Marek Kondrat - wybitny aktor, pan z reklamy banku. Kim jest dla młodego pokolenia?
Marek Kondrat w swojej karierze wcielał się w tak znanych bohaterów jak Adaś Miauczyński, Olo Żwirski i Hrabia z Pana Tadeusza. Dziś kojarzony jest raczej z reklamami pewnego banku, ale to zarazem jeden z najwybitniejszych polskich aktorów, którego wypada znać nie tylko jako "dziadka z reklamy".
Zanim wcielił się w Adasia Miauczyńskiego, kariera Marka Kondrata rozpoczęła się dość wcześnie. Mając zaledwie 11 lat, wystąpił w filmie Historia żółtej ciżemki z 1961 roku. Nie ma w tym oczywiście niczego dziwnego, zdarzały się nie tak młode debiuty filmowe, ale wydaje się, że w tym przypadku Marek Kondrat był skazany na szybkie wejście do świata kina. Jest synem aktora Tadeusza Kondrata i bratankiem Józefa Kondrata, także aktora. Można powiedzieć, że zawód ten był mu pisany. Ważnym momentem w jego życiu – jak sam mówił w wywiadach – okazało się podjęcie decyzji o porzuceniu aktorstwa. Na koncie aktora było całe mnóstwo ról wybitnych i pamiętnych kreacji, ale zdecydował się na pozostawienie ekranowych występów i pojawianie się przed kamerą tylko w reklamach pewnego banku lub przy okazji nagrań na kanał w serwisie YouTube, na którym rozprawia o winie.
Kondrat w jednym z wywiadów porzucenie kariery aktorskiej ozdobił cytatem z Dnia świra w reżyserii Marka Koterskiego. Słowa wygłoszone przez Miauczyńskiego odgrywanego notabene przez Kondrata brzmiały: "Cóż to za ponura ironia, żeby życie wybierać, kiedy jest się kretynem...". To oczywiście możemy rozumieć jako zdanie krytycznie wypowiadające się o młodości, która pełna jest wyborów podejmowanych reakcyjnie i bez nabywanego z czasem doświadczenia. Niezależnie jednak od pobudek Marka Kondrata, dla młodego pokolenia rzeczywiście ta postać może być kojarzona wyłącznie z reklamami banku. Sam też jestem jednym z tych, którzy najpierw widzieli aktora w reklamie. Z rosnącą fascynacją kinem, w momencie nadrabiania filmów kultowych, musiało w końcu przyjść też spotkanie z jego ekranowymi kreacjami.
Pamiętam seans Psów i moment, w którym pierwszy raz na ekranie pojawia się Olo Żwirowski grany właśnie przez Kondrata. Na początku było zdziwienie obecnością "pana z reklamy banku", ale jeszcze większym zaskoczeniem była dla mnie recepcja jego kreacji. Okazało się, że – przepraszam za swobodę tej wypowiedzi – gość z reklamy banku pozamiatał na ekranie. Nie trzeba specjalnych narzędzi w sensie metaforycznym i erudycji, żeby móc już w wieku młodocianym docenić grę Kondrata. Włączyłem więc przeglądarkę Google i poszukałem więcej informacji o aktorze i innych jego rolach. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że to może być przypadek i taka gra w Psach jest tylko krótkim epizodem pana Kondrata. I rzeczywiście, rozwinęła się przede mną bardzo długa lista tytułów. Zaintrygowany przyglądałem się filmografii i zechciałem wybierać niczym z restauracyjnego menu kolejne pozycje do skonsumowania.
Właściwie Psy były moim drugim spotkaniem z Kondratem, bo okazało się, że widziałem już aktora w roli Hrabiego w Panu Tadeuszu. Sam film nie mógł jednak zrobić na mnie wrażenia, to też pewnie rola Kondrata specjalnie nie zwróciła mojej uwagi i nie zapisała się szczególnie w pamięci. Trzecim zatem spotkaniem z aktorem okazał się seans filmu... Haker z 2002 roku. Tam wcielił się w Inspektora Burzę i jeśli miałbym wyróżnić najlepszą rzecz w tym filmie, byłoby to kolejne spotkanie z Markiem Kondratem. Oglądałem jego występ z wielka przyjemnością!
Potem oczywiście przyszedł czas na takie filmy jak Kiler i Kiler-ów 2-óch, w których Kondrat wcielał się w rolę Mieczysława Klonisza, dyrektora więzienia, Ogniem i mieczem, w którym sportretował postać Króla Jana II Kazimierza, a także Złoto dezerterów i Pieniądze to nie wszystko. Dużo naczytałem się o Dniu świra w reżyserii Marka Koterskiego, zatem to było pewnego rodzaju crème de la crème moich spotkań z Kondratem, który stał się dla mnie symbolem polskiego kina z lat 90. Brawurowo zagrany Adaś Miauczyński na trwałe zapisał się w mojej pamięci i do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że tak genialnie udało się przedstawić Kondratowi obraz polskiego inteligenta. Recepcja tego filmu zmienia się z wiekiem, ale niezależnie od odbioru tego dzieła, zawsze z wielką przyjemnością obserwuję grę aktorską Kondrata.
Filmografia Kondrata jest bardzo różnorodna i nie zamyka go w jednym tylko gatunku lub typie filmów. Po roli w Psach zaczęło jednak postrzegać się Kondrata jako głównego aktora nowego kina sensacyjno-gangsterskiego w Polsce. Obraz ten umocnił się wraz z rolą w serialu kryminalnym Wojciecha Wójcika pt.: Ekstradycja. Tam po mistrzowsku wcielił się w Olgierda Halskiego i przy pierwszej konfrontacji z tym serialem mogłem się zgodzić z powyższymi stwierdzeniami.
W życiu staramy się kierować radami osób starszych, bardziej doświadczonych. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że w swoim zawodzie trzeba być specjalistą, natomiast pasje powinny pozostać w sferze zainteresowań i codziennego hobby. Nie miałem nigdy przyjemności porozmawiać z Markiem Kondratem, nie do końca są mi znane kulisy porzucenia przez niego aktorstwa, ale niezaprzeczalnie da się zaobserwować jego zwrot w kierunku pasji, jaką jest wino. Nie tyle sama konsumpcja, co podróżowanie po świecie szlakami tego trunku, rozprawianie o nim na kanale w serwisie YouTube i wiele innych aktywności z tym związanych. Być może gra w reklamie umożliwiła właśnie skupienie się na zainteresowaniach, z których wypadło kino i pojawianie się w blasku fleszy. Dla widzów oczywiście wielka szkoda, bo nie mam wątpliwości, że nawet teraz Marek Kondrat mógłby zawstydzić nie jednego ekranowego wyjadacza.
Pielęgnujmy więc pamięć o aktorze i reżyserze, który dla wielu młodych widzów może być "dziadkiem z reklamy banku", ale w przeszłości wymiatał na ekranie i powodował, że trudno było oderwać wzrok od jego kreacji aktorskich. Te nie były przecież łatwe, bo granie u Andrzeja Wajdy, Marka Koterskiego i Janusza Majewskiego to filmowe szczyty i sam Kondrat chyba nigdy podczas swojej kariery z tego wierzchołka nie zleciał.