Patrząc przekrojowo na telewizyjne serie portretujące koniec świata, możemy wyróżnić przynajmniej cztery dominujące wizje, których różne warianty są najczęściej powielane. Tych bardziej nieszablonowych pomysłów jest mniej, ale to również są przypadki warte uwagi. Oto postapokaliptyczne krajobrazy telewizji.
Zombie apokalipsa
Plagi nieumarłych żywiących się ludźmi to prawdopodobnie najpopularniejszy współczesny motyw postapokaliptyczny. Wszystko za sprawą jednego serialu – „The Walking Dead”, popkulturowego fenomenu na skalę świata. W kinie, gdzie goszczą od dawna, zombie wypracowały sobie status kultowych w hierarchii ekranowych monstrów. To jednak sukces serialowej ekranizacji komiksu Roberta Kirkmana nadał tej wizji dramaturgicznego kolorytu, choć samo słowo zombie w niej nie pada – autor wyjaśnił bowiem, iż w świecie tym nigdy nie powstał o nich żaden film. Ważniejsze od samych starć i kolejnych efektownych sposobów nokautu stały się więc próby przetrwania i kondycja psychiczna ocalałych. Takie podejście kultywowały pierwsze sezony serialu, te kolejne zgubiły gdzieś survivalowy środek ciężkości, stały się bardziej pretensjonalne, a wraz z osłabionym kontekstem spadł też poziom produkcji. Nie zmienił się jednak wygląd otaczającej rzeczywistości – to skrajnie depresyjny świat, w którym upadły wszelkie przejawy cywilizacji. Cechą charakterystyczną jest nie tylko brak podstawowych wygód, ale także zdewastowana infrastruktura i wszędobylski brud. Wartością nadrzędną jest przetrwanie, znalezienie bezpiecznego schronu i pożywienia. Paradoksalnie największym zagrożeniem tego świata nie są jednak hordy nieumarłych, ale rywalizujące ze sobą grupy ocalałych. Z czasem scenariusz obrócił wręcz metaforyczną interpretację terminu tytułowych Żywych Trupów, zaznaczając, iż odnosi się ona do pozostałych przy życiu ludzi, którzy pośród nieustannych prób przetrwania zapomnieli już, jak to jest żyć. [video-browser playlist="744737" suggest=""] Jest to więc wizja z założenia skrajnie poważna, choć nieposzukująca logicznego wytłumaczenia przyczyny takiego stanu rzeczy. Z lepszym lub gorszym skutkiem imituje realizm, ale szanse na to, że faktycznie do niej dojdzie, są zerowe. Podobną stylistykę, ale już z elementami parodystycznymi, stara się zaimplementować serial „Z Nation” - w najlepszym razie nazwać go można tanią kopią, choć trzeba przyznać, że z uwagi na poczucie humoru jest to wizja pod niektórymi względami bardziej przystępna. Cechą wspólną tego typu produkcji jest czas wydarzeń, a mianowicie umiejscowienie historii w X lat po momencie przełomowym. W ostatnim czasie telewizja przybliża jednak również ten okres przejściowy: reakcje ludzi i degradację cywilizacji w pierwszych dniach końca świata. Taką wizję przedstawia obecnie przede wszystkim serial towarzyszący hitu stacji AMC – „Fear the Walking Dead”. Podobne podejście przemycał również pierwszy sezon serialu „The Strain”, przy czym kluczową różnicę stanowiło zastąpienie zombie wampirami. W produkcji stacji FX w ciekawy sposób postawiono również na kombinację tradycyjnej mitologii monstrów z próbami quasi-naukowego wyjaśnienia ich transformacji. Motyw ludzi przemieniających się w krwiożercze potwory powielił również tegoroczny serial stacji FOX pt. „Wayward Pines” – zgodnie z literackim pierwowzorem nazywano je tu abikami (od aberracji). Sam serial okazał się co najwyżej przeciętną wakacyjną rozrywką, ale ciekawa w zamyśle była wizja dystopicznej przyszłości. Nieświadomych upadku świata ludzi zamknięto w hermetycznym obszarze górskiej, małomiasteczkowej okolicy - próby odbudowy cywilizacji nabrały w ten sposób charakteru nietypowego eksperymentu społecznego. [video-browser playlist="742351" suggest=""]Śmiertelny wirus
Nawet jeśli przyjąć apokalipsę zombie za najpopularniejszy obecnie telewizyjny motyw końca świata, to tym najpowszechniejszym jest zagłada ludzkości w wyniku śmiertelnego wirusa. Ba, nieumarli to poniekąd przecież szczególna odmiana szerszej koncepcji o tajemniczych infekcjach – czego najlepszym obrazkiem jest wspomniany wcześniej, nomen omen, „The Strain”. Cechą wspólną postapokaliptycznych seriali traktujących o niewyjaśnionych chorobach jest jednak masowa śmierć ludzkiej populacji – tym razem już ostateczna i nieodwracalna. Temat ten podjęła m.in. telewizyjna miniseria „The Stand” z 1994 roku, ekranizacja jednej z najważniejszych powieści Stephena Kinga. W wyniku przypadku z rządowego laboratorium w Kalifornii wydostał się zmodyfikowany w broń biologiczną wirus grypy, który w ciągu niespełna dwóch miesięcy zabił 99% populacji świata. Jeszcze wcześniej, bo w 1975 roku, powstał brytyjski serial „Survivors”, który również zaprezentował śmierć niemal całej ludzkości. W 2008 roku stacja BBC zreinterpretowała ów koncept i tak powstała uwspółcześniona wersja, także zatytułowana „Ocaleni” - tym razem zagładę przyniosła jednak pandemia określana nie mianem „Śmierci”, ale „europejskiej grypy”. [video-browser playlist="747152" suggest=""] W każdym z tych przypadków serial skupiał się na dramacie i śledził losy względnie zwyczajnych, przypadkowych ludzi, którzy muszą radzić sobie w świecie bez prawa i społeczeństwa. Podobny motyw, rozwinięty także o próby odbudowy cywilizacji, podjął serial „Jeremiah”, który zakończył jednak swoją emisję w 2004 roku po zaledwie dwóch sezonach. Produkcja ta rozgrywała się jednak w przyszłości - w roku 2021, 15 lat po śmiertelnej pladze, która zabrała niemal wszystkich ludzi w wieku ponad 13 lat. Jeszcze dalej w przyszłość wybiegła zeszłosezonowa premiera stacji Syfy pt. „12 Monkeys” – serialowa adaptacja kultowego filmu science fiction o tym samym tytule. Akcja rozgrywa się tu bowiem na dwóch płaszczyznach: w roku 2043 (w którym wymarło dokładnie 93,6% ludzkiej populacji, a pozostali zmuszeni zostali do życia w podziemiu) oraz w przeszłości (która dla widzów bywa współczesnością, bowiem rzecz dzieje się też w 2015 roku), w której podróżujący w czasie James Cole stara się zapobiec rozprzestrzenieniu śmiertelnego wirusa. Spośród aktualnych seriali tego typu należy jeszcze wymienić „The Last Ship” stacji TNT. W porównaniu z poprzednimi jest to produkcja zdecydowanie bardziej lekkostrawna i nastawiona przede wszystkim na wybuchową akcję. Pierwszy sezon zaprezentował losy załogi okrętu marynarki wojennej, która została postawiona przed wyzwaniem wynalezienia lekarstwa na wirus, który uśmiercił ponad 80% populacji świata. Serial ten potrafi zaimponować efektowną demolką, wzruszyć patosem, ale też często wzbudza niezamierzone parsknięcia śmiechu. W poszukiwaniu bezpretensjonalnej dawki humoru warto przeprowadzić się do Arizony, gdzie żyje Phil Miller - bohater komedii „The Last Man on Earth”, emitowanej na antenie FOX. W sprzeczności z tytułem produkcji szybko okazuje się, że Phil ostatnim człowiekiem nie jest, ale zdecydowaną większość ludzkiej rasy pochłonął rok wcześniej bliżej niesprecyzowany wirus. Depresyjność samotności poruszona była tu tylko początkowo - serial stawia przede wszystkim na lekką tonację i choć nie spełnił się jako parodia postapokaliptycznych motywów, to swoboda opuszczonego świata bywała momentami nęcąca. Reasumując, popularność wizji końca świata, za który odpowiada śmiertelny wirus, bazuje przede wszystkim na względnie realistycznym podejściu. Prawdopodobieństwo wystąpienia takiej zagłady jest co prawda nikłe, ale ostatecznie wykluczyć jej nie można, co sprawia, że zagrożenie związane z jej implikacjami nie wydaje się widzowi wyłącznie iluzoryczne. Koniec świata po raz kolejny tożsamy jest tutaj z upadkiem cywilizacji, a jego praktyczny wygląd (odejmując obecność potworów) nie różni się zbytnio od wcześniejszej kategorii. Stopień dewastacji infrastruktury i rozkwitu przyrody bywa różny, ale meritum sprowadza się do faktu wyludnienia planety, co jest ciekawą perspektywą dla uwypuklenia zachowań i relacji tych pozostałych przy życiu osób. [video-browser playlist="747154" suggest=""]
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj