Małgorzata Foremniak: "Spędziłam cały dzień w trumnie" [WYWIAD]
Krew to nowy serial, który widzowie mogą obejrzeć na Polsat Box Go. W centrum wydarzeń znajduje się Maria Gajewska, grana przez Małgorzatę Foremniak. Miałam okazję porozmawiać z aktorką o wyjątkowości tego thrillera, kompleksowych bohaterach oraz sztuce wejścia w rolę.
Kaja Grabowiecka: Jakie elementy powinny znaleźć się we wzorowym thrillerze psychologicznym?
Malgorzata Foremniak: Przede wszystkim świetnie napisana fabuła – złożona z wielowarstwowej dramaturgii i pełna zaskakujących zwrotów akcji oraz nieoczekiwanych rozwiązań – wnikliwa analiza psychologiczna postaci i dwuznaczność ich zachowań. Akcja ma trzymać widza w napięciu i niepewności aż do samego końca, gdy tajemnica zostanie rozwiązana. Dobry thriller psychologiczny ma dostarczać dużo emocji.
Często zagadka kryminalna jest realizowana następująco: na samym początku poznajemy ofiarę, ale nie gra ona kluczowej roli w produkcji. W przypadku Marii jest kompletnie inaczej. Nawet pośmiertnie jest jasnym światłem w tej mrocznej, napiętej atmosferze. Czy pani w podobny sposób widziała tę bohaterkę po przeczytaniu scenariusza?
Maria była empatyczną kobietą, scalającą swoją rodzinę i łagodzącą konflikty. Była takim buforem dla dzieci i męża, którzy mieli zróżnicowane charaktery. Kochała ze zrozumieniem i poszanowaniem wrażliwości i potrzeb każdego z nich. Umiała znaleźć z nimi wspólny język.
Zgadzam się. Szczególnie potrzeby Michała różniły się od oczekiwań Laury.
Michał miał swoją tajemnicę, ale Maria go wspierała i motywowała.
Widzowie mogą odebrać Jerzego, męża Marii, jako okrutnika przez jego stosunek do dzieci.
Jerzy kochał na swój sposób. Miał twarde zasady i czasem trzymał się ich zbyt sztywno, co tworzyło spięcia w rodzinie. Był indywidualistą, żyjącym trochę we własnym świecie.
W świecie, którego nikt inny nie potrafił zrozumieć.
Maria rozumiała ten świat.
Zakończenie Krwi można rozumieć na dwa sposoby – czy Jerzy faktycznie powiedział Laurze prawdę? A może to było kolejne kłamstwo? Jak pani interpretuje intencje Jerzego?
Jerzy – opiekując się swoją żoną i widząc jej postępującą chorobę, ból i cierpienie – stanął przed ogromnie trudnym wyborem. Gdy zdecydował się na spełnienie prośby Marii, dał dowód największej miłości wobec niej. Dźwignął wszelkie konsekwencje tego czynu.
Ich rozmowa była niezwykle emocjonalna i wzruszająca. Pokazała, jak silna więź może połączyć rodzinę.
To była też bardzo trudna scena do zagrania.
Jakich narzędzi pani potrzebuje, aby wcielić się w tak trudną, dramatyczną postać?
Budowanie roli to proces wymagający czasu, by wniknąć w psychikę odgrywanej postaci. Pierwszy raz wcieliłam się w bohaterkę z niepełnosprawnością. Obejrzałam wiele wywiadów z ludźmi chorymi na stwardnienie rozsiane, a także z lekarzami i terapeutami. Trafiłam na przejmujący dokument opowiadający historię sportowca, u którego zdiagnozowano tę chorobę. Trzy lata, etap po etapie fizycznego i psychicznego zmierzania się ze sobą i swoim ciałem. Przewartościowywanie całego życia, od niezgody, buntu, rozpaczy do pogodzenia się i głębokiego zrozumienia siebie w chorobie. Te wszystkie materiały i wspaniała praca z coachem pomagały mi budować rolę Marii. Musiałam też nauczyć się inaczej poruszać.
Czyli ta rola wymagała nie tylko przygotowania emocjonalnego, ale także fizycznego.
Poruszanie się po domu wózkiem inwalidzkim, chodzenie z chodzikiem przy ograniczonych ruchach nóg, zwykłe codzienne czynności z lekkim niedowładem rąk – tego wszystkiego musiałam się nauczyć.
Proces wejścia w rolę jest złożony – zależy nie tylko od pani, ale także od pracy innych osób. Czy charakteryzacja również była ważna?
Oczywiście. Skóra Marii przez chorobę zmienia swój kolor, strukturę. Widać to w scenie, bardzo zresztą przejmującej, gdy Jerzy myje półnagą Marię w wannie.
Porozmawiałyśmy o wejściu w rolę... ale jak później z niej wyjść? Co dzieje się po opuszczeniu planu zdjęciowego?
Trzeba ją za sobą zostawić. Bywa, że postać staje się nam bardzo bliska. Potrzebujemy więcej czasu na pożegnanie się z nią. Tak stało się po filmie Sonata i tak miałam z rolą Marii. Pozostawiła ślad w moim sercu.
Jak pani wspomina współpracę z Ireneuszem Czopem, który grał Jerzego? Czy pomagał przy tak emocjonalnych scenach jak wspomniana kąpiel?
Z Irkiem spotkałam się po raz pierwszy w pracy. Jest świetnym aktorem. To wielka przyjemność mieć takiego partnera na planie. Od razu nawiązaliśmy nić porozumienia. Jest czujny, otwarty, wnikliwy i opiekuńczy. To bardzo ważne, zwłaszcza gdy ma się wspólnie do zagrania trudne sceny, wymagające wewnętrznego obnażenia. Nasza ostatnia scena taka była.
Bardzo wymagająca dramatycznie.
Scenę umierania kręciliśmy na dworze. Było zimno i co chwila padał deszcz. Przerywano ujęcia i powtarzano. Dubli było wiele i za każdym razem ten sam dygot emocjonalny. Byłam wykończona. Na szczęście nie było już więcej scen tego dnia.
Były jeszcze jakieś sceny, których nakręcenie wymagało czasu?
Oczywiście – scena mojego pogrzebu. Cały dzień spędziłam w trumnie. Trochę było twardo (śmiech). Przeżycie takiego dnia to ciekawe uczucie. Na początku jest dziwnie, trochę śmiesznie. Miałam wreszcie elegancki makijaż, bo trzeba przecież jakoś wyglądać podczas tej ostatniej drogi. Leżałam w tej trumnie i leżałam, mijała godzina za godziną. Aż w końcu przyszedł ten moment, kiedy trzeba było zamknąć nade mną wieko. Ogarnęła mnie ciemność i cisza. Pomyślałam „to już koniec historii Marii”, a potem przyszły myśli o moim życiu i mojej własnej historii. Nigdy takich przemyśleń nie miałam, zwłaszcza w takich okolicznościach. Bezcenne. Zagranie w tym serialu to była dla mnie inspirująca przygoda aktorska.