„We make the films, you make them magic” – takie motto zakończyło montaż fragmentów filmowych, otwierający najbardziej wyczekiwany panel. Prezentacja nowych, pełnometrażowych produkcji spod znaku Disney, Marvel, Star Wars i Pixar przyciągnęła tłumy. Można być obiektywnym, zblazowanym, powtarzać sobie, że przecież przyjechało się tu z dziennikarskiego obowiązku. Ale wszystko, co racjonalne, zanika, gdy po raz kolejny salę wypełnia ryk siedmiu tysięcy gardeł. Część tych ludzi to wierni fani, którzy pamiętają, jak dwa lata wcześniej w Orlando po raz pierwszy pokazano klip z Avengers: Wojna bez granic czy nowego Króla Lwa, które szeroka publiczność ujrzała długie miesiące później. To tu, za kulisami wydarzenia, dopięto obsadę Końca Gry, dziś oficjalnie najbardziej kasowego filmu w historii. Uczestnicy D23 czują się jak wybrańcy, członkowie tajemnego klubu. Ich miłość, ekscytację czuć w powietrzu.
foto. Disney
Niemal pewniakiem jest, że podczas zapowiedzi kolejnych hitów na scenie pojawi się obsada filmu. W sobotę nagromadzenie gwiazd, zebranych w Anaheim Convention Ceter było wręcz niemoralne. Zaczęło się od Skywalker. Odrodzenie, które ze sceny prezentowali Kathy Kennedy i J.J. Abrams, a wraz z nimi cała ekipa: Daisy Ridley, John Boyega, Oscar Isaac, Billy Dee Williams czy Kelly Marie Tran, ale także nowe twarze Uniwersum, wśród nich Keri Russell. „Zori to przestępczyni i tak jakby przyjaciółka Poe z dawnych lat” – tłumaczyła podekscytowana aktorka publiczności. Natychmiast zareagował na to Oscar Isaac, który zwrócił się do Boyegi: „Kochanie, to było dawno temu, wszyscy byli młodzi i eksperymentowali. Ona nic dla mnie nie znaczy!”. Sala zwijała się ze śmiechu. Ale już za chwilę wszystkim oczy zaszły mgłą, bowiem Abrams oddał hołd zmarłej Carrie Fisher. „Ludzie zawsze pytali mnie, jaka ona jest. Naturalnie inteligentna. Pamiętam jak po jej śmierci zauważyłem, że w podziękowaniach na końcu swojej książki Pamiętnik księżniczki napisała: Dziękuję J.J. Abramsowi, który wytrzymał ze aż mną dwa razy”. A przecież wtedy mieliśmy na koncie tylko jedną współpracę! Ona wiedziała więcej.” Abrams potwierdził, że dzięki wykorzystaniu elementów nagrań z poprzednich filmów Generał Lea będzie miała w Odrodzeniu swój wątek. Emocje sięgnęły zenitu w trakcie prezentacji zajawki filmowej, którą wieńczy kadr, na którym ubrana w czarny płaszcz z kapturem Rey naciera na przeciwnika z dwusiecznym czerwonym mieczem świetlnym. Czyżby przeszła na ciemną stronę mocy? „To niemożliwe! Ona by w życiu tego nie zrobiła! Po prostu się z nami droczą” – emocjonowała się w kolejce do toalety pani koło sześćdziesiątki, przebrana w strój Maz Kanaty.
foto. Disney
Druga seria stanów przedzawałowych towarzyszyła prezentacji Marvela. Prawie ogłuchłam, gdy Kevin Feige zapraszał na scenę kolejnych aktorów z obsady planowanych na jesień 2020 Eternals. Co za nagromadzenie gwiazd! Salma Hayek i Angelina Jolie a do tego Jon Snow i Robb Stark… przepraszam, Kit Harington i Richard Madden na jednym ekranie? A do tego Kumail Nanjiani, Lauren Ridloff, Brian Tyree Henry, Gemma Chan i Dong-seok Ma a za kamerą kojarzona dotąd z kinem niezależnym Chloé Zhao (Jeździec). Ta i każda z kolejnych ekip to wielokulturowy i wielokolorowy tygiel, a na kierowniczych stanowiskach zawsze część zespołu stanowi kobieta. Trzy lata temu Patty Jenkins musiała udowadniać światu, że kobiety potrafią robić kasowe superbohaterskie filmy. Disney wyciągnął z tej lekcji wnioski: przestał tylko mówić o równouprawnieniu, a zaczął wcielać tę myśl w życie i to z wielkim rozmachem. Widać to w wielu nadchodzących filmach, choćby aktorskim Mulan (reż. Niki Caro). Na D23 pokazano długi, wzruszający fragment filmu, podkreślający jego emancypacyjny charakter. Później, podczas zamkniętego panelu z prasą, Feige podzielił się jeszcze jedną, ważną informacją: Marvel na Disney + będzie się uzupełniał z kinowymi produkcjami Marvela. „Postaci będą przeżywać różne rzeczy i ewoluować w ramach fabuł swoich seriali, a potem te zmiany będą uwzględniane w filmach kinowych. Jako jedna z pierwszych taką drogę przejdzie Wanda Maximoff".
foto. Disney
Gwiazd Czarnej wdowy zabrakło (wciąż kręcą film), ale na D23 pokazano obszerne fragmenty nowej produkcji ze Scarlett Johansson i grającą Yelenę Florence Pugh. Oglądając kolejne zrealizowane na ulicach Budapesztu sceny, zastanawiałam się, czy zmiany w naszym prawie podatkowym wreszcie przyciągną do Polski wielkie zagraniczne produkcje. Marvel w Polsce? Byłoby wspaniale!
foto. Disney
O tym, dlaczego jest jedną z największych współczesnych gwiazd, dobitnie przypomniał Dwayne Johnson. Nic dziwnego, że ludzie go kochają – ten gość wie, jak robi się show. Gwiazda Wyprawa do dżungli na scenę wjechała… na łódce, po czym jako pierwszy wbiegł w publiczność, rozdając piątki i uśmiechy. Najpierw poleciał trailer, potem Johnson mówił tak: „Wzorowałem się na moich idolach, Harrisonie Fordzie i Humpreyu Bogarcie. Oczywiście zrobiliśmy film o facecie, herosie, który ratuje dziewczynę - i świat.” Tu przerwała mu trąbka. Na scenę, tym razem samochodem, wjechała jego ekranowa partnerka, Emily Blunt „Co to było, ten trailer? Chyba się nie możesz przestać dotykać po tym, co obejrzałeś! Zapomnijcie o wszystkim, co widzieliście. Teraz ja pokażę wam prawdziwy trailer”. W nowym fragmencie to jej postać była w centrum, a bohater Johnsona wychodzi na niedojdę. Ostatecznie okazało się, że żadne z nagrań nie jest prawdziwym trailerem, ale żartobliwa energia między aktorami zapowiada dobre kinowe doświadczenie.
foto. Disney
Do roli Maleficent już wkrótce powróci Angelina Jolie. „Tęskniłam za nią. W pierwszym filmie pokazaliśmy dwie postaci stojące po różnych stronach, trochę wrogów, ale rodzinę. Teraz Aurora musi skonfrontować się z nowymi wyzwaniami, jakie stawia przed nią zewnętrzny świat. Bohaterki zobaczą, jak bardzo się różnią. Zachęca się je, żeby nie były blisko. Muszą zawalczyć o to, w co wierzą: że to, co czyni cię innym, sprawia, że jesteś silniejszy. Że rodzinę definiuje to, w co wierzysz, twoja postawa, nie tylko krew i podobieństwo.” – mówiła poruszająco ze sceny Jolie. Analogie z jej własną rodzinną sytuacją wydają się oczywiste.
foto. Disney
Chyba najciekawiej o swoich projektach opowiadał Pete Docter z Pixara, dziś szef szefów, ale przez lata reżyser, który w firmie zaczynał jeszcze za czasów Steve’a Jobsa, na początku lat dziewięćdziesiątych, tworząc postaci do pierwszej części Toy Story. „Najważniejsze jest dla nas łączenie się poprzez kino z wami. Dlatego chcieliśmy poprzez animację odpowiedzieć na stale dręczące nas pytania. Dlaczego tu jestem, co tu robię, kim jestem? No ale kto zrobiłby taki film, to szalone! My już miewaliśmy w przeszłości szalone pomysły: mówiące szczury, roboty sprzątające śmieci, starsi mężczyźni i latające domy. I się udawało. Teraz też się uda”. Sala zdarła sobie gardło podczas prezentacji ekipy filmu Co w duszy gra, szczególnie gdy na scenę weszli Questlove, a potem Jamie Foxx, który rapował i beatboxował do publiczności, wszystko nagrywając na swój telefon. Soul to rzeczywiście niesamowity projekt, niesztampowy, oryginalny i ambitny. Bohaterem jest neurotyczny, czarny muzyk, który uczy w szkole, a po godzinach gra jazz, marząc o szansie na występ w kultowym klubie. Do tego dochodzą rozważania na temat duszy… Niszowe, trudne tematy i atrakcyjny, wzruszający film? Docter nie raz dowodził, że jeśli ktokolwiek potrafi z sukcesem przeprowadzać takie projekty, to właśnie on, który nigdy nie zapomniał o swoim korzeniach. „Gdyby dwunastoletni letni ja mógłby dziś was zobaczyć, to by padł!” – mówił do dziennikarzy na zamkniętym panelu. „Byłem strasznie nieśmiały. Łatwiej było mi rysować ludzi, niż z nimi rozmawiać”. Docter podkreślał też, że animacja jest trudnym kawałkiem chleba. „Każdy film to dziwaczna układanka, która człowieka konfuduje z bliska. Ale jak się odsunie, to coś zaczyna dostrzegać. Ale tego się nie da wydedukować, przeanalizować. To nie jest tak, że ktoś kichnie i pojawia mu się kompletny pomysł na genialną animację. To bardziej jak węszenie. Bardzo chaotyczny proces. Musimy kochać te filmy, bo robimy je bardzo długo, często po 5-6 lat”. Wtórowała mu współtwórczyni Krainy Lodu Jennifer Lee. „Animacji się nie da oszukać, w filmach aktorskich można liczyć na błysk geniuszu, improwizację. Tu wszystko jest napisane i zaplanowane”.
foto. Disney
Na sali, gdzie ¼ widzów przebrana jest za Elzę, nietrudno wyobrazić sobie ekscytację podczas prezentacji Krainy Lodu 2. Tym bardziej, że na scenie wystąpili doskonale znani aktorzy, m.in. śpiewająca Let it go Idina Menzel. Natomiast oficjalnie ogłuchłam, gdy na scenie pojawili się Tom Holland i Chris Pratt, którzy w Naprzód wcielą się w braci-elfów, poszukujących sposobu na spotkanie ze zmarłym ojcem. Tym razem można odnieść wrażenie, że aktorów dopasowano charakterologicznie do bohaterów, bo Chris jest troszkę grubo ciosanym, ale uroczym antyintelektualistą, za to Tom ma w sobie o wiele więcej wysublimowania i uroku. Ośmiominutowy fragment, którego nie widział wcześniej nikt poza murami Pixara, zapowiada fantastyczny film.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj