Oglądam dużo filmów i seriali – nasz wywiad z Julią Kamińską, gwiazdą Narzeczonego na niby i BrzydUli
Julia Kamińska, aktorka z filmu Narzeczony na niby oraz popularnego serialu BrzydUla opowiada nam o swojej komedii romantycznej, zaszufladkowaniu, o serialach, które ogląda i planach na przyszłość. Przeczytajcie nasz wywiad.
Julia Kamińska jest najbardziej rozpoznawalna jako główna bohaterka serialu BrzydUla. Ostatnio powróciła na ekrany kin w głównej roli w komedii romantycznej Narzeczony na niby. Niedawno miałem okazję z nią porozmawiać o tym filmie, ewentualnym powrocie BrzydUli, a nawet o serialach, które lubi.
ADAM SIENNICA: Przyznam, że jak oglądałem Narzeczonego na niby, zastanawiałem się, kiedy twoja postać, Karina, wejdzie i zaśpiewa. Był taki pomysł brany pod uwagę?
JULIA KAMIŃSKA: Karina pracuje przy organizacji programu i przesłuchuje śpiewające dzieci. Czytałam różne wersje scenariusza, w jednej z nich Karina była absolwentką szkoły muzycznej, o ile dobrze pamiętam, była wiolonczelistką, ale śpiewać zawsze miał Tolek, czyli Janek Szydłowski.
Wciąż mam w pamięci twoją piosenkę do Zaplątanych, więc sądziłem, że może wykorzystają twój talent wokalny i pośpiewasz.
Nie tym razem [śmiech]. W sumie szkoda, bo chętnie bym zaśpiewała, na przykład w duecie z Jankiem. Generalnie chętnie pośpiewałabym sobie gdzieś indziej niż tylko w teatrze.
Czytałem opinie na temat filmu w Internecie i często padały argumenty, że taki związek jak Kariny z Darkiem nigdy by w rzeczywistości nie istniał. Co o tym sądzisz?
Rozumiem ten zarzut. Chociaż ja osobiście wiem, dlaczego Karina próbuje być z Darkiem. Mam nieco większą wiedzę niż widz. Do ostatecznej wersji filmu wiele scen nie weszło. Karina ma problem: tak bardzo zależy jej na szczęściu, że przymyka oko na wady partnera. Po prostu za bardzo chce. To wydało mi się wiarygodne, znam wiele takich związków, gdzie ludzie na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasują. Na drugi rzut oka… też nie [śmiech]. Nie wiadomo, dlaczego ze sobą są, a potem okazuje się, że z desperacji. To smutne, ale się zdarza. Generalnie Karina chce spełniać oczekiwania, szczególnie swojej mamy. A mama jest podekscytowana tym, że Karina jest z reżyserem. To może nie świadczy najlepiej o Karinie, że w kwestii wyboru partnera bardziej słucha mamy niż siebie samej [śmiech].
Kształtowanie bohaterki w taki sposób jest pozytywne, bo nie jest typową idealną dziewczyną z komedii romantycznych, z którą każdy chce być. Ma wady, problemy, jest bardziej ludzka. A to też ważne.
Negatywne cechy zawsze wzbogacają postać. Dlatego lubię Karinę, bo jako bohaterka komedii romantyczniej mogłaby być nudna, ale nie jest: notorycznie podejmuje głupie decyzje.
Komedia romantyczna ma bawić i wzruszać. Zawsze sądziłem, że na dobry efekt ma wpływ atmosfera na planie. Czy były momenty zabawne i wzruszające?
Za wzruszenie na planie i na ekranie odpowiadał Janek Szydłowski. Prywatnie jest pełnym wdzięku, radosnym, utalentowanym chłopcem. Ma w sobie coś ujmującego. No i, mimo bardzo młodego wieku, jest profesjonalistą – ma sporo doświadczenia zawodowego i uwielbia występować przed publicznością. Dorośli aktorzy też uwielbiają mieć publiczność, nawet jeśli kamera nie jest włączona. Dlatego podczas pracy na planie często bywa zabawnie. Krążą różne anegdoty, czasem prezentuje się swoje ukryte talenty… Ja na przykład specjalizuję się w udawaniu małego dziecka, a Piotr Stramowski w beatboxie.
O, a jak mu to wychodziło?
Świetnie! Wprawdzie nie znam się dobrze na beatboxie, ale brzmi bardzo profesjonalnie, jakby miał za sobą lata ćwiczeń.
Nie boisz się kolejnego zaszufladkowania? Na przykład, że ktoś powie: „Julia Kamińska jest królową komedii romantycznych”.
Ja się generalnie staram nie bać. Raczej cieszyłabym się z takiego zaszufladkowania. Zawsze to jakaś nowa szufladka.
Zdrowe podejście. Dzięki temu możesz spokojnie dobierać role i nie martwić się o takie szczegóły.
Nie ma sensu się martwić, przecież nie na wszystko mamy wpływ. Do tej pory byłam zaszufladkowana jako BrzydUla i pewnie jeszcze długo będę, ale w ogóle się tym nie martwię, bo to był świetny serial. Siostra mojego Piotrka, Magda Pękała, powiedziała mi kiedyś bardzo fajną rzecz: jeśli ktoś zostaje zaszufladkowany, to znaczy, że był częścią popularnego przedsięwzięcia. Czyli zaszufladkowanie to dowód na to, że się coś osiągnęło [śmiech]. Może nie jest to popularne postrzeganie tego zjawiska, ale wydaje mi się bardzo rozsądne. Moja szufladka jest w porządku. Tym bardziej, że mnie nie ogranicza: gram w teatrze, kinie, w serialach, dubbinguję, nagrywam audiobooki… a przy okazji kojarzę się z fajną postacią. Czego tu się bać?
A tak w ogóle to oglądasz komedie romantyczne?
Jak najbardziej. Oglądam dużo filmów i seriali. Jestem zafascynowana tym, jak mogą wpływać na ludzi. Każdy film czy serial ma za zadanie poruszyć emocje widza, to bardzo trudne zadanie.
A jak komedia romantyczna powinna być zrobiona, by według ciebie była dobra?
Najważniejsi są główni bohaterowie. Jeśli widzowie nie poczują do nich sympatii, nie będą kibicować ich miłości, to koniec – już na początku [śmiech]. Czyli na pierwszym miejscu jest scenariusz… obsada oraz reżyseria, bo niewłaściwie poprowadzeni aktorzy mogą nie przenieść odpowiednich emocji. Na drugim miejscu jest dramaturgia… Chociaż teraz poczułam, że takie przyznawanie ‘miejsc ważności’ w filmie jest nie na miejscu. Tu wszystko powinno grać, wszystko jest ważne. To tak skomplikowana materia, że jeśli na długiej drodze realizacji jedna rzecz się nie uda, efekt finalny bardzo traci. Dlatego to bardzo trudne, zrobić dobry film. Efekt zależy od bardzo wielu osób.
Czasem wszelkie niedociągnięcia są nadrabiane tym, że film ma serce na właściwym miejscu.
Dość enigmatyczne stwierdzenie, ale jeśli rozmawiamy enigmatycznie, to… wydaje mi się, że to scenariusz jest tym sercem. Tam są, a przynajmniej powinny, być zapisane wszystkie emocje. Jeśli scenariusz jest dobry, a reżyser i aktorzy go zrozumieją, jeśli ekipa będzie czujna i profesjonalna – to to serce dostarczy dotlenioną krew do wszystkich komórek. Czyli, że widz się wzruszy.
Wspomniałaś, że dużo oglądasz. Co lubisz z seriali? Pewnie Gra o tron?
Grę o tron oglądałam, podobała mi się, ale nie jest to mój ulubiony serial. Ostatnio jestem wielką fanką serialu The Crown. Oglądam go już drugi raz, żeby wszystko odpowiednio docenić. W międzyczasie oglądam Peaky Blinders i coś czuję, że ten serial też obejrzę drugi raz, w tym samym celu. W planach mam Czarne lustro.
A jak jako widz podchodzisz do polskich seriali na światowym poziomie, jak Wataha czy Belfer? Powinno więcej takich powstawać?
Rynek serialowy się rozwija, odpowiada na zapotrzebowania różnych odbiorców. W dużej mierze przenosi się do Internetu. Tam jest miejsce dla nieszablonowych produkcji. Popularność seriali np. Netflixa wskazuje, że potrzebne są nie tylko seriale od dawna obecne w ramówkach stacji telewizyjnych. Mają rzesze fanów, ale jest sporo osób czekających na odważniejsze przedsięwzięcia.
Wydaje się, że jesteś najczęściej obsadzana w rolach miłych dziewczyn. No, może poza Romą z Na Wspólnej, którą sama nazywasz psychopatką. Czy są jakieś role, o których marzysz?
Wczoraj byłam na planie Na Wspólnej i cieszę się, że Roma znowu staje się zła. Ostatnio trochę złagodniała, ale teraz ma dobrą motywację, żeby znowu być wredną, a ja zdecydowanie wolę Romę, jak jest wredna. Liczę na to, że już taka pozostanie. A co do roli, o której marzę... Miło byłoby zagrać kogoś naprawdę głupiego. Głupie postaci są śmieszne. Taką postacią jest Darek z Narzeczonego na niby, grany przez Piotra Adamczyka. Darek nie jest głupi, nieinteligentny, ale jest tak zakochany w sobie i ślepy na rzeczywistość, że można uznać, że jest to rodzaj głupoty. Nie dostrzega niczego poza czubkiem własnego nosa. Tego typu postać na pewno byłaby dla mnie czymś nowym. Generalnie staram się tak dobierać role, żeby nie popełniać postaciowego autoplagiatu. Chciałabym się rozwijać, uczyć nowych rzeczy. Trochę mi się marzy znowu zagrać po niemiecku, parę razy miałam okazję i dobrze byłoby móc wykorzystywać częściej tę umiejętność.
A mi właśnie wpadł pomysł na rolę dla ciebie. Co powiesz na serial o archeolożce?
Brzmi to na razie trochę ogólnikowo, ale dobrze, możemy zaczynać wielomiesięczną pracę [śmiech]. Wśród scenarzystów od lat krąży taka anegdota: przychodzi producent do scenarzysty i mówi: mam świetny pomysł na film! Siedzi dwóch Żydów na ławce. Scenarzysta: świetnie, a co dalej? Producent: A dalej, to sobie już wymyślisz. To dobrze obrazuje realia: mało kto myśli o tym, ile pracy i specyficznych predyspozycji wymaga stworzenie całego filmu na papierze. Niestety, jeden pomysł na archeolożkę nie wystarczy. Potrzebujemy określenia gatunku, pomysłu na postać (oprócz wykonywanego zawodu) konfliktu, miłości, zwrotów akcji… i wielu innych elementów. Niemniej jednak, jestem za tym, żeby powstał serial o archeolożce [śmiech].
Dzięki BrzydUli i innym rolom jesteś coraz bardziej rozpoznawalną osobę. Ciekawi mnie, jakie masz podejście do fanów? Na przykład: jak ktoś podchodzi do ciebie, chce się przywitać lub zrobić sobie wspólne zdjęcie. Zdarzają się takie sytuacje?
Zdarzają się, ale stosunkowo rzadko ktoś mnie rozpoznaje w sytuacji prywatnej. Często za to nie rozpoznają mnie ludzie, których znam [śmiech]. Zawsze wtedy mówią, że będę bogata, jest taki przesąd. Nie mogę się doczekać, aż się ziści [śmiech]. Jeśli zdarza się, że ktoś zagaduje i prosi o wspólne zdjęcie lub autograf, to jest to zawsze bardzo miłe. To świetna strona zawodu, który wykonuję – fajnie jest wiedzieć, że ktoś mnie lubi za to, co robię. A czasem są też takie sytuacje, że ktoś robi zdjęcia z ukrycia. To z kolei jest trochę krępujące.
Największe i najpopularniejsze gwiazdy kina jak Dwayne Johnson, Will Smith czy Gal Gadot mówią, żeby nie oszaleć w branży aktorskiej, trzeba zachować pokorę. I tę pokorę widać u nich w podejściu do drugiego człowieka. Ciekawi mnie, jak ty do tego podchodzisz?
Pokora jest bardzo trafnym określeniem. Jest ważna, szczególnie w momencie, kiedy udaje się osiągnąć jakiś sukces. Łatwo jest poczuć się niezwykle dobrze we własnej skórze i przestać szanować ludzi. Osobiście nie znam zbyt wielu aktorów, którzy tak bardzo uwierzyli, że są wyjątkowi, że odnoszą się z lekceważeniem do członków ekipy czy do fanów. Ale takie osoby są. Szkoda. Bo to czasem utrudnia pracę.
Innymi słowy, jest to ważne nie tylko w podejściu do fanów, ale też w zawodowej codzienności.
Uważam, że dobrze jest z szacunkiem podchodzić do każdej roli, jaką się przyjmuje. Na przykład irytuje mnie, jeśli ktoś nie umie tekstu i z tego powodu trzeba powtarzać ujęcia w nieskończoność. Oczywiście, bez przesady, każdemu może się zdarzyć gorszy dzień, albo i dni, ale jeśli ktoś notorycznie olewa swoją pracę i zawsze przychodzi nieprzygotowany – to mnie boli. Aktorska nonszalancja może bardzo odbić się na efekcie końcowym. A przecież scenarzysta napisał. Reżyser wyreżyserował. Ekipa ubrała, pomalowała, nakarmiła, oświetliła, nagłośniła. Producent zapłacił pieniądze. A widz to zobaczy. Im wszystkim należy się szacunek.
Chciałbym spytać o BrzydUlę, którą sam oglądałem z zainteresowaniem. Ostatnio w USA jest trend, że stare seriale powracają z nowymi odcinkami. Może jest szansa na BrzydUlę? Ja sobie wyobrażam, że może przebranżowiłaby się na artystkę!
[śmiech] Czemu nie! Informacje o tym, że BrzydUla powraca lub powinna powrócić od pojawiają się od wielu lat. Ja cały czas liczę, że może się uda. To byłaby wspaniała przygoda, spotkać się znowu z całą ekipą, przynajmniej na jakiś czas. Włożyliśmy w ten serial masę serca. Ostatnio udzieliłam wywiadu, w którym dość enigmatycznie stwierdziłam, że plany kontynuacji są. Potem rozpętała się mała burza, że BrzydUla wraca i wszystko potwierdzone. Plany mają to do siebie, że mogą dojść do skutku lub nie. Zobaczymy... może za jakiś czas pojawi się jakaś oficjalna informacja w tej sprawie. Jak mówi moja babcia: to byłoby coś ekstra! [śmiech]
Na koniec możesz powiedzieć, nad czym teraz pracujesz? Gdzie będziemy mogli cię zobaczyć?
Tak jak już wspomniałam, wróciłam na plan Na wspólnej. Razem z Piotrem Jaskiem, prywatnie moim partnerem, napisałam scenariusz filmu pełnometrażowego, kilka dni temu wysłaliśmy ostateczną wersję. Jestem tym bardzo podekscytowana, mam nadzieję, że zdjęcia ruszą jeszcze w tym roku. Cały czas też intensywnie pracuję w teatrze, gram w musicalach. Z Dorotą Pomykałą, Mirkiem Baką i Filipem Bobkiem jeździmy po Polsce ze spektaklem SELFIE.com.pl., który Piotr napisał specjalnie dla nas… no i jestem właścicielką salonu fryzjerskiego na warszawskich Nowolipkach. Tam będę się przygotować do wszystkich nadchodzących premier [śmiech].
A możesz coś o tym filmie powiedzieć? Choćby jaki gatunek?
To będzie komedia… nie romantyczna, ale o miłości. To opowieść o trudnej relacji ojca i córki, których drogi się rozeszły, i którzy po latach muszą się na nowo odkryć. To komediodramat. Mam nadzieję, że uda mi się zagrać w tym filmie jedną z ról drugoplanowych. Taką głupią laskę [śmiech].
Źródło: zdjęcie główne: H. Komerski