Seriale mają widzów, fanów – czyli osoby nieco bardziej zaangażowane we wszystko, co jest związane z ich ulubioną serią, oraz fanów fanatycznych, którzy bez względu na wszystko wierni są serialowi do grobowej deski. Stacje telewizyjne przynajmniej teoretycznie przywiązują dużą wagę do słupków oglądalności i kiedy tylko spada ona znacząco, bezlitośnie likwidują swoje produkcje, nie bacząc na łzy, apele i petycje bardziej lub mniej zaangażowanych wielbicieli. Czasem jednak sytuacja bywa inna. Stacja, ciągle licząc na odbudowę potencjału lub bazując na stałej grupie odbiorców, przedłuża serię ponad wytrzymałość normalnego widza i czyni to czasem za pomocą bardzo karkołomnych sztuczek. Niektórym udało się to już co najmniej kilka razy. Są wśród nich seriale nadal oglądane, ale wywołujące czasem u widza nerwowy chichot; są i takie, które trzymają się na powierzchni w zasadzie nie bardzo wiadomo dlaczego. Oto kilka przykładów, z którymi można się zgodzić lub nie – zależy to po prostu od indywidualnego odbioru. Jeżeli jesteś fanem, skrzywisz się i dalej będziesz oglądał; jeżeli tylko widzem – być może zgodzisz się ze mną, że niekoniecznie należy kręcić jeszcze jeden sezon.

Grey's Anatomy” (2005 - ????)

Kiedy w marcu 2005 roku stacja ABC rozpoczęła emisję pierwszego sezonu "Chirurgów", wszyscy (prawie) byli zachwyceni odświeżeniem wyświechtanej formuły serialu medycznego zaproponowanym przez twórców. Nie była to rewolucja, ale umiejętne połączenie dramatu, komedii i obyczajówki w zgrabną całość przyprawioną w ciekawy sposób muzyką zyskało uznanie nie tylko widzów, ale i krytyków. Serial był laureatem Złotych Globów i Emmy, a aktorzy w nim występujący zyskali status pierwszoligowych gwiazd telewizyjnych. Kiedy zaczęło się to psuć? Mniej więcej w okolicach sezonu siódmego, kiedy z obsady odeszła Katherine Heigl, a oglądalność dosyć gwałtownie się załamała (finał sezonu oglądało prawie o połowę mniej widzów niż finał sezonu poprzedniego). Od tamtej pory maleje ona nieznacznie, acz systematycznie, nic więc dziwnego, że twórcy posunęli się do karkołomnych zabiegów, aby "Chirurdzy" utrzymali się na powierzchni. Ataki terrorystyczne, klęski żywiołowe, katastrofy lotnicze i choroby, połączone z niezliczoną ilością romansów w różnej konfiguracji zepchnęły na dalszy plan to, co stanowiło o sile serii – opowieść o indywidualności współpracujących ze sobą lekarzy szpitala w Seattle. Zastąpiło ją skomplikowane połączenie telenoweli i tragifarsy. Zapowiadany sezon 12 musi się obejść m.in. bez Dereka Shepherda (Patrick Dempsey), którego odejście z serialu jest chyba dodatkowym gwoździem do trumny oglądalności. [video-browser playlist="722232" suggest=""]

Bones” (2005- ????)

Pomysł na serię został zaczerpnięty z książek Kathy Reichs o doktor Temperance Brennan – antropologu współpracującym z kanadyjską i amerykańska policją wszędzie tam, gdzie wymagana była owa szczególna profesja, ale fanów serialu, który sięgnęli po powieści, czekało srogie rozczarowanie. Serialowa doktor Brennan jest zupełnie inna niż jej książkowy pierwowzór i poza nazwiskiem oraz zawodem nie ma z nią wiele wspólnego. Ale to właśnie tej postaci i jej zachowaniu, lekko dziwacznemu, niekonwencjonalnemu i bezpośredniemu, "Bones" w dużej mierze zawdzięczają swój sukces. Poza ciekawymi, pokazanymi z nietypowej strony sprawami kryminalnymi i sympatią, jaką budził w widzach prawdziwy zbiór oryginałów zatrudnionych w Instytucie Jeffersona, ogromne znaczenie dla popularności serialu miała też dająca się odczuć od pierwszego odcinka chemia łącząca Temperance i agenta Seely’ego Bootha. Jej finał, czyli dziecko i ślub, powinien być końcem serialu. Zdecydowano się dalej ciągnąć ten wózek, tyle że tempo, w jakim jechał, stawało się coraz bardziej karkołomne. Przestały śmieszyć próby „ucywilizowania” pani antropolog, kłopoty Angeli i Hodkinsa były coraz dziwniejsze (vide cudownie odnaleziony brat), a prowadzone sprawy kryminalne, mimo że różnorodne, nabrały w oczach widza rutyny. Sezon 10 skończył się tak, jakby miał być końcem serialu - i szczerze mówiąc, byłoby to najlepsze wyjście. Ale "Kości" dostały sezon 11 i zastanawiam się, czy można jeszcze coś z tego stojącego stawu wyłowić... [video-browser playlist="722233" suggest=""]

NCIS” (2003 -?????)

Seria jest spin-offem serialu "JAG" i sama doczekała się spin-offów w postaci dwóch innych produkcji – "NCIS: Los Angeles" i "NCIS: New Orleans". Swego czasu zasłużyła na tytuł najchętniej oglądanego serialu Ameryki, a oglądalność nie spada od lat. Czemu powinna się skończyć? No cóż, jest straszliwie schematyczna – ten sam zestaw charakterów w każdej serii (prawdziwy dowódca, mądrala, geek, twarda dziewczyna, podrywacz), niezwykle podobne problemy, ten sam hurraamerykański sznyt. Nawet traktując "NCIS" czysto rozrywkowo, po którymś tam sezonie można mieć dosyć wciąż takich samych problemów, nieodzownych cliffhangerów w końcówce sezonu i wiecznego obijania Tony’ego DiNozzo po głowie. Może już wystarczy, panie Harmon? [video-browser playlist="722234" suggest=""]

The Vampire Diaries” (2009 - ????)

"The Vampire Diaries" powstały na fali popularności historii o superprzystojnych wampirach zakochujących się w nastolatkach z liceum. W pierwszych sezonach były całkiem zabawnym serialem o pierwszych pocałunkach, skrywanej miłości i kłopotach w szkole, zaprawionym dodatkowo dużą dawką mistycyzmu, niebezpieczeństw i magii. Niestety im dalej w las, tym dziwaczniej, a trójkąt miłosny Stefan-Elena-Damon był równie wkurzający jak w każdej brazylijskiej telenoweli, zaś przeróżne konfiguracje uczuciowe głównych i drugoplanowych bohaterów coraz częściej przypominały perypetie z "Mody na sukces". Na dodatek scenarzystów często ponosiła fantazja, a przecież nawet w serialach dla nastolatek trzeba zachowywać logikę i sens. Mimo to dzięki sporej bazie wiernych fanów serialowi udało się dotrwać do sezonu siódmego, a chociaż obsadę opuściła Nina Dobrev (grająca Elenę), "Pamiętniki..." trwają i według słów dyrektora stacji mają trwać jeszcze długo. I to nie jest dobra wiadomość. [video-browser playlist="722235" suggest=""]

Supernatural” (2005 - ????)

Umieszczenie "Nie z tego świata" na tej liście przychodzi mi z wielkim trudem, jako że jest to mój ukochany, najukochańszy serial, któremu jestem wierna od początku. No prawie. Historia Winchesterów i ich nierównej walki z nadnaturalnym złem liczy już 10 sezonów, a serial może poszczycić się jedną z najbardziej lojalnych grup fanowskich na świecie. Zaliczam się do tych fanów, którzy oglądają serial ciągle, niestety od jakiegoś czasu coraz częściej zgrzytam przy tym zębami. Nie ma co ukrywać, że zasadnicza, spójna i poukładana opowieść o Samie i Deanie skończyła się na sezonie piątym i zdaniem wielu serial został sztucznie wydłużony. Po odejściu Erica Kripke coraz częściej pisany jest nie po to, aby opowiedzieć jakąś historię, ale aby przypodobać się fanom - a to niestety nie wychodzi mu na dobre. Serial, który zasadniczo opowiadał o tym, jak ważna jest rodzina, zmienił się powoli w karykaturę tej idei. Nie zrozumcie mnie źle, oglądać "Nie z tego świata" będę zawsze i do końca, ale wolałabym wspominać go dobrze i nie chciałabym, by osunął się ostatecznie w otchłań głupoty. Pora kończyć. Mimo wszystko. [video-browser playlist="722236" suggest=""]

"The Big Bang Theory" (2007 - ????)

Niedawno zakończony 8. sezon "Teorii wielkiego podrywu" był jednym wielkim dreptaniem w miejscu i ganianiem za własnym ogonem. Wprawdzie w życiu uczuciowym bohaterów sporo się działo, zwłaszcza pod koniec scenarzyści postanowili pchnąć wydarzenia do przodu, pod każdym innym względem byli jednak w najlepszym przypadku wtórni - skupiali się na jakimś aspekcie danej postaci i męczyli wynikające z niego żarty do upadłego. Najbardziej obrywało się Amy - na każdym kroku przypominano nam, że była samotna i nielubiana; z Bernadette zrobiono kontrolującą Howarda zołzę; związek Leonarda i Penny rozwijał się jakby od niechcenia, a para zajmowała się głównie tym, że Penny teraz ma karierę i zarabia więcej od swojego narzeczonego; Sheldon zmienił się w parodię samego siebie, powtarzając stare frazy, grając listę The Best znanych nam dziwactw. Relacje w parach jeszcze jako tako szły do przodu, bo te wątki pisze się łatwo, jeżeli jednak chodzi o geekowską duszę serialu, ta została ciśnięta w kąt i może w dwóch czy trzech odcinkach pozwolono jej znowu wyjść na światło. "Teoria wielkiego podrywu" w 8. sezonie mało przypominała serial z poprzednich 7 serii - raczej była mniej śmieszną wersją "Przyjaciół". [Marcin Zwierzchowski] [video-browser playlist="722240" suggest=""]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj