Kamil Nożyński: Tak naprawdę nie mogłem sobie wymarzyć lepszego startu [WYWIAD]
Ostatnio miałem okazję porozmawiać z Kamilem Nożyńskim, znanym raperem ze składu Dixon37, którego niedługo zobaczymy w głównej roli w serialu HBO, Ślepnąc od świateł na podstawie słynnej powieści Jakuba Żulczyka. Porozmawialiśmy sobie o przedstawicielach rapu w kinie i telewizji, obrazie Warszawy w serialu i kilku innych kwestiach. Zapraszam do lektury.
NORBERT ZASKÓRSKI: Jak wyglądały kulisy twojego angażu do Ślepnąc od świateł?
Kamil Nożyński: To było tak, jakbym trafił szóstkę w totolotka, nie wysyłając kuponu. Nie wziąłem udziału w castingu do tego serialu. Brałem natomiast udział w przesłuchaniach do innego projektu, w który również był zaangażowany Krzysiek Skonieczny. Na tym castingu nagrałem bardzo emocjonalny filmik, ponieważ wymagano ode mnie pokazania całej gamy uczuć, od euforii po smutek. Po tej sytuacji zapadłem Krzyśkowi w pamięć. Z czasem zapomniałem już o tym projekcie i nagle pewnego dnia Krzysiek do mnie zadzwonił. Akurat jadłem obiad. Powiedział, że robi duży projekt dla HBO i chciałby mnie spróbować do głównej roli w nim. W tym momencie prawie zakrztusiłem się z wrażenia i wyplułem wszystko na talerz. Pomyślałem wtedy, że któryś z moich kumpli robi sobie ze mnie żarty przez telefon. Jednak Krzysiek mnie uspokoił i zapewnił, że to nie jest kawał. Zapytał, czy chce wziąć udział w przesłuchaniu i czy jestem w stanie nauczyć się scenariusza. Stwierdziłem, że jak najbardziej, w końcu jestem raperem i na co dzień uczę się tekstów. Paweł Czajor, reżyser obsady wysłał mi sceny, które miałem przygotować do przesłuchania. Wtedy pomyślałem, że to może być moja życiowa szansa. Wałkowałem scenariusz przez dwa dni, do drugiej lub trzeciej w nocy. Odtwarzałem sceny z moją partnerką i przy okazji uczyłem się na pamięć także jej kwestii, aby mieć wszystko pod kontrolą.
Krzysiek Skonieczny od razu powiedział ci, że chodzi o adaptację książki Ślepnąc od świateł, czy dopiero przy otrzymaniu scen się o tym dowiedziałeś?
Powiedział, że to projekt HBO i spytał od razu, czy czytałem wcześniej książki Kuby Żulczyka. Stwierdziłem, że nie, ale wiem kto to jest. Wiedziałem, że to utalentowany pisarz, który przyjaźni się z Sokołem. Znałem kilka jego tekstów, ale raczej w formie felietonów, które publikuje. Po telefonie Krzyśka od razu pobiegłem kupić tę książkę i zapoznałem się z materiałem. Następnie poznałem Martę Malikowską, z którą na przesłuchaniu grałem sceny pomiędzy Kubą a Paziną. Od razu weszliśmy w odpowiednie emocje, od przyjacielskiej rozmowy po bardzo negatywne sytuacje. Podobno już po tym przesłuchaniu było dobrze, ale byłem sprawdzany jeszcze przez kolejne dwa tygodnie. Codziennie dostawałem nowe fragmenty scenariusza i odgrywałem sceny z innymi aktorami, którzy posługiwali się tekstem z kartki, natomiast ja musiałem wszystko już znać na pamięć. Po dwóch tygodniach Krzysiek Skonieczny, Iza Łopuch, producentka z HBO, i Paweł Czajor zaprosili mnie na kolację. Przyjechałem na nią już w bardzo dobrym nastroju, ale gdy usłyszałem, że chcą mnie w tym projekcie, to naprawdę poczułem ogromny przypływ euforii.
Skoro już wiem, że zapoznałeś się z literackim pierwowzorem, to chciałem cię zapytać o to, jak Warszawa z książki, bardzo mroczna, ma się do tej z twojej perspektywy?
Ma się w dużym stopniu. W serialu ten walor estetyczny Warszawy jest bardzo mocny. Zostało to przedstawione okiem Krzyśka Skoniecznego. Jeżeli ludzie widzą rzeczywistość jako szarą i nie dostrzegają pozostałych barw, to inaczej przedstawiliby to miasto. Jeśli natomiast ktoś potrafi patrzeć na Warszawę, dostrzec pewne szczegóły i znaleźć piękno nawet w brzydocie, to potrafi to opisać. Tak właśnie to zrobił Krzysiek Skonieczny. Obraz Warszawy w jego wydaniu jest dla mnie czymś spektakularnym. Do tego jeszcze mamy zdjęcia Michała Englerta, które powalają na kolana. Warszawa w tym serialu nie jest przedstawiona jako tło, tylko występuje jako jeden z głównych aktorów. To miasto jest ukazane jako mroczne, z ciężkim klimatem. Mamy ujęcia piękne, ale również występują kadry z jakimiś starymi kamienicami. Wszystko to razem robi ogromne wrażenie i wyzwala w nas emocje. Myślę, że ludzie po obejrzeniu tego serialu, nieważne, czy są z Warszawy, czy nie, będą chcieli zwiedzić ją szlakiem bohaterów.
Na planie spotkałeś się z aktorską pierwszą ligą naszego kraju między innymi z Robertem Więckiewiczem, Cezarym Pazurą i Janem Fryczem. Jak wyglądała ta współpraca na planie z twojej perspektywy, bądź co bądź jeszcze aktorskiego laika?
Tak naprawdę nie mogłem sobie wymarzyć lepszego startu. Wiesz jak jest, zwykle wytwarza się pewna bariera pomiędzy widzem a gwiazdą i osoby, które widzimy na co dzień na ekranie stają się dla nas wręcz nieosiągalnie. Nagle okazuje się, że są to cudowni ludzie, którzy służą ci radą i pomocą. Dobrze wiedzieli, że nie jestem aktorem, ale dzięki nim nie czułem się przez to gorszy. Czasami na planie, gdy z czymś sobie nie radziłem, to potrafili mnie naprowadzić na odpowiedni kierunek. Mogłem czerpać od nich wiele rzeczy i dla mnie była to taka szkoła aktorska w pigułce.
Widzisz jakieś swoje cechy w postaci Kuby, w którego się wcielasz?
To jest zupełnie inna postać. Z jednej strony stara się być twardy, z drugiej jest wrażliwy i delikatny. Myślę, że tę twardość udało mi się dać Kubie od siebie. Natomiast wrażliwość musiałem w sobie wzbudzić. Przychodzi mi jednak na myśl jedna cecha wspólna, mianowicie obydwaj znaleźliśmy się w zupełnie nowych sytuacjach dla siebie, w wirze niespodziewanych zdarzeń, z którym musimy sobie dać radę. Wobec tego w tej kwestii widzę jakąś analogię pomiędzy nami.
W ostatnich latach producenci coraz odważniej sięgają po raperów w produkcjach filmowych czy telewizyjnych. Jak myślisz, z czego to wynika?
Być może wynika to z pewnej autentyczności, którą można czerpać od ludzi z tego środowiska. Na początku uważałem, że mój brak aktorskiego wykształcenia jest minusem. Jednak Krzysiek Skonieczny wytłumaczył mi, że to jest mój największy atut. On czerpał z tego, że nie jestem aktorem i wnoszę od siebie autentyczność. Myślę, że być może o to chodzi w tej kwestii.
Widzisz coś, co łączy świat aktorstwa ze światem rapu, tak, aby mogły się one w sposób organiczny przecinać?
Zależy. W rapie mamy do czynienia z różnym rodzajem wrażliwości, wśród przedstawicieli tego środowiska. Myślę, że te dwa światy łączy pewien kawałek artyzmu. Zarówno aktorzy, jak i raperzy są artystami. W obydwu tych przypadkach mamy do czynienia z pewnym sposobem wyrażenia siebie. Raperzy, podobnie jak aktorzy, mają również doświadczenie przed kamerami. Często w teledyskach muszą odgrywać różne role, tworząc jakiś wizerunek dla widza. To jest ten wspólny mianownik.
Po Ślepnąc od świateł pojawiły się kolejne propozycje aktorskie? Wsiąkłeś już na dobre w ten świat?
Właśnie niedawno podpisałem umowę z agentką. Należę teraz do Jump Production. Ufam Oli, mojej agentce w doborze projektów. Coś już się zaczyna dziać, ale jestem świadomy tego, że nie jestem w pełni aktorem. W tym momencie, w którym jestem teraz, mógłbym sobie nie poradzić z każdą rolą, jaka zostanie mi zaproponowana. Nie znam jeszcze wszystkich technik aktorskich, nie umiem wywoływać w sobie różnych emocji na zawołanie, muszę nad tym popracować. Ostrożnie podchodzę do pewnych kwestii, ale chcę to kontynuować, bo zakochałem się w aktorstwie i nabrałem bardzo dużo szacunku do tego zawodu. Mam nadzieję, że przyjdzie mi grać jeszcze w niejednej produkcji.
Rap doskonale pasuje do historii opisywanej w serialu. Jako fan tego gatunku nie mogę nie zadać tego pytania. Czy na ścieżce dźwiękowej produkcji usłyszymy twój skład, Dixon37? Numer Mam plan doskonale by pasował do opowieści?
Niestety w tej produkcji nie usłyszymy Dixon37. Jestem raperem, stworzyłem inną postać i Krzysiek nie chciał mieszać mojej twórczości z bohaterem, którego kreuje. To jest główny powód, przez który nie usłyszycie w serialu numerów Dixon37.
Jak ważna dla ciebie jest ścieżka dźwiękowa w produkcjach filmowych czy serialach?
Bardzo ważna. Dobrze dobrany dźwięk potrafi budować nastrój, ostudzić lub podnieść emocje. Muzyka robi klimat, podobnie jak zdjęcia. To wszystko musi współgrać ze sobą. Najlepsze jest to, że w Ślepnąc od świateł tak jest. Mamy nostalgię Kuby, gdy słucha muzyki klasycznej, która wprowadza melancholie u widza. Natomiast gdy pojawia się mocniejsza scena, budująca napięcie, to słyszymy ostrzejsze dźwięki. Dla mnie jest to bardzo ważne. Jeśli reżyser umiejętnie dobiera ścieżkę dźwiękową, to potrafi zbudować nastrój u widza.
Źródło: zdjęcie główne: HBO