Super 8, filmowy hołd dla Stevena Spielberga, ma dziesięć lat! Dlaczego warto nadrobić ten tytuł?
10 czerwca minęło dziesięć lat od premiery Super 8, filmu ważnego dla reżysera J.J. Abramsa z kilku osobistych powodów. Przyglądamy się produkcji i zdradzamy, dlaczego warto po nią sięgnąć, zwłaszcza w oczekiwaniu na czwarty sezon Stranger Things.
Super 8 to film przygodowy w reżyserii i według scenariusza J.J. Abramsa, który na ekrany kin wszedł w 2011 roku. Akcja produkcji science fiction rozgrywa się w latach 70. w fikcyjnym małym miasteczku Lillian w stanie Ohio. Poznajemy tam paczkę nastoletnich dzieciaków – przyjaciół interesujących się kinem. Joe, Charles, Preston, Martin, Cary oraz Alice w Super 8 pracują nad filmem o zombie, a gotowe dzieło pragną wysłać na konkurs. Przypadek sprawia, że podczas kręcenia jednej ze scen na dworcu kolejowym są świadkami wykolejenia pociągu. Cała sprawa wygląda bardzo podejrzanie – nie dość, że wypadek spowodował ich nauczyciel fizyki, a z wagonów wysypały się dziwne kostki, to jeszcze całą sprawę od policji momentalnie przejmuje wojsko, które wyraźnie stara się coś zatuszować. Tymczasem w miasteczku zaczynają dziać się rzeczy coraz dziwniejsze... Nastoletni przyjaciele, pomimo ostrzeżeń ze strony nauczyciela, postanawiają dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.
Super 8 to pod wieloma względami szczególny film zarówno dla J.J. Abramsa, jak i dla widzów. Produkcja ta jest bowiem udanym powrotem do Kina Nowej Przygody – kina, na którym Abrams się wychował i które darzy szczególnym sentymentem. Oprócz takich produkcji jak Gwiezdne wojny czy filmy o Indianie Jonesie sztandarowymi reprezentantami tego kina są oczywiście wczesne dzieła Stevena Spielberga. Super 8 z założenia miał być więc hołdem dla twórczości tego reżysera. I tak w filmie Abramsa, którego producentem został zresztą sam twórca Parku Jurajskiego, znajdziemy wiele motywów, cytatów filmowych, nawiązań wizualnych i tematycznych do produkcji Spielberga z lat 70. i 80., m.in. E.T., Bliskich spotkań trzeciego stopnia, Szczęk czy Goonies.
Super 8 to jednak nie tylko produkcja admirująca twórczość Spielberga, ale i film o miłości do kina, do tworzenia filmowego świata w ogóle. W dziele Abramsa znajdziemy bowiem wspomniany już poziom meta – jest to film o robieniu filmu. Dzieciaki kręcą horror o zombie, a ich zaangażowanie w projekt, w szczególności pasję nastoletniego reżysera Charlesa, obserwuje się doskonale. Z pewnym rozczuleniem ogląda się Joego w roli charakteryzatora, Cary’ego jako speca od efektów specjalnych, a Alice i resztę znajomych w odgrywaniu aktorskich kreacji. Sam tytuł Super 8 nawiązuje do rodzaju taśmy, na której film kręcili nie tylko bohaterowie filmu obchodzącego jubileusz, ale w młodości także Spielberg i Abrams. Prawdziwą gratką w Super 8 jest nakręcony przez filmowe postaci film o zombie – możemy go obejrzeć podczas napisów końcowych. Owoc filmowej pasji Charlesa jest wisienką na torcie i ogląda się go z co najmniej takim zaangażowaniem jak film główny.
Co ciekawe, Super 8 jest filmem ważnym dla Abramsa nie tylko dlatego, że składa w nim hołd twórcy, którego ceni, i kinu, na którym się wychował. To produkcja istotna dla niego z jeszcze jednego osobistego powodu – reżyser zawarł w nim po części także i swoją historię. Podobnie jak młody Steven Spielberg, także i J.J. Abrams jako nastolatek kręcił na taśmie 8 mm. Role aktorów, tak samo jak w Super 8 i u młodego Spielberga, odgrywali przyjaciele. W jednym z wywiadów twórca wyjawił, że Super 8 jest rodzajem fabularyzowanych wspomnień. Nastoletni reżyser Charles – w którego rewelacyjnie i przezabawnie wciela się Riley Griffiths, przypominający z racji ogromnej pasji tworzenia Eda Wooda, a z występu w filmie podczas napisów końcowych Alfreda Hitchcocka – jest więc postacią inspirowaną samym Abramsem. Jak filmowiec wyznał w jednej z rozmów, pełne czułości podejście do bohaterów wynika właśnie z tego, ile wzruszeń i dobrych emocji przyniósł mu powrót do wspomnień z dziecięcych czasów.
Co ciekawe, swoje pierwsze projekty na taśmie 8 mm J.J. Abrams tworzył również z przyjacielem, reżyserem Mattem Reevesem. Jak się okazuje, w wieku piętnastu lat przyszli profesjonalni filmowcy nakręcili film, który wysłali na konkurs. To, co nastąpiło później, przerosło ich najśmielsze oczekiwania. Produkcja przyciągnęła uwagę samego Stevena Spielberga. Zdecydował się on zatrudnić piętnastolatków przy odnowie swych pierwszych filmów – tych, które kręcił w wieku nastoletnim na taśmie 8 mm. Po latach Abrams wspominał, że pomysł Spielberga, który oddał swoje filmy, a dokładnie oryginały Firelight i Escape to Nowhere, w ręce obcych dzieciaków, wydaje się szalony. Jak powiedział, piętnastolatkom lepiej nie dawać rzeczy, które będzie się chciało w przyszłości odzyskać i to w lepszym stanie, niż im powierzono. Młodzi reżyserzy wywiązali się jednak doskonale ze swego zadania.
Oczywiście zawarty w Super 8 poziom meta i frajda z tego, jak fikcja miesza się z prawdziwymi doświadczeniami i wspomnieniami, nie są jedynymi powodami, dla których warto sięgnąć po produkcję. W tym momencie jest to jedna z najlepszych pozycji, które możemy obejrzeć w oczekiwaniu na czwarty sezon Stranger Things. W powstałym pięć lat przed serialem Matta i Rossa Dufferów filmie znajdziemy bowiem wszystko, za co cenimy Kino Nowej Przygody. Akcję i atrakcje, angażującą przygodę, efekty specjalne i wiele wrażeń, a także charakterystyczny klimat. Super 8 i Stranger Things dzielą wspólną ikonografię – małe, skrywające tajemnice miasteczko, po którym dzieciaki jeżdżą na swoich rowerach, a dobry szeryf (lub zastępca) pilnuje porządku. Film Abramsa jest więc świetną propozycją dla wszystkich kidults, który lubią poczuć lekką nostalgię za nie tak bardzo przecież odległym kinem.
Super 8 serwuje nam również galerę postaci, których nie sposób nie polubić. Dzieciaki są bystre i urocze jak bohaterowie Stranger Things, a otaczający świat rozumieją lepiej niż dorośli, którzy nierzadko nie radzą sobie z życiem i przeciwnościami losu. Ich dialogi doprowadzą nas do śmiechu. Film ogląda się bardzo dobrze także z uwagi na młodych aktorów. Elle Fanning w roli Alice, Joel Courtney jako Joe, syn zastępcy szeryfa, Ryan Lee jako mały piroman Cary czy wspomniany już, niezapomniany w roli nastoletniego reżysera Riley Griffiths spisali się świetnie. Również decyzja, by to Kyle Chandler wcielił się w rolę zastępcy szeryfa i ojca Joego była bardzo dobra, a ciekawym zaskoczeniem jest niewielka, acz zapadająca w pamięć rola Davida Gallaghera, którego widzowie kojarzą zapewne głównie z serialu Siódme niebo.
Film Abramsa przynosi widzom nie tylko atrakcje i uczucie przyjemnej nostalgii. Sama historia i relacje pomiędzy bohaterami Super 8 są w stanie zapewnić odbiorcom sporo emocji i wzruszeń. Film jest budującą opowieścią o tym, jak ważna jest nić porozumienia i obecność przyjaciół w momentach, kiedy w życiu nie dzieje się najlepiej. To też krzepiąca opowieść z prostą, ale prawdziwą wymową – Super 8 przypomina, że czasami zło nie jest tym, na co na pierwszy rzut oka wygląda, a niektórzy krzywdzą, bo ich samych wcześniej spotkała krzywda.
Super 8 to udany film, o którym po dziesięciu latach od premiery warto przypomnieć. To propozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów Stevena Spielberga czy J.J. Abramsa, ale dla każdego, kto kocha kino i pragnie czasami wrócić do idyllicznego świata dzieciństwa.