W „Serialowym przeciążeniu” znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach – ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Więcej o idei naszego nowego cyklu możecie przeczytać w jego premierowym odcinku. A tymczasem zabieramy się za kolejne seriale! "Zawód: Amerykanin" nie zawodzi w swoim 3. sezonie. Niewiele jest w telewizji seriali, które tak trzymają w napięciu i w dodatku potrafią opowiedzieć dojrzałą oraz wciągającą historię. Sporo zmieniło się od czasu premiery. Widać, że twórcy nie chcą zbyt szybko doprowadzić do kulminacji w wątku Paige, a my będziemy cały sezon obserwować ideologiczny pojedynek jej rodziców o to, co dla ich córki jest najlepsze. Na razie jednak jest to sprawa drugiego planu. Na przód wysuwa się przede wszystkim wojna w Afganistanie i operacje naszych szpiegów mające na celu infiltrację zespołu CIA, który posiada przydatne Rosjanom informacje na temat współpracy mudżahedinów z USA. Strasznie dobrze się to ogląda. Co z tego, że wiemy, iż ZSRR ostatecznie polegnie, skoro serwowane są nam takie genialne sekwencje jak ta, w której CIA i FBI śledzą naszych szpiegów po całym Waszyngtonie na 11 samochodów! Twórcy są też coraz odważniejsi w swoich poczynaniach i cały czas przesuwają granice tego, co pokazują na ekranie. W 2. odcinku łamali kości martwej dziewczynie, którą trzeba było niezauważenie wywieźć z hotelu w ciasnej walizce. W tym tygodniu zaś mieliśmy scenę wyrywania zęba na żywca. Philip i Elizabeth zawsze potrafią znaleźć się w najbardziej zaskakujących intymnych sytuacjach. Fantastyczny, surowy i pełen emocji był to moment, bez żadnych dialogów, ale wyrażający więcej niż tysiąc słów. Bardzo ciekawie rozwija się 3. seria produkcji FX. Multum tu innych ciekawych wątków. Stan w końcu dostał coś ciekawego do roboty, a my razem z nim zastanawiamy się, czy rosyjska dezerterka nie jest przypadkiem podwójnym agentem. Pokazała się też Nina i wrócił temat technologii stealth. Czekamy na kolejne odsłony. [video-browser playlist="662001" suggest=""] Czas wspomnieć nieco o "Chicago Fire", z pozoru zwykłej historii o strażakach z Chicago, która przerodziła się w jedną z najlepszych i najchętniej oglądanych produkcji stacji NBC na przestrzeni ostatnich kilku lat. Serial trzyma stały poziom i oferuje ciągłą, wielowątkową historię życia strażaków z Remizy 51, a choć wiele na to wskazuje, nie jest to dramat proceduralny. W produkcji autorstwa Dicka Wolfa operacje strażackie i „zadania”, które muszą wykonać bohaterowie podczas służby, to tylko dodatek. Kluczowy jest rozwój bohaterów i fabuła, która rozwija się z odcinka na odcinek. W 3. sezonie kluczowym wątkiem jest śmierć jednej z bohaterek, Leslie Shay, która zginęła w premierze nowej serii. W najnowszych odcinkach światło dzienne ujrzały nowe fakty świadczące o tym, że jej śmierć nie była wypadkiem, a dobrze zaplanowanym morderstwem, w które wplątana została postać podpalacza granego przez Roberta Kneppera. „Chicago Fire” to coś więcej niż pokaz heroicznej pracy strażaków, którzy wzywani są nie tylko do pożarów, ale też innych wypadków. Nie brakuje też wątków miłosnych, ale te dawkowane są w odpowiedni sposób i nie przesłaniają całej historii. W produkcji NBC zachwycają też zdjęcia. Reżyseria strażackich akcji w palących się budynkach jest na najwyższym poziomie i na przestrzeni kilku sezonów zdjęcia stały się jednym z głównych zalet „CF”. Rozwój marki sprawił, że coraz częściej praca strażaków z Remizy 51 łączy się z oddziałem policji znanym z serialu "Chicago PD", a już niebawem do tego uniwersum zapewne dołączą lekarze i sanitariusze z „Chicago Med”. [Marcin Rączka] [video-browser playlist="662003" suggest=""] Jeśli chodzi o "Forever", to stało się to, czego wszyscy fani się spodziewali, czyli kolejny dobry odcinek serialu o nieśmiertelnym Henrym Morganie. Ciekawe, czy zagadkę jego długowieczności poznamy przed majowym finałem (bo więcej okazji poza tą już chyba nie będzie). Znalazłaby się w tym sezonie garść epizodów lepszych od „The King of Columbus Circle”, ale nadal 40 minut minęło błyskawicznie, a rozrywka była przednia. Ofiarą okazał się niedoszły król fikcyjnego państwa, który za młodu trafił do Nowego Jorku i po latach ujawnił swoją prawdziwą tożsamość. Najważniejszy w tej odsłonie był jednak motyw więzów krwi i dziedzictwa naszych przodków. Znów dostaliśmy wzruszającą końcówkę, w której okazuje się, że Henry i Abe są w istocie spokrewnieni. Może i twist nieco cukierkowy, ale trudno było oglądać te sceny bez wielkiego banana na twarzy. Jeszcze 7 do końca – cieszmy się, póki możemy. Finiszuje też "Mentalista", a główny bohater w 3 ostatnich odcinkach będzie musiał zmierzyć się z jednym, ale bardzo groźnym mordercą. Stało się to jasne, gdy nasz zespół nie zamknął swojej sprawy tygodnia w najnowszym epizodzie. Końcówka serialu wcale więc nie musi wypaść tak słodko i sielankowo, jak to wygląda na opublikowanych niedawno zdjęciach z przyszłotygodniowego zwieńczenia. To może być ślub z ciekawym twistem. A Jane będzie musiał powrócić do swoich korzeni i znów zacząć udawać potężne medium, aby sprowokować i schwytać nowego przeciwnika. Szykuje się naprawdę interesująca końcówka. O 2-odcinkowym „Castle” szerzej opowiem w przyszłym tygodniu, ale już teraz mogę napisać, że 1. część i psychologiczne gierki 3XK oglądało się z ogromną przyjemnością. A dopiero teraz się zacznie! [video-browser playlist="662005" suggest=""] Po 3 długich miesiącach przerwy powrócił na antenę HBO John Oliver ze swoim „Przeglądem tygodnia” i zrobił to w świetnym stylu. Nabijał się z kongresmana, który swoje biuro udekorował w stylu "Downton Abbey" i na swoją obronę cytował Taylor Swift – no komediowe złoto! Oliver kazał nam też napastować w mediach społecznościowych prezydenta Ekwadoru ze zbyt dużym ego oraz wbił szpilę lekarzom i firmom farmaceutycznym. Poniżej natomiast możecie zobaczyć fantastyczną pożegnalną reklamówkę stworzoną przez Johna i spółkę w imieniu korporacji RadioShack, która właśnie splajtowała po 94 latach istnienia na rynku elektronicznym. To, że „Współczesna rodzina” najlepsze lata ma już za sobą, wiedzą chyba wszyscy oprócz osób przyznających nagrody Emmy. W każdym razie to nadal serial przyjemny w odbiorze, a od czasu do czasu jakąś komediową perełkę zaserwuje. Tak było w tym tygodniu w odcinku z okazji Walentynek. Po raz kolejny twórcy udowodnili, że piszą lepsze historie, gdy nie szukają na siłę miejsca dla wszystkich postaci w ciągu 20 minut, ale umiejętnie nimi rotują. Tydzień temu na tym właśnie polegli, ale tym razem było o wiele lepiej, szczególnie w wątku Jaya i Glorii. Odwiedza ich siostra Glorii z Kolumbii, Sonia, która dosłownie kradnie cały odcinek. W tej roli znana z „Brooklyn 9-9” Stephanie Beatriz – tam jako twarda policjantka Rosa Diaz, a tu jako szara myszka z misternym planem. Ed O’Neill też przechodzi samego siebie. Beczka śmiechu! [video-browser playlist="662007" suggest=""] Ostatni odcinek przed wielkim finałem serialu zaprezentował sitcom "Dwóch i pół", który naprawdę imponuje wysokim poziomem w 12. sezonie. Walden i Alan pobrali się na samym starcie, by oszukać system i adoptować dziecko. No i plan się powiódł, a o ich małym szwindlu już wszyscy wiedzą, więc czas na rozwód i w ogóle na ostateczne rozstrzygnięcia. Kilka pytań jeszcze pozostało bez odpowiedzi. Czy Alan w końcu wyprowadzi się z domu w Malibu? Jak na imię ma panna McMartin? Czy Charlie Sheen pojawi się w ostatnim epizodzie? Tego wszystkiego dowiemy się za niecały tydzień. Na razie Chuck Lorre i spółka zdradzili nam za to, ile sezonów "Teorii wielkiego podrywu" mają jeszcze w planach. Według wizji Waldena Schmidta będą to ciągnąć do 2030 roku, a prezydent USA Matthew McConaughey ma w series finale wystąpić w gościnnej roli. Zobaczymy, czy się spełni. naEKRANIE poleca…"You’re the Worst"! Produkcja stacji FX zadebiutowała latem zeszłego roku i wypada tylko żałować, że nie napisaliśmy o niej nieco wcześniej. Teraz jednak z czystym sumieniem możemy polecić maraton całego 1. sezonu, który składa się z 10 bardzo zabawnych odcinków. To zdecydowanie jedna z najlepszych komedii minionego sezonu, więc z przyjemnością zobaczymy, co twórcy przyszykowali w 2. serii, która na ekrany trafi już za kilka miesięcy. A jeśli trzeba by zakwalifikować „You’re the Worst” do jakiegoś telewizyjnego gatunku, to pewnie byłaby to komedia romantyczna, ale oferująca zupełnie nowe spojrzenie na kiełkujący związek dwójki ludzi. Ci bowiem są tu taką łagodniejszą wersją antybohaterów, których tak dobrze znamy z seriali dramatycznych. Jak sugeruje tytuł, potrafią być bardzo wredni, nieczuli i ogólnie zdecydowanie zbyt szczerzy w stosunku do innych. I takie oto dwie toksyczne osobowości coś do siebie przyciąga, więc - bez większych oczekiwań – chcą zobaczyć, co z tego wyjdzie. [video-browser playlist="662011" suggest=""] Całość rozgrywa się w Los Angeles. Jimmy pochodzi z Wielkiej Brytanii i jest bezrobotnym pisarzem. Gretchen jest roztrzepaną specjalistką od PR. Do tego dochodzi Edgar, lubiący gotować były żołnierz z zespołem stresu pourazowego, oraz Lyndsay, kiedyś szalona imprezowiczka, która nie może przyzwyczaić się do życia jako kura domowa. Twórcy świetnie te postacie prowadzą i piszą dla nich historie, które naśmiewają się z typowych komediowych klisz, co sprawia, że „You’re the Worst” jest całkiem oryginalną produkcją. Emisja na kablówce daje też możliwość podejmowania odważniejszych tematów i pokazywania rzeczy, których na stacjach ogólnodostępnych nigdy nie doświadczymy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj