Zły gość to ja! Rozmowa z Lukiem Evansem, gwiazdą Pięknej i Bestii
Na dobrą sprawę Luke Evans do Hollywood przebił się zaledwie przed kilkoma laty, już po trzydziestce. Ale nie próżnował, występując na deskach londyńskich teatrów. Pracowitość popłaca – do tej pory na dużym ekranie zagrał już Apolla, Draculę, Aramisa, Barda Łucznika i... Gastona w królującej obecnie na ekranach Pięknej i Bestii. Nam opowiada, jak to jest być "tym złym".
Bartek Czartoryski: Musicale nie są ci obce, ale czy powrót do śpiewania nie był ociupinkę bolesny?
Luke Evans: Bynajmniej! Nie śpiewałem przez dziewięć lat, prawda, ale nie przypuszczałem, że mój powrót po tak długiej abstynencji od musicali będzie podobnie spektakularny. Bo Gaston to gość, którego trochę się boisz, ale z którego się śmiejesz, co pozwoliło mi być i złowieszczym, i niedorzecznym. Żałuję, że zdjęcia nie trwały dłużej, mógłbym na planie posiedzieć... choćby i rok.
Co ty byś robił przez rok na planie?
Zdziwiłbyś się! Na przykład sceny z Le Fou ćwiczyliśmy dobrych kilka tygodni, realizowaliśmy je, jakbyśmy pracowali przy dużej musicalowej produkcji. Tańczymy na paru poziomach, skaczemy, biegamy, kamera łapie nas na przemian pod różnymi kątami, wszędzie jest mnóstwo ludzi, śpiewamy, dzieje się milion rzeczy naraz. Dlatego też przydało mi się doświadczenie sceniczne, bo zdaję sobie sprawę z tego, że mogę schrzanić ujęcie, a nawet całą sekwencję, jeśli spóźnię się na, dajmy na to, snop światła padający z reflektora.
Gaston w animowanej Beauty and the Beast był lekkim psychopatą i...
Lekkim? Wybacz, że przerywam, ale przecież go kompletnie porąbało! Ale podejdźmy do sprawy inaczej. Czemu dalej o nim pamiętamy, toć minęło już dwadzieścia pięć lat? Dlaczego jest tak lubianym – albo raczej nielubianym –szwarccharakterem?
Ty mi powiedz.
Bo jest zwyczajnym człowiekiem, nie ma żadnych nadnaturalnych mocy i nie potrafi rozpłynąć się jak obłok dymu, cały mrok, jaki nosi, pochodzi z jego serca. Dlatego potrafi być przerażający. Z początku to idiota, którego nawet da się lubić, przecież nie można obwiniać chłopa, że jest odrobinę nierozgarnięty, co nie? Chodzi sobie co piątek pośpiewać, napić się z kumplami. Prawda, to narcyz i chwalipięta, u nikogo tych cech nie lubimy, ale nie jest taki zły. Aż mu się nie odmówi. Kiedy zdaje sobie sprawę, że nie dostanie tego, co chce, szaleje. To manipulant, niebezpieczny człowiek potrafiący namówić bliźniego do mordu i nienawiści.
Ale jednak wydajesz się mieć dla niego sporo sympatii.
Bo fajnie było go zagrać, mówię ci. Przychodziłem na plan, ludzie się uśmiechali. Zazwyczaj się ode mnie odwracają, bo często dostaję rolę jakiegoś łachudry! A z Gastona można brechtać. Przecież on nie ma zielonego pojęcia o świecie, mówi i robi takie głupoty, że aż głowa puchnie. Dobrze gra się kogoś, kto robi rzeczy, jakich samemu by się nigdy nie zrobiło, można wyłączyć świadomość i pojechać po bandzie, być tym błazeńskim narcyzem chcącym skręcić komuś kark!
Beauty and the Beast wywołuje niemałe dyskusje...
Nic dziwnego, zawsze przekraczała pewne granice, toć to pierwsza animacja, która konkurowała o Oscara za najlepszy film! Dlatego czułem się, że dołączyłem do czegoś dużego, to nie zwyczajna rola. Od tej pory może ludzie będą mnie kojarzyli także jako Gastona, a nie tylko Drakulę i Barda Łucznika! Ponadto jest to rzecz wychodząca poza ramy filmowe, przecież Emma Watson nieprzypadkowo zagrała tę księżniczkę, a nie inną, za pośrednictwem Belli mogła niejako zaprezentować milionom ludzi to, o co walczy jako feministka. Obie są niezależnymi kobietami doskonale wiedzącymi, czego chcą od życia, i zdającymi sobie sprawę z tego, że nie ocenia się książek po okładce, a inność nie jest czymś, co należy potępiać.
Dobrze wiesz, że nie o to chciałem zapytać, ale o bliską, niemalże homoerotyczną relację łączącą Le Fou i Gastona.
Ale to, o czym mówisz, wynika również z przyjaźni, jaka się między nami nawiązała na planie. Od razu czujesz, jeśli ludzie są do siebie niedopasowani, czy na ekranie, czy na scenie. A gdy się układa, rozpoznasz, że to naturalne i aktorzy doskonale się rozumieją, nie przeszkadzają sobie, ale pomagają. Nakręcaliśmy jeden drugiego. Oczywiście Bill i Josh długo dyskutowali o Le Fou i jego miłości do Gastona, choć nie jestem do końca przekonany, czy to faktycznie zakochanie, bo uważam, że on jeszcze tego uczucia nie poznał, nie dojrzał do niego. Zauroczenie...? Na pewno. Bo nie jesteśmy pewni, jak daleko by się posunął, gdyby miał okazję, ha! To młody człowiek poszukujący swojej tożsamości, swojego ja, wybrał jednak złego idola, który może przynieść mu jedynie rozczarowanie. Lecz z pewnością jest zafascynowany tym silnym, przystojnym mężczyzną, lubi być w jego cieniu, bo liczy, że nareszcie skapnie na niego drobinka magicznego pyłu. Lecz także dzięki temu ten film to historia miłosna godna XXI wieku!
Ostatnie sceny przesycone są dynamiczną akcją rodem z horroru. Było ciężko?
O tak, bardzo. Jazda konna, kaskaderka... Sporo z tego robiłem sam.
Jest strach?
Nie rozchodzi się o odwagę, ale zaufanie, bo od ekipy zależy twoje bezpieczeństwo. Budynki, jakie widziałeś na końcu filmu, faktycznie były wysokie i naprawdę ześlizgiwałem się z dachu, moje życie zależało od ludzi trzymających kable! Lecz nie można się bać, inaczej zapomni się o aktorstwie, a wtedy lepiej zlecić ewolucje kaskaderowi.
Zwykle wynosisz z planu jakieś pamiątki. Zdradzisz, co zabrałeś tym razem?
Zazwyczaj zabieram miecze, ale z Pięknej i Bestii zachowałem napierśnik, którego nie wykorzystaliśmy w filmie, bo uznano, że nie pasuje jednak do image mojego chojraka. Oczywiście studio posłało do mnie lalkę Gastona i moja mama nie mogła wyjść wyjść z podziwu, jak ją zobaczyła. Ja z kolei wybałuszyłem oczy, gdy zobaczyłem jej cenę! Ale nic dziwnego, że była podobna do mnie, bo pobrali trójwymiarowy model mojej twarzy. Poza tym mam sporo gadżetów, zestaw Lego z Bardem Łucznikiem, figurkę Gastona z takim ogromnym łbem...
Na sam koniec nie mogę nie zapytać, czy powrócisz jeszcze na ekran jako Dracula.
Nie mam pojęcia! Aktualnie wytwórnia buduje naprawdę duże filmowe uniwersum z potworami, zaangażowano mnóstwo ludzi, są tam różni scenarzyści, różni reżyserzy... Niektóre postacie mają już oczywiście zaplanowaną pewną linię fabularną, ale czy do nich dołączę? Decyzja nie należy do mnie. Ale chciałbym ożywić Draculę, choćby dlatego, że ludzie nadal mnie o tę postać pytają, na przykład ty! Rozumiem, że film mógł się nie podobać, nie był doskonały, lecz mój wampir został zapamiętany. Mogę być z tego dumny!
Bartek Czartoryski. Redaktor wydania weekendowego, samozwańczy specjalista od popkultury, krytyk filmowy, tłumacz literatury. Prowadzi fanpage Kill All Movies.
Źródło: zdjęcie główne: Disney