20 lat temu narodził się protoplasta współczesnego rynku streamingowego
1 czerwca 1999 roku rozpoczęła się rewolucja, którą przedstawiciele branży muzycznej wolą nazywać Armagedonem. Na rynku pojawił się program Napster do wymiany plików muzycznych i na dobre zmienił oblicze całej branży rozrywkowej.
Pod tym nieco przewrotnym tytułem nie kryje się opowieść o początkach YouTube’a czy Netflixa. Nie będzie to także tekst o pierwszych próbach wdrożenia serwisów VoD na rynek komercyjny w latach 90. minionego wieku. Dziś przyjrzymy się krótkiej, aczkolwiek bardzo burzliwej historii programu, który diametralnie zmienił nasze podejście do pozyskiwania dóbr kultury.
1 czerwca okrągłą rocznicę urodzin obchodzi marka Napster, która zraził do siebie wytwórnie płytowe, rozkochała miłośników muzyki i przyczyniła się do rozpoczęcia burzliwej rozmowy na temat sposobów dystrybucji treści kultury. A w międzyczasie dwukrotnie zmieniała swoje oblicze, przechodziła z rąk do rąk i o włos uniknęła śmierci. Doczekała się nawet trzech stron na Wikipedii opisujących różne etapy jej funkcjonowania.
Idea powstania programu z punktu widzenia odbiorców kultury była dość szczytna – twórcy chcieli ułatwić nieskrępowane dzielenie się muzyką za pośrednictwem sieci peer-to-peer. Moralnie wątpliwa jednak oraz niezgodna z prawem. Napster nie był sklepem ani wypożyczalnią lecz klasycznym programem do wymiany plików ukierunkowanym na utwory dźwiękowe. W pierwotnej formie przetrwał na rynku wyłącznie dwa lata, ale w tym okresie w szczycie popularności przyciągnął do siebie aż 80 milionów zarejestrowanych użytkowników. Niemal pięć lat przed pojawieniem się w sieci pierwszej odsłony YouTube’a.
Wówczas takie liczby robiły na ludziach ogromne wrażenie, a największe – na wytwórniach płytowych, które upatrzyły sobie w Napsterze największego wroga, którego trzeba jak najszybciej zmieść z powierzchni ziemi. W końcu program ułatwiał darmową wymianę plików muzycznych, na której ani twórcy, ani wytwórnie nie zarabiały ani grosza. Gdybyśmy mieli oceniać Napstera wyłącznie z prawnego punktu widzenia, sposób jego funkcjonowania powinniśmy zmieszać z błotem. Twórcy oprogramowania za nic mieli sobie prawa autorskie. Za co później przyszło im zapłacić grube miliony odszkodowania.
Jednak pojawienie się Napstera miało także kolosalny oddźwięk kulturowy. Nagle okazało się, że muzyka, nawet ta najbardziej niszowa, jest na wyciągnięcie ręki. Utwory sprzed lat, płyty zagranicznych twórców z egzotycznych krajów, nagrania z koncertów czy utwory nigdy nie wypuszczone do powszechnej dystrybucji. Napster stał się centrum światowej kultury muzycznej i udowodnił na szeroką skalę, jak ogromny zasięg oddziaływania może mieć internet.
A potem wszystko szlag trafił, kiedy do twórców oprogramowania w końcu dobrali się prawnicy. 13 marca do kalifornijskiego sądu wpłynął pozew zespołu Metallica przeciwko Napsterowi. Rockmeni dostrzegli, że użytkownicy wymieniają się między sobą utworem I Disappear ze ścieżki dźwiękowej do Mission Impossible 2. Płyty, która jeszcze nie trafiła do dystrybucji. Ostatecznie firma przegrała to starcie, a sąd zakazał udostępniania plików chronionych prawem autorskim za pośrednictwem tego oprogramowania.
W 2001 roku Napster zakończył działalność, a rok później ogłosił bankructwo. Wykończyły go odszkodowania, jakie zasądzono na poczet wytwórni fonograficznych. Przedstawiciele niemieckiego koncernu Bertelsmann przymierzali się do wykupienia praw do marki za 85 milionów dolarów, ale do transakcji finalnie nie doszło. Koniec końców Napster wszedł w posiadanie firmy Roxio, która wykorzystała markę do stworzenia streamingowego serwisu muzycznego. Po serii kolejnych perturbacji i kolejnej groźbie uśmiercenia legendy rynku P2P, Napsterowi udało się przetrwać. Firma Rhapsody, posiadająca prawda do marki, postanowiła wykorzystać nazwę popularnego niegdyś programu, aby wypracować sobie pozycję na rynku subskrypcyjnych usług muzycznych i uszczknąć kilku klientów Spotify.
Po wielu latach, pod koniec 2017 roku Lars Ulrich przyznał, że z PR-owego punktu widzenia wejście w tak ostry spór z Napsterem mogło nie być najrozsądniejszym posunięciem, ich krucjata nie spodobała się wielu fanom zespołu.
Warto spojrzeć na Napstera z perspektywy dzisiejszych użytkowników, którzy mają w miarę swobodny dostęp do bogatych zasobów filmów, muzyki i seriali dystrybuowanych czy to w formie abonamentu, czy plików cyfrowych. Na przełomie tysiącleci nie mieliśmy ani YouTube’a, ani Spotify, o takich graczach jak Netflix czy HBO GO nawet nie wspominając. Napster był zwiastunem rewolucji, która wkrótce miała przetoczyć się przez branżę rozrywkową i na dobre zmienić jej oblicze. Można krytykować twórców i samo oprogramowanie za to, że przyczyniło się do lawinowego wzrostu piractwa, ale Napster zwrócił uwagę wielkich korporacji technologicznych na potrzebę stworzenia usług, które oddadzą w ręce konsumentów bogate zbiory dzieł kultury, dostępnych od ręki na niemal dowolnym urządzeniu.
Dwudziesta rocznica urodzin Napstera to doskonały moment, aby uświadomić sobie, że bez afery, jaką rozkręcił wokół siebie Napster, dziś rynek usług subskrypcyjnych mógłby wyglądać zupełnie inaczej, a po filmy nadal chodzilibyśmy do fizycznych sklepów albo wykupowali poszczególne produkcje w internecie, zamiast opłacać dostęp do obszernej bazy multimediów.