Wojciech Skrobiszewski: śmierć jest dla mnie narzędziem, żeby żyć lepiej, pełniej i mądrzej [WYWIAD]
W cieniu ciemności to drugi film w reżyserii Wojciecha Skrobiszewskiego. Po głośnym dokumencie o Grzegorzu Ciechowskim przyszła kolej na rozliczenie się z tematem przemijania. Udało nam się porozmawiać o tym projekcie z samym twórcą z okazji Tofifest 2020.
W cieniu ciemności to melancholijny film dokumentalny o przemijaniu. Reżyserem jest Wojciech Skrobiszewski, który w całość wplótł nie tylko spotkania z osobami w pewien sposób związanymi ze śmiercią, ale także stworzył film o charakterze filozoficznych rozważań. Dokument częściowo kręcony był na taśmie filmowej w technologii Super 8 i powstawał w Polsce oraz w USA.
O podejściu do tematu śmierci i kulisach tworzenia filmu porozmawiałem z samym reżyserem. Wojciech Skrobiszewski zdradził między innymi skąd pomysł na dokument i dlaczego zrezygnował z odwiedzania hospicjów i szpitali. Zapraszamy do lektury.
MICHAŁ KUJAWIŃSKI: W cieniu ciemności jest pana drugim filmem dokumentalnym. Tym razem o zupełnie innej tematyce, traktującej o przemijaniu i śmierci. Jak wyglądały początki tego projektu?
WOJCIECH SKROBISZEWSKI: Jest to dosyć zabawna historia, która ma dwie odpowiedzi. Pierwsza to taka, że temat śmierci zawsze był dla mnie trudny, nigdy do końca nie pogodziłem się faktem przemijania i odchodzenia. Najchętniej znalazłbym guzik zatrzymujący czas. Druga odpowiedź jest zabawna, bo przeglądając aukcję internetowe zauważyłem kamerę Super 8, która spodobała mi się wizualnie. Postanowiłem ją kupić – tak po prostu, żeby zrobić sobie z nią zdjęcie. Dopiero później zacząłem interesować się tym jak ona nagrywa, jaki ma obraz i co znaczy 18 klatek na sekundę. Kiedy zobaczyłem nostalgiczny obraz z taśmy filmowej tej kamery, postanowiłem, że zrobię film. Czyli wszystko od tyłu. Przez jakiś czas szukałem tematu, myślałem by pokazać emocjonalną genezę zbrodni. Kiedy jednak pojawił się temat śmierci, zrozumiałem, że właśnie tego szukałem.
W opisie do dokumentu, który możemy znaleźć na stronie TOFIFEST, „film ma według reżysera stać się pretekstem do głębszej refleksji". Po seansie można odnieść wrażenie, że narrator jest krytycznie nastawiony wobec ludzi, wobec tego, że uprawiają chociażby bezrefleksyjny konsumpcjonizm i bardzo rzadko zastanawiają się nie tylko nad śmiercią, ale też nad życiem. Odniosłem dobre wrażenie?
Tak to widzę. Świat zmierza w dziwną stronę, a ludzie traktują śmierć jak coś kompletnie abstrakcyjnego. Ja używam jej jako straszaka, jest dla mnie narzędziem, żeby żyć lepiej, pełniej i mądrzej. Chciałbym taką metodę polecić też innym. Powinniśmy o śmierci pamiętać. W trakcie realizacji filmu przeprowadziłem wiele ciekawych rozmów. Zauważyłem jednak, że śmierć w świadomości ludzi sprowadza się do szpitali i hospicjów i jest zdecydowanie wypychana z życia codziennego. Jedynie chorzy i starzy ludzie są na nią narażeni i ogólne rzecz ujmując „inni". To absurd, błąd myślenia i na to chciałem zwrócić uwagę. To jedyna pewna rzecz, która spotka wszystkich. Mnie interesuje bardziej, co można dzięki niej osiągnąć. Może to być lepsze zrozumienie czasu, oraz samego siebie.
Dokument przedstawia różnych bohaterów, którzy zetknęli się bądź stykają ze śmiercią na co dzień. Dlaczego wybór padł właśnie na te konkretne osoby i czy przeprowadzona została selekcja? Jak wyglądało wybieranie tych historii od kulis?
Film powstał bardzo spontanicznie. Nowe osoby, które brały udział w projekcie, pojawiały się tak samo spontanicznie. Niestety kilka osób nie mogło wystąpić z powodu lockdownu. Dlatego film do końca był w ruchu, żywy i otwarty na nowe pomysły. Nie wiedziałem, z kim jeszcze będę rozmawiał i jak to będzie wyglądało. W cieniu ciemności skończyłem trzy dni temu (wywiad został przeprowadzony 22.10.20 - przyp. aut.) i od czasu, kiedy widzieliśmy go z Pawłem Drygalskim (montażystą) pierwszy raz, postanowiłem go już nie oglądać. Czekam na premierę kinową. Nie jestem tego rodzaju reżyserem, który będzie do ostatniej chwili zmieniał, czy nanosił poprawki. Wybieram się do kina z takim samym zaciekawieniem jak widzowie.
Chciałbym zapytać o jedną z bohaterek filmu, Panią Hannę. Mówi ona w pewnym momencie o czymś na wzór światełka w tunelu. Zastanawia mnie, jak często pojawia się to w innych relacjach osób będących na pograniczu śmierci. Czy to owe światło to przeżycie religijne, czy jakiś kod zapisany w naszych mózgach przez popkulturę?
Starałem się dać bohaterom swobodę wypowiedzi i nie komentować ich słów. Ten film pokazuje, że ja osobiście jestem daleko od odpowiedzi, nie za dużo wiem o śmierci, ale nie poddaję się i wciąż zgłębiam temat. Chciałem pokazać różnorodność pojmowania śmierci i przy okazji życia. Niektórzy mają wizje lub widzą światełko w tunelu, inni kompletnie o tym nie myślą. Mam nadzieję, że film prowokuje do myślenia i widz może wybrać sobie bliżej której filozofii jest, lub chciałby być.
W filmie występuje też wspinacz ekstremalny, Marcin Banot, który mówi, że obcowanie z zagrożeniem pozwala mu docenić życie. Narrator z kolei mówi, że nie wytrwał w żadnej religii i sam idzie przez życie. Czy to jest świadomy wybór spowodowany tym, że żadna religia nie dostarcza odpowiedzi? Czy zetknięcie się ze śmiercią jest jedynym realnym sposobem na to, żeby poczuć, że żyjemy?
Tak, balansowanie na granicy życia i śmierci niewątpliwie zmusza do refleksji i jest dla niektórych drogą do wyciskania z życia wszystkiego co najlepsze. To jeden ze sposobów, ale nie jedyny. Występujący w filmie Indianin z plemienia Navaho pokazuje skrajnie odmienny pogląd. Ważne, żeby znaleźć własną drogę. Dla mnie, jak wspomniałem, obecność śmierci była kluczowa w budowaniu świadomego i szczęśliwego życia. Nasz świat mocno skręcił i zaczyna pędzić. Mało kogo stać na zatrzymanie się, przemyślenia, przewartościowanie życia i złapanie tego, co naprawdę ważne. Jestem zwolennikiem eksploatowania życia i nie odkładania niczego na później. Może ten film pomoże komuś zrozumieć nieuchronność procesów i stanie się zapalnikiem do natychmiastowego podjęcia życia.
Mamy jesień, okres kojarzony często z depresją, która dotyka coraz więcej młodych ludzi. Czy myśli pan, że film W cieniu ciemności może stać się formą lekarstwa lub ukojenia dla niewypowiedzianych myśli młodego pokolenia?
To bardzo trudny i delikatny temat. Wiem, że wiele osób nadwrażliwych czy borykających się z przewlekłymi problemami nie może odnaleźć się w dzisiejszym świecie. Nie sposób nie zauważyć, jak wiele z nich szuka ukojenia w samobójstwie. Statystyki są okrutne. W żaden sposób nie odważyłbym się udawać eksperta, nie mam takich kompetencji i aspiracji. Jeśli jednak poruszane przez moich rozmówców wątki sprawią, że inaczej, może w nowy sposób spojrzymy na ten temat i co za tym idzie pozwolimy mu uciec z naszej głowy to bardzo dobrze. Polecam rozmowę z medium w moim filmie, która rzuca niecodzienne światło na ten problem.
W cieniu ciemności jest pana kolejnym filmem po Obywatelu Miłość. Chciałbym zapytać, jakie nauki wyciągnął pan z wydarzeń związanych z recepcją i dystrybucją tamtego filmu?
Działam na tyle spontanicznie, że staram się nie wyciągać wielkich nauk. Nie chcę wpadać w schematy. Zauważyłem też, że nie mam pociągu do nowinek technicznych i modnych filmowych sztuczek. Wybieram stare, analogowe, sentymentalne rozwiązania. W cieniu ciemności powstawał trochę przypadkowo, choć niektórzy twierdzą, że przypadków nie ma. Nie planuję dalej działać w tej branży, chyba nie czuję się filmowcem, jeśli o to Pan pyta.
Tak, w tym momencie chciałem zapytać o kolejne pomysły i plany na następne realizacje.
Z pomysłami w ogóle nie ma u mnie problemu, ale póki co naprawdę nie mam takiej potrzeby. Pierwszy film powstał spontanicznie, drugi trochę z rozpędu. Nie myślę o niczym nowym. Oczywiście nie mówię też "nie".
Na koniec pozwolę sobie na trochę prywaty i własnej oceny. Właściwie chciałbym podziękować panu za ten film. Dużo ukazanych przemyśleń odzwierciedla moje własne myśli. Niezwykłe było dla mnie usłyszeć głośno to, co siedzi też w mojej głowie.
Bardzo się cieszę, marzyłem o takiej recenzji. Wiele rzeczy w filmie mówię z pamięci. Moje życie zmieniło bieg i od wielu lat jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie było łatwo wrócić do wielu emocji. Pomagałem sobie książkami, czytałem dużo filozofii i książek o śmierci, dokładnie tak jak w liceum. Bardzo często wydawało mi się, że czytam dokładnie swoje myśli. Tym bardziej cieszę się z opinii, że w jakimś stopniu mówię też pana myślami.