Kapitan Żbik. Portret pamięciowy – fragment książki Mateusza Szlachtycza
Przedstawiamy was fragment monografii poświęconej najsłynniejszemu bohaterowi komiksów z czasów PRL - milicjantowi kapitanowi Żbikowi. Cała książka Mateusza Szlachtycza ukaże się wiosną nakładem wyd. The Facto.
Zgodnie z systematyką zaproponowaną przez Paula Levitza w monumentalnym albumie The Art of Modern Mythmaking (Tashen, 2010), historia amerykańskiego komiksu popularnego podzielona została na okresy: kamienny, złoty, srebrny i brązowy. Wiek złoty to lata 1938–1956, kiedy zostali stworzeni najważniejsi superbohaterowie komiksowi (Superman – czerwiec 1938, Batman – maj 1939), a zeszyty z ich udziałem osiągały rekordowe nakłady. Per analogiam za początek złotej ery komiksu PRL-owskiego należałoby zatem przyjąć zeszytowy debiut Kapitana Żbika w roku 1968, zaś jej koniec wyznaczyłoby zamknięcie serii w roku 1982. Po dramatycznych wydarzeniach na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku (w których niechlubny udział miał również generał Tadeusz Pietrzak), aby zachować kontrolę nad coraz bardziej niezadowolonym społeczeństwem, partia musiała wykonać jakiś spektakularny ruch wizerunkowy. Na początku trzeciej dekady PRL-u coraz wyraźniej do głosu zaczęło dochodzić pokolenie niepamiętające czasów wojny, młodzi ludzie oczekujący życiowego komfortu od zaraz. W grudniu 1970 roku podczas obrad VII plenum KC PZPR Władysław Gomułka został przymuszony do rezygnacji z funkcji I sekretarza. Na jego miejsce wybrano śląskiego barona partyjnego Edwarda Gierka. To pod jego rządami po raz pierwszy w PRL-u najwyższa władza partyjna oficjalnie uznała prawo obywateli do konsumpcji. Już na samym początku kadencji Gierek ogłosił hasło: „Aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. Zaczęły się najlepsze, tłuste czasy PRL-u.
Zatem początek dekady lat 70‑tych to okres znaczącej poprawy komfortu życia. W roku 1972 pojawiły się wolne soboty, na ulicach małe i duże fiaty, a na sklepowych półkach luksusowe towary. Wydarzeniem o randze symbolicznej stało się podpisanie w roku 1971 przez premiera Mieczysława Jagielskiego umowy na produkcję i dystrybucję w Polsce Coca-Coli. Z kolei rok później na obszarach Polski północnej i południowej pojawiły się napoje koncernu Pepsi.
Nowa ekipa rządząca doskonale rozumiała rolę nowoczesnych mediów w kształtowaniu społecznych nastrojów. W roku 1970 triumfalnie uruchomiono drugi program państwowej telewizji (TVP 2) o zdecydowanie rozrywkowym profilu. Nie żałowano pieniędzy. Za waluty wymienialne zakupiono potężną ilość specjalistycznego sprzętu studyjnego, kamery, wozy transmisyjne etc. W 1972 roku szefem Komitetu do spraw Radia i Telewizji został Maciej Szczepański. TVP stała się wtedy czymś na kształt nowoczesnej korporacji multimedialnej.
Zielona latarnia dla kontynuacji Żbika zapłonęła światłem na tyle silnym, że wkrótce wystartowały kolejne serie „kolorowych zeszytów”: Kapitan Kloss (1971), Legendarna historia Polski (1974) czy Pilot śmigłowca (1975). Pierwsze zeszyty Żbika miały po sto tysięcy egzemplarzy nakładu, ale już bułgarska seria doczekała się w 1974 roku reedycji z okazji trzydziestolecia MO i SB w nakładzie dwustu tysięcy i od tej pory kolejne pozycje wydawano w takich powiększonych nakładach. Wydawnictwo Sport i Turystyka stało się komiksowym potentatem.
Pierwszy wydany w roku 1970 zeszyt nosi tytuł Śledzić fiata 03-17 WE. Narysował go czterdziestopięcioletni wówczas Mieczysław Wiśniewski. Był to jego pierwszy i ostatni zeszyt, ponieważ rychło wygrał konkurs na rysownika serii Kapitan Kloss. Twarz Żbika utraciła młodzieńczą urodę na rzecz grubo ciosanej, wyraźnie proletariackiej fizjonomii dojrzałego, zmęczonego życiem mężczyzny. W dodatku z bruneta zamienił się w szatyna z charakterystyczną dla lat pięćdziesiątych zaczeską. Zresztą cały zeszyt wygląda, jakby rysowano go zgodnie z socrealistycznym kanonem estetycznym. Rysownikowi duży kłopot sprawia odwzorowanie perspektywy, anatomiczne proporcje postaci są zaburzone, a gesty rysowane niewiarygodnie. Paleta barwna została mocno przybrudzona nieudolnie kładzionym laserunkiem.
Scenarzysta tego zeszytu, Ryszard Doński, wyraźnie odszedł od dotychczasowego uniwersum bohatera: Żbik zamiast w Komendzie Głównej urzęduje w komendzie dzielnicowej, nie ma swoich dotychczasowych współpracowników, porucznik Oli ani pułkownika Czeladki, wprowadzona zaś zostaje postać bezimiennego zwierzchnika w stopniu majora. Ciekawostką tego odcinka jest milicyjny inżynier, magik od technologicznych gadżetów jako żywo przypominający Q z filmów o Jamesie Bondzie. Zresztą wielka szkoda, że ów inżynier więcej się już w serii nie pojawił, postać miała w sobie duży komiksowy potencjał. Profetycznym akcentem tego odcinka było zlokalizowanie siedziby szajki samochodowych złodziei w podwarszawskim Wołominie. Przestępcami okazali się być, jakże by inaczej, właściciele prywatnych warsztatów samochodowych.
Autorami scenariusza kolejnego, dziewiątego zeszytu serii Kryształowe okruchy byli Anna Kłodzińska i Jan Tomaszewski. Nie udało mi się ustalić, kim był Jan Tomaszewski (nie podejrzewam słynnego bramkarza o pisanie scenariuszy komiksowych), natomiast Anna Kłodzińska była bezsprzecznie jedną z największych gwiazd powieści milicyjnej. Przedmiotem komiksowego śledztwa było zabójstwo inżyniera Zaleskiego, pracownika fabryki F-3. Stopień utajnienia produkcji zakładu był na tyle duży, że choć poznajemy w końcu mordercę inżyniera, profil produkcyjny fabryki pozostał zagadką niewyjaśnioną. Warstwę graficzną Kryształowych okruchów stworzył, w swoim nieporadnym stylu, pierwszy rysownik Żbika, Zbigniew Sobala.
W roku 1969 Rosiński przystąpił do pracy nad najbardziej rozbudowaną przygodą Żbika rozpisaną przez Władysława Krupkę aż na pięć zeszytów. Pentalogię rozpoczęto w roku 1970 zeszytem pod tytułem Zapalniczka z pozytywką, a zakończono rok później Błękitną serpentyną. Zeszyty ukazywały się średnio co trzy miesiące. Po raz pierwszy Krupka wystąpił jako samodzielny scenarzysta i jest to najlepszy, najbardziej epicki scenariusz całej serii, nie tylko moim zdaniem. Epicko rozbudowana akcja komiksu została wyprowadzona poza granice Polski.
„Każdy odcinek był kompilacją wątków z kilku spraw. Miałem osobiste doświadczenia oficera, szeroki dostęp do akt i funkcjonariuszy, którzy opowiadali mi swoje historie. Był też wymóg wydawcy, że komiks powinien składać się ze stu dwudziestu czterech rysunków. A więc nie wolno było pozwolić sobie na jakąś fantazję. Wydawnictwo zgodziło się jednak na serie kilkuodcinkowe”
Pierwsza część cyklu, Zapalniczka z pozytywką, zawiera w sobie typowe dla gatunku intertekstualne nawiązania do innych dzieł. I tak walizka, którą inżynier Czerski przewoził przez granicę, okazała się być wypełniona przemycanymi dolarami. Co stanowiło nawiązanie scenarzysty do własnej powieści milicyjnej Złote kółka („Ewa wzywa 07”, nr 10), a jednocześnie do złudzenia przypomina wątek ze scenariusza Krzysztofa Szmagiera do filmu Zapalniczka (1970).
Kapitan Żbik, identycznie do postaci komiksowego Staszka Kolickiego, który dzięki niebywałemu podobieństwu fizycznemu wszedł w skórę kapitana Abwehry Hansa Klossa, wchodzi w skórę inżyniera Czerskiego. Na początku drugiego zeszytu pentalogii Spotkanie w Kukerite para milicjantów, kapitan Żbik i porucznik Ola, wyruszają incognito do bułgarskiej Warny, aby we współpracy z zaprzyjaźnionymi milicjami demoludów rozpracować i zlikwidować międzynarodowy kanał przerzutowy brylantów. Mimo zapewnień Władysława Krupki, że w serii o Żbiku nie było miejsca na fantazję, nie ulega wątpliwości, że ta efektowna historia prędzej mogła mieć coś wspólnego z pragmatyką działań operacyjnych agentów SB niż funkcjonariuszy KG MO.
Porucznik Ola ze skromnej funkcjonariuszki przeistoczyła się tutaj w zjawiskową piękność; szczególne wrażenie na młodych czytelnikach robiły sceny plażowe z udziałem pani porucznik odzianej w skąpe bikini… Towarzyszył jej przystojniak Żbik, który nie zważając na letni skwar, paradował po plaży w białym golfie, znakomicie podkreślającym nienaganną, wysportowaną figurę i hebanową opaleniznę. Tylko garstka wtajemniczonych wiedziała, że to męskie ciacho ma nadzienie milicyjne. Chwilami Jan Żbik przeistacza się w superagenta, zdając się być socjalistyczną odpowiedzią na Jamesa Bonda. Poza pierwszym zeszytem i finalnymi kadrami części piątej Żbik ani razu nie występuje w milicyjnym mundurze, natomiast w modnych uniformach spędza czas w najelegantszych lokalach bułgarskiej riwiery.
W pentalogii bułgarskiej ostatecznie konstytuuje się trzon grupy operacyjnej kapitana Żbika: porucznicy Ola, Marzena, Iwona oraz Michał.
„Pierwszymi recenzentami były moje dzieci i zięć. Porucznik Iwona i porucznik Marzena to imiona moich córek, porucznik Michał to mój zięć, a Ola to sekretarka”
Zwróćmy uwagę na nowe elementy towarzyszące wydaniu dziesiątego zeszytu serii. Przede wszystkim na wewnętrznej stronie okładki opublikowano pierwszy list od kapitana Żbika skierowany do młodych przyjaciół:
„Drodzy młodzi przyjaciele! Wydawnictwo Sport i Turystyka – wydawca serii naszych »kolorowych zeszytów« – otrzymało od Was już setki listów. W wielu z nich pytacie: »Czy kapitan Żbik to postać prawdziwa, czy fikcyjna?«, »Czy można do kapitana Żbika pisać?« itp. Postanowiłem więc przedstawić się Wam i opowiedzieć o sobie […] Dalej kapitan opowiada, jak stał się milicjantem, kim był jego ojciec, a na koniec czytelnicy otrzymują zaproszenie: „Jeżeli chcecie ze mną korespondować, piszcie na adres: Kapitan Jan Żbik, Komenda Główna Milicji Obywatelskiej, Warszawa, ul. Puławska 150, pokój 324”. Co ciekawe, w reedycjach zeszytów pojawiały się nowe listy. Ogółem ukazało się ich siedemdziesiąt.
(...)
Drugim novum dziesiątego zeszytu serii było umieszczenie na ostatniej stronie okładki stricte propagandowej rubryki Kronika MO, której redakcją zajmował się pułkownik Gabiński. W następujący sposób przywitał się z czytelnikami:
„Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej spotykacie każdego dnia na ulicach miast i osiedli. W naszych »kolorowych zeszytach« zapoznajemy Was z pracą milicji i naszego bohatera kapitana Jana Żbika. Kapitan Żbik to jeden z wielu funkcjonariuszy MO, którzy chronią wasze życie i mienie. Z naszych zeszytów dowiadujecie się, jak wygląda praca milicji dziś. Chcemy Was jednak
informować w tej kronice, jak walczyli i pracowali poprzednicy kapitana Żbika. Zaczęło się to dawno, ponad dwadzieścia pięć lat temu…”
(Po wyczerpaniu tematów poświęconych milicyjnej martyrologii począwszy od zeszytu Wieloryb z peryskopem, pojawia się w tym miejscu rubryka Nauka i technika w służbie milicji).