Wiedźmin a prawda historyczna. Gdzie w Polsce powinna leżeć Rivia i czy mieszkali tam czarnoskórzy
O tym, że Wiedźmin jest naszym dobrem narodowym wiemy od dawna, ale nie brak kolejnych absurdów wypisywanych w sieci w kontekście serialu Netflixa. A wystarczyłoby ten czas na pisanie niestworzonych rzeczy spożytkować na wyszukiwarce internetowej.
Najpierw stoczono walkę o słowiańskość Wiedźmina, tak istotną w grach, ale mniej przebijającą się w pierwszych materiałach promujących serial Netflixa. W zalewie malkontentów i narzekających na odzieranie Wieśka z naszej kultury, pojawiło się też wiele racjonalnych głosów zwracających uwagę na to, że gry CD Projekt Red zmieniły nieco postrzeganie twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Twórcy obrali pewną drogę i słowiański sznyt, aby ich projekt mógł wyróżniać się na tle innych gier i mieć własną tożsamość, będąc przy tym wiernym literackiemu pierwowzorowi. Trudno oszacować na ile te racjonalne argumenty trafiły do wszystkich głośnych obrońców słowiańskości, ale przez chwilę wydawało się, że temat ucichł i wystarczająca liczba osób zrozumiała, że mamy do czynienia z wieloskładnikową zupą składającą się na pyszne fantasy. Ludzka ignorancja potrafi jednak przekroczyć nieprzekraczalne.
Mowa o pewnym wpisie na Twitterze, który zyskał nagle wątpliwą popularność i trafił do wielu miejsc w internecie. Nie będę tego powielał i zdobił tekstu tym tweetem, ale w skrócie chodziło o krytykę Netflixa i ich podejścia nie tylko do ekranizowania Wiedźmina, ale też przedstawiania w nim... średniowiecznej Polski. Wpis okraszony został jednym ze zdjęć z serialu, gdzie widoczni są statyści o czarnym kolorze skóry i o korzeniach azjatyckich. Rzeczywiście wielokulturowość nie była związana z tym okresem w naszym kraju, ale też nie przypominam sobie, żeby Geralt na swojej płotce pokonywał kostki brukowe w Warszawie czy Łodzi. Nawet udając się do Redanii, państwa z herbem łudząco przypominającym ten naszego kraju, wciąż będzie to tylko inspiracja i złudzenie swojskości, a nie rzeczywistość.
Wiedźmin jest przede wszystkim fikcją i przedstawia świat bogaty w niezwykle różnorodne inspiracje, które Sapkowski zebrał do kupy, tworząc niezwykle interesującą krainę. Jasne, większość elementów możemy kojarzyć ze średniowieczem i Europą, ale wciąż mamy tutaj do czynienia z pewną intertekstualnością, przenikaniem się wielu różnych elementów kulturowych w jednym, dużym świecie fantasy. Skoro więc mamy wymyślony świat, wykreowany przez Sapkowskiego i teraz adaptowany przez Netflixa, to naprawdę trudno jest zdzierżyć w nim obecność czarnoskórych aktorów? Fani Wiedźmina powinni doskonale wiedzieć, że Sapkowski zawsze poruszał w swoich książkach współczesne problemy, takie jak nierówności społeczne czy rasizm. Przez lata przelewał tysiące słów, aby dać jasno do zrozumienia swoim czytelnikom, że nie ma znaczenia, czy ktoś jest krasnoludem, elfem czy niziołkiem - warto podać rękę każdemu, kto żyje według pewnych zasad i możemy śmiało uznać go za ziomka, niezależnie od jego rasy i wyglądu.
Część fanów książek zawsze lubiła tworzyć pewne skojarzenia i wyobrażenia o literackim pierwowzorze. Weźmy choćby szczątkowo opisaną Zerrikanię w prozie Sapkowskiego, którą od razu utożsamiamy z Czarnym Lądem i kulturą afrykańską. Rzecz w tym, że Sapkowski nie miał na celu odwzorowanie danej kultury w sposób bardzo klarowny i oczywisty. Nie przykładał bowiem wagi do tego, kto jaki ma kolor skóry i tworzył o wiele bardziej wielowymiarowy obraz danej rzeczywistości, którą znamy z realnego życia. Pamiętając oczywiście, że wciąż jest to skąpane w fantasy i wszystkich elementach, znanych choćby z Tolkiena. Osobiście zaskakuje mnie potrzeba mówienia i tłumaczenia pewnych rzeczy, bo rozsądek podpowiada najpierw zapoznać się z pierwowzorem krytykowanej adaptacji, a dopiero później uprawianie krytyki. W naszym kraju jednak nie tylko mamy miliony trenerów piłkarskich, ale najwyraźniej też znawców literatury.
Wiedźmin od Netflixa idzie zatem drogą wyznaczoną nie tylko przez politykę platformy, ale też z duchem książek Sapkowskiego. Growa adaptacja wpłynęła mocno na postrzeganie literackiego pierwowzoru przez pryzmat słowiańskości, ale przecież nawet tam te rasowe i kulturowe aspekty były niezwykle istotne. Powinniśmy przede wszystkim poczekać na serial i zobaczyć taką wersję świata Sapkowskiego, jaką przedstawią amerykańscy twórcy. Także oni mają prawo do różnych inspiracji np. Grą o tron czy innymi produkcjami fantasy. Taki mamy obecnie obraz kultury popularnej, która jest intertekstualna i korzysta z wielu już uznanych i dobrze ocenianych wyborów wcześniejszych twórców. Być może jednak Netflix zaprezentuje nam zupełnie inny serial, oferujący bardzo dużo świeżości? Dowiemy się tego dopiero 20 grudnia.
Sapkowski nigdy nie przykładał wagi do geografii i jak sam wielokrotnie powtarzał, nigdy nie miał w swojej głowie wyobrażenia o wyglądzie bohatera. Nie twórzmy kolejnego toksycznego fandomu, który uważa lepiej, co jest słuszne dla marki, niż jej twórca. Wiedźmin zawsze oferował wiele miejsca na odstępstwa od normy i przede wszystkim koncentrował się na relacjach społecznych i problemach dobrze znanym nam ze współczesnego świata. Tej świadomości nie brakuje twórcom serialu i w porównaniu do wielu internautów w Polsce, doskonale wiedzą, że Geralt i Jaskier nie spędzali wakacji na Mazowszu.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix