E-booki. Rewolucja, która w Polsce nie zaskoczyła
Cyfrowa książka jest tańsza, zajmuje mniej miejsca niż papierowa i znacznie łatwiej ją kupić. Mimo to nie spotkała się z ciepłym przyjęciem w Polsce i nic nie wskazuje na to, że coś miałoby się w tej kwestii zmienić.
Wśród czytelników naEKRANIE na pewno jest mnóstwo posiadaczy czytników, którzy nie zgodzą się ze stwierdzeniem, że e-booki są tylko ciekawostką na polskim rynku, a nie alternatywą dla papierowych książek. Ale Panie i Panowie, powiedzmy to sobie szczerze – jeśli jesteście wśród tej wąskiej grupy osób oburzonymi moimi słowami, to znaczy, że należycie do czytelniczej elity tego kraju.
Spójrzmy na chwilę na statystyki opublikowane przez Bibliotekę Narodową, gdyż to z nich możemy z nich wyczytać faktyczną popularność e-booków. W 2017 po co najmniej jedną książkę sięgnęło zaledwie 38% Polaków, czyli dwukrotnie mniej niż w wysoko rozwiniętych krajach Zachodu. Co gorsza, zaledwie 9% badanych przyznało, że w ciągu roku przeczytało więcej niż 7 książek.
Wśród setek pytań znalazło się także to dotyczące e-booków. Okazało się, że co najmniej raz na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy sięgnęło po nie 10% czytelników, a 5% robiło to wielokrotnie. Moglibyśmy odtrąbić wielki sukces i uznać, że 15-procentowy udział e-booków w rynku książkowym to jak na polskie warunki dość spory sukces. Problem w tym, że te 15% odnosi się nie do całej populacji, lecz do wspomnianej wcześniej wąskiej grupy 38% Polaków. Przemnóżmy jedną wartość przez drugą i dowiemy się, że po cyfrowe książki sięga 5,7% mieszkańców naszego kraju.
Dane te są dość zbieżne z szacunkami dotyczącymi ogólnej popularności e-booków. Według różnych analityków stanowią one zaledwie 3-5% całego rynku książki, przeszło 90% egzemplarzy sprzedaje się w wersji papierowej. Jeszcze śmieszniej zrobi się w momencie, kiedy zestawimy te liczby z informacjami zebranymi przez Legimi na temat statystycznego czytelnika e-booków.
Choć badania przeprowadzono w 2016 roku, można podejrzewać, że sylwetka przeciętnego posiadacza czytnika nie zmieniła się na przestrzeni tych kilku lat. Typowy e-czytelnik pochłania ok. 30 cyfrowych książek rocznie, z kolei według danych Biblioteki Narodowej po więcej niż 24 książki w 2017 roku sięgnęło 2,2% Polaków; wskaźnik ten spada od kilku lat. To niemalże poziom błędu statystycznego.
A teraz niech wszyscy nałogowi czytelnicy wyrzeźbią sobie medal z ziemniaka i zapłaczą w kącie nad rewolucją, która w Polsce okazała się wielką klapą.
Źródła niepowodzenia
Ciężko byłoby wskazać jeden powód, dla którego e-booki nie spotkały się u nas z ciepłym przyjęciem. Spróbuję jednak wskazać kilka tropów, które być może pomogą zrozumieć, dlaczego ta technologia nie spotkała się z naszą aprobatą.
Zacznijmy od najważniejszego, czyli ceny. Nie licząc akcji promocyjnych, książki w wersji cyfrowej są tańsze od tych papierowych zazwyczaj o 5-10 złotych. Niewiele, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że do ich czytania potrzebujemy czytnika za ok. 300 zł. Jeśli niższa cena miałaby zachęcić do przeczytania co najmniej jednej książki w ciągu roku te niechlubne 62% społeczeństwa, to w skrajnym przypadku inwestycja w Kindle’a zwróciłaby się za kilkadziesiąt lat. Absurd. Owszem, najaktywniejsi czytelnicy znacznie szybciej odczuliby korzyści z zakupu czytnika, ale nawet w ich przypadku nie możemy mówić o jakichś gigantycznych oszczędnościach.
I mogłoby wydawać się, że wszystkiemu winni są wydawcy, którzy nie chcą obniżyć ceny wydań cyfrowych do znacznie przystępniejszych kwot. Jednak winowajcą jest przede wszystkim zbyt wysoka stawka podatku VAT. W przypadku książek papierowych wynosi on 5%, a e-booków – aż 23%. Niestety, nie będzie łatwo przeforsować zmian i zrównać obie stawki, gdyż winne jest tu głównie orzecznictwo Unii Europejskiej. Urzędnicy uznali, że e-book nie jest książką, lecz usługą. Głupie? Owszem, ale dopóki prawo nie ulegnie zmianie, na obniżki cen nie mamy co liczyć.
Warto także wspomnieć o tym, że Amazon wypuścił na europejski rynek Kindle’a w najmniej odpowiednim momencie – tuż po wybuchu globalnego kryzysu gospodarczego. Owszem, Polsce udało się prześlizgnąć przez niego dość gładko, ale dane Biblioteki Narodowej wyraźnie wskazują na to, że w 2008 roku doszło do największego, bo aż 12-procentowego, spadku poziomu czytelnictwa. Kindle trafił do oficjalnej dystrybucji poza Stanami Zjednoczonymi w 2009 roku. Dość niefortunny zbieg okoliczności, prawda?
- 1 (current)
- 2
Źródło: Zdjęcie główne: Pixabay