Rok 2021 - co by było, gdyby świat kina wrócił do formy? Jakie produkcje będą rządzić w box office?
Postanowiłem pobawić się w filmowego Nostradamusa i przeanalizować 2021 rok w box office, jeśli oczywiście pandemia pozwoli na jego powrót do formy.
Załóżmy, że w 2021 roku rynek filmowy wróci do normy, studia będą widziały, że ich blockbustery znowu przyniosą wielkie zyski, a mniejsze premiery nie będą obarczone wielkim ryzykiem kasowym. Wobec tego postanowiłem przeanalizować sobie, jakie trendy mogą obowiązywać w box office i jakie produkcje mają szanse go zawojować, oczywiście, jeśli koronawirus na to pozwoli. Wielu twórców filmowych i znawców rynku mediów twierdzi, że po pandemii branża kinowa będzie się nadal rozwijać, ponieważ ludzie pragną przeżywać wielkie doznania na sali w multipleksach. Jednak przy tym zaznaczają, że swoje prawo do klasycznego, kinowego bytowania będą miały duże blockbustery. Ja po części zgodzę się z tym twierdzeniem, ale tylko po części. Należy tutaj wziąć pod uwagę zachowanie widzów, którzy nie chodzą po kilkadziesiąt razy do kina w roku, na różnego rodzaju produkcje, a tych, którzy są w multipleksach raz na kilka tygodni bądź rzadziej. Wiadomo, że widz, który wybiera się nie tak często na seanse w multipleksach, gdy już ma zamiar kupić ten bilet, to będzie chciał pójść na "sprawdzoną" produkcję, kolejną część lubianej serii, reboot jakiegoś widowiska, które dobrze wspomina lub kino superbohaterskie, które stoi na wysokim poziomie realizacyjnym i widowiskowym, na którym można się dobrze bawić.
I tutaj następuje pewna kwestia w przyszłorocznych blockbusterach, ponieważ przyszły rok można nazwać czymś w rodzaju walki sentymentalnych powrotów i sprawdzonych formuł ze świeżymi, jeszcze nieopierzonymi widowiskami. Ta pierwsza grupa zdecydowanie przeważa, ponieważ w kinach zaplanowana jest masa kolejnych części znanych cykli, prequeli lub spin-offów, czym charakteryzuje się obecne Hollywood. Na ekranach zobaczymy między innymi 25. film o losach Jamesa Bonda Nie czas umierać, Czarną Wdowę, czyli opowieść o bohaterce znanej z widowisk MCU, 9. już część Szybkich i wściekłych, Matrixa 4, Mission: Impossible Dead Reckoning, Kosmiczny mecz: Nowa era czy Legion samobójców: The Suicide Squad. I jestem pewien, że te produkcje będą rządzić w box office, już abstrahując od poziomu, jaki będą prezentować, ponieważ w przypadku kilku z nich mam poważne obawy. Mimo wszystko obecnie amerykańskie studia chętniej pchają do kin sprawdzone przepisy na sukces i w większości przypadków nie zawodzą się na nich. Dlatego po pandemii taki trend może się jeszcze umocnić.
Jednak przy okazji w planach jest kilka wielkich widowisk, które są początkiem nowej drogi dla potencjalnych cykli, jednak przy okazji mają już sporą grupę oddanych fanów lub są tworzone przez firmy, o których jakość można być pewnym. Tutaj mogę wyróżnić szczególnie Diunę, na którą oczekiwanie wielbicieli cały czas rośnie po opublikowaniu pierwszego zwiastuna. Fanbaza cyklu powieści Franka Herberta przez kilkadziesiąt lat od premiery stopniowo się powiększała i nie zdziwię się, gdy Diuna okaże się największym sukcesem kasowym przyszłego roku. Kolejną taką produkcją jest Uncharted. Długo oczekiwana adaptacja ukochanej przez graczy PlayStation serii może być prawdziwym objawieniem wakacji. Jednak tak jak w przypadku Diuny tutaj widzowie mają już pewne oczekiwania wobec tego, jak projekt ma wyglądać, mimo że w tym wypadku sięga on po genezę głównego bohatera i nie jest bezpośrednio oparty na oryginale. Jednak mimo wszystko uważam, że widowisko zarobi na siebie. Inna kwestia dotyczy animacji Raya i ostatni smok. To produkcja ze świeżym pomysłem, jednak robiona przez Disneya, który jak wiadomo, gdy tworzy kolejne produkcje, to za każdym razem są dobre jakościowo i warte sprawdzenia. Dlatego tutaj o sukces i sposób realizacji nie obawiam się. Kolejne widowisko to W nieskończoność od Sony, z Markiem Wahlbergiem w roli głównej i z Antoine Fuquą za kamerą. Film science fiction oparty na znanej w USA serii powieści o ludziach pamiętających swoje poprzednie wcielenia. Interesujący koncept, ciekawa obsada i uznany reżyser mogą stanowić sukces, bo projekt zapowiada się na jeden z flagowców Sony Pictures w najbliższym czasie. Ostatnią z takich produkcji są Eternals. Wiem, że wielu z Was teraz myśli, że przecież to część MCU. Tak, ale kompletnie jeszcze niezbadana nawet przez wiernych fanów komiksów Domu Pomysłów. To nieznany teren uniwersum, który może odkryć przed widzami nowe i bardzo ciekawe rejony. Wspomniane przeze mnie produkcje według mnie będą sukcesami, ponieważ widzowie potrzebują świeżego spojrzenia w blockbusterach, nawet na znane im tematy.
