Valheim - wikingowie wzięli Steama szturmem. Sprawdzamy niespodziewany hit 2021 roku
Valheim pojawiło się bez licznych zwiastunów i szumnych zapowiedzi, a mimo tego podbiło Steama. Postanowiliśmy więc przekonać się, co tytuł ten oferuje już teraz, w ramach Wczesnego Dostępu.
Gry survivalowe, w których walczymy o przetrwanie nie tylko z innymi graczami, ale też z zabójczą fauną, florą i potrzebami fizjologicznymi, to gatunek niezwykle popularny na pecetach. Tytuły, takie jak Ark: Survival Evolved, DayZ czy Rust mają już ugruntowaną pozycję na rynku i mogłoby wydawać się, że nic jej nie zagrozi. Czasami co prawda pojawiają się jakieś nowe produkcje, które starają się im zagrozić, ale z reguły wychodzi to… średnio. Wyjątkiem okazało się dopiero Valheim od szwedzkiego studia Iron Gate, które zadebiutowało we Wczesnym Dostępie na Steam 2 lutego 2021 roku i w zasadzie od razu spotkało się z wielkim zainteresowaniem ze strony użytkowników tej platformy.
Skalę tego zjawiska najlepiej oddają wyniki sprzedażowe. Po zaledwie ośmiu dniach poinformowano o przekroczeniu bariery miliona sprzedanych egzemplarzy, a po kolejnych pięciu – o dwóch milionach. To naprawdę rewelacyjny wynik, którego nie powstydziłyby się duże, wysokobudżetowe produkcje od znanych i cenionych studiów. A trzeba pamiętać, że Valheim taką grą nie jest – odpowiadająca za stworzenie tego tytułu ekipa Iron Gate to zaledwie kilkuosobowe studio, które na dodatek nie wydało majątku na marketing. Z tego też powodu zabrakło reklam, sponsorowanych streamów czy wielu publikacji w mediach na długo przed premierą, a informacje zaczęły roznosić się pocztą pantoflową. No i nie zapominajmy też, że mowa o Wczesnym Dostępie. To nie jest jeszcze kompletna gra, brak w niej pewnych mechanik czy zawartości, a już teraz jest jednym z bestsellerów na platformie Gabe’a Newella… O grze zrobiło się na tyle głośno, że sam również postanowiłem ją sprawdzić. Nie będę Was jednak oszukiwał – nigdy nie byłem specjalnym fanem gatunku. W przeróżnych survivalach spędziłem łącznie może kilkadziesiąt godzin, co pozwoliło mi jedynie delikatnie zapoznać się z jego podstawowymi założeniami. W świat Valheim wkroczyłem więc z pozycji niemal kompletnego nowicjusza i z takiej perspektywy pisany jest też czytany przez Was tekst.
Początek jest umiarkowanie zachęcający, a przy tym też dla tego gatunku bardzo typowy. Pretekstowa fabuła tylko delikatnie zarysowuje pobyt obecności naszego bohatera w tym świecie i w zasadzie od razu jesteśmy rzucani w sam środek walki o przetrwanie. Jak na survival przystało, tak i tutaj zaczynamy z gołymi rękami i to właśnie nimi okładamy okoliczne drzewa, by zdobyć nasz pierwszy surowiec, drewno. To posłuży nam do tworzenia narzędzi i stopniowego, dalszego rozwoju i rozbudowy. Kolekcjonujemy więc to, co znajdziemy w okolicy, od czasu do czasu staniemy do walki z dzikiem lub innymi przeciwnikami. I gdyby tylko na tym stanęło, to o Valheim prawdopodobnie zapomnielibyśmy tak szybko, jak o innych tytułach tworzonych na niegdysiejszej fali popularności takich produkcji.
Deweloperzy z Iron Gate zadbali jednak o pewien “twist”. Ich dzieło nie sprowadza się do zwiększania potęgi po to, by odpierać ataki innych, wrogo nastawionych graczy. Głównym celem, zamiast tego, jest pokonywanie potężnych bossów, którzy przy okazji są też furtką do dalszego rozwoju, bo otrzymujemy za nich wyjątkowe zdolności i materiały. Wszystko to tworzy bardzo ciekawy i uzależniający “gameplay loop”, czyli w największym skrócie pętle powtarzalnych, powiązanych ze sobą aktywności, łączących w sobie wyzwania i związane z nimi nagrody.
Początkowe godziny w nordyckim świecie Valheim sprowadzają się przede wszystkim do stworzenia warsztatu, łóżka i źródła ognia. Później możemy już poszaleć nieco bardziej i postawić pierwsza chatę. Sam system budowania jest bardzo dobrze zrealizowany. Poszczególne elementy przyczepiają się do siebie, co ułatwia tworzenie ścian, podłóg czy pięter (choć czasami wymaga to sporej precyzji). Zadbano też o dość realistyczną fizykę, przez co musimy zadbać o odpowiednie podparcie elementów, by te się nie zawaliły.
Wirtualna budowlanka swój prawdziwy potencjał pokazuje dopiero po wielu godzinach lub podczas sieciowej kooperacji ze znajomymi. Tworzenie naprawdę imponujących budynków czy wręcz całych osad jest bowiem zadaniem czasochłonnym i wymagającej sporej wprawy oraz cierpliwości. Końcowe efekty potrafią być jednak imponujące. Na szczęście nasz bohater nie jest przywiązany do jednego konkretnego świata i nic nie stoi na przeszkodzie, by zabrać go np. do znajomych. Co więcej, pozyskanych tam umiejętności czy przedmiotów nie stracimy, gdy wrócimy “do siebie” – zostaną one z nami na stałe.
Świetne wrażenie robi też oprawa graficzna, choć ta jest bardzo specyficzna. Czuć w niej ducha pierwszego PlayStation – modele postaci są kanciaste, a tekstury uderzają po oczach niską rozdzielczością. To wszystko jest jednak ze sobą niezwykle spójne i tworzy bardzo ciekawe doświadczenie. Całość wygląda szczególnie dobrze, gdy dochodzą do tego efekty świetlne.
I chociaż mamy do czynienia z debiutem w ramach Wczesnego Dostępu, to nie czuć, by dziełu Iron Gate czegoś brakowało. To idealny przykład tego, jak organizować tego typu premiery. Wszystkie istotne mechaniki już tu są i co chyba najważniejsze - działają, jest też kilku bossów, którzy są w stanie zapewnić od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin zabawy. Ba - jestem przekonany, że znajdą się i takie osoby, które tych godzin spędzą tu kilkaset, szczególnie podczas zabawy z przyjaciółmi, bo wspólne budowanie całych miast sprawia masę frajdy. Sami twórcy przyznają, że w grze jest już 75% planowanych mechanik i około 50% zawartości. Z czasem mamy dostać nowe biomy, przeciwników, bossów czy przedmioty.
Oczywiście nie oznacza to, że jest to gra idealna, bo do pewnych rzeczy można się przyczepić. Wspomniane już łączenie ze sobą obiektów potrafi czasem irytować (przesunięcie o dosłownie ułamek milimetra za dużo potrafi sprawić, że źle postawimy dany obiekt), a system walki jest… po prostu przeciętny. Pojedynki sprowadzają się do blokowania, wyprowadzania uników i atakowania tym, co akurat mamy pod ręką, a wytrzymałość kończy się na tyle szybko, że często nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przez chwilę biegać i czekać na jej odnowienie. Wszystko to może jednak zostać poprawione do premiery.
Nie oznacza to jednak, że we Wczesnym Dostępie zawartości jest mało. Wręcz przeciwnie – gra Iron Gate mogłaby posłużyć za przykład, jak organizować tego typu premiery. Już na ten moment Valheim zawiera w zasadzie wszystkie istotne mechaniki i kilku bossów, co zapewnia od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu godzin zabawy. Jestem przekonany, że znajdą się nawet osoby, które tych godzin spędzą tutaj kilkaset, szczególnie podczas zabawy ze znajomymi, bo budowanie ogromnej, pełnej przeróżnych budowli osady sprawia masę frajdy. Oby tak dalej!