Kapitan Marvel kastruje samczą głupotę. Dlaczego boisz się Brie Larson?
Kapitan Marvel wleciała na ekrany kin, a Brie Larson została obwołana kobietą, która nienawidzi mężczyzn. Za atakami na aktorkę stoi horda trolli, która pod płaszczykiem wolności słowa uważa, że wpisuje się w ramy merytorycznej krytyki filmu. Wierutna bzdura; najwyższy czas powiedzieć już dość.
W ten sposób docieramy do zarzewia całego konfliktu, który dla części internautów jawi się jak feministyczne jądro ciemności. Chodzi tu o słowa Larson, która przed kilkoma miesiącami z oburzeniem po prostu stwierdziła fakt: większość krytyków filmowych stanowią biali mężczyźni i najlepiej byłoby, gdyby ta sytuacja się zmieniła. Komentatorzy w różnych zakątkach globu szybko przypięli jej łatkę mizoandrii, przekonując, że aktorka musi płci męskiej z nieznanych przyczyn nienawidzić. Choć trochę czasu już upłynęło, w sieci w dalszym ciągu słychać głosy w typie: "Ona ma problem z facetami, któryś ją chyba za mało podładował" (kolejny ukłon w stronę czytelników za dostarczenie materiału do tego tekstu). Laureatka Oscara prostowała czy raczej wyjaśniała już swoje słowa kilkukrotnie; szło jej więc o to, by jak najszersza grupa krytyków mogła obejrzeć daną produkcję przed jej premierą - także reprezentanci tych mniejszości etnicznych i kulturowych, którzy siłą rzeczy mogą wnieść nową perspektywę w odbiór poszczególnych filmów. Tłumaczenia okazały się jednak dla samczej części sieci za mało przekonujące. Może Marvel kazał jej zabrać głos ponownie? Może chodzi o kampanię promocyjną nowej odsłony MCU? W każdym razie "za inteligentna to ona nie jest". Sęk w tym, że postulaty Larson dotyczące świata amerykańskiej krytyki filmowej, w którym według badań Uniwersytetu Południowej Kalifornii biali mężczyźni stanowią 63% ogółu (ponad 77% bez podziału na rasę), brzmią naprawdę rozsądnie. Mleko już jednak się rozlało; rodzimi wszechwiedzący komentatorzy domagają się od aktorki, by ta zamilkła, gdyż każda jej wypowiedź ma rzekomo potwierdzać, jak "głupiutka" to osoba, zupełnie niezaznajomiona z realiami branży kinowej. Nic to, że prognozy boxoffice'owe Captain Marvel są naprawdę optymistyczne, a produkcja już zyskała certyfikat świeżości na portalu Rotten Tomatoes. Nikczemna Larson musiała coś popsuć, bo przecież żaden z was, drodzy trolle, nie przyzna, że idzie wam po prostu o dokopanie kobiecie, która miała odwagę powiedzieć, co myśli - wolicie udawać przed samymi sobą, że właśnie stajecie na straży X Muzy, ideologicznej równowagi, tempa emancypacji i Bóg wie czego jeszcze. Zamiast po raz kolejny dawać wyraz swojemu chamstwu, polecam bardziej przygotować się do kartkówki ze środowiska czy innego WOS-u. I z niej, i ze swoich słów w sieci będziecie przecież prędzej czy później rozliczeni, czasami w najmniej spodziewany sposób, już w aurze realnego życia.
W tym wszystkim bodajże najbardziej niepokoi fakt, że wirtualne trolle chcą raz po raz zacierać granicę między osobami, które krytykują Captain Marvel z powodów faktycznych mankamentów produkcji a tymi, które za welonem internetowej anonimowości rozładowują swoje frustracje i leczą kompleksy z narcystycznych pobudek - nowa heroina MCU dostaje więc z braku laku, bo tak, bo miałem zły dzień, choć filmu jeszcze nie widziałem. Na Boga, mamy tu dwie osobne parafie, a może już nawet diecezje wyrażania swoich poglądów; hejter będzie hejterem, nawet jeśli dla niepoznaki przebierze się w szaty Jezusa albo Buddy. Krytyka rzeczywistości, każdej jej sfery, nie zwalnia od myślenia i odpowiedzialności za swoje słowa i czyny. Jeśli chcesz się wybielić i podyskutować, miej w rękawie szereg argumentów. W przeciwnym wypadku będziesz wyłącznie internetowym odpryskiem i tego faktu nie zmieni ani twoje tupanie nóżkami, ani próba nazywania kału złotem. Jak mawiał nieodżałowany ksiądz Tischner, mamy trzy rodzaje prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda. Sam decydujesz, pod sztandarem której z nich się znajdziesz.
Okoliczności dzisiejszego dnia są, jakie są. Dla Czytelniczek tego tekstu nie mam co prawda bukietu róż, ale przynoszę dwa słowa: dziękuję i przepraszam. Głównie za to, że przedstawiciele mojej płci, nie rozumiejąc Was, atakują - chcą po prostu zbudować taką wykładnię świata, w której upiorna wariacja na temat męstwa stanie się jego najistotniejszym determinantem. To przetrącanie rzeczywistości; oby w każdej sferze życia, również w popkulturze, kobiet było zdecydowanie więcej. Wszystkim nam wyjdzie to na dobre. Do panów też mam odezwę. Jestem niemal pewien, że część z was będzie głucha na powyższą argumentację. Pora więc na działo największego kalibru. Kilka dni temu w Londynie odbyła się europejska premiera Captain Marvel. Prawdziwą gwiazdą na czerwonym dywanie okazała się mała dziewczynka Lilly, która w kostiumie bohaterki przeprowadzała wywiady z członkami obsady. Tej nieboraczce zamarzyło się po prostu, by choć przez chwilę pobujać w obłokach razem z Carol Danvers. Teraz Lilly na szkolnym korytarzu właśnie dzięki heroinie MCU będzie mogła paradować w jej stroju, niespecjalnie już się oglądając na rówieśników przebranych za Thora czy innego Batmana. Popatrz na poniższe zdjęcia i zapytaj sam siebie - a gdyby to była Twoja córka, też przekonywałbyś ją, że podąża za stadem wyznawców "idiotki" i "niezbyt bystrej" kobiety? Ograbiłbyś swoją pociechę z marzeń. Innego końca świata już dla Ciebie nie będzie.
- 1
- 2 (current)
Źródło: Zdjęcie główne: Marvel/Twitter/Jimmy Kimmel Live/ABC