Jednak tutaj przyszła pora, abym potwierdził swoje zdanie, że nie tylko wielkie blockbustery mają w przyszłym roku (oczywiście bez pandemii) szanse w box office. Ponieważ według mnie będą bronić się również ciekawe projekty, choćby science fiction czy horrory, które nie mają w planach być częścią jakiejś większej serii czy uniwersum, ale wygrywają swoim konceptem, ciekawą obsadą czy potrafią zainteresować widza twórcą, który stoi za sterami danego filmu. Mowa tutaj o produkcjach z nie tak wielkimi budżetami jak blockbustery, ale z dużymi, dzięki którym można w pełni oddać wizję reżysera. Bo właśnie o wizję tutaj chodzi. Nie wiem jak Wy, ale ja cały czas dziwię się, że w Hollywood, gdzie pełno bardzo utalentowanych twórców, tak naprawdę świetnych, wizjonerskich i oryginalnych projektów rocznie kręci się jak na lekarstwo w porównaniu do sprawdzonych treści. Takie Na noże czy Ciche miejsce zdarzają się rzadko. A tak naprawdę wystarczy dobra promocja, aby więcej ludzi poszło na oryginalny nie-blockbuster do kin i kampania w tym wypadku pochłonie zdecydowanie mniej środków niż ogromne widowisko za 200 mln dolarów.
I tutaj mam kilku takich moich faworytów, którzy mogą okazać się zaskoczeniem w box office. Po pierwsze Babylon, czyli nowy film nagrodzonego Oscarem Damiena Chazelle'a z Emmą Stone i Bradem Pittem. Uznany reżyser, na którego każdy kolejny projekt warto czekać, i świetna obsada to już brzmi zachęcająco. A Chazelle już przy La La Land udowodnił, że przy mniejszym budżecie (30 mln dolarów) potrafi zrobić film ze świeżym pomysłem, który okazuje się sukcesem kasowym (prawie 450 mln dolarów zarobione na całym świecie). Drugą taką produkcją jest Finch. Opowieść o wynalazcy, ostatnim człowieku na Ziemi, który buduje androida, aby towarzyszył mu w wędrówce po USA. Warto tutaj zwrócić uwagę na postać reżysera. To Miguel Sapochnik. Tak, ten sam, który odpowiada choćby za Bitwę Bękartów w Grze o tron i wiele innych odcinków seriali. A jego połączenie z Tomem Hanksem jako główną gwiazdą i ciekawą historią, bo tak się ona zapowiada, może być mieszanką wybuchową w box office. Podobnym projektem jest Reminiscencja od Warner Bros. To kryminał science fiction, którego bohaterem jest człowiek, który pozwala swoim klientom na przeżywanie każdego wspomnienia, jakie zapragną. Jednak wkrótce wpada w sam środek sprawy związanej z serią zbrodni. Za reżyserię odpowiada twórczyni serialu Westworld, Lisa Joy. W rolach głównych występują Hugh Jackman i Rebecca Ferguson. Podobnie jak Bios ta kombinacja ciekawego twórcy, dobrej obsady i świeżego pomysłu może zadziałać.
Uważam, że przyszły rok będzie również dobry dla horroru. Ten gatunek ostatnio przeżywa prawdziwy renesans i już nie raz udowodnił, że małe budżety i ciekawy pomysł przynoszą sukces (czytaj Uciekaj! i Ciche miejsce). Warto tutaj zwrócić uwagę szczególnie na trzy projekty. Po pierwsze Old M. Nighta Shyamalana. Reżyser robi filmy w kratkę, bo te świetne mieszają się ze średniakami lub słabymi produkcjami. Jednak Old to jego projekt zrodzony z serca fana, ponieważ to ekranizacja znanego komiksu, w którym thriller, miesza się z kryminałem i powieścią grozy. Dlatego uważam, że ma spore szanse na powodzenie w kasach. Drugim filmem jest Ostatniej nocy w Soho Edgara Wrighta. Umówmy się, to jeden z najzdolniejszych reżyserów swojego pokolenia, który nie robi słabych filmów. Dlatego jak twórca Baby Driver bierze się za horror, to jest on warty uwagi. Ostatnim jest Wcielenie Jamesa Wana, które reżyser zrobił między kolejnymi częściami Aquamana. Co jak co, ale Wan specjalistą od horrorów jest, a dodatkowo potrafi uczynić z nich sukces kasowy.
Na koniec chciałbym przejść do tych filmów o najniższych budżetach, wielu artystycznych projektów. Zwykle produkcje te wchodziły do kin, ale zbytnio nie były nastawione na zarabianie, nawet studia o tym wiedziały. Jednak uważam, że w okresie po pandemii studia filmowe, dystrybutorzy i firmy producenckie, czyli elementy branży, która mocno dostała po kieszeni z powodu koronawirusa, nie będą chcieli podejmować nawet takiego małego ryzyka i wprowadzać do multipleksów i kin studyjnych (chociaż może w tym wypadku tak) filmów, które wiadomo, że nie mają prawa zarobić. W związku z tym najbardziej prawdopodobne będzie sprzedawanie takich produkcji platformom streamingowych, gdzie będą miały o wiele dłuższy okres bytowania. Ewentualnie, jeśli produkcja będzie nagradzana i będzie miała walczyć o najważniejsze statuetki w branży, takie jak Oscar, to trafi do ograniczonej dystrybucji, ale to tyle.
To są moje przewidywania, jeśli chodzi o box office po pandemii. Miejmy nadzieję, że przyszły rok będzie już o wiele bezpieczniejszy i owocny dla branży filmowej. Piszcie w komentarzach swoje przemyślenia na ten temat.