Byłbym niezłym Batmanem – rozmawiamy z Joshem Hartnettem
Kobiety pokochały go za historię miłosną, rozgrywającą się podczas ataku na Pearl Harbor. Faceci polubili za rolę twardziela w Helikopterze w ogniu i 30 dniach mroku. Spotkaliśmy się z Joshem Hartnettem.
DAWID MUSZYŃSKI: Jesteś strasznie wybredny, jeśli chodzi o wybór filmów, w których możesz zagrać.
Josh Hartnett: Nie wybredny tylko... no dobrze. Jestem wybredny. Ale to dlatego, że chcę próbować cały czas nowych rzeczy. Pewnie dlatego lepiej odnajduje się w projektach robionych nie przez wielkie studia filmowe, a przez indywidualnych twórców. Daje mi to większą radość z wykonywania zawodu aktora.
Czujesz, że masz wtedy większą wolność?
Nie o to chodzi. W filmach niskobudżetowych, za którymi nie stoi armia PR-owców i specjalistów, mam pewność, że scenariusz, który dostałem, nie zmieni się w postprodukcji. Poza tym wielu młodych reżyserów ma odważne pomysły, których nikt nie chce zrealizować, bo z góry wiadomo, że się nie zwrócą. A ja chcę grać w czymś niestandardowym, zaskakującym. Często są to niewypały, ale zdarzają się też perełki jak np. Singularity, który nakręciliśmy w Indiach.
Ale o wielu z twoich filmów ludzie się nawet nie dowiedzą.
Trudno. Nie wszystko musi zawsze trafiać na DVD. Niekiedy, by zobaczyć dany film, trzeba się wybrać na jakiś mały festiwal kina niezależnego. Kiedyś tak było z muzyką. Nie było wszystkiego w internecie. By znaleźć konkretną płytę czy singiel, trzeba było przeszukać całe miasto, a niekiedy nawet stan. To także dodaje pewnego klimatu i pikanterii.
No może i tak. Ale utrzymać się z tego raczej trudno.
Dlatego raz na jakiś czas trzeba zagrać w filmie wysokobudżetowym, który jest nastawiony na widzów masowych. Pearl Harbor było takim filmem. Choć nie zrozum mnie źle, praca z producentem Jerrym Bruckheimerem i reżyserem Michaelem Bayem to wielkie wyróżnienie. Co nie zmienia faktu, że nie mogłem odnaleźć się w tak wielkiej produkcji. Po tym powiedziałem sobie dość.
Dlatego odmówiłeś zagrania w Black Hawk Down.
Niestety, z biegiem czasu zaczynam zdawać sobie sprawę, że odrzuciłem wiele bardzo fajnych filmów. Dobrze, że Jerry Bruckheimer namówił mnie jednak do udziału w Helikopterze w ogniu. Dzięki temu mam o jeden błąd mniej na koncie. Z perspektywy czasu najbardziej żałuję odrzucenia udziału w Batman Begins – byłbym dobrym Batmanem.
Podobno odrzuciłeś również rolę Supermana.
Bzdura. O tym, że odrzuciłem taką ofertę, dowiedziałem się z gazet. Najciekawszy był jednak powód tej decyzji. Podobno mam krzywe nogi i źle prezentowałyby się w niebieskich leginsach. W sumie w gazetach zawsze znajduję wiele ciekawych informacji na swój temat.
Masz jakieś wyrzuty sumienia związane z odrzuconymi rolami?
Sporo. Ale chyba nie chcesz mnie doprowadzić do płaczu i pogrążyć w smutnym nastroju?
To zmieńmy temat. Zawsze chciałeś być aktorem?
Żartujesz? Jak byłem mały, miałem lepsze opcje. Chciałem być policjantem, dżokejem a nawet hokeistą. Jednak z biegiem lat dostałem kilka mandatów za przekroczenie prędkości, ugryzł mnie koń i przywiązałem się do mojego ładnego uśmiechu i zębów. Dlatego marzenia przegrały z rzeczywistością.
A co z futbolem?
Musiałeś mi to wypomnieć. Faktycznie, myślałem, że zostanę profesjonalistą. Dobrze, że się tak nie stało. Gdy teraz oglądam taśmy z moich meczów, to widzę, że byłem do bani. Wiele osób twierdzi, że moją karierę w tym sporcie przerwała kontuzja. Guzik prawda. Nie było szans na żadną karierę. Świat sportu raczej za mną nie tęskni, ja za nim też nie. No może za roztańczonymi cheerleaderkami. Ach, dobre, stare czasy!
A nie chciałeś iść w ślady ojca i zostać muzykiem?
Wiesz, ojciec nie był gwiazdą rocka (śmiech). Grał soul. Był jedynym białym członkiem zespołu, co w tamtych czasach było dość dziwne. Nazywali się... Sól, pieprz i papryka. Możesz się domyślić, która część nazwy nawiązywała do mojego ojca. Nie miałem z tym problemu. Bardzo często przychodziłem na ich koncerty i tańczyłem jak oszalały do ich muzyki. Jednak pasja taty nie przeszła na mnie – nie chciałem zostać częścią zespołu.
Byłeś dość grubym dzieckiem.
Tak, miałem problemy z wagą. Wszystko zmieniło się pewnego lata, kiedy pracowałem u mojego kuzyna w skupie z książkami. Cała akcja nazywała się "Książki dla Afryki". Zbieraliśmy podręczniki szkolne i książki dla biednych dzieci w Afryce. Przedsięwzięcie cieszyło się tak wielkim zaufaniem, że pod koniec wakacji zmieniłem mu nazwę na "Muskuły dla Josha". Dzieci w Afryce dostały książki, a ja wysoką samoocenę. Wszyscy wygrali.
Podobno byłeś pierwszym miłosnym partnerem Lucy Liu na planie filmu Lucky Number Slevin.
To zadziwiające. Lucy zabiła tylu ludzi na ekranie, a dopiero ze mną wylądowała w łóżku. Nie wiem, kto był bardziej zestresowany – ja czy ona. Mogę ci zdradzić, że podczas prób do naszych scen miłosnych nie mogła powstrzymać się od chichotania. To było jak moja pierwsza randka w liceum. Koszmar.
A na końcu scena została usunięta z filmu.
Niestety, cała nasza praca poszła do kosza. A byłoby na co popatrzeć (śmiech).
Jesteś skłony do wielu poświęceń, by nakręcić film. Zrzekasz się wysokich gaży, mieszkasz w motelach, dzielisz się łazienką z 50 osobami...
Tak (śmiech). Sztuka wymaga poświeceń. Ale z tymi 50 osobami to już był hardkor. Wynajęliśmy budynek na Filipinach, gdzie spędziliśmy prawie dwa tygodnie. Cała ekipa tam mieszkała, a do naszej dyspozycji była, jak wspomniałeś, tylko jedna łazienka. Chyba łatwiej było trafić w totka, niż na moment, gdy łazienka była wolna. Wyobraź sobie, że próbowałem się do niej dostać o 4 w nocy i wciąż była przez kogoś okupowana. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy ktoś tam nie zamieszkał.
Wciąż boisz się zamieszkać z powrotem w Kalifornii ?
Tak, trauma mojego ostatniego mieszkania wciąż mnie prześladuje.
Opowiedz, co się stało.
Właściciel mieszkania zamontował mi przepiękny kominek gazowy. To był naprawdę superpomysł, gdyby wpadł na niego ktoś, kto się zna na takich rzeczach. Jak się okazało, facet nie miał o tym pojęcia i uznał, że wentylacja w takiej konstrukcji nie jest potrzebna. Dodatkowo źle uszczelnił całość. W rezultacie gaz ulatniał się przez większą część dnia, powoli mnie zabijając. Codziennie, wracając do domu, otwierałem wszystkie okna, myśląc, że jestem zmęczony przez ciągłą pracę i potrzebuję świeżego powietrza. O wycieku dowiedziałem się dopiero od straży, która przyjechała gasić u mnie pożar.