Gran Turismo przyciąga nie tylko fanów motoryzacji. Krótka historia serii
Gran Turismo to wyjątkowa growa marka, która jako jedyna potrafiła przekonać mnie, że lubię się ścigać z padem w ręku. Zobaczmy, jak rozwijała się ta seria.
Dobrze pamiętam dzień, w którym spod choinki wyjąłem pewien wyjątkowy prezent. Skrywał on lśniące pudełko z konsolą PlayStation 2 oraz dodatkiem w postaci Gran Turismo 4. Gra nie wzbudzała we mnie większych emocji, bo zwyczajnie nie byłem fanem wyścigówek. Ponieważ jednak nie miałem dużego wyboru, to zdecydowałem się na coś, co umożliwia zabawę dla dwóch graczy, prezentuje ogromne możliwości graficzne i będzie produkcją chętnie ogrywaną przez mojego tatę, który akurat był i jest wielkim fanem tego rodzaju gier.
Gran Turismo 4 nie sprawiło może, że zostałem wielkim miłośnikiem tego gatunku, ale dobrze pamiętam, że dużo frajdy dawało mi ściganie się z bratem czy jeżdżenie solo po jednej z trudniejszych tras – Nürburgring. A jeszcze dochodziły do tego inne bajery, takie jak podpięcie kierownicy, pedałów i skrzyni zmiany biegów, co pozwalało – mimo niewielkich rozmiarów telewizora – poczuć immersję, nieznaną wcześniej chłopakowi, który z przodu auta mógł siedzieć jedynie, jeśli kluczyki znajdowały się w maminej torebce.
Debiutujący właśnie w kinach film Gran Turismo zachęcił mnie do przypomnienia sobie swoich początków przygody z serią i dowiedzenia się czegoś więcej na temat jej historii. Chciałem poznać kulisy konkretnych tytułów i lepiej zrozumieć fenomen, z którym mamy do czynienia. A trzeba powiedzieć, że nie każda odsłona z serii GT była wspominana równie dobrze, chociaż bez wątpienia jest to jedna z równiejszych serii gier w historii tego medium. Czasem podejmowano po prostu nietypowe decyzje, bo raz skupiano się na rozwijaniu trybu zarządzania zespołem biorącym udział w sportach motoryzacyjnych, a innym razem skłaniano się raczej ku trybom sieciowym. Wiele jednak punktów charakterystycznych dla marki jest obecnych w niej do dziś – jak choćby jazzowe nuty w menu głównym, ogrom smaczków dla miłośników samochodów i możliwość prowadzenia klasycznych pojazdów na realnie odwzorowanych torach, po których można się ścigać w nieskończoność.
Jedyny taki symulator
Gran Turismo zawsze kojarzyło mi się z bardzo dobrym, a może najlepszym symulatorem jazdy, który nie tylko świetnie odwzorowuje sposób poruszania się samochodu, ale też łączy to z mechaniką zręcznościową. Dzięki temu satysfakcja z wygrywania wyścigów jest jeszcze większa. Stąd zresztą (w dużym skrócie) możliwa do opowiedzenia stała się historia, w której młody chłopak, ścigający się tylko wirtualnie, pewnego dnia wyjechał na prawdziwe areny i walczył z zawodowcami jak równy z równym.
Pierwsza odsłona serii zadebiutowała w 1997 roku dzięki Polyphony Digital. Przyjęte przez nich założenia były przełomowe. Nic dziwnego, że wspomniane wyżej kluczowe elementy serii przetrwały do dziś. Kazunori Yamauchi i jego mały zespół przedstawili Sony w 1992 roku inny pomysł na gry wyścigowe, bo miał to być symulator prowadzenia samochodu bez nadmiernych uproszczeń. Jak sami wiecie, wiele innych gier z tego gatunku nagina wrażenie realności dla przyjemności rozgrywki i pokonywania zakrętów z większym polotem. Do tego Gran Turismo zawierało elementy gier RPG, bo możliwe było ulepszanie swoich samochodów i wygrywanie wyścigów, za które otrzymywało się nagrody pieniężne.
Ta innowacyjna formuła gry wyścigowej została połączona z listą licencjonowanych pojazdów. Auta odwzorowano najlepiej, jak to było możliwe. Gran Turismo od początku wyznaczało standardy realistycznej grafiki, wyciągając wszystko, co możliwe z bebechów PlayStation. Praca nad grą trwało pięć lat, a zaangażowany w nią był zespół składający się z mniej niż 20 osób. Dwójka zadebiutowała dwa lata po niewątpliwym sukcesie jedynki – to automatycznie powinno obniżyć wymagania graczy co do rozwoju nowej odsłony. Sequel z 1999 roku można określić zatem jako minimalny krok do przodu, który usprawniał wiele elementów. Nie było jednak mowy o wielkiej ewolucji.
Gran Turismo jako zacny towarzysz PlayStation
W zasadzie trudno dokopać się do źródeł, w których odbiorcy daliby wyraz swojemu niezadowoleniu z kontynuacji. Doceniano ją i potraktowano jak bogaty dodatek, ale wówczas gracze patrzyli na nią z zupełnie innej perspektywy. W ich głowach wciąż zachodziły radykalne zmiany w wyścigówkach, a nic innego w branży nie zbliżyło się nawet do pierwszej gry. Podobnie jest z FIFĄ – kontynuacje proponują nieznaczne zmiany w mechanice i grafice, ale gry i tak się sprzedają ze względu na brak konkurencji. Marki Need For Speed lub Drive oczywiście były mocnymi rywalami, ale raczej dla siebie, bo GT wyróżniało się realistyczną rozgrywką i zdobywało nowych graczy, wcześniej niezainteresowanych ścigankami.
Na nieco rozwiniętej dwójce zakończyła się era PlayStation i postanowiono wymaksować możliwości konsoli nowej generacji, czyli PlayStation 2. Pojawienie się jej umożliwiło Polyphony zrobienie kolejnego znaczącego kroku do przodu. Gran Turismo 3: A-Spec z 2001 roku prezentowało bowiem grafikę na tamten czas zjawiskową. Nic nie wyglądało tak, jak samochody pędzące po arenach rajdowych na PS2. Nic nie oferowało takiej gry świateł i głębi. Pojawiło się też jeszcze więcej możliwości w zarządzaniu autami. Można było je nawet myć i wymieniać olej. Twórcy doskonale wiedzieli, że gracze, przy sięganiu po realistyczne modele, chcą posiadać te auta w większym tego słowa znaczeniu i tego typu drobnymi pomysłami to osiągano. Dodano też nowe tryby i opcje zarządzania własnymi pit stopami, dzięki czemu w graczach rodziła się determinacja godna prawdziwych sportowców. Gran Turismo 3: A-Spec było najlepiej sprzedającym się tytułem z tej serii, a wynik ten nigdy nie został pobity przez kolejne odsłony.
Po trzech latach wreszcie pojawiła się czwórka, którą wspominałem na początku artykułu i która rozpoczęła moją przygodę z serią. Liczba samochodów robiła ogromne wrażenie – było ich ponad 700! – dodano też kultowe tory i tryb fotograficzny. W każdym calu czuć było miłość twórców do wyścigów. Gran Turismo 4 miało do zaoferowania bardzo wiele. Gra kusiła kolekcjonowaniem aut i zachęcała do spędzania przed konsolą naprawdę długich godzin – np. podczas wyczerpującego 24-godzinnego wyścigu Nordschleife.
Na tym etapie wciąż możemy powiedzieć, że Polyphony i Sony nie wydały słabej gry z serii. Wraz z nadejściem nowej generacji oczekiwano, że PlayStation 3 tradycyjnie zadebiutuje razem z nową częścią. Tak się nie stało, przez długi czas milczano na temat piątej części, aż wreszcie w 2010 roku dostaliśmy Gran Turismo 5 (czyli trzy lata po części zatytułowanej Prologue, która stanowiła podstawę dla piątki). Tak naprawdę największym plusem tej odsłony było to, że wyszła po dłuższym czasie i fani zdążyli zatęsknić za najlepszymi zaletami tej serii. Co więcej, dzięki Gran Turismo 5 Polyphony uruchomiło GT Academy, inicjatywę mającą na celu przeniesienie graczy na prawdziwą arenę sportów motorowych, co będzie można zobaczyć w kinie – na seansie wspomnianego już filmu.
A już kilka lat później, bo w 2013 roku, pojawiła się część szósta, która wleciała bez wielkich zapowiedzi. Przyjęto to ze zdziwieniem, bo gracze powoli przenosili się na PlayStation 4. Oczekiwano, że nowa część pojawi się wraz z lepszą generacją konsol. Kiedy jednak Gran Turismo Sport zawitało na PS4 w 2017 roku, rozpoczął się mniej chlubny rozdział w historii serii. Zniknęły znane i lubiane elementy z trybu kariery, a duży nacisk położono na rozgrywkę sieciową. Dla jednych była to świetna sprawa, bo chęć rywalizacji w żadnej innej części nie była tak prosta do zaspokojenia jak tutaj, ale wielu fanów narzekało na brak trybu solo i nie czuło się najlepiej z tymi zmianami. Nie wszyscy mieli sportowe ambicje, ale trzeba przyznać, że rozwinięto przynajmniej e-sportową część serii.
Pojawiła się szansa na to, by premiera kolejnej odsłony była wielkim wydarzeniem. Poprzednia część zostawiła graczy z dużym niedosytem, a konsole PlayStation 5 pobudziły ich wyobraźnię dzięki nowym możliwościom graficznym. Gran Turismo 7 musiało zwyczajnie powrócić do tego, co pokochali fani, i wykorzystać potencjał nowej konsoli i kontrolera. Chociaż akurat w tę część nie było mi dane zagrać, to większość recenzentów i wielu graczy na świecie jest zdania, że Polyphony dało radę. Ciekawe tym bardziej, co jeszcze mogą przynieść kolejne lata.