A tak się skończy Gra o tron…
Stało się. Ruszył tak bardzo wyczekiwany przez wszystkich siódmy sezon Gry o Tron. Znowu możemy oglądać walkę o władzę nad Siedmioma Królestwami. Pytanie „Kto zasiądzie na Żelaznym Tronie i rozpocznie samodzielne, niezagrożone rządy?” spędza sen z powiek tym, którzy śledzą losy bohaterów. Spróbujmy na nie odpowiedzieć.
Teorii dotyczących dalszego rozwoju sytuacji jest bez liku, fani prześcigają się w wymyślaniu tego, co się stanie i który z głównych bohaterów zginie następny. Nie roszczę sobie prawa do bycia ultrasem Pieśni Lodu i Ognia, późno zacząłem przygodę z A Game of Thrones (po pierwszym sezonie Game of Thrones, krótko przed polską premierą Tańca ze Smokami), bo chciałem być wierny zasadzie: „nie czytam dopóty, dopóki autor nie skończy cyklu”. Okazało się, że skoro jeszcze poczekam, a serialu po świetnym pierwszym sezonie nie odpuszczę, trzeba było zasiąść i przeczytać.
Rok temu skończyły się heheszki z tych, którzy książki nie znali, nie mogliśmy już się uśmiechać pod nosem z miną świadczącą o wyższym stopniu wtajemniczenia, mówiącą: „Wiem, co się za chwilę zdarzy”. Pamiętacie pewnie, jak zabawne było oglądanie twarzy znajomych, do których docierało, że właśnie ścięto Neda, Renly’ego zabiła zjawa z dymu, Catelyn i Roba spotkały Krwawe Gody, Oberynowi oczy wyszły ze zdumienia z orbit, a potężna flota Stannisa właśnie się zjarała. A tu koniec z dobrą zabawą i grożeniem spojlerami.
Teraz wszyscy pospołu patrzyliśmy z osłupieniem na to, jak Cersei załatwiła swoje wszystkie trudne sprawy, Jon stał się Łazarzem, a wujek Euron włożył kij w szprychy potężnej machinie wojennej Daenerys. Skoro więc znaleźliśmy się razem w sytuacji, w której, wzorem Jona Snowa, nie wiemy niczego, śmiało mogę puścić wodze fantazji i po dwóch odcinkach nowego sezonu napisać wam, jak ja to widzę.
W poprzednim sezonie wykrystalizowały się trzy ośrodki, które mają siły do tego, żeby zawalczyć o Żelazny Tron. Najmniej, poważnym pretendentem, który ma zresztą na głowie problemy na Murze, jest Jon Snow. Stojąc w obliczu inwazji Innych, nie będzie raczej liczył się w rozgrywce. Zresztą jemu bardziej zależy na tym, żeby uruchomić jak najszybciej wydobycie smoczego szkła, które jest największą znaną słabością Innych. Bez niego Westeros jest zgubione. Przy Jonie jest Sansa z Littlefingerem i Bran. Ten ostatni został w trakcie swojej odysei mocno dopakowany mentalnie i jest w stanie robić potężne rzeczy. Niestety, nie wróżę Winterfell wielkiej kariery, bo nie wierzę w to, że Starkowie są zdolni do czegokolwiek sensownego. Napisałem rok temu tekst, w którym udowadniałem, że ten ród czego się nie tknie, to spartaczy. To teraz popatrzcie – troje Starków w jednym miejscu. Przecież katastrofa gotowa. Na szczęście Jona wezwała do siebie Daenerys, więc masa krytyczna trochę zmalała. Nie mam jednak złudzeń, Sansa zacznie kombinować, Littlefinger będzie ją rozgrywał jak złoto, a Bran zechce ponownie mentalnie dotknąć króla Innych i znowu narobi gnoju.
Drugi ośrodek to siedzący w stolicy Lannisterowie – Cersei i Jamie. Cersei pozbyła się jednym, zręcznym ruchem wszystkich, którzy jej bruździli i zaczęła robić na pełny etat to, co powinna robić od momentu śmierci Tywina – rządzić. Wytłumaczyła wiernym jej lordom, dlaczego dobrze będzie poprzeć ją, a nie Daenerys, wlokącą do Westeros dzikich Dothraków, jej maester pokazał sposób dający szanse na zniwelowanie przewagi wynikającej z obecności smoków, zaś wujek Euron zaoferował swoją pomoc na morzu. Według mnie Cersei jest dużo lepszym zawodnikiem od Daenerys, co pozwoli jej zniwelować przewagę tamtej na polu bitwy. Należy jednak pamiętać, że coraz bardziej oddala się od Jamiego, który przecież jeden tytuł Kingslayera ma już na koncie. Ja bym na jej miejscu bardziej uważał na brata niż na armię Nieskalanych.
No i ośrodek trzeci, czyli Zrodzona z Burzy, Niespalona, Matka Smoków i tak dalej. Po pierwsze, nie uważam, żeby Daenerys nadawała się na władcę. Trochę potrafi knuć, ale to tak jakby uczeń szkoły podstawowej próbował tkać pajęczynę intryg. W ciągu roku znajdzie się ktoś, kto znajdzie sposób na poskromienie smoków i wbije jej nóż w plecy. Do pomocy wzięła sobie trzy silne kobiety i trzech mężczyzn z wadami. Olenna Tyrel jest moją pierwszą kandydatką do wykolegowania Daenerys z tronu i posadzenia tam kogoś ze swojego rodu. Ellaria Sand jest tam trochę na doczepkę, jakąś siłę stanowiły trzy Żmijowe Bękarcice, no ale wszyscy widzieliśmy, co zaszło. Do tego Yarra, która niestety nie doceniła wujka Eurona i, ponownie, wszyscy widzieliśmy, co zaszło.
Theon ze swoim karaluszym instynktem przetrwania na razie zniknie nam z wizji, bo wszyscy widzieliśmy, co zaszło, ale Varys i Tyrion to siła, której nie wolno lekceważyć. Ten pierwszy, dzięki sieci małych ptaszków, które ćwierkają mu do ucha, wie o wszystkim, co się dzieje w Westeros, a pamiętajmy, że informacja to władza, również w świecie Siedmiu Królestw. Tyrion z kolei to znakomity doradca, w tej chwili na wagę złota. Jako jedyny jest bowiem w stanie z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, co zrobi jego rodzeństwo siedzące w Królewskiej Przystani.
Figury stoją na szachownicy, ale nie zapominajmy o pionach. Nie będę wymieniał wszystkich, ale mocne wejście miała Arya. Dawno nie było wzmianki o Gendrym, który nie pojawił się przecież w serialu dla zbytku. Sam Tarly, który pod maską wioskowego głupka skrywa umysł ostry jak brzytwa, tylko ktoś go musi pchać do przodu. Król friendzone'u Jorah Mormont, który być może przeżyje zabieg usuwania naskórka i namiesza. O tak, mamy kilku zawodników, o których nie wspomina się w serialu zbyt często, ale przed nimi ważne role do odegrania.
Co więc stanie się w tym sezonie? A pozwólcie, że pofantazjuję.
- 1 (current)
- 2
Źródło: zdjęcie główne: HBO