Czarnobyl na ekranie Samsunga QLED Q90
Wzięliśmy na warsztat najnowszego QLED-a od Samsunga i zestawiliśmy go z hitowym serialem HBO, aby przekonać się, jak kropki kwantowe poradzą sobie z odwzorowaniem katastrofy czarnobylskiej.
Technologie bez przerwy ewoluują. Nowatorskie rozwiązania w dniu swojej rynkowej premiery często okazują się niedoskonałe: z jednej strony kuszą innowacyjnością, z drugiej łatwo uchwycić w nich pewne wady, których nie znajdziemy w dojrzałych, konkurencyjnych technologiach.
Pierwsze modele telewizorów OLED mogły zachwycać głębią czerni i niesamowitym kontrastem. Świeciły jednak ze znacznie mniejszą jasnością niż klasyczne LED-y, wykazywały się stosunkowo niską żywotnością, a w niektórych modelach występowały problemy z powidokami. Obecna generacja OLED-ów pozbawiona jest wad wieku dziecięcego, technologia ta wkroczyła w dojrzałą fazę rozwoju. Podobnie sytuacja wygląda z najnowszymi telewizorami Samsunga. QLED-y w końcu dojrzały na tyle, aby na poważnie rywalizować z OLED-ami.
Do naszych testów trafił 65-calowy telewizor z linii Q90, topowa konstrukcja koreańskiego producenta. W tym roku Samsung wprowadził kilka zmian, które miały w istotny sposób wpłynąć na komfort oglądania. Sztuczna inteligencja poprawiająca jakość obrazu i dźwięku, powłoka antyrefleksyjna czy bezpośrednie podświetlenie matrycy – to wszystko miało sprawić, że odpalając kolejny filmowy hit, poczujemy się tak, jakbyśmy znaleźli się w samym centrum akcji.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko skonfrontować zapewnienia marketingowców z rzeczywistością. Tym razem postawiłem na serial Czarnobyl, aby przekonać się, jak nowy QLED poradzi sobie z wyświetlaniem tej głośnej produkcji.
Kropki kwantowe w atomowym blasku
Sięgnąłem po Czarnobyl jako główne poletko testowe z kilku powodów. Po pierwsze w serialu nieustannie przeplatają się sceny o różnym stopniu kontrastu i jasności. Raz przyglądamy się poczynaniom bohaterów na tle rozgwieżdżonego nieba, innym razem zaglądamy do serca samego reaktora. A za chwilę oglądamy rozbłyski, które aż rażą w oczy.
Samsung chwali się także tym, że jego nowe telewizory korzystają z procesorów Quantum 4K, wykorzystujących algorytmy sztucznej inteligencji do poprawiania jakości obrazu wyświetlanego w rozdzielczości niższej niż natywna rozdzielczość matrycy. HBO GO nie strumieniuje treści w wysokich rozdzielczościach, dlatego Czarnobyl idealnie nadawał się do sprawdzenia sprawności działania algorytmów skalujących.
Zanim jednak przejdziemy do tej najważniejszej części, czyli omówienia wrażeń z oglądania, przyjrzyjmy się rzeczom o bardziej przyziemnym charakterze.
Wygląd i wygoda użytkowania
W serii Q90 znajdziemy moduł One Connect znany z poprzednich wcieleń QLED-ów. To jeden z największych atutów topowych telewizorów od Samsunga. Dzięki temu masywnemu pudełeczku możemy przesyłać do urządzenia obraz i prąd jednym, półprzezroczystym kablem. Takie rozwiązanie ma szereg nieocenionych zalet. Po pierwsze powstanie One Connect umożliwiło skonstruowanie telewizora, który przylega do ściany na całej powierzchni obudowy, jeśli powiesimy go na uchwycie typu No Gap. Kluczowe układy elektroniczne, w tym m.in. system zasilania, umiejscowiono w zewnętrznej skrzynce, a w obudowie QLED-a znajdują się wyłącznie elementy odpowiedzialne za wyświetlanie obrazu.
One Connect ułatwia także zarządzania przewodami i podłączanie zewnętrznych sprzętów. Konsolę, system audio czy odtwarzacz Blu-ray podłączymy bezpośrednio do tej czarnej skrzyneczki, bez konieczności grzebania przy obudowie telewizora.
A jeśli już mówimy o rozwiązaniach stricte konstrukcyjnych, to muszę wspomnieć o tak trywialnym elemencie, jakim jest podstawka. W ubiegłorocznych modelach premium z linii Q9F zastosowano przepiękną belkę podtrzymującą, która okazała się skrajnie niepraktyczna. Była bardzo długa i szeroka, co na pierwszy rzut oka mogło wydawać się idealnym rozwiązaniem, perfekcyjnie stabilizującym odbiornik. Niestety, jeśli ktoś chciał postawić telewizor na szafce, mógł tylko pomarzyć o umieszczeniu pod nim soundbara. Nóżka zajmowała niemal całą głębokość klasycznej szafki RTV, przez co nie sposób było zmieścić na niej głośnik.
