Andrew Koji o serialu Wojownik: Gdyby nie ten serial, rzuciłbym aktorstwo [WYWIAD]
Andrew Koji gra główną rolę w serialu Wojownik na podstawie zapisków odnalezionych w rzeczach Bruce’a Lee przez jego córkę. Na HBO GO trafia właśnie 2. sezon, a my z tej okazji spotykamy się z aktorem, by porozmawiać o tym, co zobaczymy na małym ekranie.
DAWID MUSZYŃSKI: Wojownik był wielkim zaskoczeniem dla widzów. Gdy ten pomysł ujrzał światło dzienne, fani byli mocno sceptyczni. Podczas premiery spoglądałeś nerwowo na recenzje?
ANDREW KOJI: Wszyscy byliśmy poddenerwowani. Gdy nagrywaliśmy pierwszy sezon, żyliśmy w takiej bańce wzajemnej adoracji. Wszyscy byliśmy zadowoleni z tego, co robimy. Klepaliśmy się po pleckach itp. Jednak gdy już oddaliśmy nagrany materiał, to pojawił się lęk, co ludzie powiedzą. A dodatkowo ja jestem człowiekiem bardzo wycofanym, o czym ludzie z działu PR HBO się już przekonali, bo z rzadka udzielam wywiadów. Nie miałem więc na początku styczności z widzami. To się zmieniło całkiem przypadkiem, gdy już skończyliśmy nagrywać sezon drugi i pojechałem do Kanady na plan innej produkcji. Była tam bardzo duża azjatycka społeczność, która zaczęła do mnie podchodzić w sklepach i restauracjach. Opowiadali z taką pasją o naszym serialu, że zacząłem dostrzegać, jak on dużo dla nich znaczy. Jak historia, którą przedstawiamy, ich porusza, wywołuje emocje. I muszę ci powiedzieć, że nie ma niczego lepszego dla aktora niż to, że twoja praca kogoś poruszyła.
Z tego, co wiem, to ten serial zmienił kompletnie twoje życie.
To prawda. Przez 10 lat byłem aktorem, który ledwo wiązał koniec z końcem. Miałem to właściwie rzucić w diabły i zająć się czymś innym. Nawet nie wiedziałem czym, ale czułem, że zawodowo zderzam się ze ścianą, której nie pokonam. Przestałem trenować. Żywiłem się kilka razy dziennie w McDonaldzie. Sporo przytyłem. I nagle przyszła rola Ah Sahma, do której niestety moja fizyczność nie pasowała. Dostałem jednak szansę na przygotowanie się i powrót do formy. Musiałem upodobnić moje ciało do ciała Bruce'a Lee. Musiało być gibkie, rozciągliwe i na tyle wytrenowane, by mogło robić te wszystkie skomplikowane kopnięcia.
Ile to trwało?
Długo. Trenowałem sześć dni w tygodniu chyba przez pół roku. I kontynuowałem te ćwiczenia jeszcze w trakcie trwania zdjęć. Definitywnie przesadziłem na początku, o czym moje ciało bardzo szybko mnie poinformowało. Wtedy dopiero znalazłem odpowiednią osobę, która pomogła mi znaleźć we wszystkim balans. W ćwiczeniach, diecie, medytacji.
Rozumiem, że charakter tej postaci pomógł ci w utrzymaniu się w tym reżimie.
To było bardzo pomocne. Gdyby Ah Sahma był typem człowieka imprezowego, który tylko pije i się bawi, to pewnie nie dociągnęlibyśmy do 2. sezonu, bo kompletnie bym się rozsypał. Ale to, że jest on tak skupiony na wszystkim, i to, że walka jest dla niego tak istotną częścią życia, pomogło mi w uspokojeniu się. Podświadomie zacząłem przejmować jego podejście do życia, co mi niezwykle pomogło i dalej procentuje.
Ale żeby nie było, że tak z ulicy dostałeś rolę i nigdy wcześniej nie trenowałeś. Jeszcze nim ubiegałeś się o rolę w Wojowniku, byłeś biegły w kilku sztukach walki.
Fascynowałem się nimi, od kiedy byłem małym berbeciem. Pamiętam, że oglądałem filmy z Jackie Chanem i widziałem na szklanym ekranie kogoś takiego jak ja, kto dodatkowo świetnie walczył. Też tak chciałem. Byłem również, i wciąż zresztą jestem, ogromnym fanem gry Tekken, w którą grałem godzinami. Moją ulubioną postacią był Hwoarang, który świetnie znał teakwondo. Zresztą to ze względu na niego zapisałem się w wieku 10 lat na lekcje taekwondo, więc jestem żywym przykładem na zaprzeczenie tezy, że gry to strata czasu (śmiech). Niestety, po kilku latach ze względu na bardzo rozległą kontuzję, której nabawiłem się na jednym z turniejów, musiałem się rozstać z tym sportem na dobre.
Ale ta kontuzja nie była chyba na tyle rozległa, byś nie mógł nic innego uprawiać?
Przerzuciłem się wtedy na kung fu. Pojechałem do świątyni Shaolin w Anglii, by tam ćwiczyć i medytować. W wielu 21 lat poleciałem do Japonii w poszukiwaniu pracy i zatrudniłem się jako kaskader w jednej z firm pracujących w branży filmowej. Nie były to jednak jakieś produkcje wysokich lotów. Mówiąc szczerze, jak zobaczyłem ze trzy ich produkcje, doszedłem do wniosku, że to nie jest coś, czym chcę się zajmować. Chcę być poważnym aktorem, robiącym filmy na poziomie, a nie takie coś.
I wtedy przestałeś ćwiczyć?
Tak, zbyt mocno skupiłem się na szukaniu pracy i zaniedbałem siebie. Więc jak już mówiłem, gdy dostałem propozycję udziału w Wojowniku, musiałem zacząć wszystko od początku. Na szczęście ze sztukami walki jest jak z jazdą na rowerze. Mięśnie pamiętają i bardzo szybko zaczynają odpowiednio pracować.
No dobrze, to porozmawiajmy trochę o fabule 2. sezonu i twoim bohaterze. Ah Sahma zaczyna przeradzać się w przywódcę, bohatera, którego China Town potrzebowało. Co to będzie dla niego oznaczało w przyszłości?
Idą zmiany, to jest pewne. Wydaje mi się, że mój bohater dąży do tego, by coraz mniej używać siły. By nie musieć lać ludzi dla osiągnięcia celu. Podskórnie czuje, że dojrzewa do tego, by stać się przywódcą. Jednak do tego jeszcze długa droga. Na razie stara się być jak najlepszym przybocznym. I małymi taktycznymi kroczkami posuwa się do przodku. Jest takim odpowiednikiem Jago z Otelo Williama Szekspira. Choć jego siostra usilnie stara się mu to uniemożliwić, ale nie z jakiejś zawiści. Po prostu ma ten sam cel (śmiech).
A jak wyglądała praca nad choreografią walk? Muszę przyznać, że niektóre sceny z twoim udziałem są fenomenalne. Puszczacie tam też często oko do fanów Bruce’a Lee.
Jonathan tworzy te walki, opisując je praktycznie tak, jakby to był scenariusz, więc dokładnie wiem, czego ode mnie oczekuje i czego się spodziewać. Czasami pozwala mi coś pozmieniać lub dodać, by wyglądało to jeszcze bardziej spektakularnie. W końcu nikt lepiej ode mnie nie wie, do czego zdolne jest moje ciało.
Rozmawiamy też często o tym, co znajduje się u podłoża walki, którą mój bohater toczy. Czy jest to walka o przetrwanie, czy może tylko upuszczenie pary, a może jest to atak furii? Wszystko to ma wielkie znaczenie. Ciało inaczej się zachowuje w każdym z tych stadiów. Staramy się też, jak zauważyłeś, korzystać trochę ze stylu Bruce’a Lee, by nie tylko puścić oko do fanów, ale też oddać mu hołd.