Bruce Campbell tak naprawdę nie cierpi Asha Wiliamsa z Martwego zła. Zmień moje zdanie!
Zbliża się rok od chwili, gdy Ash Williams odwiesił piłę mechaniczną i schował do szafy swój Bum-Kij, ale czy grający go Bruce Campbell darzy tę postać jeszcze jakimś sentymentem, czy to przekleństwo serii Martwe zło?
Bruce Campbell zapytany przez jednego z fanów podczas sesji AMA „jak często zdarza ci się patrzeć w lustro i mówić do siebie chwała królowi (Hail to the King)”, odpowiada: „Nigdy, nie jestem na tyle głupi, żeby robić coś takiego, ale dzięki, że tak uważasz”. Chwilę później, kiedy pada pytanie, czy posiada jeden z charakterystycznych rekwizytów z filmu, mówi: „Jeśli myślisz, że jestem Ashem, potrzebujesz pomocy”. Następnie dodaje, że Ash jest idiotą i zmieniłby się w niego tylko w najgorszy z możliwych dni.
Ja na przykład nie mylę Bruce'a z Ashem, ale podejrzewam, że to musi być dość frustrujące – pracować w przemyśle filmowym od 40 lat, a mimo to ludzie wciąż kojarzą go głównie z jednego tytułu. Mam na myśli ten, gdzie pomazany syropem kukurydzianym (zastępującym krew) ze sztuczną piłą mechaniczną zamiast ręki (zastępującą prawdziwą piłę mechaniczną) walczy z siłami zła (często będącymi producentami i inwestorami w prawdziwym świecie).
Mówię oczywiście o Martwym źle (tym pierwszym i tym drugim), mówię o Armii ciemności i Ashu kontra Martwe zło; o historii jednego z najlepszych i najbardziej niedocenianych superbohaterów kina. Tak, superbohaterów, bo nie każdy z nich nosi pelerynę.
Uważam wręcz, że po tylu długich latach Bruce Campbell zdążył znielubić Asha Wiliamsa, postaci w której cieniu znalazła się jego cała kariera, a on sam – chociaż z czasem pogodziwszy się z zaistniałą sytuacją – nigdy nie stanął w pierwszym szeregu gwiazd amerykańskich blockbusterów. Nie zgadzasz się? Zmień moje zdanie!
Wszystko zaczęło się w 1981 roku, a właściwie wcześniej, bo w 1976, kiedy Sam Raimi 20-latek z Michigan nakręcił swój pierwszy krótkometrażowy film It's a Murder!, by następnie stworzyć jeszcze Clockwork i Within the Wood.
Przy czym warto dodać, że Within the Wood w istocie był propozycją dla inwestorów, a o pieniądze na produkcję pełnometrażową pukano do drzwi każdego, kto pieniądze mógł mieć – w tym do właścicieli sklepów, a nawet dentystów. Jako ciekawostkę dodam, że film można w całości obejrzeć na YouTube (jakość: bardzo VHS, a jakże). To o tyle ważna produkcja, bo to swego rodzaju wersja beta dzieła, który we wspomnianym 81. nie tylko zachwyciło Stephena Kinga („Тhe most ferociously original horror film of the year” opisał w swojej recenzji), ale i cały cały świat – Martwe zło (które początkowo miało nazywać się Book of the Dead, ale ostatecznie przekonano Rimiego do zmiany tytułu).
Nic z tego nie miałoby racji bytu, gdyby nie zaangażowanie i pomoc dwóch przyjaciół Raimiego, jeszcze z czasów szkolnej ławki: Roberta Taperta (producenta filmowego i obecnie męża Lucy Lawless alias Xeny: wojowniczej księżniczki, jedynej kobiety mogącej pokonać Wonder Woman) oraz... Bruce'a Campbella, najprzystojniejszego z całej trójki (przez co najczęściej trafiał przed kamerę i z czasem stał się Gregorym Peckiem kina klasy B).
Martwe zło – historia grupki dzieciaków, która spędza noc w chatce i przez własną głupotę budzi ze snu pradawne zło, trwa 80 minut. Stworzenie całości trwało ok. 2 lata. Między innymi dlatego, że jego twórcy nie mieli pieniędzy. Kiedy film trafił do lokalnego kina, które wcześniej miał zwyczaj odwiedzać Bruce Campbell, wtedy aktor uznał, że im się udało. „Czym innym jest puszczanie swojego amatorskiego filmu na rozwieszonym na ścianie prześcieradle w piwnicy swoich rodziców. Nasz film w kinie sprawiał, że to stawało się czymś »prawdziwym«. Dlatego nie obchodziło mnie, czy na siebie zarobi albo czy kiedykolwiek zrobimy coś jeszcze, bo już wtedy czułem, że nam się udało” – wspomina Campbell w jednym z wywiadów.
Budżet wynosił 375 tys. dolarów, które zebrano głównie dzięki pomocy przyjaciół i ich rodzin. Na miejscu (czyt. pośrodku lasu, gdzie stała opuszczona chata) nie było ogrzewania, elektryczności, ani kanalizacji. Aktorzy doznawali na planie kontuzji i nawet po latach wspominają, jak było im wtedy zimno.
Oprócz wspomnianych wcześniej peanów Stevena Kinga, na cześć filmu i jego ogromnej popularności, obraz wzbudził też sporo kontrowersji – zwłaszcza przez scenę gwałtu w lesie, a właściwie w lesie przez las. Już tłumaczę: w jednej ze scen Cheryl, siostra Asha (grana przez Ellen Sandweiss) ucieka w głąb mrocznego lasu przed goniącym ją „złym bytem”, duchem z księgi Necronomicon, bramy do wymiaru pradawnego zła (martwego). Bohaterka zostaje zaatakowana przez pnącza drzew i gałęzie. Nie muszę chyba dodawać, w jaki sposób dochodzi do aktu przemocy seksualnej, natomiast ta scena oburzyła część odbiorców, a sama aktorka wyznała później w wywiadzie, że nie wiedziała, że zostanie to ukazane w tak drastyczny sposób. Raimi przeprosił później publicznie za to, mówiąc: „Moim zadaniem nie jest oburzać ludzi, mam ich zabawiać, wzbudzać w nich dreszczyk emocji, a wiem, że ta scena ich oburzyła. Popełniłem wtedy błąd”.
Oczywiście Martwe zło okazało się wielkim finansowym hitem, otwierając furtkę na stworzenie kontynuacji.
„Ludzie się zastanawiają, czy Evil Dead 2 to reboot, czy sequel. To requel” – wspomina Campbell, odnosząc się do faktu, że trzeba było jeszcze nakręcić sceny tłumaczące, w jaki sposób postać Asha trafiła do chatki w lesie. Dlaczego? Proste: Twórcy oryginału nie mieli praw do swojego filmu (będącego własnością New Line Cinema), więc robiąc sequel (w De Laurentiis Entertainment Group), dodano nowy wstęp, mający niejako spajać dalsze przygody Asha z tym, co wiedzieliśmy o nim wcześniej.
Martwe zło 2 jest tym, co miało później zdefiniować całą serię, którą należy ubrać słowami: krew, flaki i żarty. O ile pierwsza część była horrorem czystej krwi (lanej litrami), o tyle kontynuacja jest oblanym czarnym humorem i krwią (laną hektolitrami) wagonikiem bez hamulców w domu strachu. Właściwie należałoby dodać do kompletu jeszcze piłę mechaniczną zamiast opętanej ręki, którą Ash sam sobie odciął, by ratować resztę ciała przed pożerającą je zarazą zła. Groovy.
Trzecia część serii Armia ciemności (nazywana przez jej twórców też Medival Dead) przeniosła Asha do średniowiecza, co kosztowało 11 milionów dolarów w produkcji obrazu. Chociaż twórcy jeszcze pewniej poszli w humor oraz hej: szkielety kontra typ z piłą mechaniczną zamiast ręki — film nie był finansowym hitem.
Pomimo gier i komiksów, które trafiały na amerykański rynek, dopełniając dalsze losy Asha Williamsa, dopiero w 2013 roku, przy błogosławieństwu twórców oryginału, powstał remake Martwego zła. Tylko czy aby na pewno remake? Jego reżyser Fede Álvarez przyznał, że jego film dzieje się 30 lat po oryginalnej historii, a Necronomicon ma moc powtarzania podobnych wydarzeń, torturując inne osoby. Czyli to remake, czy może sequel? Decyzja należy do ciebie. Jako ciekawostkę dodam, że w nowej odsłonie historii ginie 9 osób, co jak obliczył prowadzący kanał na YouTube „Dead Meat”: śmierć w tym filmie następuje co 10 minut i 11 sekund (w obrazie z 1983 roku naliczono 8 zgonów, czyli uwzględniając czas trwania seansu: śmierć co 10 minut i 63 sekundy).
Tylko co z tego, skoro fani chcieli prawdziwego Asha, starego dobrego pracownika sieci sklepów RTV/AGD, któremu okrutny los pogmatwał życie żądnymi mordu demonami z otchłani. A skoro był popyt, pojawiła się podaż. W 2015 roku Bruce Campbell powrócił raz jeszcze do roli sprzed blisko 30 lat, tym razem w serialu. Twórcy cieszyli się, że w ten sposób będą mieli szansę opowiedzieć więcej historii, niż byłoby to możliwe w półtoragodzinnym seansie. Pilot wyreżyserował Sam Raimi. Tapert odpowiadał za produkcję. Bruce zabijał potwory. Piekielne trio było znów w komplecie.
Jednak wraz z kolejnymi odcinkami, które świetnie oddawały klimat serii, żal było czytać o niepewnej przyszłości całego projektu. Serial doczekał się tylko trzech (z zaplanowanych pięciu) sezonów. Stacja telewizyjna Starz anulowała go z powodu niskiej oglądalności. „Nasi szefowie mają teraz nowych szefów. Ash vs. Evil Dead bardzo dobrze radził sobie w sprzedaży DVD i jest dystrybuowany za granicą. Jesteśmy także jednym z najczęściej piraconych programów. Co to mówi o naszych fanach? To banda kretynów – »Chcemy tego, lubimy to, po prostu nie chcemy za to płacić«” — powiedział Campbell zanim jeszcze zapadła ostateczna decyzja. Niedługo później poinformował świat, że na zawsze odwiesza piłę łańcuchową i Ash Williams przechodzi na emeryturę, następnie podzielił się ze swoimi fanami oświadczeniem, a właściwie swoistym pożegnaniem.
Oczywiście, że zrobiło mi się przykro – jestem fanem serii. Chwilę później przypomniałem sobie jednak jedną ze scen w serialu, gdy Zło wydaje się wygrywać na całej linii, a świat staje nad przepaścią i Ash — po raz pierwszy — nie ma już siły. Siada rozgoryczony w fotelu i krzyczy ze łzami w oczach do swoim bliskich, towarzyszy w walce: „Dlaczego ja? Nie prosiłem się o to! Myślicie, że podoba mi się bycie ciągle umazanym we krwi!? Kto by tego chciał?”
Jakaś część mnie pomyślała wtedy: jak wiele w tym było Asha, a jak dużo Bruce’a?
Dlaczego tak bardzo pokochaliśmy postać Asha? Bo jest podobny do nas, pełen niedoskonałości. Ash jest jak John McClane horroru, tyle że jego misją nie jest ratowanie bliskich (ci zazwyczaj umierają), jest nią wola przetrwania i chęć zakończenia swojego koszmaru. Kiedy Marta Górna, dziennikarka Co Jest Grane 24, zapytała aktora „Skąd się bierze fenomen Bruce'a Campbella?”, on odpowiedział: „Lubię po prostu grać przeciętniaków. Prawdziwych ludzi z wadami. Taki jest Ash. W »Ash kontra Martwe zło« ma ich mnóstwo: pije, pali, wciąga koks. Ma skłonność do uzależnień, podejmuje kiepskie decyzje i sporo osób przez niego zginęło. Podoba mi się to. Mam nadzieję, że ludzie oglądając ten serial pomyślą: On jest taki jak ja. Jestem mechanikiem, ale ten koleś to nic specjalnego. Nie lubię kryształowych postaci, zbyt idealnych. Dlatego nie mógłbym zagrać Supermana. Jest zbyt perfekcyjny”.
Nic dziwnego jednak, że w wielu innych rozmowach Campbell ironizuje i wyśmiewa Asha, ilekroć ktoś pyta o tę postać lub nawet porównuje ich ze sobą. Wszakże Campbell gra przeciętnego kolesia, a właściwie wioskowego głupka, któremu przez własną głupotę często przydarzają się straszne rzeczy. Innymi słowy przeciwieństwo Bruce’a. Też bym się wkurzał o coś takiego, a ty nie? Chociaż trochę, troszeczkę?
Tymczasem w marcu w sieci pojawił się zwiastun gry Dead by Daylight gdzie Campbell podkłada głos do postaci Asha. Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz na emeryturze staruszku. Dobrych łowów na umarlaki, uratuj świat raz jeszcze Bruce, to znaczy Ash.