Atlanta to stan umysłu, rozmawiamy z Brianem Tyree Henrym z Atlanty
Atlanta była dla nas bardzo dużym zaskoczeniem. Serial jest świetnie napisany i jeszcze lepiej zagrany. Udało nam się spotkać z Brianem Tyree Henrym, by porozmawiać o pracy na planie i dalszych losach serialu. 2. sezon Atlanty będzie można oglądać w Polsce od 13 sierpnia na kanale FOX.
DAWID MUSZYŃSKI: „Atlanta” to dość nietypowy serial jak na FX…
Brian Tyree Henry: Też się zdziwiliśmy, jak zakupili pilota. Szampany wystrzeliły, choć w naszej głowie pojawiło się pewne zwątpienie, czy widzowie sięgną po coś bardziej ambitnego. Czy nie pomyślą, że to jakaś odmiana reality show House wifes. Jednak sukces Legionu pokazał, że widzowie łakną ciekawych treści. Nie samych procedurali, ale produkcji odzwierciedlających ich codzienne problemy.
To albo oglądamy inny serial, albo inne problemy w USA macie, bo Legion nijak się nie łączy z tematem, o którym mówisz.
To u was nie ma telepatów? Grupy mutantów w obcisłych strojach nie walczą z wielkimi robotami? Kurczę, dużo was omija w tej Polsce (śmiech). A tak serio, to oczywiście Legion jest produkcją na podstawie komiksu, ale zrealizowaną w taki sposób, że początkowo wszyscy się zastanawiali, czy widzowie się tym zainteresują. I się zainteresowali. Z naszym serialem jest podobnie. Chodziło mi o to, że widz już nie chce bezsensownej papki, chce czegoś, co zmusi jego szare komórki do mylenia.
Zaciekawiło mnie to, że jako jedyny z głównej obsady nie jesteś raperem. Donald Glover i Lakeith Stanfield mają na swoim koncie kilka singli.
Ale to ja jestem prawdziwą gwiazdą hip hop-u, przynajmniej w serialu (śmiech). A tak serio, to właśnie dzięki temu, że Donald tak dobrze zna to środowisko, dostajemy niezwykle realistyczny scenariusz. Wiele osób widzi siebie w tej opowieści. Jest ona niezwykle neutralna. U nas jest to Atlanta, ale może być to każde miejsce na świecie, nawet Warszawa. Jestem przekonany, że początkujący raper w Polsce zderza się z podobnymi problemami co raper w Atlancie. Wszyscy mają marzenia, by ich muzyka docierała do wszystkich chętnych. Chcieliby się z tego utrzymywać. Mieć kasę na gadżety, rodzinę, egzotyczne wakacje i szybkie fury. Problem polega na tym, że te marzenia spełniają się tylko dla nielicznych. Oglądamy ich często w telewizji. Nie widzimy jednak tych, którym się nie udało lub takich, którzy wciąż czekają na swoją szansę.
I nie korciło cię, by coś z nimi nagrać?
A doszły cię jakieś słuchy od produkcji ? (śmiech). Czasem sobie żartujemy z tego, że może jako Paper boy powinienem coś z nimi nagrać, by jeszcze bardziej uwiarygodnić moją postać. Ale potem myślę sobie: „po co?”. Czy to nie byłoby już za dużo?
Odniosłem też wrażenie, że ten serial to trochę taki pstryczek w nos dla całego środowiska hip hopowego w USA. Pokazanie, że wcale nie jest tak cudownie, jak to opowiadają gwiazdy w wywiadach.
Trochę tak jest. Bycie raperem to ciężka praca. Oczywiście dla niektórych to również wielkie profity, ale nie rozbijamy się wszyscy limuzynami, popijając szampana, wciągając koks, tarzając się w dolarach rozrzuconych na łóżku. To wszystko ściema. Kiedyś to była forma do pokazywania światu historii ludzi z gett, której nikt nie chciał wysłuchać. Nie puszczano tych kawałków w rozgłośniach radiowych. Nie pokazywano w telewizji. Teraz to się zmieniło.
Serial został stworzony przez Donalda Glovera. Ciężko się realizuje jego wizję?
Nie wiem, czy można nazwać to nawet pracą, bo to, co robimy na planie, to czyta zabawa. Donald to profesjonalista i gwiazda, nawet geniusz. Szkoda, że tego nie przeczyta (śmiech). Widziałeś jego wersję animowanego Deadpoola? Mistrzostwo świata. Na planie tworzymy jedną szczęśliwą rodzinę i to czuć na ekranie.
Czym Atlanta zaskarbiła sobie przychylność fanów?
Autentycznością. Tym, że pokazujemy chłopaka, który powoli staje się sławny i obserwujemy, jak ta sława na niego wpływa. Ile wyrzeczeń kosztuje go wejście choćby po kilku szczebelkach drabiny sukcesu.
Gangster stara się zostać praworządnym obywatelem dla sławy.
Coś w tym rodzaju. Był dealerem, a teraz ma szansę zostać gwiazdą. Jednak wymaga to od niego porzucenia dawnego życia. I właśnie kuzyn Earn, grany przez Donalda Glovera, ma mu w tym pomóc. Dostrzegł w nim potencjał, tyle że sam jeszcze nie wie, jak przekuć go w żywą gotówkę.
Na koniec pytanie nawiązujące do finału sezonu. Zmieniacie nazwę? W końcu wasi bohaterowie wyprowadzają się z Atlanty.
Dobre pytanie. Choć wydaje mi się, że Atlanta to nie tylko miejsce, ale także stan umysłu. Ona towarzyszy nam, gdziekolwiek byśmy się znaleźli.
A gdzie się znajdziecie w trzecim sezonie?
Tego nie mogę ci powiedzieć, nawet gdybym chciał. Jeszcze nie przeczytałem scenariusza nowego sezonu. Ale wydarzy się to lada dzień, bo niedługo wracamy na plan.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe