Serialowe igrzyska, czyli jakie produkcje są najlepsze według widzów, a jakie według krytyków?
Jesień to szczególny czas dla maniaków serialowych, bo to właśnie wtedy ruszają często kolejne sezony ukochanych seriali oraz zupełnie nowe skarby do odkrycia. Ale jest to też sezon na Emmy, czyli jak to się czasem określa telewizyjne Oscary. Czy jednak nagradzane produkcje są faktycznie tymi najbardziej nas kręcącymi?
Tegoroczne rozdanie nagród Emmy było wyjątkowe, chociażby ze względu na okrągłe 70 lat ich przyznawania, ale jest więcej powodów do niezwykłości gali. Jednym z nich jest oczywiście obecna sytuacja rynku telewizyjnego, a przede wszystkim jego podkategorii serialowej, która chyba nigdy nie była w tak dogodnej sytuacji jak teraz. Liczba produkowanych seriali, czyli produkcji posiadających scenariusz i narrację, jeszcze nigdy nie była tak wielka jak w sezonie 2017/2018, co zasadniczo świadczy o ciągłej ekspansji przemysłowej, a więc o powszechnie panującym dobrobycie. Po drugie, po ujawnieniu w lipcu nominacji do nagród, okazało się, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju końca ery – przynajmniej wśród nominacji. Po raz pierwszy od 17 lat to nie HBO uzyskało największą liczbę nominacji, a Netflix (108 dla HBO, do 112 dla internetowego giganta). Ostatecznie gala postawiła dwóch rywali w sytuacji równowagi, a w zasadzie impasu, przyznając po 23 nagrody dla HBO i Netflixa. Po trzecie, mamy w tym roku rekord, który udało się pobić Grze o tron. Ze swoimi 22 nominacjami tylko w tym roku, co swoją drogą plasuje serial na pierwszej pozycji wśród najczęściej nominowanych produkcji w tegorocznej gali, łączna liczba nominacji podskoczyła jej do 129, co przekreśliło wcześniejszy rekord należący do Ostrego dyżuru (124). Czy jednak sama gala sprostała oczekiwaniom widzów? Cóż, zdania są podzielone.
Pora jednak zrobić rachunek sumienia Emmy i zobaczyć jak ułożyły się nominacje, i jak korespondowały z nimi wygrane. Jak już zostało wspomniane tegorocznym faworytem wśród ilości nominacji była Gra o tron z 22 nominacjami, za nią łeb w łeb szły Saturday Night Live oraz Westworld, każda z 21 nominacjami. Zaraz za wielką trójką mieliśmy ubiegłoroczną sensację, Opowieść podręcznej, która w tym roku uzyskała łącznie 20 nominacji. Pierwszą piątkę z 18 możliwościami do wygrania nagrody zamykałoAmerican Crime Story. Następnie mieliśmy komediową produkcję FX Atlanta z 16 nominacjami, wyprodukowaną przez AmazonaThe Marvelous Mrs. Maisel (14), kolejną propozycję HBO Barry (13), jedyną w zestawieniu produkcję Netflixa, czyli The Crown z 13 nominacjami oraz, zamykając najpopularniejszą dziesiątkę, Jesus Christ Superstar Live również z 13 nominacjami. Ale co z wygranymi?
Właśnie, pierwsze dwa miejsca na podium pozostały niezmienione w stosunku do nominacji. Tak jak wielu przewidywało Gra o tron po raz kolejny zmiażdżyła swoją konkurencję niczym lodowy smok z ostatniego odcinka siódmego sezonu, zdobywając łącznie 9 statuetek, w tym za najlepszy serial dramatyczny. Saturday Night Live również utrzymało się na swojej pewnej drugiej pozycji zdobywając 8 statuetek i wciąż depcząc GoT po piętach. Dość dużym zaskoczeniem było natomiast wyrównanie do 8 statuetek The Marvelous Mrs. Maisel, które tym samym zdobyło ex aequo drugie miejsce razem z SNL. Skok o jedno oczko w górę w porównaniu z nominacjami zyskało też Zabójstwo Versace: American Crime Story, które może się pochwalić 7 wygranymi. Kolejnym, przynajmniej częściowym, zaskoczeniem gali była grupa 4 seriali z 5 statuetkami dla każdej, z czego tylko dwa z nich były w pierwszej dziesiątce najczęściej nominowanych pozycji, to jest The Crown, z ważną wygraną za najlepszą aktorkę pierwszoplanową dla Claire Foy, oraz Jesus Christ Superstar Live. Natomiast dwa zaskoczenia w tej grupie to, po pierwsze serial dokumentalny Anthony Burdain: Parts Unknown, chociaż można podejrzewać, że ma to związek z niedawną, tragiczną śmiercią prowadzącego, oraz RuPaul’s Drag Race. Po cztery statuetki powędrowały do Last Week Tonight with John Oliver, „USS Callister” (Czarne lustro) oraz Westworld, to ostatnie łapiąc się jakby awansem, z zadyszką, bo przecież to już łącznie 11 wymienionych seriali. Tym samym można też zauważyć, że trzema wielkimi przegranymi gali były Opowiesć podręcznej, zeszłoroczna sensacja, którą zachwycała się 69 gala rozdania Emmy oraz dwie propozycje komediowej przegrywające z kretesem z The Marvelous Mrs. Maisel, czyli Atlanta oraz Barry. Ale czy faktycznie wymienione przed chwilą seriale to najchętniej oglądane oraz najwyżej oceniane propozycje ubiegłego roku? Czy faktycznie te nominacje i wygrane statuetki mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości? I jak to sprawdzić?
W tym przypadku z pomocą przychodzi oczywiście internet, a mówiąc ściślej wszelkiego rodzaju rankingi tworzone przez fanów na podstawie zbiorowych ocen na takich portalach, jak chociażby Rotten Tomatoes, czy IMDb, mających spory zasięg szczególnie w Stanach, gdzie nagrody Emmy są fizycznie przyznawane, a więc, przynajmniej do pewnego stopnia, można porównywać te źródła ze sobą jeśli chodzi o uznanie wśród widzów. Drugim, pod wieloma względami prostszym wskaźnikiem, jest oglądalność liczona na amerykańskich widzach, chociaż w dobie powszechnego dostępu do seriali w internecie i to nie zawsze z legalnych źródeł, te statystyki są coraz częściej podawane w wątpliwość. Jednak, jak to mówią, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, a więc nie pozostaje nic innego tylko oprzeć się na danych, które są dostępne.
I tak, na przykład według rankingu IMDb w sezonie 2017-2018 najlepiej oceniana dziesiątka seriali przedstawiała się następująco: Gra o tron, Rick i Morty, Blue Planet II, Westworld, Stanger Things, Czarne lustro, Narcos, Tacy jesteśmy, Shameless: Niepokorni oraz The Crown. W porównaniu do pozycji wytypowanych przez głosujących w nagrodach Emmy różnica jest niemal porażająca, bo właściwie tylko trzy, a w porywach cztery pozycje jeśli uwzględnić zarówno nominacje jak i wygrane, czyli Gra o tron, Westworld, The Crown oraz Czarne lustro się pokrywają i to w sensie w ogóle bycia w obydwu rankingach, nie mówiąc już o pozycjach, na których zostały uplasowane. Z Rotten Tomatoes sprawa jest trochę trudniejsza, ponieważ nie prowadzą oni takiego cyklicznego rankingu, który wpasowałby się w sezony serialowe postrzegane na przestrzeni przełomu roku 2017 i 2018, natomiast co jakiś czas prowadzą wśród użytkowników ankiety co do popularności seriali, które w danym czasie są emitowane na antenie. W jednym z takich rankingów przeprowadzonych w okresie uznawanym przez Emmy, to jest pomiędzy 1 czerwca 2017 roku, a 31 maja 2018 roku pierwsza dziesiątka wyglądała następująco: Gra o tron, Teoria wielkiego podrywu, Żywe trupy, Stranger Things, Prawo i porządek, Doktor Who, Współczesna rodzina, Orange is the New Black, Zadzwoń do Saula oraz Marvel’s Daredevil. I tutaj robi nam się coraz większy odjazd, bo nawet, gdy spojrzymy na najlepsze seriale całego 2017 roku (na 2018 rok takie zestawienie jeszcze nie jest gotowe) według Rotten Tomatoes, to znajdziemy znowu tylko dwie pozycje, które pokrywają się z nominacjami i nagrodami Emmy, czyli Opowieść podręcznej oraz Zabójstwo Versace: American Crime Story.
Mało tego, spoglądając na rankingi oglądalności seriali cała sytuacja zaczyna przypominać właściwe równoległe rzeczywistości, które pokazują nam różne wersje tego samego świata. Na przykład z badania przeprowadzonego przez Nielsena wynika, że pierwsza dziesiątka początku 2018 roku przedstawia się następująco: Roseanne, Teoria wielkiego podrywu, Tacy jesteśmy, NCIS, Młody Sheldon, The Good Doctor, Bull, Blue Bloods, NCIS: New Orleans oraz The Voice. Innymi słowy – nic z internetu, nic z telewizji kablowej, tylko i wyłącznie tradycyjna, amerykańska telewizja publiczna. Ale oczywiście ranking Nielsena, to nie jedyny ranking, a nawet nie jeden z najbardziej wiarygodnych, przynajmniej według opinii środowiska telewizyjnego. Na sezon telewizyjny 2017/2018 można znaleźć przynajmniej dwa inne rankingi. Pierwszy z dwójki został przeprowadzony przez Insidera we współpracy z Parrot Analytics, według którego pierwsza dziesiątka wygląda następująco: Gra o tron, Stranger Things, Żywe trupy, Wikingowie, Teoria wielkiego podrywu, Chirurdzy, Lucyfer, The Flash, Arrow oraz Prison Break. Drugi prezentuje IndieWire: Roseanne, Tacy jesteśmy, Żywe trupy, Teoria wielkiego podrywu, The Good Doctor, Młody Sheldon, Chirurdzy, 9-1-1, Nowoczesna rodzina oraz Will & Grace. Nie trudno tutaj zauważyć, że pomiędzy poszczególnymi rankingami oglądalności jest więcej zgodności niż pomiędzy wcześniej analizowaną grupą popularności wśród internautów, aczkolwiek jeśli weźmiemy zarówno popularność ocenianą przez widzów na portalach internetowych, jak i oglądalność wyliczaną przez międzynarodowe firmy sondażowe, a na koniec porównamy to z tegoroczną dziesiątką najczęściej nominowanych seriali oraz tych, które ostatecznie zdobyły najwięcej statuetek na gali rozdania nagród Emmy nadal pozostaje nam pewnego rodzaju rozdźwięk.
I właśnie ten rozdźwięk jest sednem problemu, który ujawnia się w nagrodach przyznawanych przez zamknięte grono ludzi. Bo właściwie na jakiej podstawie przyznawane są nagrody? Jak można zobaczyć nie jest to ani popularność i ocena krytyczna wśród osób, które faktycznie oglądają dany serial, ani nie jest to stopień oglądalności danej produkcji. Oczywiście, seriale, które zdobyły w tym roku najwięcej nominacji i nagród zostały także częściowo wymienione we wszystkich później przytoczonych rankingach, ale na przykład z nominacji nigdzie nie pojawiło się Saturday Night Live, Atlanta, The Marvelous Mrs. Maisel, Barry, Jesus Chris Superstar, nie mówiąc już o wygranych i ich popularności i oglądalności gdzie ponad połowa seriali z największą liczbą statuetek po prostu nie pojawia się w przytoczonych wyżej rankingach. Można się tutaj sprzeczać, że przecież takie pozycje jak Saturday Night Live, Jesus Chris Superstar Live, czy Last Week Tonight with John Oliver to nie są do końca seriale, a więc dlatego nie zostały uwzględnione w innych rankingach, ale weźmy chociażby ranking Nielsena, którzy przecież uwzględnia The Voice, a więc także nie serial w ścisłym tego słowa znaczeniu.
To wszystko pozostawia przeciętnych zjadaczy seriali, a przynajmniej ja tak to odczuwam, z pewnym poczuciem niedosytu, albo raczej niezrozumienia z osobami, które decydują o nominacjach, a w końcu o przyznaniu nagrody. Oczywiście zgadzam się, że w dzisiejszych czasach oglądalność wcale nie świadczy o tym, że niszowy, według kategorii oglądalności, serial jest kompletną porażką pod względem reżyserii, scenariusza, gry aktorskiej etc., tak samo jak w drugą stronę najpopularniejsze produkcje wcale nie muszą być diamentami w wymienionych kategoriach. Ale już merytoryczna ocena wystawiana przez setki tysięcy użytkowników internetu o czymś świadczy, a coraz częstszym zjawiskiem staje się wybieranie przez internautów serialu właśnie na podstawie takich narzędzi jak tomatometer, czy recenzje użytkowników portali internetowych, a nie na podstawie tego, że dany serial zdobył piętnaście nagród na jednej gali. Problem w tym, że zmiany w instytucjach kulturalnych z długimi tradycjami są zazwyczaj powolne, a nastawienie członków raczej niechętne w stosunku do takich pomysłów, jak uwzględnienie w przyznawaniu nagród opinii osób, które przyczyniają się do faktycznego zysku finansowego produkcji. A szkoda, bo może taka współpraca byłaby ciekawa i z czasem przyniosłaby pozytywne efekty, które ciężko sobie teraz wyobrazić.
Żeby było jasne, nie uważam wcale, że tegoroczne nominacje i wygrane Emmy są przestrzelone i kompletnie nie odpowiadają rzeczywistości, a seriale z największą liczbą nominacji i wygranych są słabe. Wręcz przeciwnie uważam, że są to świetne pozycje, ale jednocześnie wśród stale powiększającego się rynku seriali telewizyjnych jest wiele takich, które zasługują na większe uznanie, niż wynikałoby to z omawianej gali, czy nawet z poszczególnych rankingów oglądalności, które niestety z rzadka uwzględniają nowsze seriale i często opierają się o pozycje, które coraz częściej mogą przypominać niekończące się taśmy produkcyjne. Optymizmem napawa jednak to, że mimo wszystko nawet astronomiczne liczby nominacji nadal sporo topnieją w zderzeniu z faktycznymi nagrodami, bo skoro Gra o tron wgrywała mniej niż połowę nagród, które miała teoretycznie szansę zdobyć, a jednocześnie dużo seriali zbiło się w grupy wygrywające po pięć, cztery i trzy statuetki w tym roku, to może jednak jest wciąż miejsce na różnorodność w telewizji.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe