Shadow of the Tomb Raider – wrażenia z pokazu
Po pięciu latach trylogia opowiadająca o drodze, jaką przebyła Lara Croft, od zagubionej na wyspie archeolog do wytrawnej poszukiwaczki przygód, znalazła swe zwieńczenie. Jak się ono zapowiada?
Po pierwszych kilku godzinach, jakie dane mi było spędzić z tym tytułem jeszcze przed premierą, krótka odpowiedź na to pytanie brzmi - znakomicie. Jednak prawda jest taka, że to jedno słowo nie oddaje nawet promila tego, jak świetnie bawiłem się, kierując poczynaniami Panny Croft. Jako osoba grająca w dwie poprzednie części, które uważam za najlepsze w całej marce, byłem zaskoczony aż tak pozytywnym wrażeniem, jakie zrobiła na mnie ta odsłona. Co miało na to taki wpływ?
Przede wszystkim, od 2013 roku i rebootu serii, nieustannie ujmuje mnie ta nowa Lara. Jest zdecydowanie bardziej ludzka, z początku nieporadna, dojrzewająca i rosnąca w siłę wraz z upływem czasu i nabytych umiejętności. My zaś, jako gracze, obserwujemy to dojrzewanie, bierzemy w nim czynny udział i kibicujemy Larze. Ci z Was, którzy grali w poprzednie części, doskonale wiedzą, o czym mówię. W najnowszej odsłonie droga naszej bohaterki do stania się wytrawnym łowcą skarbów i pogromcą bandziorów wreszcie znajduje swą kulminację. Idealnie ujęła to w słowa Meagan Marie z Crystal Dynamics w rozmowie, jaką miałem przyjemność odbyć z nią w czasie pokazu:
Wykorzystałem swoją rozmowę z Meagan do poruszenia jeszcze jednej kwestii, która mnie osobiście nie rusza, ale pamiętam, jakie emocje wśród niektórych wywołała prawie pół dekady temu; mianowicie to, jaką zmianę Lara przeszła względem poprzednich odsłon. Przestała być panienką z dużym biustem, ciętym językiem, Bóg wie, jakimi umiejętnościami kaskaderskimi i parą wiernych półautomatycznych pistoletów kaliber 45, które zachowywały się jakby strzelały kulami armatnimi, posiadając przy tym odrzut dziecięcych zabawek napędzanych sprężyną. Oto co miała do powiedzenia moja rozmówczyni:
To, w jaki sposób Lara dojrzała, widoczne jest nie tylko w jej liniach dialogowych czy zachowaniu podczas przerywników filmowych. Odczuwalne jest to na każdym kroku podczas rozgrywki. Zmiany są mniej lub bardziej subtelne. Począwszy od tego, że panna Croft wyraźnie wizualnie nabrała masy mięśniowej i ogólnej fizycznej tężyzny. Bohaterka szybciej biega, sprawniej się wspina, znacznie lepiej balansuje podczas chodzenia po belkach i linach, a także zauważalnie lepiej radzi sobie z dostępnym wyposażeniem. Pamiętacie choćby taką mechanikę, gdzie w momencie, kiedy Lara złapie się niepewnie krawędzi, trzeba wcisnąć przycisk? Tutaj zdarza się to zdecydowanie rzadziej, a reakcja bohaterki jest znacznie szybsza. Jak potwierdziła Meagan, jest to celowy zabieg mający uświadomić nam rozwój panny Croft. Przy okazji też wypunktowała kilka innych rzeczy wyraźnie o nim świadczących:
A to wszystko przyda się jej w peruwiańskiej dżungli, do której zabiera nas fabuła. Na początku wydaje się ona dość sztampowa. Ot, grę rozpoczyna kolejna katastrofa, w której, cóż za niespodzianka, nasza dzielna Pani Archeolog bierze udział. Widać jest to formuła, którą twórcy przyjęli w tej trylogii, jednak trzeba przyznać że tutaj wybrnęli z tego całkiem nieźle, w odpowiednim miejscu cofając historię o 2 dni, by opowiedzieć, jak doszło do tego wydarzenia i jednocześnie zapoznać nas z nowymi elementami rozgrywki. Otrzymujemy więc całkiem przyjemny etap wprowadzający, uczący nas takich rzeczy jak nowe możliwości ruchu Lary, oparte głównie o czekany i linę, czy też kamuflowanie się za pomocą błota i lokalnej flory i związane z tym nowe sposoby eliminacji wrogów. Jak już wspominałem, te nowe umiejętności oraz wyposażenie bardzo się Larze przydadzą. Albowiem przy okazji prologu nasza bohaterka, kierowana jak najlepszymi intencjami, zalicza chyba największe UPS! w historii serii i jednocześnie dokonuje czegoś, co odcina początkowe uczucie fabularnej wtórności i zmienia o 180 stopni nasze spojrzenie na tę opowieść. Nasza ulubiona Brytyjka wywołuje bowiem... apokalipsę Majów. Przy okazji zresztą daje nam okazję do rozegrania jednej z najlepszych scen ucieczki.
Choć Lara miała już w swojej karierze, również na przestrzeni ostatnich części, do czynienia ze zjawiskami paranormalnymi, to takiego, w dodatku własnoręcznie wywołanego, fuckupu nie było mi dane odkręcać. Jednak jak to mówią - na wszystko w życiu przyjdzie pora, na apokalipsę, jak widać, też, więc wyruszamy do wspomnianej peruwiańskiej dżungli, by zapobiec pogorszeniu sytuacji. Jest jednak na to nieźle przygotowana. Pomijając już wymienione wcześniej atuty, posiada ona w obecnej odsłonie całkiem nowe drzewko, a raczej drzewka, umiejętności takie jak zwiększona szansa na trafienie w głowę czy ulepszone zbieranie zasobów. Mamy też takie przyjemne rzeczy jak wieszanie wrogów na linie wystrzelonej z łuku, zabójstwa z ukrycia, serum pozwalające tymczasowo widzieć przez ściany czy też spowalniać czas. Definitywnie jest to najbardziej rozbudowana mechanicznie część przygód panny Croft.
Nie bez zmian pozostała także oprawa audiowizualna. Z całym szacunkiem i czułością dla posiadaczy poprzedniej generacji konsol, ale porzucenie jej i zrobienie najnowszej odsłony tylko na PC, PS4 i Xbox One to był strzał w dziesiątkę, pozbawiający twórców wielu ograniczeń, które sprawiały, że choć poprzednie części były naprawdę dobre, to niestety, ale wizualnie były co najwyżej nieco ponadprzeciętne i nie urywały głowy jakością. Aż do teraz. Na uwagę zasługuje też udźwiękowienie, a zwłaszcza polski dubbing i wcielająca się ponownie w Larę Karolina Gorczyca
Na sam koniec zostawię Wam jeszcze jedną wypowiedź Meagan, która raduje me serce, nieco przerażone wizją zakończenia trylogii.
Źródło: Fot. Crystal Dynamics