Trwa złota era telewizji. Na przestrzeni kilku ostatnich lat środek ciężkości, jeśli chodzi o opowiadanie dojrzałych i przemyślanych historii, przeniósł się z wielkiego na mały ekran. Seriale zyskały na znaczeniu, a dzięki takim platformom jak Netflix proces rozwoju tego medium postępuje dalej. Szczególnie w obrębie odbioru, gdzie zaproponowanie wszystkich odcinków na raz zrodziło pytanie o optymalną formę ich przyswojenia. Opcje są dwie: tradycyjna, a więc oglądanie odcinka raz na tydzień, oraz binge-watching, co najprościej przetłumaczyć można jako maraton, czyli oglądanie całości pod rząd. Zanim poszukamy odpowiedzi na pytanie, jak oglądać seriale, krótkie przedstawienie głównych wad i zalet wymienionych form.

Tradycyjnie

+) aktualność – telewizja ewoluuje, ale o rewolucji nie ma na razie mowy. Ciągle dominuje regularny format i taki stan rzeczy jest obowiązujący. Aby pozostać na bieżąco, trzeba więc grać wedle ustalonych reguł i oglądać jeden odcinek na tydzień - tak jak dyktuje nam to ramówka. To zaleta, która sama w sobie stanowi standard, oferując także informacyjny kontekst dla odbioru. +) dyskusja i emocje – śledząc aktualne odcinki, możemy angażować się w dyskusje – czy to w komentarzach, czy też na internetowych forach. Możemy czytać recenzje, udzielać się w rozmowach ze znajomymi i tworzyć spekulacje odnośnie przyszłych wydarzeń. Emocje rodzą się właśnie poprzez konwersacje i śledzenie kolejnych doniesień – stopniowo wytwarza się napięcie, często również nastrój niecierpliwego oczekiwania i podekscytowania przed premierą kolejnego epizodu. Dzięki temu serial mocniej rezonuje w odbiorze i na dłużej zapada w pamięci. -) rozproszenie – oglądając regularnie 5-10 seriali, nie jest to problem, ale jeśli seriali tych jest już kilkadziesiąt, to pojawia się kwestia rozproszenia uwagi. Najczęściej cierpią na tym stosunkowo gorsze, niszowe lub mniej popularne seriale. Te, którym poświęca się mniej atencji, czasami oglądając je w niesprzyjających warunkach i z mniejszym skupieniem. Trudniej zapamiętać jest imiona poszczególnych postaci oraz spamiętać detale i poboczne wydarzenia poprzednich epizodów. Przez takie rozproszenie serial nie wciąga tak jak powinien, co odbija się potem na ocenie. -) nieregularność / sztywny plan dnia – wadę tę traktować należy dwojako. Jeśli oglądamy mniej seriali, to nasz plan dnia łatwo jest zorganizować – poniedziałek spędzam w Westeros i Dolinie Krzemowej, w środę sprawdzam, co kombinuje Coulson i spółka, w piątek walczę z Wikingami, w sobotę relaksuję się na Hawajach, a w niedzielę oglądam film. Tych seriali dziennie można kilka dorzucić, ale jeśli ich liczba sięga kilkunastu lub kilkudziesięciu, to z czasem pojawia się nieregularność. Natłok pracy, szkoła, studia, wizyta przyjaciół lub rodziny, mecz, inne zainteresowania – tak rodzą się dłuższe przerwy w oglądaniu i zaburzenie harmonii. Jeśli jednak potrafisz się zorganizować lub też dzienny grafik organizuje ci telewizyjna ramówka, to pojawia się kwestia sztywnego planu dnia. Dla jednych – lubujących się w narzuconym odgórnie trybie życia – może to być zaleta. Dla innych będzie to kula u nogi. Nagle okazuje się, że brakuje czasu na spontaniczność i życie towarzyskie, a z upływem kolejnych tygodni stajemy się zakładnikami własnych przyzwyczajeń. [video-browser playlist="697224" suggest=""]

Maraton

+) elastyczność – maraton nie oznacza konieczności przesiedzenia kilku godzin z rzędu, ale jeśli lubisz takie długie seanse, to oczywiście droga wolna. Maraton daje ci swobodę w dopasowaniu ramówki dla konkretnych seriali. Możesz wygospodarować wolny weekend i obejrzeć cały sezon „Daredevil”, możesz zrobić to w jeden wieczór/noc albo też rozłożyć serial na dwa tygodnie i oglądać jeden odcinek dziennie. Nie ma ograniczeń, a posiadając wszystkie epizody – na dysku twardym, płytach czy też DVR – posiadasz również elastyczność w układaniu planu dnia i możliwość dopasowania seansu do własnych potrzeb. +) immersja – to termin kojarzony z grami video, ale jego definicję coraz częściej rozciąga się również na film i telewizję. To wsiąkanie w przedstawiony świat, pełne zaangażowanie zmysłów i oderwanie się od rzeczywistości. Taki stan najłatwiej osiągnąć w trakcie długiego, regularnego lub nieprzerwanego seansu. Wciągamy się w przedstawioną historię, łatwiej zapamiętujemy nazwy własne oraz niuanse rozgrywających się wydarzeń i rozmów, a całość dzielimy nie na odcinki, ale na przedstawione wątki. Odbiór jest silniejszy, bardzo często pozytywny, a w efekcie synergii korzystają na nim produkcje niższej rangi. -) nie jesteś na bieżąco – to kardynalna wada maratonów. Narażasz się na spoilery, a chcąc ich uniknąć i zachować czysty umysł, wypadasz z obiegu. Omijasz doniesienia na temat serialu, nie czytasz recenzji i nie udzielasz się w komentarzach. Taka metoda wyklucza też dążenie do rozwoju kariery dziennikarskiej i pochodnych, w których to aktualność jest fundamentem i punktem wyjściowym dla wszystkich działań. -) brak otoczki – kwestia ta jest rewersem zalety tradycyjnej formy oglądania, ale może być traktowana również jako korzyść. Odrzucając dyskusje i śledzenie aktualnych wiadomości, odrzucamy również otoczkę, jaka się z tym wiąże. Odbiór serialu jest bardziej precyzyjny, ale paradoksalnie nie odciska się tak mocno w pamięci – brakuje bowiem tej emocjonalnej warstwy. Na sukces i kultowość serialu „Lost” składały się właśnie tygodniowe przerwy, nieskończone spekulacje, gorące wymiany zdań i niecierpliwe wyczekiwanie kolejnych przygód Jacka, Sawyera i Kate. Bez tych cech serial straciłby sporo uroku i nie trafiłby tak mocno do naszych serc. Brak otoczki traktować też można jako brak wytchnienia. W takim wypadku bardzo łatwo jest stracić dystans do oglądanej pozycji i odczuć przesyt przedstawionego świata (szczególnie w przypadku procedurali), co tylko zniekształci odbiór. W tej materii wiele zależy od charakteru indywidualnego widza, ponieważ kryje się tu również zaleta – oglądanie danego serialu po czasie, z dala od afer, informacyjnego szumu i internetowego zgiełku pozwala na bardziej obiektywne, wyważone spojrzenie i świeżą perspektywę. [video-browser playlist="697230" suggest=""]

Kombinacja dwóch podejść

Idea seriali się zmienia. Może nie tyle ewoluuje lub zmienia per se, co rozrasta – to już nie tylko cotygodniowa rozrywka, ale coraz częściej także kilkunastogodzinne filmy o spójnej, ściśle powiązanej fabule. Tendencję tę spopularyzował Netflix, a udostępnienie wszystkich odcinków „House of Cards” w dzień premiery spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem zarówno ze strony widzów, jak i recenzentów. Owe podejście wyraźnie widoczne jest w coraz większej liczbie seriali (szczególnie tych nakierowanych na dojrzałego widza), ale cała rzesza produkcji wciąż hołduje tradycyjnemu modelowi telewizji – i to się nie zmieni. Odpowiedź na pytanie o optymalny sposób oglądania seriali stanowi więc połączenie tych dwóch podejść. Jedne seriale korzystniej ogląda się raz na tydzień, inne podchodzą lepiej w formie maratonu. Na podstawie swojej aktualnej ramówki do pierwszej kategorii zaliczam takie seriale jak m.in.: „Arrow”, „Brooklyn Nine-Nine”, „Chicago Fire”, „Game of Thrones”, „Hawaii Five-0”, „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.”, „Silicon Valley” czy też „The Walking Dead”. Wchodzą tu więc wszystkie produkcje o mniej lub bardziej proceduralnym charakterze, a także te najbardziej popularne, budzące emocje i stanowiące bieżący temat licznych dyskusji. Zazdroszczę przyszłym pokoleniom, które dopiero będą oglądały „Game of Thrones” – w jednym ciągu serial zrobi jeszcze lepsze wrażenie niż teraz: dłużyzny i monologi nie będą tak wytłuszczone, a historia podzielona zostanie na poszczególne wątki. Te same osoby nie zrozumieją jednak dzisiejszego fenomenu produkcji i kultu, jakim jest otaczana. Z kolei do drugiej kategorii trafiają takie pozycje jak: „Bates Motel”, „Black Sails”, „Orphan Black”, „Penny Dreadful”, „The Knick”, „The Red Road”, „Vikings” i oczywiście wszystkie seriale Netflixa. To pozycje może nie tyle mniej popularne, co jednak płynące na uboczu mainstreamu i celujące w bardziej wysublimowaną tonację, o spójnych fabułach i zwartym klimacie, czasami bardziej niszowe i z artystycznym sznytem. Czy rzeczywiście odbiór seriali w zaproponowanym przeze mnie formacie jest lepszy? To dyskusja płynna, niepodparta twardymi statystykami lub sondażowymi badaniami. Bardzo duże znaczenie mają tu indywidualne preferencje widza – także gust i charakter. Faktem obiektywnym jest jednak stwierdzenie, iż dobry serial pozostanie dobrym serialem – niezależnie od tego, jak się go obejrzy. A jak Wy oglądacie seriale?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj