Niekończąca się opowieść? Seriale, które powinny zejść ze sceny
Chyba wszyscy uwielbiamy ten moment, kiedy możemy wygodnie zasiąść na kanapie i obejrzeć kilka odcinków naszego ulubionego serialu. A im więcej sezonów, tym lepiej, prawda? Otóż nie. Istnieją bowiem tytuły, których poziom spada wprost proporcjonalnie do liczby produkowanych serii. Oto i one.
Teoria Wielkiego Podrywu
Jeden z największych przebojów komediowych ostatnich lat. Historia grupy przyjaciół-geeków i ich życiowych perypetii od początku chwyciła za serca miliony widzów. Wszystko przez stosunkowo oryginalny temat, wiele nawiązań do popkultury oraz bardzo inteligentny, bawiący do łez humor. Jednak przez lata, z każdym kolejnym sezonem widać, że twórcy już tylko odcinają kupony od wielkiej popularności serialu. Żarty są tylko cieniem dawnych komediowych szczytów, formuła zaczyna się powoli wyczerpywać. Mimo że gwiazdy produkcji zarabiają fortuny za każdy odcinek, nie przekłada się to jednak, niestety, na efektowne popisy ekranowe. Nie widzimy już tej debiutanckiej świeżości, którą Jim Parsons i spółka reprezentowali na początku swojej serialowej drogi. Jednak tytuł ten nadal cieszy się wielką popularnością i na pewno zobaczymy co najmniej dwa kolejne sezony. Wydaje się, że twórcy powinni godnie pożegnać się z widzami już jakiś czas temu.
Nie z tego świata
Nawet mi, wiernemu fanowi serialu, trudno nie zauważyć, że w pewnym momencie, a konkretnie przy piątym sezonie, Supernatural zaczęło obniżać swój do tej pory dobry poziom. Interesujące odcinki mieszały się z tymi, które były po prostu zapychaczami czasu ekranowego. Nagromadzenie wątków stało się w pewnym momencie tak przytłaczające, że widzowie zaczęli gubić się w nadążaniu za zaprezentowaną przez twórców intrygą. Zdecydowanie lepiej sprawdzała się tutaj formuła z "potworem tygodnia", osobnymi, niepowiązanymi ze sobą historiami niż z ciągnącą się fabularną opowieścią. Scenarzyści jednak odrobili po jakimś czasie zadanie domowe i od jedenastego sezonu pokazują, że potrafią spleść wątki w interesujący narracyjny koktajl. Mimo całej mojej sympatii do tego tytułu uważam, że ciągnięcie tej historii w nieskończoność i dopisywanie nowych rozdziałów na siłę znowu może serialowi zaszkodzić. Najlepiej odejść w glorii chwały, a najlepszym momentem do tego jest obecny poziom prezentowany przez braci Winchester i spółkę.
Chirurdzy
Jedna ze sztandarowych produkcji typu guilty pleasure. Naczelny telewizyjny wyciskacz łez, który zrodziła rosnąca popularność produkcji medycznych reprezentowanych swojego czasu przez ER. Przez trzynaście sezonów, które do tej pory mieliśmy okazję zobaczyć, pożegnaliśmy kilku ważnych bohaterów, przywitaliśmy nowych, mieliśmy okazje do śmiechu i wzruszeń. Jednak od pewnego czasu serial stał się tylko, no cóż, parodią samego siebie. Poziom, który obecnie prezentuje, to tylko mdłe powidoki przyzwoitej opowieści, którą Grey's Anatomy byli na początku. Nowe postacie, które pojawiają się w serialu, są albo bardzo irytujące, albo nam obojętne. Scenariusz wydaje się być pisany na kolanie, jest pełen małych i wielkich głupotek i jeszcze bardziej wypacza nam wizję szpitalnego życia zaprezentowaną przez twórców serialu. Nie ma obecnie na rynku wielu produkcji o tematyce medycznej, jednak Grey's Anatomy już dawno powinni odwiesić swoje kitle do szafy i zrobić miejsce dla kogoś bardziej wypoczętego.
Skandal
Kolejny serial na liście, za którego scenariusz odpowiada Shonda Rhimes, której rzekomego telewizyjnego geniuszu nie rozumiem. Podobnie jak Grey's Anatomy, tak i Scandal prezentuje zbyt przerysowaną, wręcz karykaturalną formę dramatyzmu. Jeżeli we wspomnianym przeze mnie powyżej serialu medycznym nie razi to jeszcze tak bardzo i czasami potrafi uderzyć w odpowiednie emocjonalne struny, tak w młodszej produkcji ABC już strasznie irytuje. Może w pewien sposób sprawdzało się to przez jakieś dwa sezony, jednak im dalej, tym bardziej chcemy wyrwać się z tego świata. Nawet Kerry Washington, która jako Olivia Pope, specjalistka od tuszowania skandali, sprawdzała się na początku, później jej zachowania i gra nie budziły już podziwu. Serial został przedłużony na siódmy sezon, jednak myślę, że już starczy tego, nomen omen, skandalu.
Ojciec Mateusz
Nie mogło oczywiście w tym zestawieniu zabraknąć polskiego wątku. Postawiłem na serial z flagowym księdzem naszego kraju. Ojciec Mateusz ma w swojej obsadzie bardzo dobrych aktorów, którzy świetnie czują się w swoich rolach, wystarczy wymienić choćby takie osobistości jak Kinga Preis, Artur Żmijewski czy Eryk Lubos. Jednak problem z tym tytułem jest taki, że jego formuła wyczerpała się już dawno temu. Ilu jeszcze ludzi można pozbawić życia w małym Sandomierzu? Jak widać wielu, ponieważ serial jest dalej kontynuowany. Jednak kolejne odcinki według schematu "zbrodnia, śledztwo policji, ojciec Mateusz rozwiązuje zagadkę" zaczynają nudzić i nie mają tej samej świeżości, która fascynowała widza na początku.
Arrow
Reprezentant seriali superbohaterskich, które namiętnie oglądam. Kolejne odcinki Arrow pochłaniam na bieżąco. Jednak nie można zignorować faktu, że dwa poprzednie sezony zdecydowanie obniżyły poziom całej produkcji stacji CW. I to na każdym polu – scen akcji, głównych czarnych charakterów i wątków obyczajowych. Obecny piąty sezon przywrócił co prawda nadzieję, że jeszcze coś się da z tej formuły wycisnąć, jednak ostatnie odcinki sprawiły, że oczekiwania widzów wobec serialu znowu zaczęły spadać. Pomysł na fabułę nowego sezonu wydawał się dobry, szczególnie że powrócono do elementów, za które polubiliśmy pierwsze dwie serie. Lecz twórcy najwyraźniej nie mają pomysłu, żeby sprawnie poprowadzić historię przez cały sezon. Mam jeszcze nadzieję, że kolejne odcinki dodadzą temu serialowi skrzydeł, zwłaszcza że powraca postać Deathstroke'a. Jednak może już czas schować kołczan i pożegnać się z widzami?
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe