Nie ma rywalizacji pomiędzy Marvelem i DC. Nie pomylcie pojęć, ponieważ nie będziemy zajmować się przewagami jednej stylistyki nad drugą czy szukaniem abstrakcyjnych dowodów na wyższość Batmana nad Iron Manem, bądź Spider-Mana nad Supermanem. Zależnie od preferencji można kochać jednych albo drugich - można też kochać obydwu. Wytwórnie filmowe kochają z kolei pieniążki i tak właśnie o rywalizacji mówimy - nie w kontekście komiksu, ale z perspektywy ekonomicznej i walki o widza. Na arenie filmu superbohaterskiego mieliśmy do niedawna czterech wielkich graczy. Sony, niezadowolony z własnych wyników finansowych, podążył w myśl zasady, iż jeśli nie możesz kogoś pokonać, to powinieneś się do niego przyłączyć i podpiął się pod Kinowe Uniwersum Marvela. W opozycji do Disneya zostały więc Warner Bros. i 20th Century Fox, które gotowe są rzucić wyzwanie jego dominacji. Entuzjastyczne reakcje fanów (zarówno zgromadzonych w San Diego, jak i tych w internecie) na zaprezentowane podczas konwentu materiały są jednoznaczne. Widzowie chcą czegoś nowego, świeżego i dotąd nieeksploatowanego. Oto kilka przenikających się obszarów, z których korzyści czerpała będzie nowa fala komiksowych ekranizacji.

Wolność kreatywna

W odpowiedzi na spójną koncepcję filmów Marvela (dla uproszczenia w dalszej części tekstu tak określać będziemy Marvel Studios należące do Disneya), Warner Bros. postawi na różnorodność poszczególnych wizji. Kilka dni temu Zack Snyder obrazowo określił ową politykę studia mianem „piaskownicy”, w obrębie której swobodnie poruszać się będą mogli kolejni twórcy. Jednocześnie rozpisana została już nadrzędna linia fabularna, którą w swoim własnym stylu podążyć mają wszystkie filmy. Czy będą się one sprawnie zazębiały? Jak takie podejście sprawdzi się w praktyce? Przekonamy się dopiero z czasem. W teorii obiecuje nam ono jednak nieschematyczną zabawę. Filmy Snydera będą mroczne, naciskające na względny realizm i patos, a „Suicide Squad” Ayera bardziej bezkompromisowy, przyziemny i brutalny. „The Flash”, którego twórcami zostaną Phil Lord i Chris Miller, będzie komediowym równoważnikiem, a inne filmy to już fascynująca zagadka. Co wymyśli James Wan w „Aquaman”? Czy będzie to ponure widowisko noszące znamiona horroru, czy raczej nieskrępowany, rozrywkowy blockbuster? Jaka będzie kobieca wizja Patty Jenkins na „Wonder Woman”? Dramat rozgrywający się na przestrzeni dekad i love story? Na ten moment trudno przewidzieć ich kształt i stwierdzić czy ograniczą się tylko do żonglowania filmowymi gatunkami, czy rzeczywiście będą różne u podstaw. Obietnice Snydera i studia pozwalają domniemywać tę drugą opcję. Klarowniej sytuacja prezentuje się w 20th Century Fox. Spójne uniwersum to na razie bardzo wiarygodna, ale jednak ciągle plotka. Bryan Singer samodzielnie odpowiada więc za przygody najważniejszych X-Menów, „The Fantastic Four” to projekt Josha Tranka, James Mangold we współpracy z Hugh Jackmanem zwieńczy historię Wolverine’a, a Channing Tatum zapowiadał kilkukrotnie, że wraz z producentami sumiennie pracują, aby „Gambit” był jak najbardziej oryginalnym podejściem do tematu. A przecież mamy jeszcze „Deadpool”, przy którym Tim Miller nie miał prawdopodobnie żadnych ograniczeń. Praktyką studia są także wersje reżyserskie, więc możemy być pewni, że o ile wyzwaniem może być zebranie tych filmów w jedną całość, to pojedynczo zaprezentują się różnorodnie. [video-browser playlist="725670" suggest=""]

Powaga

Poza „Captain America: The Winter Soldier” każdy film Marvela ma wyraźnie komediowy sznyt. Druga Faza wyspecjalizowała się wręcz w natychmiastowym rozbrajaniu napięcia każdej poważnej bądź wzniosłej chwili, dbając o dominację humorystycznie lekkiego wydźwięku całości. I taki model oczywiście się sprawdził, ale widzowie dzisiaj, jak nigdy wcześniej, spragnieni są dojrzalszej, poważniejszej rozrywki, której przedsmak otrzymali w „Man of Steel”. Zack Snyder przesadza z pompowaniem patetycznego nastroju i brakuje mu subtelności, ale powaga i brak humoru Batmana, Supermana i Wonder Woman wynikają już przecież z samego materiału komiksowego. Śmiertelnie poważny będzie także „Suicide Squad”, czego wyrazem jest również wizualna strona tych filmów, w której przeważają półmroki i chłodne, ciemne barwy. Można zakładać, że kolejne solowe filmy podtrzymają tę stylistykę, nawet jeśli „The Flash” i „Green Lantern Corps” zdejmą ostatecznie barierę braku żartów. Takie skrajnie odmienne podejście będzie wręcz ożywczym doświadczeniem, niekoniecznie lepszym bądź gorszym, ale zdecydowanie innym. Pod tym względem najlepiej radzi sobie jednak 20th Century Fox. Tonacja dotychczasowych filmów znajduje się gdzieś pomiędzy rozrywkowymi zapędami Marvela, a wyższymi aspiracjami Warner Bros. Sprawnie łączy w sobie komiksowość z powagą, proponując widowisko o hollywoodzkich proporcjach, jednocześnie przemycające proste przesłania o tolerancji, dorastaniu i przynależności. Buduje napięcie, jedocześnie pozwalając bohaterom na uśmiechy i chwile wytchnienia. Dokładnie taki był „X-Men: Days of Future Past”, co pozwala wierzyć, że również „X-Men: Apocalypse” i kolejne projekty studia będą wyglądać podobnie. [video-browser playlist="732079" suggest=""]

Przemoc

Przemoc w filmach Marvela jest iluzoryczna, limitowana wyraźnie wiekowymi ograniczeniami. Nie jest jednak obowiązkowa do osiągnięcia sukcesu, a jej braku nie trzeba traktować jako wady. Wprowadzenie jej może być jednak sporą zaletą. Siejący spustoszenie i świadomie zabijający przeciwnika Superman wzbudził ogromne kontrowersje. Wydaje się, że podobną drogą podąży również Batman. Wypalanie swojego symbolu na ciałach przestępców, obsługa karabinu maszynowego, a także sugestia zabijania to niekanoniczne pomysły, które wzbudzą niesmak wśród fanów komiksów, ale mogą silniej rezonować z obiektywnym widzem. Bezpiecznie założyć można także, że nawet wobec odgórnych restrykcji, David Ayer wyciśnie maksimum z psychopatycznych skłonności Jokera. Na przemoc składa się także wulgarny język - pod tym kątem niekwestionowanym liderem jest i będzie 20th Century Fox. Raptem kilka dotychczasowych przekleństw to oczywiście niewiele, ale trend ten zyskał uznanie, co wyraźnie widać w polityce marketingowej kolejnych filmów. Konwentowy zwiastun „X-Men: Apocalypse” zaprezentował Magneto rzucającego spod nosa „who the fuck are you?”, co wzbudziło radość na widowni. To materiał przeznaczony co prawda dla zamkniętej publiczności, ale jeszcze niedawno nawet taki pomysł nie zyskałby uznania producentów. Odważna i znamienna jest również grafika promocyjna „The Wolverine 2”, na której Logan pokazuje tylko jedno ostrze, jednoznacznie układające się w obsceniczny gest. To wszystko blednie jednak wobec euforii jaką wzbudził w San Diego zwiastun „Deadpool” przeznaczony dla dorosłych. Po raz pierwszy superbohaterska ekranizacja otrzymała kategorię wiekową R. Wszystkie chwyty są więc dozwolone – przekleństwa i przemoc (a według zapowiedzi nawet erotyka) stanowić będą fundament tej konkretnej rozrywki. Tim Miller, reżyser filmu, stwierdził, że świat jest gotowy na coś nowego. I ma rację. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje to, w jakim stopniu ów świat jest przygotowany na taką propozycję i czy „Deadpool” przypadkiem nie przeszarżuje. Jeśli przy budżecie zaledwie 40 milionów dolarów osiągnie ogromny wynik w box office, to może dojść do niemałego przełomu – przynajmniej w świadomości widzów i filmowców. Sukces „Kingsman: The Secret Service” zdaje się być dobrym ku temu prognostykiem. [video-browser playlist="670720" suggest=""]

Zróżnicowany casting

Zróżnicowany przede wszystkim pod względem rasowym i etnicznym. Do aktorskich wyborów Marvela nie można mieć zastrzeżeń, ale o ile na fanatyków źle pojmowanej poprawności politycznej powinniśmy patrzeć przez palce, to jednak nie do przeceniania jest pozytywny odbiór wśród coraz liczniejszych mniejszości narodowych. Szczególnie we wrażliwej na nastroje społeczne Ameryce, a może przede wszystkim na świecie, gdzie zróżnicowanie kulturowe to po prostu strategia docierania do szerszego grona odbiorców. Zarówno w Marvelu, Warner Bros., jak i 20th Century Fox dominują osoby rasy kaukaskiej, ale można rozpoznać kilka nowych tendencji. Przede wszystkim Warner Bros i 20th Century Fox nie stronią od zmiany koloru skóry bohatera, czego najlepszymi przykładami są Deadshot, Perry White oraz Human Torch. Zagorzali fani komiksu oczywiście burzą się na takie decyzje, ale procentują one wśród dziennikarzy i czarnoskórych społeczności. Według zapowiedzi, Deadshot może okazać się centralnym punktem „Suicide Squad”, a kluczową rolę odegra ponadto Amanda Waller. To pierwszy raz kiedy czarnoskóre postacie stanowią tak istotną część superbohaterskiej produkcji. Ważne są także przyszłe plany studia - członkiem Ligi Sprawiedliwości zostanie Cyborg, który w 2020 roku otrzyma swój solowy film. Ogromną radość wywołało również ogłoszenie tytułu „Green Lantern Corps”, co wzmocniło spekulacje odnośnie obecności w uniwersum Johna Stewarta, Zielonej Latarni afroamerykańskiego pochodzenia. Marvel będzie miał oczywiście swoją odpowiedź, o czym powiemy na końcu, ale warto w tym miejscu zaznaczyć, że Warner Bros. ma póki co przewagę nie ilościową, ale jakościową. Rola Falcona i War Machine urosła wraz z „Avengers: Age of Ultron”, a już zaraz pojawi się Black Panther, co razem dorównuje (jeśli wręcz nie przebija) znaczenia Perry’ego White’a, Deadshota i Amandy Waller. Twarze trójki ostatnich bohaterów to jednak Laurence Fishburne, Will Smith i Viola Davis, a więc gwiazdy Hollywood pierwszego formatu i ulubieńcy widowni. Marvel postawił na Dona Cheadle'a, Anthony’ego Mackie i Chadwicka Bosemana, którzy na to miano dopiero postarają się zapracować. Podobnie postąpił 20th Century Fox wybierając Michaela B. Jordana, którego gwiazda rozbłyśnie mocniej również za sprawą „Creed”. Nie tylko więc talent i filmowa rola, ale sama popularność aktorów ma tutaj ogromne znaczenie. Coraz częściej liczy się jednak nie sam kolor skóry, ale również narodowość. Nie przez przypadek Tao Okamoto pojawi się w „Batman v Superman: Dawn of Justice”, tak jak Claudia Kim pojawiła się w „Avengers: Age of Ultron”. Dla wytwórni filmowych rynek azjatycki jest być może najważniejszym pod względem finansowym, ale takie obsadowe wybory to na razie drobiazgi. Głośna historia dotyczy jednak samego zwiastuna „Batman v Superman”. Ogrom pozytywnych emocji wywołało pojawienie się w nim Wonder Woman – z uwagi na fakt, iż odgrywa ją Gal Gadot, aktorka izraelskiego pochodzenia, a także dlatego, że jest ona… kobietą.
Źródło: materiały prasowe
 

CZYTAJ DALEJ...

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj