Hello, Dolores – wywiad z Evan Rachel Wood, gwiazdą serialu Westworld
O poglądach na sztuczną inteligencję, o swojej postaci w serialu, jak to jest grać androida i co myśli o wspólnej pracy z Anthonym Hopkinsem opowiada (co chwila gryząc się w język, by za dużo nie zdradzić) Evan Rachel Wood, gwiazda najnowszego serialu HBO Westworld (premiera 3 października).
KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Chętnie wróciłaś do fantastyki spod znaku HBO? Wcześniej przecież grałaś już w True Blood?
EVAN RACHEL WOOD: Z radością. Ależ oni wymyślają świetne historie. HBO jest jak cudowna rodzina. Uwielbiam wszystko, co produkują i co mogę oglądać na ich antenie. Codziennie, kiedy zaczynałam pracę na planie, byłam naprawdę wdzięczna, że jestem częścią czegoś tak dobrego. Im dalej brnęliśmy w Westworld, gdy ten sezon, ten serial się rozkręcał i orientowałam się, o co tu chodzi i kim tak naprawdę jest moja postać, tym bardziej byłam w szoku. Tu oczywiście muszę przerwać, by czegoś nie wygadać.
A czy wcześniej w ogóle interesował cię temat sztucznej inteligencji? Miałaś jakieś swoje wyrobione zdanie?
Byłam przerażona i byłam przeciw. Myślałam o tym, że może zniszczyć ludzkość. Nie w sensie wymordować, ale jeśli pojawi się coś takiego, to co dalej ze sztuką, z miłością, z tym, z tamtym? Rozmawiałam z ludźmi zajmującymi się futurologią i oni tłumaczyli mi, że wkroczymy jako świat na wyższy poziom. Że to tak, jakbyśmy dziś żyli w świecie przed wymyśleniem języka. To, co nastąpi później, będzie tak nowoczesne i zaawansowane, że dziś nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić sztuki przyszłości. Że empatia przekroczy nasze najśmielsze marzenia. Że świat stanie się lepszy. Skoro tak – pomyślałam – no dobra. Trochę niefajnie, że nasza rasa wyjdzie w tym wszystkim na idiotów, ale cieszę się, że cała reszta pójdzie dalej. Że to po prostu kolejna faza ewolucji, a nie jatka w stylu The Terminator.
I naprawdę w to wszystko wierzysz?
To teoria. Ale to teoria, która daje mi w życiu komfort istnienia i łatwiej mi żyć. Zobaczymy. Wszystko dzieje się coraz szybciej i szybciej – może dożyjemy tego wszystkiego. Nasz serial to fantastyka naukowa, ale też miejscami naukowa rzeczywistość. Wiele rzeczy bazuje na technice, która już istnieje i rozwija się. Przecież co chwila pojawia się coś nowego i błyskawicznie dostosowuje się do naszych potrzeb czy zachcianek. Spójrz na to, co dzieje się z telefonami. Maszyny, które wyglądają i zachowują się jak ludzie, a z czasem zdobywają świadomość – to może pójść szybko. Mamy dużo mocy i siły przerobowej.
Twoja postać – jak ktoś mówi – to najstarszy „rezydent” parku. Możesz coś o tym powiedzieć? Jesteś w tym serialu piękna, młoda, niewinna – jak to się ma do „najstarszego”?
Może to było w sensie nie „najstarszy”, a „najbardziej zaawansowany”? Ponieważ moja postać, Dolores, była kilkakrotnie przebudowywana, jest praktycznie jak nowa. Park istnieje od lat, ona trwa w nim od dawna i przeżyła bardzo wiele – wyobraźcie sobie istnieć tak długo w ciągłym stresie czy wiele razy na granicy śmierci. Co prawda za każdym razem budzisz się bez tych traumatycznych wspomnień, ale co będzie, jeśli któregoś ranka wstaniesz i będziesz pamiętać wszystko? Wszystkie tortury, złe rzeczy, jakie ci zrobiono; jeśli zrozumiesz, że żyjesz w sztucznym świecie? Co byś wtedy zrobił?
Milknę. Wszyscy obejrzymy to na ekranie. Zobaczymy, co się stanie. Pamiętajcie tylko punkt wyjściowy - to modelowa dziewczyna z prerii i takie jest jej miejsce w parku. Jeśli spojrzycie na ten park jak na grę, to zobaczycie, że są tu kolejne poziomy. Na pierwszym, łatwym widać: tu miasteczko, tam dziewczyna i chłopak, tam saloon. I możesz być kim chcesz. Potem robi się gęściej. Dolores jest miłą, mądrą dziewczyną, która może sprawdzić się zarówno w fabule romantycznej, jak i pełnej akcji. To gość wybiera. A jeśli się w niej zakocha? To sprawi, że Dolores stanie się wyjątkowa. I co dalej? I znowu, cholera, muszę się zamknąć. To naprawdę trudna rozmowa.
OK, to porozmawiajmy o bardziej technicznych kwestiach. Jakie miałaś pomysły na grę postaci ze sztuczną inteligencją?
To było naprawdę fajne. Super sprawa dla aktora. Przegadaliśmy o tym całe dnie. Jonathan [Nolan, producent i twórca serialu – dop. red.] miał mnóstwo świetnych pomysłów. Jak mamy się ruszać, jak drobnymi gestami podkreślać sztuczność, jak dyskretnie odróżniać nas od ludzi. Oczywiście odróżniać tak, by w jednych scenach było to widoczne, a w innych niezauważalne. Miejscami to kwestia po prostu aktorskiego warsztatu – jak w dwie sekundy przejść z ataku paniki do zupełnego spokoju. W jednym ujęciu. Mnie osobiście momentami przypominało to balet – z wystudiowanym ruchem na granicy przesady, intensywnością skupienia. Czasami nieźle bawiliśmy się z tym na planie. Nauczyłam się trwać w jednym geście i wyrazie twarzy przez minuty. Oczywiście nie potrafimy jako aktorzy nie pocić się, nie mrugać, ale tu pomogła nam trochę technika.
Dziś już wiem, że Doroles to najlepsze, co mi się zdarzyło w karierze. To moja najlepsza i ulubiona rola. Ten serial mnóstwo mnie nauczył i uświadomił mi jako aktorce, co naprawdę potrafię. Ta rola zmieniła moje życie.
W jaki sposób?
Musisz obejrzeć serial, żeby to zrozumieć. Teraz musiałabym za dużo zdradzić.
W tym serialu i w ogóle w branży pojawia się ostatnio coraz więcej ciekawych ról kobiecych. Zauważasz to?
Jasne. Uważam, że to najwyższy czas. Nawet nie masz pojęcia, jak rewolucyjny pod tym względem jest ten serial. Ta fabuła jest niesamowita. Robimy tu rzeczy, na które dotąd nigdy nie miałyśmy szansy. Każda kobieta grająca w tym serialu jest niezwykle wdzięczna scenarzystom za tę fabułę. Ale to część większego przekazu. Takie są czasy. Mamy równe szanse. Nadszedł nasz czas. Robimy, co chcemy. To jest przyszłość, tu i teraz.
Czyli rozumiem, że mocno odejdziecie od rzeczywistości autentycznego Dzikiego Zachodu?
No tak, bo w końcu to nie Dziki Zachód, tylko jego wyobrażenie, które dodatkowo zaczyna się psuć. Ale i tak w założeniach Westworldu jest, że możesz być tym, kim tylko zechcesz. To twój wybór, czy staniesz się tu rewolwerowcem, czy dziewczyną z saloonu. Możesz złamać wszelkie zasady.
Kim byś była, gdybyś odwiedziła taki park?
Trudne pytanie. Nie wiem, czy potrafiłabym się w nim odnaleźć. Widząc cierpienie „rezydentów”, czy potrafiłabym przejść nad tym do porządku dziennego, wytłumaczyć sobie, że nie są prawdziwi. Nie wiem. To tak naprawdę wyprawa w głąb siebie, spojrzenie na własne wewnętrzne demony i przekonanie się, czym należy ja dokarmiać. Teoretyczne odpowiedzi, jak byśmy się zachowali w takim parku, zawsze będą trochę aroganckie. Nikt z nas tego nie wie. Nie wiemy, co w nas siedzi. W każdym z nas i ludziach jako gatunku. Ja na pewno nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nie skupiałabym się na przemocy i destrukcji. Nie weszłabym w tę grę.
A jak współpraca na planie? Jaka była twoja reakcja, gdy zorientowałaś się, że grasz w serialu razem z Anthonym Hopkinsem, Edem Harrisem i całą resztą?
To było coś! Dosłownie eksplodowałam! Pracować z Hopkinsem i Jeffreyem Wrightem! Z całą resztą również, ale zwłaszcza z tymi dwoma aktorami to spełnienie marzeń. Kiedy pierwszy raz stanęłam na planie z Anthonym... Nie, wróć - za każdym razem, kiedy stawałam na planie z Anthonym, grałam, co miałam do zagrania, a potem szłam sobie gdzieś do kącika i płakałam. Czasem przyjaciele, którzy odwiedzali mnie na planie, znajdowali mnie w tym kąciku i pytali, co się dzieje, a ja odpowiadałam cała we łzach: „To było takie dobre, takie piękne. Fantastyczne. I dlatego płaczę”. Praca z Hopkinsem to spełnienie marzeń każdego aktora. Dalej już nic nie ma. I nie chodzi tylko o to, że to geniusz, to... Nie, nie potrafię tego nawet opisać; to trzeba przeżyć, być tam na planie i przeżyć. Do dziś na samo wspomnienie odbiera mi oddech.
A najmocniej było za pierwszym razem. Nasza pierwsza scena razem, pierwsze słowa, które do mnie wymówił, brzmiały „Hello, Dolores” [Wood wypowiada to tonem Hopkinsa z The Silence of the Lambs – dop. redakcji]. Usłyszałam to i nieomal dostałam zawału. Wszyscy przecież znamy ten ton i te słowa.
Ale to było przed kamerą?
Tak, to był filmowy dialog. Pierwsze słowa, jakie padają między naszymi postaciami. Myślałam: „To się naprawdę dzieje. Moje życie jest już kompletne”. To było piękne, to był zaszczyt. I do dziś to przeżywam.
Co byś odpowiedziała komuś, kto będzie narzekał, że to po prostu kolejny serial HBO pełen przemocy i nagości?
Żeby obejrzał. Że to naprawdę mądre i fascynujące widowisko, w którym owszem, jest przemoc, jest nagość, ale naprawdę czemuś to służy. Gdy podpisywałam kontrakt na tę rolę, wiedziałam, że będzie to coś ciekawego, ale dopiero w miarę rozwoju tej opowieści, kolejnych odcinków, kolejnych tygodni przekonałam się, jak bardzo. My wszyscy – cała ekipa – niecierpliwie zaglądaliśmy do skrzynek pocztowych, czekając na scenariusze następnych odcinków, bo każdy był lepszy, a przy tym mnożyły się pytania, na które naprawdę chcieliśmy poznać odpowiedzi. Tak to wciąga. I chciałabym wszystko opowiedzieć już tu i teraz, ale nie mogę. Mogę tylko powiedzieć – oglądajcie.
Więcej o serialu Westworld poniżej, a kolejne wywiady z obsadą, które przeprowadziliśmy dla Was w Los Angeles, już niedługo.
Źródło: fot. HBO