Uwolnić siebie. Po co przekraczamy granice i ruszamy w stronę ekstremów?
Filmowe scenariusze mniej lub bardziej przypominają nam o tym, jak cienka jest granica między fikcją a rzeczywistością. Wspinający się na górę bez zabezpieczeń człowiek wydaje się być tylko aktorem mogącym robić to jedynie przy pomocy efektów specjalnych. Okazuje się jednak, że są różne determinacje pomagające nam dokonywać rzeczy niemożliwych i tworzyć filmowe historie w realnym życiu.
Spoglądając przez czwartą ścianę na bohaterów dużego ekranu, często trudno jest nam wyzbyć się wrażenia, że takie zdarzenia mogą być obecne jedynie w Hollywood. Szybciej uwierzymy, że Rocky Balboa na jednej nodze pokona schody przed Muzeum Sztuki Współczesnej w Filadelfii, niż w to, że ktoś z nas by temu podał, nawet jeśli bylibyśmy sprawniejsi fizycznie. Nie chodzi bowiem o ograniczenia związane z kondycją czy lokacją miejsca, ale właśnie o wiarę w możliwości człowieka, które na kinowym ekranie wcale nie odbiegają od tego, co jest rzeczywiste. Każdy jednak zdobywa swój własny szczyt i nie dla każdego będzie on miał 3000 stóp wysokości.
Erving Goffman pisał, że człowiek w życiu odgrywa role i jako osoba społeczna funkcjonuje wśród innych aktorów, także wcielających się w konkretnych bohaterów. Życie jest teatrem, ale to my jesteśmy scenarzystami, którzy dyktują swój los. Wiele zależy od tego, jak podejdziemy do swoich ról i w jakim filmie będziemy chcieli zagrać. Wspinający się na górę El Capitan Alex Honnold, bohater nagrodzonego Oscarem filmu dokumentalnego Free Solo udowodnił, jak cienka jest wspomniana granica fikcji i rzeczywistości. Dla niego słowo "niemożliwe" nie istnieje i żyje w celu zdobywania kolejnych szczytów, nawet bez zabezpieczeń. Czy warto jest jednak tak ryzykować? Wszak bohater filmu zwanego życiem odchodzi naprawdę i nie ma powrotu, nie ma odrodzeń jak w komiksach Marvela. Czemu więc ludzie dążą do przekraczania granic nawet w tak ekstremalny sposób?
Kultura popularna, a zwłaszcza dzieła filmowe, mają silną zdolność do wprowadzania zmian w człowieku. Wiedziano o tym w zasadzie od samego początku X Muzy; dość powiedzieć, że ta była raz po raz wykorzystywana przez różnego rodzaju machiny totalitarne, które nie upatrywały w kinie jedynie prostego narzędzia propagandy - dostrzegano tu potencjał do kładzenia fundamentów pod kolejny etap funkcjonowania społeczeństwa, czasami utopijne, innym razem będące urzeczywistnieniem wizji nowego, wspaniałego świata. Dlatego też kinematografia w kontekście przekraczania granic pokazuje, że nie zawsze jest to nasz własny wybór. Choć odgrywamy swoje role i możemy nimi do pewnego stopnia kierować, nigdy nie wiemy, kiedy samolot z nami na pokładzie rozbije się na bezludnej wyspie, a jedynym towarzyszem do rozmów będzie piłka imieniem Willson. Nieprawdopodobne? Niestety, bardzo możliwe i wówczas trudno będzie nam przypomnieć sobie o konkretnym filmie, ale wydarzenia te niewątpliwie zmotywują nas do działania i przetrwania w tej trudnej sytuacji.
Człowiek od momentu narodzin ciekaw jest świata i zdobywania szczytów. Na początek będzie to wdrapanie na kanapę, później jednak chce więcej i więcej. Nie przez przypadek mamy w sobie chęć odkrywania i zgłębiania tego, co jeszcze nie zostało zgłębione. Rozpalenie ognia i wynalezienie koła były jedynie wstępem do jeszcze większych wynalazków. Wszystko dzięki marzeniom, bo to właśnie one rodzą się wtedy, gdy nie wszystko jest jeszcze odkryte. Nie znamy kosmosu, a zatem chcemy dosięgnąć gwiazd i dotknąć to, czego człowiek nie miał jeszcze okazji dotykać. Kino powstało, ponieważ marzyliśmy o snach i te sny, pokazują często to, co jeszcze możemy zrobić. Najlepsza okazja do tego, aby okiełznać tajemnice. Ciągnie nas w góry, tam jest przecież Yeti i całe mnóstwo innych legend, które ludzie badają nawet za cenę życia. Taki też jest Alex Honnold, który balansuje na granicy śmierci. To nie tylko wspinaczka bez zabezpieczeń; to skok właśnie nad tymi tajemnicami, nienazwanym, samoograniczeniem, przeciwko zakładaniu masek i wcielaniu się w określone role.
Skoki na bungee, ekstremalne podróże czy nawet pokonywanie granic w filmach fantasy - odróżnienie realizmu od surrealizmu staje się niezwykle trudne, zwłaszcza gdy filmowych herosów dotykają codzienne problemy, jak pranie ubrań czy gotowanie obiadu. Kiedy przychodzi wiara w samego siebie, pierwsi powstaniemy z kinowego fotela i ruszymy na starcie z Thanosem, aby wesprzeć Avengers. Różne bowiem motywacje kierują nami, kiedy zamierzamy przekroczyć nieprzekraczalne.
Powodów, dla których decydujemy się na uwolnienie samych siebie, jest całe mnóstwo i kultura popularna pokazuje cały przekrój ludzkich zachowań. Bohaterowie próbują komuś coś udowodnić, potwierdzić własną wartość lub zaznaczyć swoje istnienie. Kontynuując myśl Goffmana, zauważymy prostą zależność działania ludzkiego, które albo dąży do maksymalizacji jego korzyści, abo tak jak w grze zwiększa pragnie rywalizacji z innymi. Dążenie do sławy i korzyści finansowych to jednak osobna kategoria i takie pobudki są zrozumiałe i nie wymagają rozwinięcia. Jest jeszcze jednak potrzeba uwolnienia siebie. Słowa te stanowią piękną metaforę, która dotyczy naszej wewnętrznej przemiany. Człowiek żyje według pewnych wartości, których system i hierarchia są zawsze sprawą subiektywną. Nie powinniśmy zatem ulegać normom społecznym i powinniśmy mieć w sobie tyle odwagi, ile miał Billy Elliot, porzucając rękawicę bokserską i wybierając baletki.
Wchodząc do rzeki, nie zastanawiamy się, czy przemoczenie skarpetek nie spowoduje zaraz rychłego przeziębienia. Tak samo nie przejmował się Andrew Neimann, który w filmie Whiplash za wszelką cenę chciał nie tyle osiągnąć muzyczny sukces, co po prostu udowodnić coś swojemu nauczycielowi. To są własnie te zachowania, które determinują nasze najbardziej ekstremalne czyny. Często wychodzą one jednak z głębi naszego serca i nie są w żadnym wypadku spowodowane potrzebą pokazywania komuś, jak bardzo się myli. Znowu należy tutaj przywołać Alexa Honnolda, który zwyczajnie nie czuł strachu i chciał poprzez niezwykle niebezpieczne czyny, definiować samego siebie i swoje życie.
Życie uczy jednak szacunku i nie należy wartościować ludzkich zachowań w odniesieniu do siebie. Czyny Honnalda na dużym ekranie, nagrodzone potem Oscarem, nie są do zrobienia dla każdego. Nie chodzi znowu o fizyczne ograniczenia, a raczej o inne potrzeby realizowania siebie. Nie powinniśmy się zatem zgodzić z tym, że ekstremalna wspinaczka bez zabezpieczeń popchnie innych do podobnych czynów, aby zdobyć poklask. Jeśli rzeczywiście tak będzie, to będzie robił to ktoś świadomie i pewien swoich zdolności do powtórzenia tych lub bardziej widowiskowych czynów. Oceniajmy zdobywanie szczytów przez samych siebie i nie wstydźmy się porównać aktywności Honnalda do przeczytania kilku książek lub ułożenia puzzli z tysiąca elementów - dla każdego Everest wyrasta z zupełnie innych potrzeb.
Oglądając film biograficzny Najlepszy w reżyserii Łukasz Palkowski, nie poczujemy potu i nie dotkniemy łez bohatera, ale nie oznacza to wcale, że te wydarzenia nie miały miejsca (lub nie mogłyby mieć) i jest to przykład kolejnego człowieka, który zapragnął zmian w swoim życiu i dokonał rzeczy niezwykle trudnej. Czasami bowiem nie samo przebiegnięcie maratonu jest szczytem, a podjęcie decyzji o wzięciu w nim udziału. Nic zatem dziwnego, że jednym z najlepszych filmów ze słowem Solo w tytule nie jest ten od wielkiej wytwórni Disneya, a właśnie wspomniany dokument, który widzowie niedługo będą mogli zobaczyć na National Geographic. Pokazuje on, że każdy z nas podejmuje takie ryzyko, na jakie nas stać. I dokonujemy tego z potrzeby własnego serca.
Źródło: Zdjęcie główne: materiały prasowe