W tym roku projektanci poszli po rozum do głowy i stworzyli znacznie bardziej ergonomiczną konstrukcję– Q90 stawiamy na masywnej, wąskiej i cienkiej stalowej podstawce. Postawienie na niej soundbara nie powinno stanowić większego problemu.
Wisienką na torcie jest oczywiście ascetyczny system operacyjny Tizen pozbawiony zbędnych wodotrysków. Działa szybko i płynnie, jego obsługa jest bardzo intuicyjna, a od tego roku dogada się także z technologią Air Play 2. Usprawniono również pilota, wzbogacając go o trzy klawisze skrótów do serwisów Netflix, Amazon Prime Video oraz Rakuten.
Piękna katastrofa
Odsuńmy jednak na bok warstwę wizualną samego sprzętu i skupmy się na tym, jak nowy Samsung radzi sobie z najważniejszym wyzwaniem, czyli wyświetlaniem obrazu.
QLED nigdy nie zapewni tak wysokiego kontrastu jak OLED, nie pozwala na to konstrukcja samej matrycy. Mimo to strefowe podświetlenie obrazu w Q90 sprawuje się więcej niż zadowalająco. Podczas oglądania Czarnobyla wielokrotnie byłem pod wrażeniem tego, jak dobrze prezentują się sceny, w których na tle nocnego nieba wyświetlane są bardzo jasne elementy. Kilkukrotnie blask ognia bijącego z płonącego reaktora zmusił mnie do zmrużenia oczu. Warto zauważyć, że ten telewizor świeci zauważalnie jaśniej niż jakikolwiek OLED dostępny na rynku. A przy okazji dobrze odwzorowuje kolory, nawet bez przeprowadzenia procesu profesjonalnej kalibracji.
Podoba mi się także to, w jaki sposób Samsung radzi sobie z wyświetlaniem treści w niższych rozdzielczościach. Producent w dniu premiery serii Q90 długo rozwodził się na temat tego, jak zastosowanie sztucznej inteligencji poprawi jakość skalowania obrazu. Procesor Quantum 4K korzysta z technologii uczenia maszynowego, zaszyto w nim bazę informacji, która pozwala w naturalny sposób poprawiać rozdzielczość materiału źródłowego. Brzmi dość dumnie i wyniośle, ale sprowadza się do tego, że sprzęt rozpoznaje wyświetlane elementy i koryguje ich wygląd w oparciu o bogatą bibliotekę wzorców graficznych.
Subiektywnie mogę stwierdzić, że Czarnobyl wyglądał po prostu świetnie, mimo iż nie był emitowany w natywnej rozdzielczości matrycy. Podczas seansu nie dostrzegłem żadnych artefaktów skalowania czy nieostrych krawędzi, które psułyby odbiór tego dzieła. Od telewizorów w takim rozmiarze oczekujemy, że będą w stanie pięknie zaprezentować nam treści w niższej rozdzielczości. Filmy i seriale nadawane w 4K to wciąż rzadkość, jeszcze przez wiele lat na telewizorach UHD będziemy odtwarzać głównie materiały FullHD. Dlatego tak istotne jest, aby proces skalowania przebiegał bezbłędnie. I Samsung wywiązał się z tego zadania.
Obraz to nie wszystko
Czasami spotykam się z twierdzeniem, że po telewizory z półki premium sięgają wyłącznie kinomaniacy gotowi zamienić swój salon w salę projekcyjną, która zapewni obraz i dźwięk w kinowej jakości. Ale nie każdy gotów jest wyremontować mieszkanie tylko po to, aby filmy wyglądały i brzmiały dokładnie tak, jak wymarzył sobie reżyser. Podczas projektowania nowych odbiorników Samsung pomyślał także o tych klientach, którzy chcą po prostu kupić porządny telewizor, który sprawdzi się w każdym, niekoniecznie kinowym, salonie.
Choć doceniam to, jak korporacja poprawiła kontrast, jasność i odwzorowanie kolorów w nowych QLED-ach, to nie te cechy najbardziej spodobały mi się w Q90. Urzekły mnie innowacje, dzięki którym korzystanie z telewizora stało się po prostu przyjemniejsze.
