Aleksandra Domańska: (Nie)znajomi ukazują nasze polskie realia [WYWIAD]
Aleksandra Domańska podczas rozmowy na 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni opowiedziała mi o pracy nad filmem (Nie)znajomi, który stał się wielkim hitem.
Aleksandra Domańska gra jedną z głównych ról w filmie (Nie)znajomi, który choć jest remakiem włoskiej historii, daje widzom coś nieoczekiwanego, świeżego, mądrego i szczerze zabawnego. To jeden z takich filmów, który pozytywnie zaskakuje i według wielu ocen przewyższa oryginalną wersję.
W rozmowie poznacie różne ciekawostki i kulisy prac nad Nieznajomymi. Zapraszam do poczytania.
ADAM SIENNICA: (Nie)znajomych oglądałem na seansie z widzami i reakcje były nadspodziewanie pozytywne. Śmieli się, kiedy powinni, wzruszali, kiedy trzeba. Czy jako aktorka tego oczekujesz po reakcjach na film?
ALEKSANDRA DOMAŃSKA: Szczerze mówiąc, to skończyłam z jakimikolwiek oczekiwaniami. Nie ma co się nastawiać. Nie ma takiej potrzeby. Wolę się trzymać tego, co mamy tu i teraz. Jeśli te reakcje są takie, jak mówisz, to dowód na to, że jest to dobrze napisany scenariusz, świetnie dobrana obsada i trafne wybory reżyserskie i producenckie. Wszyscy, którzy tworzyli ten film znaleźli się tam nieprzypadkowo. Wytworzyła się pomiędzy nami jakaś silna więź i to się przekładało na pracę na planie: czuliśmy się bardzo bezpiecznie, mieliśmy ogromny komfort pracy, czas na wątpliwości, pytania, zmiany. Naprawdę to był niesamowity komfort pracy.
A to widać na ekranie, że interakcje pomiędzy postaciami nie są zlepione na szybko...
Zgadza się. Przed rozpoczęciem zdjęć mieliśmy solidne próby i dużo rozmawialiśmy. Przed samymi scenami też był czas na wszelkie nowe pytania i nowe propozycje. Scenariusz zmusza nas do tego, że jesteśmy cały czas ze sobą, bo cała akcja toczy się przy stole. Szybko zaczęliśmy przełamywać różne bariery typu wstyd czy onieśmielenie. Ja na przykład na początku była onieśmielona, że gram z tak wybitnymi aktorami, ale to dosłownie był jeden dzień i potem już poszło. Wszyscy tam przyszliśmy z otwartymi sercami i zaowocowało to piękną współpracą.
To onieśmielenie świetnie zadziałało w początkowych scenach, gdy twoja postać poznaje resztę bohaterów.
Dokładnie! Ciekawe, że o tym mówisz, bo o tym samym wspominał mi reżyser Tadeusz Śliwa. Powiedział mi, że to super, że jestem taka onieśmielona, ponieważ dokładnie to powinno się pojawić u mojej postaci. Ona przychodzi tutaj, nie wszystkich zna, więc to fajnie się zgrało.
Twoja postać odgrywa taką rolę osoby z zewnątrz, która postrzega bohaterów z dystansem. Wydaje się, że zaczyna dostrzegać w nich wiele wad wraz z rozwojem historii. Być może jej rola w tym wszystkim jest ważniejsza, niż początkowo się wydaje.
Tak, to przez jej szczerość wychodzą różne ukryte sprawy pozostałych bohaterów. Szybko dostrzegła schematy, które rządziły tą grupą przyjaciół i być może to wszystko było dla nich takim rytuałem, aby się oczyścili. Ola jest postacią, która wierzy w karmę, astrologię, w to, że prawda jest najważniejsza i trzeba zawsze być ze sobą szczerym, nie mieć żadnych tajemnic i komunikować wszystkie swoje potrzeby i wątpliwości. Dla pozostałych bohaterów to jest nowość. Oni już przywykli do tych masek, które codziennie zakładają. Aż tu pewnego wieczoru, wchodzi osoba z zewnątrz i jest w stanie przyjrzeć się im bez żadnego związku emocjonalnego, tylko na świeżo.
Twoja postać jako motywator wydarzeń jest kimś, kto przyciąga uwagę. Lubię ją za to, że doprowadza do wywołania u widza chęci przemyślenia wydarzeń i być może też własnych osobistych relacji.
Ja też ją uwielbiam! [śmiech] Nie tylko ona odnosi taki skutek, bo Ola inicjuje sytuacje, ale to, co potem ma miejsce, wydarza się u każdej postaci. Myślę, że każdy może znaleźć postać, z którą jakoś się utożsami i być może film zainspiruje do podjęcia decyzji o oczyszczeniu sytuacji, które nie dają nam spokoju, dręczą czy jest nam z nimi źle, czy to na poziomie świadomym czy nieświadomym. Nie jest to tylko komedia.
Na pewno wiele osób zastanawia się, czy widziałaś choćby wersję włoską Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie?
Widziałam, jak była w kinach! Zrobiłam sobie wówczas taki maraton kina włoskiego. Najpierw obejrzałam Zwariować ze szczęścia. Widziałeś ten film?
Nie miałem okazji.
Opowiada on o dwóch kobietach, które spotykają się w szpitalu psychiatrycznym i postanawiają z niego uciec. Nie widziałeś go? Polecam ci ten film! Jest genialny! Chciałabym kiedyś zagrać taką rolę, jak te dwie kobiety. Zrobiły tam coś wspaniałego! Po tym miałam seans Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Pamiętam, że jak wyszłam z kina, pomyślałam sobie: ale bym chciała zagrać w takim filmie!
Aż tu nagle... oto jesteś!
Nie tak nagle, minęły trzy lata! [śmiech]
Gdy już zaczęłaś prace nad przygotowaniem postaci Oli, na czym się skupiałaś?
Razem z reżyserem zastanawialiśmy się, jaką Ola jest osobą, a jaką na pewno nie jest. Szukaliśmy takich kolorów, które byłyby najlepsze do namalowania postaci, która jest jak najbardziej czysta i dobra jeśli chodzi o intencję. Nie chcieliśmy, żeby wyszła na moralizatorkę, zależało nam na tym, aby była „ujmująco czysta”. Po prostu wspólnie ją tworzyliśmy. Później oczywiście wychodziły różne improwizacje na planie...
Czyli było miejsce na improwizowanie? Możesz zdradzić jakiś przykład zaimprowizowanej sceny?
Moment kiedy moja postać mówi do Czarka, że uderza nie w ten telefon był improwizowany. Cieszyłam jak zobaczyłam, że ten dubel wszedł do filmu. W scenie z jointem zaproponowałam, by dodać tam fragment o Carlu Saganie, który bardzo lubię i pomyślałam, że będzie tam świetnie pasować. Tak naprawdę co chwila ktoś coś improwizował, bo wszyscy dobrze czuliśmy się w tych postaciach i była na to przestrzeń.
Wraz z rozwojem historii odnosiłem wrażenie, że interakcje postaci stały się kluczem. Tak jakbyście się wzajemnie na planie motywowali do dawania od siebie więcej.
Oczywiście, że tak było, ale też nie zabrakło wsparcia, o którym wspominałam. Bardzo sobie nawzajem pomagaliśmy i dopingowaliśmy. To było piękne, jak potrafiliśmy się w siebie wczuć. To był niesamowity czas.
Często się mówi, że aktorzy uczą się czegoś dzięki swoim rolom. Jak to wyglądało dla ciebie przy (Nie)znajomych?
Za każdym razem się uczę. Z każdą kolejną rolą czy dzięki nowej osobie w moim życiu. Staram się uczyć ze wszystkiego, co mnie spotyka.
Czego się nauczyłaś dzięki temu filmowi?
Po raz kolejny nauczyłam się tego, że warto być pokornym, cierpliwym, spokojnym i empatycznym człowiekiem. Są to rzeczy, które zawsze będę chciała w sobie pogłębiać, bo wydaje mi się, że to wymaga codziennej, systematycznej pracy.
Ta empatia niewątpliwie pomaga w pracy aktorki. Masz jakieś metody, które pomagają ci wydobywać z siebie emocje w scenach?
Przede wszystkim muszę być ogromnie skupiona. Gdy wchodzę na plan, przez następne dwanaście godzin w ogóle nie dotykam telefonu. Jestem tu i teraz, skupiona na pracy w stu procentach. Bez tego byłoby mi trudno.
Może to dobra rada dla początkujących aktorów?
Bycie uważnym jest chyba dobrą radą dla wszystkich.
(Nie)znajomi to z jednej strony remake, z drugiej coś o wiele więcej. Jak to scharakteryzować dla widza, który jeszcze nie jest zdecydowany?
Tak, jest to remake, ale nie jest to wierna kopia oryginału. (Nie)znajomi ukazują nasze polskie realia i proszę mi wierzyć każdy może się w tym filmie przejrzeć jak w lustrze. Skłania do refleksji, ukazując miałkość relacji i nieumiejętność komunikowania się na poziomie emocjonalnym, z ludźmi, z którymi przyszło nam żyć, bądź których nazywamy „bliskimi”. Daje do myślenia.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe