Czy Twarz rzeczywiście jest obrazem, który w bardzo niekorzystnym świetle przedstawia polską prowincję? Jak najbardziej. Czy postać głównego bohatera nie ma praktycznie nic wspólnego z jego rzeczywistym odpowiednikiem? Jasne, że tak. Czy w związku z tym mamy tu do czynienia z obrzydliwym kłamstwem oczerniającym naród polski? A może Twarz jest jedynie bajką, przypowieścią celowo przerysowującą pewne ludzkie przywary? W sposób brutalny, obraźliwy, bardzo bezkompromisowy…Czy artystom wolno posuwać się do dyskusyjnych metod i używać kontrowersyjnych narzędzi w celu przekazania swojego zdania? Czy relatywizm społeczny to właściwe podłoże dla artystycznych harców? A może w kwestiach narodowych powinniśmy zachować powagę i jedność, niezmącone przez wulgarną sztukę? Nawet jeśli pokazuje ona prawdę? Liczba znaków zapytania w powyższym akapicie jest uzasadniona. Nie ma prostych odpowiedzi na powyższe pytania. Poruszone kwestie są ściśle powiązane z sytuacją społeczną, polityczną i kulturalną w Polsce. Poprawność podpowiada nam, że każde naruszenie istniejącego balansu to ingerencja w ludzkie przekonania, wierzenia czy dążenia. Nie obrażajmy tych, którzy żyją inaczej. Nie krytykujmy odmiennych postaw moralnych. Nie próbujmy deprecjonować wiary innych. Twarz wchodzi z buciorami w tę pozornie ułożoną rzeczywistość. Mając za nic poprawność polityczną, w bezlitosny sposób rozprawia się ze światopoglądem, który według reżyserki jest karygodny i szkodliwy. Małgorzata Szumowska nie idzie na kompromisy. W swojej wizji artystycznej szarżuje, podobnie jak główny bohater w  Fiacie 126p, który przy muzyce Metallici rozbija się po ziemi lubuskiej. Czy palec środkowy wyciągnięty przez Szumowską w kierunku polskiej prowincji jest jeszcze sztuką, czy tylko agresywnym łabędzim zaśpiewem artystki, mającej żal i pretensje do kraju, z którego pochodzi? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zanurzmy się w świat współczesnego polskiego kina i spróbujmy przeanalizować pod tym kątem podobne tytuły. Jeśli Twarz nie jest jednostkowym przykładem, może okazać się, że panująca tendencja świadczy o niezaprzeczalnych faktach, o których sztuka nie powinna milczeć. Wszystko zaczęło się od Wesele. Zanim jednak utwór pod tym samym tytułem skomponował Wojciech Smarzowski, to Stanisław Wyspiański jako pierwszy napiętnował polactwo, w swojej realistyczno-magicznej opowieści o spotkaniu dwóch polskich klas narodowych. Każdy polski uczeń wie (niektórzy aż za bardzo), że Wesele Wyspiańskiego arcydziełem jest, także nie będziemy tutaj wchodzić w dogłębną analizę. Warto ten dramat przypomnieć sobie, bo w perfekcyjnej formie komentuje ówczesne układy społeczne. Walory dzieła były i wciąż są bezdyskusyjne, choć przecież Stanisław Wyspiański w bezlitosny sposób odnosił się zarówno do chłopskich, jak i inteligenckich postaw życiowych. Od Wesela Wyspiańskiego oczywiście prosta droga do WeseleSmarzowskiego. W polskiej kinematografii to jedna z  najtrafniejszych współczesnych analiz polskiego społeczeństwa. Reżyser Wołyń w swoim pierwszym wielkim obrazie podszedł do tematu równie bezkompromisowo jak Szumowska. Każda scena, każda postać, każda czynność wykonywana przez bohaterów w pewien karykaturalny sposób rozprawia się ze współczesną Polską. Co ciekawe, Wesele nie spotkało się z aż taką krytyką jak ostatnimi czasy Twarz. Podobnie jak w kolejnych obrazach Smarzowskiego, Polacy zobaczyli tutaj swoje lustrzane odbicie. Mimo pewnych prześmiewczych rozwiązań fabularnych, rzeczywistość u Smarzowskiego nie jest groteskowa, przerysowana, obraźliwa. Jest rzeczywistością, jaką znamy z autopsji. Oczywiście reżyser prowadzi narracje za pomocą wulgaryzmów oraz epatuje seksem i brutalnością, ale mimo to Wesele, Dom zły czy Pod Mocnym Aniołem nie obrażają poszczególnych grup społecznych, a raczej krytykują tendencje obecne w narodzie. Być może na tym polega różnica między kinem Szumowskiej a filmami Smarzowskiego. U reżyserki polska prowincja jest słaba i głupia z natury. Twórca Wesela kopie głębiej, próbując wskazać genezę ludzkiego uwikłania. Pod tym względem jedynie Drogówka Smarzowskiego można uznać za niewypał. Przerost formy nad treścią i liczne skróty fabularne sprawiły, że twórca chwilowo zboczył ze swojej artystycznej drogi w kierunku komercyjnych ciągotek. Dlatego też zostawmy pana Wojciecha i skupmy się na innych obrazach, których twórcy za punkt honoru przyjęli piętnowanie polactwa. Z filmami Smarzowskiego często zestawiany jest obraz Cicha noc Piotr Domalewski. Oczywiście już po pierwszych minutach widać, że produkcja ta ze stylem Smarzowskiego nie ma nic wspólnego, ale tematycznie ponownie stajemy w szranki z narodowymi przywarami. Wizja Polski w filmie Domalewskiego nie jest tak pesymistyczna, jak u Szumowskiej i Smarzowskiego. Trafiamy na jeden wieczór pod strzechy domostwa pewnej rodziny i uczestniczymy w spotkaniu wigilijnym. Jesteśmy świadkami zarówno lekkich, sympatycznych chwil, jak i tych bardzo mrocznych. Ponownie – główny problem nie leży w samych Polakach, a w rzeczywistości, która zmusza ich do opuszczania bliskich i szukania pieniądza za granicą. Taka sytuacja rozbija rodziny i generuje wiele patologicznych sytuacji. Bohaterowie Cichej nocy mają wady i przywary, które można uznać za charakterystyczne dla naszego narodu. Domalewski nie stawia ich jednak na piedestale i nie próbuje przekonać, że to one są źródłem całego zła. Winny jest system, a nie psychologia. Dlatego też Cicha noc stanowi tak celny komentarz społeczny. W odróżnieniu od Twarzy Szumowskiej Polacy nie dostają po uszach za to jacy są z natury. Dodatkowo Domalewskiemu udaje się przedstawić swoją błyskotliwą wizję bez zalewu wulgaryzmów, co wbrew pozorom jest trudną sztuką dla polskich filmowców. Prawie każdy ambitniejszy polski film bierze się za bary z naszą rzeczywistością. Większość zaangażowanych twórców, tworząc swoje kino, pragnie skomentować polityczno-społeczną rzeczywistość, niezależnie od temu, jaki dany film porusza. Marek Koterski w Dzień świra w niezwykłej formie zaprezentował fantasmagorie współczesnego inteligenta w świecie pełnym (jego zdaniem) imbecylów. Wnioski płynące z tego obrazu z pewnością zaskoczyły wszystkich mających przygotowaną tezę. Problem leży w owym umęczonym inteligencie, a nie ludziach wokół niego. Bardzo sugestywny komentarz społeczny dał Krzysztof Krauze w Dług i Plac Zbawiciela. Podobnie jak w Cichej Nocy, także i u tego reżysera możemy obserwować wyniszczający system. Widać to szczególnie w Placu Zbawiciela, gdzie rodzina z perspektywami w ciągu krótkiego czasu przemienia się w grupkę ludzi połączonych patologicznymi relacjami. Część twórców pragnących skomentować naszą rzeczywistość sięga po tematy historyczne. Nie mówimy tutaj oczywiście o sienkiewiczowskich epopejach, a o obrazach poruszających trudne, kontrowersyjne epizody z naszej przeszłości. Wszyscy z pewnością pamiętają burzę, jaką wywołał Władysław Pasikowski swoim Pokłosie. Film ten, oparty na faktach, opowiada historię w konwencji thrillera. Podobnie jednak jak u Szumowskiej, nie mamy tu dogłębnej analizy, ale raczej górnolotne generalizowanie społeczeństwa. Dlatego też filmowi Pokłosie bliżej jest do Twarzy, a nie np. do obrazów Krzysztofa Krauzego. Bohater filmu Szumowskiej także stał się ofiarą małomiasteczkowych demonów. W symboliczny sposób poniósł śmierć, spalony ogniem ostracyzmu i odrzucenia. Dużo głębsze podejście prezentuje Róża Wojtka Smarzowskiego. Przerażające wojenne koszmary zestawione są tutaj z nadzieją i miłością. Grupka ludzi próbuje ułożyć sobie życie w świecie pełnym zniszczenia i cierpienia. Niestety nieliczne promienie słońca nie wystarczają, aby róża rozkwitła. Bohaterowie zostają pochłonięci przez ciemność, nie leżącą w ich sercach, a tę, którą przyniosła wojna… W podobny sposób można odebrać również Pokot Agnieszka Holland. Film ten dodatkowo ma bardzo mocne polityczne konotacje, co niestety nie działa na jego korzyść. Toczący się obecnie spór w narodzie przekłada się na różne dziedziny życia, również na sztukę. Oczywiście nie mówimy tutaj o kłamliwych tworach filmopodobnych jak Smoleńsk, ale o pełnoprawnych produkcjach, służących jednak pewnej politycznej sprawie. Pokot to obraz, który ze wszystkich tutaj wymienionych chyba najłatwiej zestawić z Twarzą. Takie porównanie działa niestety na niekorzyść obu filmów. Pewna fabularna sztampa i teza, pod którą podpinają się kolejni twórcy nie jest dobrym prognostykiem dla odbiorców szukających w opowieści społecznej jakieś prawdy. Przyjrzyjmy się teraz twórcom pokazującym współczesną młodzież. Co ciekawe tylko nielicznym udaje się oddać świat młodych ludzi bez przerysowanych form i szokujących treści. Na uwagę z pewnością zasługują takie obrazy jak All These Sleepless Nights czy Plac zabaw, mówiące jakby głosem najmłodszych. Nie wszyscy pamiętają ciekawy film Cześć, Tereska, przedstawiający brutalną rzeczywistość dzieci z patologicznych rodzin. W 1996 roku Andrzej Wajda spróbował swoich sił z podobną tematyką, prezentując światu obraz pod tytułem Panna Nikt, ale podobnie jak większość jego poprzedników i następców poniósł sromotną porażkę. Można odnieść wrażenie, że filmowcy z doświadczeniem nie rozumieją polskiej młodzieży. Opierają się na amerykańskich standardach, serwując widzom fabułę opartą na mało subtelnych emocjach. Paradoksalnie dużo lepiej wypada wizerunek młodych ludzi w filmach takich jak Sala samobójców czy Jesteś Bogiem, w których zaskakująco dobrze udaje się pokazać kulturę blokowisk i sposób myślenia tamtejszej grupy społecznej. Warto też poświęcić chwilę, aby zastanowić się, co kino rozrywkowe ma do powiedzenia w temacie Polski. Przykładowo, Patryk Vega już od lat bryluje jako demaskator licznych spisków i intryg ludzi systemu. W jego obrazach nasz kraj jest zepsuty pod każdym względem, a rodacy to albo cyniczni cwaniacy, albo ofiary tych pierwszych. Z jego wizją doskonale koresponduje obraz Ryszard Bugajski z 2013 roku pod tytułem Układ zamknięty. Polska w tej produkcji jest jak zaciskające się stalowe szczęki miażdżące każdy przejaw przedsiębiorczości. Podobnie jednak jak w przypadku Vegi, film ma bardzo populistyczne przesłanie. Jego powstanie było odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie, po licznych, medialnie atrakcyjnych afer wśród ludzi władzy. Dlatego też zarówno filmów Vegi, jak i Układu zamkniętego nie można traktować jako dzieła odzwierciedlającego współczesną Polskę. W tej grupie z pewnością mogłyby się znaleźć jeszcze takie obrazy jak Komornik, Lincz czy Symetria. Największym wrogiem prawdy w kinie jest wcześniej wspomniany populizm. Mrocznym wizjom Szumowskiej i Smarzowskiego przeciwstawiane są obraz takie jak Najlepszy, Bogowie, Katyń czy Miasto 44. Polska w takich produkcjach składa się praktycznie z samych ideałów. Jest taka, jaką chcielibyśmy ją widzieć chyba wszyscy. Niestety jest też tak samo nierealna. Obrazy ku pokrzepieniu serc są z pewnością głosem w dyskusji na temat wizerunku Polski w sztuce, jednak nie prezentują żadnej wartości, będąc tylko odpowiedzią na zapotrzebowanie społeczne. Wyżej wymienione filmy z pewnością nie są miejscem, w którym powinniśmy szukać prawdy o współczesnej Polsce. Czy więc jesteśmy skazani na ten mroczny obraz naszego kraju i ponure przesłanie płynące z takich dzieł jak Twarz? Małgorzata Szumowska, zanim zrealizowała swój najnowszy film, wyreżyserowała obraz W imię... z Andrzej Chyra. Jest to opowieść o księdzu, który - skrywając swój homoseksualizm - próbuje edukować młodzież na polskiej prowincji. Film ten ma dokumentalistyczną manierę. W odróżnieniu od Twarzy, nie wchodzi w konwencję opowieści magicznej. Dostajemy za to głęboką wiwisekcję głównego bohatera, a przede wszystkim mechanizmów, które uwikłały go w tak nieszczęśliwą sytuację. Co ciekawe, głównym winnym nie okazuje się Kościół. Bohaterowie uciekają w religię (która oczywiście generuje kolejne patologie) ze świata pełnego blokad, ograniczeń i uprzedzeń. Głupi i bezlitosny okazuje się system społeczny, budowany przez dziesiątki lat w oparciu o politykę, zabobonny i marginalizowanie kultury. Dlatego też W imię... jest jednym z najważniejszych obrazów pokazujących współczesną Polskę, stojącym niestety w pewnym kontraście z Twarzą. Polska kinematografia atakowana jest z jednej strony przez agresywne formy mające na celu zdeprecjonować wartość narodu, z drugiej przez obrazy „ku pokrzepieniu serc”, które z prawdą o naszej rzeczywistości nie mają nic wspólnego. Tego typu produkcje spotykają się z populistycznymi wpływami i przejaskrawionymi wizjami twórców zajmujących się tematami, o których nie mają pojęcia. Wynikiem tego powstaje gigantyczny miszmasz, który nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie: „czy to Polska właśnie?”. Jak traktować więc Twarz Małgorzaty Szumowskiej? Najlepiej jako baśń posługującą się językiem metafor. Nie odnajdziemy tam prawdy, a raczej pewną magiczną parabolę, która każdego z nas doprowadzi gdzie indziej. Przecież paplające się w błocie polactwo buractwo stanowi tutaj jedynie dalszy plan opowieści o podróży duchowej głównego bohatera. Może lepiej podczas seansu skupić się właśnie na tym, zamiast na kloacznych żartach, świńskim księdzu czy pachnącej procentami pasterce? Pewną namiastkę prawdy da się za to odnaleźć w takich obrazach jak Wesele, Cicha noc, W imię... czy Plac zbawiciela. Polska nie jest w tych filmach supermarketem, gdzie odbywają się promocje dla golasów, a krajem pełnym problemów i dysfunkcji, nad którymi wciąż jednak da się pracować. Pomóc w tym może również mądra sztuka, która zamiast złośliwego śmieszkowania woli brać się za bary z niewygodną prawdą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj