Assassin’s Creed: Valhalla – kolejna świetna gra i słaby „asasyn”? Wszystko na to wskazuje
Ubisoft ujawnił Assassin’s Creed: Valhalla i trudno nie odnieść wrażenia, że będzie to kolejna część serii, która podzieli fanów i wywoła skrajne reakcje.
Assassin’s Creed to flagowy cykl Ubisoftu, którego niemal wszystkie odsłony łączy jedno – twórcom nie udaje się ich utrzymać w tajemnicy i informacje na ich temat wyciekają do sieci na długo przed oficjalnymi zapowiedziami. W przypadku nowej części nie było inaczej i od kilku miesięcy pojawiały się pogłoski sugerujące, że przeniesie ona graczy do ery wikingów. Potwierdzono to dopiero pod koniec kwietnia, kiedy to w trakcie transmisji z udziałem BossLogica zaprezentowano grafikę promocyjną oraz podtytuł Valhalla, wyraźnie sugerujący, z czym będziemy mieli do czynienia.
Dzień później do sieci trafił efektowny zwiastun CGI. Materiał zachwycał klimatem i jakością wykonania, chociaż jednocześnie też wzbudzał sporo wątpliwości wśród fanów serii. Nie da się bowiem ukryć, że gdyby nie jeden drobny detal, a mianowicie ukryte ostrze widoczne w końcówce, trudno byłoby powiązać to w jakikolwiek sposób z asasynami, templariuszami i całą resztą historii, która rozwijana jest od 2007 roku.
Trzeba jednak zauważyć, że cykl przeszedł drastyczną zmianę po 10 latach. Przy premierze Origins, Ubisoft zdecydowanie odmienił markę, rezygnując z rozgrywki rodem z trzecioosobowych, przygodowych gier akcji i wykonując wyraźny zwrot w kierunku rozbudowanych gier RPG lub też z elementami charakterystycznymi dla tego gatunku, takimi jak Wiedźmin 3: Dziki Gon czy Horizon Zero Dawn. Ogromny, otwarty świat z szeregiem zadań głównych i aktywności pobocznych, system wyposażenia, poziomy doświadczenia, crafting – wszystko to pojawiło się w Assassin’s Creed.
Pewni gracze przyjęli to wszystko z otwartymi ramionami, wszak konflikt asasynów i templariuszy stał się już na przestrzeni lat nieco skostniały, a wcześniejsze odsłony – Unity oraz Syndicate – spotkały się raczej z umiarkowanie pozytywnym przyjęciem. Krytykowano je za brak większych zmian w stosunku do pierwowzoru, a także wiele przestarzałych i zwyczajnie nudnych już mechanik. Ubisoft postanowił na to odpowiedzieć bez stosowania jakichkolwiek półśrodków, wykonując prawdziwy zwrot o 180 stopni.
Przeniesienie akcji do starożytnego Egiptu nie pozostało też bez wpływu na warstwę fabularną, która cofnęła nas do samego początku Bractwa Asasynów. O krok dalej (a przy tym też fabularnie o wiele lat wstecz) poszło o rok młodsze Odyssey, gdzie próżno szukać praktycznie jakichkolwiek wzmianek o zakapturzonych skrytobójcach. Powód tego jest banalnie prosty – Bractwo wtedy po prostu jeszcze nie istniało. Nic więc dziwnego, że niektórzy zaczęli zastanawiać się, czy jest w ogóle sens podpinania tego pod popularną markę, jednocześnie udzielając sobie odpowiedzi – sens jest, bo popularna marka oznacza większe zainteresowanie, niż budowanie nowego produktu kompletnie od zera.
I tu dochodzimy do Assassin's Creed: Valhalla. Już teraz jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że pod względem rozgrywki doczekamy się jeszcze więcej tego samego. Powrócą elementy RPG, zdobywanie wrogich obozów (tym razem w postaci średniowiecznych twierdz), a także ptak pełniący funkcję drona. Świat gry bez wątpienia będzie równie piękny, a jego zwiedzanie tak ekscytujące, jak w poprzedniczkach. Prawdopodobnie stanie się on też jeszcze bardziej rozbudowany i obszerny niż wcześniej – ma on obejmować cztery królestwa: Anglię Wschodnią, Mercję, Northumbrię i Wessex. Pasjonaci czyszczenia znaczników z mapy przez dziesiątki godzin bez wątpienia będą zadowoleni.
Co jednak z fanami cyklu do 2017 roku? Tu może być gorzej – nic nie wskazuje bowiem na powrót do korzeni. Trzeba jednak zauważyć, że w głowach niektórych wytworzyła się jakaś fałszywa wizja Assassin’s Creed, bo gdzieniegdzie zdarza mi się natrafić na wpisy sugerujące, że kiedyś to było – asasyni skradali się i po cichu eliminowali cele, a teraz to tylko te otwarte konflikty… Prawda jest jednak taka, że seria Ubisoftu na dobrą sprawę nigdy skradanką nie była – ba, osobny przycisk do skradania się pojawił się dopiero w Unity z 2014 roku. Również same działania historycznych asasynów trudno uznać za skrytobójcze – chociaż działali często z zaskoczenia, to jednak zależało im na rozgłosie, więc wrogów dopadali przede wszystkim w miejscach publicznych, a nie ciemnych, znajdujących się na uboczu uliczkach.
Jest jednak pewien promyk nadziei, bo pojawiły się przynajmniej trzy wyraźne sugestie, że czeka nas powrót do odwiecznego konfliktu asasynów z templariuszami. Na toporze Eivora, widocznym na grafice promocyjnej, wyraźnie widać symbol Bractwa, bohater dysponuje ukrytym ostrzem, a Ashraf Ismail, dyrektor kraetywny Valhalli, wprost mówi, że protagonista na pewnym etapie przygody natrafi na Bractwo. Spotkanie to może mieć na niego duży wpływ – to mogłoby tłumaczyć jego zachowanie w zwiastunie, kiedy to powstrzymuje kompana przed zaatakowaniem kobiety z dzieckiem. Czy czeka nas więc starcie pomiędzy szlachetnymi wikingami i złymi władcami anglosaskich królestw? Prawdopodobnie i w dużym uproszczeniu – tak, choć niewykluczone, że scenarzyści przygotowali dla graczy jakieś fabularne niespodzianki i zwroty akcji.
Jestem przekonany, że Valhalla będzie naprawdę solidną grą. Dużą, rozbudowaną i zróżnicowaną – zarówno pod względem rozgrywki, jak i samej historii. Ubisoft, pomimo pewnej nie do końca słusznie przylepionej łatki po pewnych wpadkach, nie schodzi poniżej pewnego poziomu i dostarcza na rynek całkiem udane tytuły, które na dodatek są wspierane i rozwijane na długo po premierze. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie tak samo. Niestety, jednocześnie wiele sugeruje, że będzie to kolejna produkcja z cyklu „przygody historycznego wojownika ze szczyptą wątku asasynów, templariuszy i Pierwszej Cywilizacji”. Czy rzeczywiście tak będzie? O tym przekonamy się pod koniec 2020 roku na pecetach oraz konsolach obecnej i przyszłej generacji – to właśnie wtedy na rynek ma trafić Assassin’s Creed: Valhalla.