Kino samochodowe, czyli jak z prześcieradła na drzewie stworzono kulturę
Pokaźny ekran, obszerny parking i masa kanciastych samochodów – dobrze znany widok zachodnich zwyczajów. Nieprzedawniony, ale coraz mniej aktualny. Mowa o czystej amerykańskości, a w zasadzie o jednym z jej płomiennych symboli, czyli motoryzacyjnym kinie "pod chmurką".
I chociaż w Polsce również tworzono i tworzy się po dziś dzień miejsca dla sezonowych kin samochodowych, zjawisko to nie urasta do rangi budulca naszej polskości tak jak w przypadku odległej Ameryki. Dla rodaków stanowi wyłącznie rodzaj rozrywki - niecodziennego wydarzenia, na które ciekawie jest się wybrać, by doświadczyć raczej niedostępnego klimatu seansu we własnym pojeździe. Oczywiście chętnie korzystamy z możliwości, jednak nie przywiązujemy się do atrakcji w głębszym sensie. W przeciwieństwie do Amerykanów. Dla Stanów Zjednoczonych to kawał historii z hucznymi wzlotami i bolesnymi upadkami. Czy należy się temu dziwić? Nie, zwłaszcza że połączenie motoryzacji i filmu zrodziło się właśnie u nich. I choć technologia skazała kino samochodowe na straty, myśl o projekcji na parkingu stanowi słodko-gorzkie wspomnienie minionej epoki.
A zaczęło się od prześcieradła
Oczywiście wszystko rozpoczęło się niewinnie. Skwitować to można przy pomocy dobrze znanej mądrości – „Potrzeba matką wynalazków”. Warto jeszcze wspomnieć, że pierwsze próby innowacji kina plenerowego datowane są już na 1915 rok. Wówczas w Las Cruces w Nowym Meksyku w Theatre de Guadelupe odbył się pierwszy niecodzienny seans filmowy. Wszystko za sprawą mieszanych miejsc dla widowni, która albo zajęła tradycyjne siedziska, albo przeżywała widowisko z fotela własnego samochodu. Niestety idea nie powaliła, a punkt został wycofany. Prawdopodobnie zawiniła organizacja. Trzeba jednak mieć na uwadze lata, w których podjęto się pierwszych prób modernizacji kina. Doskonale wiemy, że nowy sposób przeżywania filmowego pokazu wyprzedzał tamtejsze czasy – z ludzką mentalnością na czele.
Za narodziny dziecka Ameryki uznaje się datę 6 czerwca 1933 roku, a jego ojcem obwieszczono Richarda M. Hollingsheada Jr. – naczelnego dyrektora ds. sprzedaży w rodzinnej firmie Whiz Auto Products. Pobudką do opatentowania wynalazku okazała się dosyć błaha i przyziemna rzecz. Mimo iż kino samochodowe stało się jedną z najbardziej rozpoznawalnych cech Ameryki, pierwotną przyczyną jego powstania nie była chęć rozwoju kultury. Otóż przedsiębiorca chciał umilić swojej otyłej matce seanse filmowe. W tamtym okresie siedziska w kinie nie należały do zbyt przytulnych – drewniane, wąskie i niewygodne krzesła dawały się we znaki podczas oglądania. Skutkiem czego coś, co na pozór powinno relaksować i odprężać, bardzo często uprzykrzało życie, a nawet mogło być powodem wielu kompleksów. Mężczyzna w celu znalezienia alternatywy dla matki, która podobno nie mieściła się w kinowych fotelach, postawił na innowacyjne rozwiązanie. Cały obrót spraw potwierdził Jim Kopp z United Drive-in Theatre Owners Association (stowarzyszenia non-profit zrzeszającego właścicieli kin samochodowych), mówiąc:
Tak zatem powstał pierwszy prototyp kina samochodowego, który był zalążkiem wielkiej inwestycji Hollingsheada. Zanim jednak do tego doszło, mężczyzna poświęcił wiele czasu na udoskonalenie swojego pomysłu, tak aby jego plan na biznes nie runął już na wstępie. Bo przecież zawieszone między drzewami prześcieradło i projektor firmy Kodak zamocowany na masce samochodu nie gwarantowały żadnego sukcesu. Przedsiębiorca zabrał się więc za eksperymentowanie w swoim ogródku. Zmieniał położenie projektora i kombinował nad odpowiednim ulokowaniem źródła dźwięku. W końcowym etapie przygotowań zaprosił sąsiadów na filmowe wydarzenie, aby w praktyce móc przećwiczyć usytuowanie samochodów. Cały proces odbywał się na rodzinnym podjeździe, a dla Hollingsheada najważniejsze było to, aby odkryć rozwiązanie na jak najlepszą widoczność dla wszystkich odbiorców, również tych z tylnych rzędów. W tym celu opracował koncepcję ramp, dzięki którym pasażerowie oddalonych pojazdów mogli cieszyć się przejrzystym widokiem. Co więcej, postanowił przechytrzyć kapryśną pogodę, w ramach czego przetestował przeróżne opcje na uchronienie urządzeń w niesprzyjających warunkach atmosferycznych. A pomógł mu w tym zraszacz do trawnika.
I oczywiście sama idea oglądania filmów na świeżym powietrzu to nic nowatorskiego. Miłośnicy kinematografii już dużo wcześniej chłonęli nieme dzieła kulturowe pod gołym niebem – na plażach czy w parkach, wszędzie tam, gdzie wystarczyło miejsca. Niemniej jednak Hollingshead dostrzegł geniusz w obdarowaniu narodu zakochanego w motoryzacji kolejną możliwością wykorzystania pojazdu. Wyjątkowość swojego pomysłu uchwycił we wniosku patentowym z 1932 roku: „Mój wynalazek odnosi się do nowego i użytecznego kina na świeżym powietrzu, dzięki któremu urządzenia transportowe do i z teatru stanowią element wyposażenia siedzącego". Przedsiębiorca z kapitałem 30 000 dolarów założył firmę Park-It Theatres. Otworzył pierwsze oficjalne kino samochodowe w Camden w stanie New Jersey. Obiekt wyposażony w prawie 2-metrowe głośniki i ekran o wymiarach 15 na 12 metrów był w stanie pomieścić 400 samochodów. Właściciele pereł motoryzacyjnych tamtych czasów – Forda Modelu B i Buicka Serii 40 – zapełnili z ekscytacją podjazd kina samochodowego. Byli świadomi, że biorą udział w eksperymencie, jednak nie zdawali sobie sprawy, jak przełomowy był to moment dla ich kultury. O tamtym wieczorze rozpisywały się brukowce, a lokalna gazeta Courier-Post określiła to miejsce jako "pierwsze kino samochodowe na świecie".
Hollingshead przede wszystkim zabiegał o względy rodzin i to dla nich ustalał standardy. Ze swoimi zamiarami absolutnie się nie krył – to, do jakiej grupy docelowej wymierzał, było wiadome. Wszystko za sprawą sloganu reklamowego: „Mile widziana jest cała rodzina, nieważne jak głośne ma dzieci”. Powołując się na prywatność i komfort własnego wozu, Hollingshead starał się wyrobić renomę obiektu przyjaznego rodzinom wielodzietnym. Pobierał opłatę w wysokości 25 centów zarówno za osobę, jak i pojazd, ale ustanowił zasadę, iż kwota za seans nie może przekroczyć dolara. Co ciekawe, choć kino sprzyjało rodzinom z dziećmi, pierwszy pokaz dotyczył filmu Wife Beware (określanego też jako Wives Beware lub Two White Arms). Produkcja o mężczyźnie znudzonym małżeństwem, który udaje amnezję, aby nawiązać romans z innymi kobietami, nie wydaje się najlepszą propozycją dla familii.
Największym problemem dla innowatora okazały się kwestie techniczne, a zwłaszcza nagłośnienie. Pierwotnie głośniki zamontowano po bokach ekranu, przez co głos dochodził tylko do pierwszych rzędów. Za sprzęt nagłaśniający odpowiedzialna była firma RCA Victor, jednak mimo dostarczenia fachowych urządzeń, widzowie narzekali na słabą słyszalność. Utrapieniem stała się synchronizacja obrazu i dźwięku, który docierał do pasażerów z opóźnieniem. Mimo że rozkład nagłośnienia był wiele razy analizowany i konfigurowany, stanęło na zupełnie innym rozwiązaniu. Kiedy centralne rozmieszczenie sprzętu nie spełniło swojego zadania, Hollingshead postawił na mini głośniki przyczepiane do szyb pojazdów. Wystarczyło zaparkować obok stojaka z głośnikami i przypiąć je do wewnętrznej strony okna auta. W ten o to sposób twórca pierwszego kina samochodowego poprawił jakość i komfort filmowych pokazów.
Rozkwit i tańczące parówki
Nowemu spojrzeniu na sposób konsumpcji kina sprzyjał prężny rozwój motoryzacji, który przypadł w Ameryce na lata 1920-1930. W przeciągu jednej dekady zostało zarejestrowanych 23 miliony aut, a do chwili wybuchu II Wojny Światowej wiodący producenci (np. Cadillac i Buick) konkurowali ze sobą na rynku, tworząc coraz bardziej luksusowe modele samochodów. Wydawać by się mogło, że Hollingshead wstrzelił się w idealny moment. Atrakcja całkiem dobrze przyjęła się w społeczeństwie, ale twórca poniósł porażkę. W roku 1949, czyli w chwili wygaśnięcia patentu, niezależni przedsiębiorców ochoczo rozwijali swoje interesy.
Forma obcowania z filmem na świeżym powietrzu spowszechniała, a do 1951 powstało ponad 4000 takich obiektów. Największym z nich był punkt Copiague w stanie Nowy Jork, który zapewniał miejsce dla 2500 pojazdów. Jednak najciekawsze wydaje się powstałe w 1948 roku w New Jersey pierwsze kino lotnicze Fly-In Drive-In. Przestrzeń pomieściła 25 samolotów i 500 samochodów. Aby dostosować się do ruchu, samoloty lądowały na lotnisku obok New Jersey i kołowały na miejsce oglądania w tylnym rzędzie.
Silnie rozwijające się kina „pod chmurką” gwarantowały nie tylko elastyczność. Pod koniec lat 50. powstające obiekty filmowe zwróciły się w stronę widowni jako potencjalnego konsumenta innych dóbr. A chodziło oczywiście o żywność – nowe punkty wyposażone zostały w stoiska z jedzeniem i piciem. Podobnie jak tradycyjne kina, nęciły ofertą przysmaków – popcornem czy hot-dogami. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, a właściciele cieszyli się dodatkowym dochodem. Wiele punktów zapewniało również dostawę żywności pod drzwi wozu. Co więcej, wiele kin samochodowych wprowadziło przerwy komercyjne, podczas których widzów kusiły obrazy tańczących przekąsek i napojów gazowanych. Wyginające się parówki czy bułki to tylko jeden z wielu takich widoków. Przykładową reklamę możecie obejrzeć poniżej.
Wadą spuścizny Hollingsheada była kategoria wypuszczanych filmów. W tym obszarze tradycyjne kina górowały nad plenerową projekcją. Wszystko za sprawą częstotliwości wyświetlania produkcji. W końcu kino samochodowe mogło pokazywać filmy tylko w nocy. Aby osiągnąć jak największy zysk ze sprzedaży biletów, wytwórnie filmowe udostępniały premierowe wydania wyłącznie kinom krytym. Plenerowe natomiast mogły liczyć co najwyżej na filmy klasy B, a w końcu także X. Niemniej jednak dodanie pikanterii obrazowi kina samochodowego pomogło wielu obiektom uchronić się przed zamknięciem.
Przeklęci baby boomers
I choć Hollingshead mógłby pluć sobie w brodę z obrotu spraw, to tak – rzeczywiście powojenne pokolenie zdominowało kulturę pokazów filmowych w aucie. A gdy o młodej krwi mowa, nietrudno przejść od zjawiska konsumpcji kina do frywolnego kopulowania. Zwłaszcza że warunki do tego były nad wyraz sprzyjające – pogodny wieczór, zapadający zmrok, własne auto, a więc pełna prywatność i przy tym wszystkim nowatorska rozrywka. Idealne miejsce na pierwszą randkę, na co nagminnie wpadali przedstawiciele pokolenia baby boomers, w zasadzie wychowanego na kinie samochodowym. Jeszcze jako dzieci odwiedzali punkty wraz z rodzicami – w końcu było to wspólne spędzanie wolnego czasu, czyli możliwość zacieśnienia więzów, jak na prawdziwą amerykańską rodzinę przystało. Gdy już sami przekroczyli wiek umożliwiający posiadanie prawa jazdy i mogli pożyczyć auto od rodziców, zabierali drugie połówki na nocne projekcje. Zaparowane szyby stały się poniekąd symbolem kin samochodowych tamtych czasów.
Spontaniczne wyskoki na romantyczne randki przy filmowych pokazach okazały się świetną odskocznią od konserwatywnego domu. Co za tym idzie? Baby boomers pochłonęło kina samochodowe doszczętnie. Gromada umawiających się młodych ludzi, która najczęściej odwiedzała tego typu punkty dla doznań i uniesień, zajmowała plac widzom, których seans rzeczywiście interesował. Z czasem miejsce, które uchodziło za przyjazne rodzinom i miało za zadanie zacieśniać więzi między członkami, przerodziło się w gorszące przestrzenie cielesnych igraszek. Nic więc dziwnego, że wiele rodzin zrezygnowało z danej rozrywki, aby darować swoim dzieciom, nie daj Boże, nieprzyzwoitych scen. Na ten temat ponownie rozpisywali się dziennikarze, a telewizja (jeszcze czaro-biała), jako najzagorzalszy wróg kina, grzmiała w serwisach informacyjnych:
Oczywiście sympatycy poprawnego wizerunku kin „pod chmurką” stawali na głowach, żeby zwalczyć hołotę dziejącą się na parkingach. Przed rozpoczęciem seansu pokazywano na ekranie specjalne komunikaty, aby darować sobie publiczne okazywanie uczuć. Oliwy do ognia dolewały okoliczności – wiadomo, po ciemku nie jest łatwo zapanować nad porządkiem. Dlatego też wielu przedsiębiorców decydowało się na poszerzenie oferty dla pożądanych klientów. Uciekali się do darmowych wejściówek, zniżek czy bardziej specyficznego rozwoju – montażu pasów startowych dla samolotów, stref restauracyjnych i widokowych, zoo, a nawet tradycyjnego kina z klimatyzacją. Ponadto zapraszali na pokazy filmowe artystów, w tym muzyków, którzy dawali show przed seansem. W pogoni za klientem, która momentami przypominała desperację, chwytano się różnych zagrywek – w ofercie można było znaleźć niekiedy coniedzielne nabożeństwa kościelne.
Schyłek kina samochodowego
Po burzliwym, pełnym rozwoju okresie przyszedł czas na największy kryzys, z którego kina samochodowe już nigdy nie wyszły. Na upadek ich świetności przyczynia się kilka czynników – chwiejna reputacja i rozochoceni baby boomers to tylko kropla w morzu katastrofy. Wiele złego wyrządził kryzys naftowy, przez który obywatele zostali zmuszeni do ograniczenia posiadanych pojazdów. Czynnik ten poniekąd wpłynął również na wygodę – kolejne pomniejszone wozy nie uchodziły za zbyt komfortowe podczas nocnych pokazów. Czas letni przyjęty przez USA skomplikował sprawę, gdyż filmy wyświetlano godzinę później. Również fakt wyświetlania tandetnych filmów grozy i produkcji klasy B nie sprzyjał zainteresowaniu takim kinem. A gdy trzeba było łapać się wszystkiego, w tym erotycznych seansów, miejsca te – niegdyś tętniące życiem rodzinnym – zaczęły pustoszeć i zmieniać się w obszar dla nocnych schadzek. Największy jednak cios wymierzyła w nie technologia, a w zasadzie jej postępujący rozwój. Pojawiły się kolejne innowacyjne wynalazki – magnetowidy, DVD czy telewizja kablowa. Na domiar złego wzrosło zainteresowanie wypożyczalniami kaset wideo, które umożliwiły cieszenie się różnymi gatunkami filmowymi w zaciszu własnego domu.
I tak naprawdę wszystkie te aspekty przyczyniły się do powolnej śmierci hucznego interesu kin samochodowych. Nie pomagał fakt umiejscowienia takich punktów – obszary wiejskie były później wchłaniane przez rozrastające się miasta. "Ludzie budowali na obrzeżach miasta, a miasto rosło" – powiedział D. Vogel, właściciel kina Benjies w pobliżu Baltimore. Sporo obiektów stanowiło rodzinne biznesy, a niewielu potomków zdecydowało się kontynuować pracę przodków. Rezultatem tego była zmniejszająca się liczba punktów w całym kraju. Prawdziwe apogeum zamykania się kin samochodowych przypadło na lata 80.
W tym momencie w Ameryce działa ponad 300 kin samochodowych, które prosperują w dużej mierze dzięki zaradności szefostwa. Udostępniane placu za dnia pod pchle targi pozwala jakoś się utrzymać. Jednak na tę chwilę taka forma konsumpcji filmów to cień przeszłości. Co prawda jeszcze w 2008 roku Kopp wierzył w wartość takich obiektów, oferując w Raleigh Road filmy rangi G i disnejowską twórczość. "Mamy kilka osób, które przychodzą co tydzień. To prawie jak spotkanie przy ognisku". Widział też zaparowane okna rodem z lat 60., w tym parę w średnim wieku zbyt "zaangażowaną", by zauważyć, że światła w kinie są już wyłączone, a bramy zamknięte.
Jednak w dobie Internetu i panujących serwisów streamingowych coraz trudniej wyobrazić sobie dominacje kin samochodowych. Choć należy przyznać, że mogły one rozwinąć skrzydła w trudnym 2020 roku. Wówczas sprzyjała im dramatyczna sytuacja epidemiologiczna. Własne auto umożliwiało utrzymanie społecznego dystansu. Wiele obiektów zostało wówczas wznowionych, a kinomaniacy chętnie zjeżdżali się, by na chwilę powrócić do dawnej normalności. Variety donosiło, że Tenet Christophera Nolana, film wypuszczony w środku 2020 roku, był dostępny w kinach samochodowych w całym kraju. Co ciekawe, reżyser nie miał wpływu na wydanie filmu. Mimo wielkiej krytyki, w tym gorzkich słów George'a Clooneya, istotne jest to, że kino samochodowe stało się swego rodzaju wybawieniem dla branży. Miejmy nadzieję, że kino "pod chmurką" nie zginie w czeluściach technologii i nowoczesnych atrakcji. Jest to rozrywka z kawałkiem zniewalającej historii, którą warto znać i dalej przekazywać.
Źródło: smithsonianmag.com, www.pbs.org, brykizameryki.pl, kulturamasowa.pl, kinolityka.pl,