Zacznijmy od kwestii związanej z obrazem. W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Ściana telewizyjna w moim mieszkaniu umiejscowiona jest naprzeciwko okna i nie mam zamiaru zmieniać układu salonu tylko po to, aby światło słoneczne nie padało prosto na matrycę. Obecny układ pomieszczenia jest najbardziej funkcjonalny, przeniesienie odbiornika na inną ścianę nie wchodzi w grę. Dlatego dotychczas podczas testowania telewizorów często musiałem zasłaniać okna albo czekać, aż chmury zasnują niebo. W pogodny dzień ostre przedpołudniowe światło odbijało się na znacznej powierzchni matrycy, uprzykrzając oglądanie.
W tym roku Samsung zastosował w topowych QLED-ach powłokę antyrefleksyjną, która zauważalnie redukuje refleksy świetlne. Jest skuteczna do tego stopnia, że nawet kiedy promienie słońca padały wprost na telewizor, nie musiałem opuszczać rolet. Owszem, na czarnych kadrach refleksy były dostrzegalne, ale nie zaburzały odbioru filmu.
Samsung zauważalnie poprawił także kąty widzenia w swoich telewizorach. Zeszłoroczne QLED-y przypadły mi do gustu ze względu na wysoką jasność ich matryc, ale nawet Q9F rozczarowywał, kiedy spoglądało się na niego pod nieco większym kątem. Wystarczyło odsunąć się metr od krawędzi urządzenia, żeby kolory zaczęły blednąć. Q90 nie cierpi na tę przypadłość i nawet jeśli patrzymy na niego pod bardzo ostrym kątem, kolory zachowują wysoki poziom nasycenia.
Brzmi tak, jak chcę
Jednak to sztuczna inteligencja stojąca za systemem audio jest moim numerem jeden. Owszem, z takiego cienkiego telewizora w życiu nie wydobędziemy dźwięków o doskonałej głębi i klarowności. Nowy Samsung gra po prostu poprawnie, aby cieszyć się w pełni kinowymi doświadczeniami, trzeba dokupić do niego zewnętrzny zestaw audio. Ale to, w jaki sposób telewizor dynamicznie dostosowuje głośność materiału źródłowego, jest godne pochwały.
Testując QLED-y poprzedniej generacji, nieustannie musiałem mieć pod ręką pilota. Wszystko przez to, że nigdy nie mogłem uchwycić idealnego poziomu głośności. Zawsze albo dialogi były za ciche, albo dźwięki wybuchów tak głośne, że mogłyby obudzić psa sąsiadów z wyższego piętra. Sztuczna inteligencja w Q90 świetnie sprawdza się w procesie normalizacji poziomu dźwięku. Oglądając filmy akcji, w końcu mogłem odłożyć pilota i skupić się wyłącznie na seansie. Algorytmy SI dbały o to, aby ścieżka dźwiękowa nie była ani zbyt cicha, ani zbyt głośna. Mała rzecz, ale cieszy jak diabli.
QLED-y wkraczają w wiek dojrzałości technologicznej
W tym roku Samsung po raz kolejny przesunął granicę jakości odbiorników funkcjonujących w oparciu o matryce QLED. Powłoka antyrefleksyjna i matryca o szerokim kącie widzenia uprzyjemniają korzystanie z telewizora przy słabych warunkach oświetleniowych, a duża jasność to zaleta nie do przecenienia. Z kolei gracze będą zadowoleni z niskiego wskaźnika input lag oraz funkcji podbijania szczegółów w czerni, która ułatwi dostrzeżenie detali w ciemnych grach. A wisienką na torcie jest tryb Ambient, który zamienia ekran w żywy obraz czy tablicę informacyjną. Nie jest to żadna nowość, to kolejna generacja telewizorów Samsunga wyposażonych w tę funkcję. Tym razem otrzymujemy jednak jeszcze więcej grafik do wyświetlenia i możemy w pełni kontrolować to, w jaki sposób się wyświetlają, precyzyjnie zmieniając kolor ich tła czy wygląd wirtualnej ramki.
Czy mamy tu zatem do czynienia z produktem idealnym, zabójcą OLED-ów? Na pewno nie, choć Samsungowi udało się wyeliminować większość wad dręczących poprzednie generacje sprzętów skonstruowanych w oparciu o kropki kwantowe. QLED-y w końcu stały się godnym konkurentem i realną alternatywą dla OLED-ów.
Jeśli dziś ktoś poszukuje telewizora o najwyższym możliwym kontraście – powinien zwrócić się w stronę technologii OLED. Ale jeśli nie zależy mu na owym mitycznym „nieskończonym” kontraście i poszukuje przede wszystkim telewizora zachwycającego wysoką jasnością matrycy, który będzie zdolny wyświetlić biel tak czystą i mocną, że aż razi w oczy – zakup topowego QLED-a może okazać się dobrym wyborem.