Manish Dayal o serialu Rezydenci: Covid mocno nam namieszał na planie [WYWIAD]
Na kanale Fox możecie oglądać serial medyczny Rezydenci, w którym jedną z głównych ról gra Manish Dayal. Spotkaliśmy się wirtualnie z aktorem, by porozmawiać o tym, jak Covid wpłynął na pracę na planie oraz co czeka naszych bohaterów w nowym sezonie.
DAWID MUSZYŃSKI: Wszystkie serialne medyczne w tym sezonie uwzględniły w swoich historiach pandemię i Covida. W jaki sposób został on wpleciony w fabułę Rezydentów?
MANISH DAYAL: Od pierwszych minut nawiązujemy do pandemii, jaka spowiła świat. Widzowie zobaczą pierwszego pacjenta dotkniętego tym wirusem u nas w szpitalu oraz jak szybko Covid-19 penetrował budynek, zarażając coraz więcej osób. I to nie tylko pacjentów, ale także personel medyczny. Później mamy przeskok czasowy, gdy już wszyscy wiedzą, jak z wirusem należy się obchodzić i jak należy z nim postępować. Jest to też czas, gdy istnieje już skuteczna szczepionka, więc wiemy, jak się przed nim chronić. Niestety, dla Devona, którego gram, ten ratunek przyjdzie za późno. Ktoś z jego rodziny, nie chcę powiedzieć kto, zarazi się tym wirusem i umrze, co bardzo mocno na niego wpłynie. Zmieni całe jego podejście nie tylko do medycyny, ale i świata.
To znaczy?
Wcześniej Devon był skupiony na pomaganiu ludziom i rozwijaniu się. Nie zastanawiał się nad tym, jaka jest różnica pomiędzy prywatną a państwową służbą zdrowia. Był trochę ignorantem w tym temacie.
I co się zmieniło?
Ta bliska osoba, o której nie chcę dużo mówić, trafiła do państwowego szpitala i nie dostała odpowiedniej pomocy medycznej. I to nie przez wzgląd etniczny czy materialny. Po prostu szpitale państwowe były przepełnione, bo musiały przyjmować każdego, przez co lekarze nie mogli poświęcić pacjentom tyle uwagi, ile było wymagane. I nagle gdy przez to straciła życie osoba bardzo bliska Devonowi, zaczął to dostrzegać. Wewnętrznie buntuje się też przeciwko takim ogromnym podziałom. Że leczyć się, a co za tym idzie żyć, mogą tylko ludzie majętni.
Jeśli dobrze zrozumiałem, to wasz serialowy szpital też w pewnym momencie stanie się szpitalem państwowym.
Za dużo wiesz! (śmiech) Ale to prawda. To będzie punkt zwrotny w życiu mojego bohatera.
W sumie to kolejny zwrot, bo mam wrażenie, że co sezon on przeżywa jakąś przemianę.
To prawda i to jest w nim moim zdaniem takie ciekawe. Jest to człowiek, który dojrzewa i na naszych oczach dorasta. Jak mówiłem, kiedyś nie uważał, że każdej osobie należy się równy dostęp do usług medycznych niezależnie od statutu finansowego. Teraz przejrzał na oczy i widzi, że to bardzo ważne.
Przeszedłeś długą drogę.
To prawda. W pierwszym sezonie był to nieopierzony rezydent, który zaczyna swoją pierwszą samodzielną pracę w szpitalu. W sezonie 4. jest to już doświadczony człowiek, który potrafi podejmować samodzielnie decyzje. Potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność. Bardzo się cieszę, że mogłem tę ewolucję pokazać ze wszystkimi blaskami i cieniami jego osobowości.
A Devon odnajdzie się w szpitalu publicznym?
Widzę, że nie dajesz za wygraną! (śmiech) Będzie to dla niego bardzo ciężki czas. Jak wspominałem w państwowej służbie zdrowia jest nastawienie, by obsłużyć jak największą liczbę pacjentów. Devon będzie z tym walczył, uważając, że każdemu pacjentowi należy poświęcić tyle czasu, ile on wymaga. Jak nie trudno się domyślić, to będzie tworzyło wiele konfliktów, bo nie jest to wykonalne. Może w idealnym świecie, ale nie w tym, w którym obecnie żyjemy.
Zastanawiam się, czy po tylu latach grania w serialu medycznym twoje spojrzenie na ten zawód i ludzi go uprawiających uległo jakoś zmianie?
Diametralnie. Zwłaszcza że przypadki medyczne, które występują w naszym serialu, są oparte na prawdziwych wydarzeniach. Nauczyłem się tego, że lekarze są zwykłymi ludźmi, którzy także popełniają błędy. Nie są nieomylni. Wydaje mi się, że bardzo często o tym zapominamy i oczekujemy od nich rzeczy niemożliwych. Ta odpowiedzialność bardzo obciąża ich psychicznie, co też negatywnie wpływa na ich pracę.
A jak pandemia wpłynęła na waszą pracę na planie?
Pracujemy wszyscy w wielkim reżymie. I tak naprawdę codziennie dostajemy jakieś nowe wytyczne mające usprawnić naszą prace. Zacznijmy od tego, że są nam robione testy dwa razy w tygodniu. Wszyscy na planie noszą maseczki. Zdejmujemy je tylko w momencie, gdy dana scena jest kręcona. Nie spotykamy się między zdjęciami w większych grupach. Generalnie staramy się wszyscy izolować, by nie zagrozić produkcji. Na samym początku pracy każdy z nas odbył rozmowę ze specjalistą, który objaśnił nam dokładnie, czym jest ten wirus, jak się przed nim chronić i jak bardzo istotne jest to, by się stosować do procedur.