Nie jestem Jackiem Bauerem – wywiad z Coreyem Hawkinsem z serialu 24: Dziedzictwo
W nowym serialu 24: Dziedzictwo Corey Hawkins wciela się w rolę Erica Cartera, weterana wojennego, który niedawno wrócił z misji do kraju i momentalnie pakuje się w niebezpieczną intrygę.
Jak sugeruje nazwa serialu, to produkcja z długą tradycją. Jakie to uczucie grać w serialu, który ma na całym świecie tak wielu fanów i cieszy się statusem kultowego?
COREY HAWKINS: Podobnie czułem się, kiedy Dr Dre zaproponował mi, abym go zagrał w filmie Straight Outta Compton. Poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko. Musiałem zrobić to perfekcyjnie, bo w przeciwnym razie nie mógłbym pokazać się w Kalifornii. A już na pewno nie w Los Angeles.
W takich sytuacjach, instynkt zawsze podpowiada mi, żeby iść pod prąd. Kiedy zaproponowano mi rolę w serialu 24 i przesłano scenariusz, który czyta się z zapartym tchem, nie myślałem o tym, co powinienem zrobić, by zostać godnym następcą Kiefera czyli Jacka Bauera. Wiedziałem, że jest to doskonały materiał i zastanawiałem się, co to oznacza dla mojego bohatera. Chciałem lepiej poznać Erica i dowiedzieć się więcej na temat jego życiowej sytuacji. W pierwszym odcinku poznajemy świat i życie Erica Cartera, którego nie ma sensu porównywać z Jackiem Bauerem. Bo ja nie gram Bauera. Jack nadal gdzieś tam jest, ale my wkraczamy w rzeczywistość innego człowieka i jest to jedyna rzecz, na której musiałem się skupić. To było o wiele łatwiejsze niż próba wejścia w rolę graną kiedyś przez Kiefera.
Czyli Eric Carter nie jest Jackiem Bauerem?
Ciągle odkrywam, kim jest naprawdę i poznaję jego przeszłość, demony, które go prześladują, skrywane tajemnice. Cały czas staram się też lepiej go wyczuć. Na pozór wydaje się być bardzo pozbieranym bohaterem, ale pod koniec sezonu okazuje się, że za tą idealną fasadą wszystko się sypie.
Niedługo skończą się zdjęcia. Wiem już, czego dotyczy jego misja i wiem, w jakim punkcie znajduje się mój bohater, ale ciągle składam tę układankę na nowo. W wymiarze emocjonalnym, mój bohater jest rozdarty i zastanawia się, czy powinien wspierać swoich najbliższych czy dalszych współpracowników. Myślę, że ten dylemat towarzyszy mu od zawsze. To wątek, który uwypukli się w jego relacji z Isaakiem, jego bratem. Być może później poznamy jeszcze innych członków jego rodziny. W serialu zobaczymy człowieka, który walczył za swój kraj. Kraj, który nie zawsze dobrze go traktował. Mój bohater ma tego świadomość, a ja chcę to pokazać na ekranie. W tej chwili Eric jest w emocjonalnej rozsypce. Największą zaletą serialu 24 jest to, że wydarzenia następują szybko po sobie i po chwili załamania zawsze dzieje się coś, co nie pozwala mojemu bohaterowi zbyt długo zajmować się samym sobą. Jego życie trzęsie się w posadach, ale on nie ma czasu się tym zająć. Co stanie się z nim, kiedy nasza historia dobiegnie końca? To bardzo ciekawe pytanie.
Twój bohater często bierze udział w różnych tajnych operacjach – czy zobaczymy Ciebie w scenach kaskaderskich?
Zagrałem je bez niczyjej pomocy. Dostałem na to zgodę, bo wszystkie moje sceny z pierwszego odcinka wyszły bardzo autentycznie. Najpierw nakręciliśmy je z udziałem kaskadera, a powtórki ze mną. Ostatecznie, w prawie wszystkich przypadkach, twórcy serialu wybrali wersję ze mną. Muszę przyznać, że pewnego dnia znokautowałem sam siebie na planie. W jednej ze scen kamera pokazuje zbliżenie drzwi – moje zadanie było bardzo proste – miałem tylko wyjrzeć zza nich, by przyjrzeć się strzelaninie i potem szybko schować się w środku. Ćwiczyliśmy tę scenę setki razy, ale kiedy zaczęliśmy kręcić zdjęcia, wychyliłem głowę zza framugi, spojrzałem na strzelaninę na zewnątrz, a potem... Pamiętam tylko huk i drzwi, które nagle wyrosły przede mną. Wbiegłem z impetem w przymknięte drzwi i sam się ogłuszyłem – mam nadzieję, że nie zrobię sobie już więcej krzywdy do końca zdjęć.
Czy myślisz, że Jack Bauer byłby w stanie sam się znokautować, waląc głową o zamknięte drzwi?
Co ciekawe, dowiedziałem się później, że Kieferowi przydarzały się podobne wpadki – nigdy nie zawalał trudnych scen i nigdy nie wbiegł pod rozpędzony samochód, ale zdarzyło mu się biec prosto naprzód zamiast skradać się przy ścianie lub wpaść na kamerę. Takie momenty tworzą atmosferę na planie i sprawiają, że coś się dzieje – a potem ekipa dokręca po prostu duble.
Rozumiem, że przed rozpoczęciem pracy na planie rozmawiałeś z Kieferem Sutherlandem?
Był na tyle miły, że sam się ze mną skontaktował, ale na początku nie rozmawialiśmy ze sobą, głównie dlatego, że byłem zajęty. Pracowałem na planie filmu Kong: Skull Island. Poza tym bardzo chciałem sam wszystko przemyśleć, zastanowić się na tym, jak wiarygodnie zbudować moją postać, niczym i nikim się nie sugerując. Musiałem zrobić to sam. Ale kiedy w końcu udało nam się porozmawiać, okazało się, że Kiefer jest osobą, która doskonale to rozumie. I nie chodzi mi tylko o to, że tak jak ja był uwzględniony w zdjęciowym planie pracy, czy że grał główną rolę w serialu telewizyjnym, ale o ten konkretny serial, który jest bardzo szczególną produkcją, bo jego akcja jest przedstawiona w czasie rzeczywistym.
Kiefer doskonale rozumie, na czym polega praca nad tym serialem, dobrze zna jego formułę. Wie, że kolejne pory dnia, z przerwami na reklamy, są w chronologicznej kolejności utrwalane na taśmie filmowej. Kiefer podpowiedział mi, abym postąpił wbrew sobie, odpuścił i zobaczył, co z tego wyjdzie. To było chyba dla mnie najfajniejsze, bo jestem osobą, która lubi wszystko kontrolować, ale pracując na planie serialu, dałem się po prostu ponieść wydarzeniom. Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę, kompletnie mnie zaskakując, a ja po prostu się do tego dostosowywałem. Radził mi, abym się wysypiał i odpoczywał, kiedy tylko mogę.
Akcja serialu toczy się w czasie rzeczywistym, jaki ma to wpływ na pracę aktora?
Grając na planie, skupiałem się wyłącznie na tym, co jest tu i teraz, na aktualnych wydarzeniach. Można powiedzieć, że w porównaniu z serialami, które mają bardzo rozbudowane tło i liczne odniesienia do wcześniejszych wydarzeń, to bardzo ułatwia sprawę, bo podobnie jak teraz, podczas tego wywiadu, skupiałem się wyłącznie na teraźniejszości.
Czy fakt, że Kiefer nie tylko brał udział w produkcji i pełnił obowiązki producenta wykonawczego, ale dał Ci także swoje błogosławieństwo, dużo dla Ciebie znaczył?
Nie wiem, czy podjąłbym się tej roli, gdyby było inaczej – gdyby Kiefer nie czuwał nad produkcją i mnie nie zaakceptował. Sama świadomość, że gdzieś tam jest, że podoba mu się to, co robię, była dla mnie bardzo ważna. Prawdopodobnie nie zagrałbym też w dramacie Straight Outta Compton, gdyby nad filmem nie czuwali Dr. Dre, Ice Cube i rodzina Easy’ego.
Czy zanim zagrałeś w serialu, oglądałeś 24?
Oglądałem i byłem jego wielkim fanem. W chwili jego premiery miałem 13 lat. Można powiedzieć, że na nim dorastałem. Byłem młodym chłopakiem, a Jacka Bauera uważałem za bohatera i bardzo go podziwiałem. Teraz dzieciaki będą uznawać mnie za bohatera, co bardzo mnie cieszy.
Masz także na swoim koncie rolę w kultowym serialu The Walking Dead. Ciekaw jestem, jak przygotowywałeś się do tej roli?
Byłem fanem The Walking Dead na długo zanim dostałem propozycję zagrania w tym serialu, a Scott Gimple, jego główny producent, był moim przyjacielem. Zanim dołączyłem do obsady, dużo ze mną rozmawiał. Uprzedził mnie, że fani będą próbowali za wszelką cenę dowiedzieć się, co wydarzy się w kolejnych odcinkach i że będzie wokół mnie dużo szumu.
Nie mam konta w mediach społecznościowych, a więc nie czytam pozytywnych opinii na swój temat ani też hejtu. Dzięki temu mogę skupić się wyłącznie na swojej pracy. W przypadku tak głośnych seriali nie ma sensu zastanawiać się, co myślą o nas inni ludzie. Staram się wejść w moją rolę, dać z siebie wszystko i dobrze bawić się na planie, bo takich propozycji nie dostaje się często.
Mam świadomość, że jestem szczęściarzem – czarnoskórym aktorem, który może grać w kultowym serialu telewizyjnym. Takich możliwości nie było, kiedy dorastałem, co znaczy, że daję innym nadzieję w czasach, w których jest o nią trudno.
Nowe technologie, które pokazuje serial 24 oraz sama technika produkcyjna rozwinęła się niesamowicie od chwili jego premiery. Ale ciekaw jestem, co to oznacza dla Ciebie?
Niedawno nakręciliśmy materiały w technologii Samsung VR – to pierwsze tego rodzaju zdjęcia. Przygotowaliśmy krótki, sześciominutowy klip zatytułowany The Raid, w którym elementy wirtualnej rzeczywistości są ruchome. Pokazuje jedną z akcji przedstawionych w naszym serialu. Oglądając ten krótki film, mamy wrażenie, że kule przelatują tuż obok nas. Możemy też przewinąć materiał, aby przyjrzeć się reakcjom poszczególnych postaci. Kiedy akcja nowych odcinków nabierze tempa, dowiecie się, dlaczego postanowiliśmy wykorzystać elementy wirtualnej rzeczywistości. Zrobiliśmy to, aby pomóc widzom lepiej zrozumieć przedstawianą przez nas historię. Ta technologia umożliwia nam doświadczenie serialu w innym wymiarze – możemy dosłownie zanurzyć się w wykreowanej przez nas rzeczywistości.
Premiera pierwszych dwóch odcinków w Polsce odbędzie się 7 lutego o 21.00 na kanale Fox.