Microsoft przejmuje inicjatywę. Dziewiąta generacja konsol może należeć do konsol Xbox
Zespół PlayStation definitywnie wygrał ósmą generację konsol telewizyjnych, zauważalnie prześcigając swojego głównego konkurenta. I choć na starcie dziewiątej generacji wiele wskazywało na to, że Sony po raz kolejny wywalczy dominującą pozycję, coraz więcej poszlak sugeruje, że to Xbox może sięgnąć po laur zwycięstwa.
Wojny konsol nie wygrywa się czystą specyfikacją techniczną. Gdyby tak było, Xbox Series X pokonałby PlayStation 5 w przedbiegach, a pecety na dobre zdominowały branżę gamingową, gdyż to one zapewniają najdoskonalsze doznania audiowizualne. Na rynkowych liderów wyrastają platformy przystępne i unikalne jednocześnie, które oprócz niezawodności oferują nam szereg wartości dodanych pokroju przemyślanego ekosystemu czy gier dostępnych na wyłączność.
W ósmej generacji takim liderem bez wątpienia było PlayStation 4, sprzęt od Microsoftu nie miał szans w starciu z platformą od Sony. W pierwszych miesiącach od debiutu nowych konsol na pierwszy rzut oka niewiele zmieniło się w tej materii. Pierwsze dane sprzedażowe sugerują, że to marka PlayStation po raz kolejny sięgnie po koronę króla bieżącej generacji. Jednak moim zdaniem jest jeszcze zbyt wcześnie, aby dekorować sprzęt od Sony laurem zwycięstwa. Zwłaszcza w obliczu tego, jak w ostatnim czasie zmieniło się oblicze obu marek.
Dziś gamingowy ekosystem Microsoftu w niczym nie przypomina tego, czym był jeszcze przed kilkunastoma miesiącami. Amerykańska korporacja totalnie przebudowała swój model biznesowy i zrobiła to w taki sposób, że jej szanse w starciu z PlayStation 5 drastycznie wzrosły. Wszak dziś nie możemy mówić o bezpośredniej rywalizacji konsol jako takich, bo o ile Sony podeszło do dziewiątej generacji dość zachowawczo, to Microsoft wypaczył sens istnienia konsoli jako głównego narzędzia do walki o dominację na rynku.
Już w pierwszych miesiącach od zapowiedzi Xboxa Series X oraz Series S wiadome było, że korporacja stawia nie na sprzęt, a na doświadczenie, niezależnie od tego, na jakiej płaszczyźnie będziemy mieli z nim do czynienia. Od początku generacji było wiadomo, że Microsoft postara się wyjść ze swoim xCloudem oraz Xbox Game Passem do jak najszerszego grona odbiorców. Już możliwość odpalania gier z portfolio korporacji na nowych konsolach, pecetach oraz urządzeniach mobilnych dawała Microsoftowi pewną przewagę nad konkurentem, ale potem okazało się, że to dopiero początek szeroko zakrojonej rewolucji.
Zapowiedź wdrożenia natywnych aplikacji telewizyjnych strumieniujących gry z chmury pozwoliła roztoczyć wizję prawdziwie wirtualnej konsoli, która łączy się z nami bezpośrednio za pomocą telewizora. Już to wydawało się interesującym pomysłem, a potem okazało się, że Microsoft poszedł o krok dalej i zapowiedział, że xCloud zadebiutuje także na konsolach starszej generacji. A to oznacza, że najważniejsze tytuły wydawane na wyłączność nadal będą w zasięgu graczy, którzy z jakichś powodów nie będą chcieli przeskoczyć na nową generację.
Kiedy wydawało się, że jedną z największych zalet Xboxa Series X/S będzie szeroko zakrojona kompatybilność wsteczna, korporacja zapowiedziała wdrożenie kompatybilności postępującej, wydłużającej żywotność sprzętów minionej generacji.
Tu dochodzimy do kolejnego asa w rękawie, którym dysponuje Microsoft – tytułów na wyłączność. Przez lata PlayStation było kojarzone z tą platformą konsolową, która nie wypuszcza swoich tytułów poza autorski ekosystem. Dziś sytuacja uległa drastycznej zmianie. Z jednej strony mamy bowiem Microsoft, który wykupił kilka dużych studiów deweloperskich – dzięki nim pozyskał na wyłączność takie tytuły jak Starfield czy Redfall. Fakt, obie gry wyjdą także w wersji na pecety, jednak wciąż będą funkcjonować w ramach ekosystemu Xboksa, gdyż ten rozciąga się obecnie na kilka platform.
Z drugiej strony przedstawiciele Sony na własne życzenie pozbawili się argumentu pod tytułem „gry na wyłączność to tylko takie, które wychodzą na jedną platformę”. W końcu na Steamie pojawiły się takie gry jak Days Gone, Horizon: Zero Dawn czy Death Stranding, a to dopiero początek ofensywy PlayStation na rynku pecetowym.
Kiedy spojrzymy na świeżo założoną kartę wydawcy PlayStation Studios na Steamie, znajdziemy w niej 27 produktów do pobrania w tym 6 pełnoprawnych produkcji, reszta to DLC wzbogacające zabawę. Wystarczy jendak wejść w zakładkę „Informacje”, aby przekonać się, że łączna liczba tytułów zarejestrowanych na tej platformie przez Sony to aż 44 produkcje. Blisko 20 tytułów czeka na publikację i dotarcie do pecetowych graczy.
Owszem, nie mamy co liczyć na to, że gry z PlayStation 5 będą debiutowały na komputerach w tym samym dniu co na sprzęcie Sony. Jednak szef PlayStation Studio, Hermen Hulst, w oficjalnej informacji prasowej opublikowanej na blogu firmowym zasugerował, że wypuszczanie gier z PS5 na peceta może stać się regułą, a nie wyjątkiem:
Chciałbym podkreślić, że to PlayStation pozostanie najlepszym miejscem do grania w tytuły od PlayStation Studios w dniu premiery. Cenimy jednak graczy pecetowych i będziemy dalej myśleć nad tym, aby w odpowiednim momencie wypuścić dla nich każdą grę. Bend Studio 18 maja wypuściło pecetową odsłonę Days Gone, co oznacza, że pojawiła się ok. dwa lata po premierze na PlayStation 4.
Nawet jeśli gry ściśle kojarzące się z marką PlayStation będą debiutowały na pecetach po dwóch latach od premiery, to i tak utracą swój wyjątkowy charakter. Zrównają się w swojej „ekskluzywności” z tytułami wydawanymi na Xboxa Series X oraz Windowsa.
Do tego równania powinniśmy dodać oczywiście nadchodzący debiut gogli PlayStation VR drugiej generacji, które zauważalnie zdywersyfikują ofertę obu firm, ale na ich debiut przyjdzie nam jeszcze poczekać prawdopodobnie ok. półtora roku. Do tego czasu światło dzienne ujrzy wiele topowych gier na wyłączność dla ekosystemu Xboxa, które mogą poważnie zachwiać rynkową równowagą.
I nie zrozummy się źle, nie optuję za tym, że to Xbox okaże się zwycięzcą dziewiątej generacji. Jestem jednak daleki od zgodzenia się z tezą, iż doskonałe wyniki sprzedaży PlayStation 5 świadczą o tym, że to ten sprzęt okaże się liderem rynku konsolowego. Prognozowanie zwycięstwa którejkolwiek z platform na podstawie krótkookresowych wyników sprzedażowych wypracowanych w czasie pandemii mija się z celem. Zwłaszcza że ani Microsoft, ani Sony nie są tymi samymi firmami, które znamy z ósmej generacji.
Obie korporacje zmieniły swoje oblicze i poniekąd zaczynają swoją walkę o klienta od zera. Sony wciąż może korzystać z kredytu zaufania wypracowanego w czasach świetności PlayStation 4, jednak w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy zaufanie do obu marek zostanie wystawione na próbę. Dopiero kiedy pojawi się kilka, kilkanaście tytułów na wyłączność na obie platformy, będziemy w stanie powiedzieć, czy gamingowe status quo uległo zmianie.
Jednego możemy być pewni – szeroko zakrojone działania Microsoftu na drodze do upowszechnienia multiplatformy Xbox pozwoliły korporacji złapać wiatr w żagle. Jeszcze na początku 2020 roku scenariusz, w którym to nowy Xbox wygrywa starcie dziewiątej generacji, mógł wydawać się nierealny. Dziś – niekoniecznie.