorzy uprawiają seks, wszystko jest w porządku, ale kiedy zaczynają się odzywać, ma się ochotę czymś w nich rzucić. Mądrości Noe to mądrości rodem ze ścian gimnazjalnych toalet - są nie do zniesienia. No urlThe Fantastic Four
Symbolem porażki Fantastycznej Czwórki jest fryzura Sue Storm, która zmieniała się ze sceny na scenę. Dlaczego? Bo część filmu nakręcił Josh Trank, a część... ktoś inny. Efekt to niepasujący do siebie zlepek fragmentów: zaczynamy od filmu o młodych odkrywcach, pokazującego później moce jako przekleństwo, by w finale obejrzeć kuriozalną walkę z totalnie położonym jako postać Doomem. Trudno znaleźć tu coś, co wyszło twórcom dobrze. No url
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj