Superbohaterowie znad Wisły
Bardzo rzadko występują w kolorowych pelerynach i maskach. Ich popularność wypada raczej blado w porównaniu do trykociarzy ze Stanów Zjednoczonych, ale jedno jest pewne – nie wolno ich lekceważyć. Przed Wami polscy superbohaterowie!
Nie trzeba chyba nikomu przedstawiać postaci, takich jak Kapitan Ameryka, Batman, Iron Man czy Superman. To tylko kilku z przedstawicieli tego ogromnego świata superbohaterów, który stale rośnie i poszerza się o kolejne środki masowego przekazu. Już teraz możemy podziwiać ich nie tylko na papierze, ale także na ekranach telewizorów, kin, a nawet komputerów. Wydawnictwa wydają rocznie niesamowitą liczbę kolejnych obrazkowych historii, które kochane są przez masę osób na świecie. Zarabiane na tym kwoty są kosmiczne, co jest wystarczającą motywacją i inspiracją do tworzenia kolejnych, podobnych bohaterów, którzy będą nieść dobro dla ludzkości.
Jeszcze wiele lat temu pojęcie "polski superbohater" było jedynie abstrakcją, marzeniem wielu twórców, którzy przygody wykreowanych przez siebie postaci chcieli pokazać całemu światu. Obecnie jest ich na tyle dużo, że śmiało można stworzyć zestawienie polskich herosów, w którym znajdą się zarówno ci typowi, z peleryną i maską na twarzy, jak i ci bardziej przyziemni, ratujący lokalną społeczność. O ile walkę ze strzygami i masą zbirów można tak nazwać... Jacy są i czyje bohaterskie czyny zawędrowały aż do Stanów Zjednoczonych?
Podróż po panteonie polskich herosów zaczniemy od... filmu. Powinien znać go każdy fan trykociarzy w Polsce, bo jest to nie tylko jeden z pierwszych przedstawicieli tego typu bohaterów, ale właściwie jedyny w tym zestawieniu typowy superbohater. Mowa tutaj oczywiście o znanym z Hydrozagadki Andrzeja Kondratiuka Asie. Nie dość, że dysponuje supermocami, to jeszcze działa – niczym jego amerykańscy koledzy – incognito, przywdziewając do akcji stosowny uniform. AS ma również słabą stronę, jaką jest alkohol i działa na niego jak kryptonit na Supermana. Nie tyka tego typu trunków, dzięki czemu jest w stanie stawić czoła niecnym planom Doktora Palmy i Maharadży Kaburu. Wielkością tego filmu jest umiejętne naśmiewanie się z fascynacji zachodnią kulturą jak i ówczesnej, polskiej rzeczywistosci.
Czy poza AS-em w polskich filmach znajdziemy superbohatera? Przy całym szacunku dla pomnikowych postaci bohaterowie, tacy jak Franz Maurer czy komisarze Despero i Halski, robili to, co do nich należało. Czasem w imię zasad, a czasem – bo na trzeźwo życie było nie do zniesienia. Do tego grona możemy zaliczyć jeszcze Hansa Klossa, Janka Kosa i całą resztę, ale nawet oni są zawstydzeni, kiedy polski Sherlock Holmes w sutannie wyjeżdża swoim magicznym składakiem na ulice. Jednego dnia zdąży odprawić mszę, złapać złodzieja, dać wolne policjantom, a przy okazji zareklamować Sandomierz. Prawdziwy superbohater, który podróżując na swoim rowerze, promuje dodatkowo zdrowy tryb życia.
Mieliśmy kopię Supermana, czas na podróbkę Kapitana Ameryki, czyli Białego Orła. Mówi się, że jest to najbardziej udana próba przeniesienia na polski grunt klasycznego wizerunku superbohatera. To wcale jednak nie oznacza, że prezentuje wysoki poziom, po prostu ma słabą konkurencję. Orzeł jest dziełem Adama i Macieja Kmiołków i mamy tu nie tylko nawiązania do Kapitana Ameryki, ale także Batmana i Iron Mana. Wizualnie wcale nie jest gorszy od wymienionych kolegów. Nosi rajtuzy, maskę i obcisły kostium, za który dostałby łomot w każdym nocnym autobusie. Dostałby, gdyby nie był superbohaterem w starym dobrym stylu, z którego można żartować, a i tak chętnie zobaczyłoby się jego przygody na dużym ekranie.
A no właśnie. Czy w Polsce da się zrealizować tego typu produkcję? W naszym kraju nie ma za dużo filmów z wykorzystaniem skomplikowanych efektów specjalnych, więc pomijając nawet kwestię pieniędzy – to tylko kilka z przeszkód. Próżno też szukać u nas reżysera, który mógłby z powodzeniem podjąć się takich wyzwań. W Polsce robi się komedię albo komedię romantyczną, przez co brakuje w naszym kinie świeżości i dynamiki. Oczywistym wyborem jest Tomasz Bagiński, który tworząc Legendy Polskie, udowodnił, że może pod tym względem podnieść jakość i wprowadzić coś zupełnie nowego. Juliusz Machulski poradziłby sobie z widowiskowością Białego Orła, ale zaryzykuję stwierdzenie, że czułby się zażenowany, tworząc film o kolesiu w obcisłym stroju ptaka, który mówiąc po polsku, ratuje mieszkańców Warszawy. Chyba nawet widzowie czuliby lekkie zakłopotanie.
Nie sądzę jednak, że byłby problem z ekranizacją przygód innego superbohatera, Rycerza Ciernistego Krzewu. Jest to bardzo specyficzne przedsięwzięcie, które zagościło na polskim rynku z początkiem 2013 roku. Komiks traktuje o średniowiecznym, polskim Batmanie, którego historię, z inicjatywy Grzegorza Kaczmarczyka, opisał Dawid Kuca. Akcja komiksu ma miejsce w roku 1520 i opowiada o krzyżackich eksperymentach na ludziach, które ze względu na swą specyficzną cechę przerwać może sam Rycerz Ciernistego Krzewu. Magnat Fryderyk (osoba kryjąca się pod zbroją tytułowego rycerza) wyrusza więc zniweczyć plany złowrogiego zakonu. Podróż, której się podjął, nie obejdzie się jednak bez przeszkód, a konkretnie jednej, którą jest demoniczna istota. Komiks ten jest naprawdę przyjemną opowieścią rycerską, w którą sprytnie wpleciono nie tylko motyw superbohaterski, ale również postaci i wydarzenia historyczne. Znowu wraca tu temat pieniądza, ale czyż nie byłby to interesujący serial?
Legendy Polskie pokazały, że w Polsce jest głód filmów o trochę innej tematyce niż kolejna komedia z Karolakiem. Weźmy na ten przykład polskiego Conana, czyli Domana. Zamiast przemierzać fantastyczne krainy, przeżywa kolejne przygody między Wisłą i Łabą. Twórcą tej postaci jest Andrzej Olaf Nowakowski, który pełnymi garściami czerpie ze Starej baśni i polskich legend. Doman lubuje się w zabijaniu Niemców, smoków, a na tronie osadza piastowskiego władcę. Powiadamia nawet o śmierci Popiela, porywa białogłowy i stosuje krzyk orła, co ostatecznie skłania Polan do umieszczenia na tarczach wizerunku białego ptaka. To aż prosi się o fantastyczną produkcję.
Kolejna próba przeniesienia na nasze realia znanego amerykańskiego bohatera. Nieustraszony Szpak to taki nasz polski Spider-Man – młodociany wojownik, który chroni mieszkańców Warszawy w swoim solowym komiksie. Szymon Rybicki to student z Gdańska, który charakteryzuje się wielkim zamiłowaniem do szeroko pojętej fantastyki i uwielbia przemierzać miasto, skacząc po dachach. Pewnego dnia podczas swojej eskapady zostaje wystawiony na działanie dziwnego zjawiska, które obdarza go nadludzkimi umiejętnościami. Za namową swojego kolegi postanawia przyodziać uniform i wykorzystać swój dar do obrony ludzkości, nie zapominając, że wielka moc to też wielka odpowiedzialność. Komiks autorstwa Damiana Zajko po raz pierwszy zagościł w internecie w czerwcu 2013 roku.
Brzmi trochę jak tania knajpa z azjatyckim jedzeniem, ale postać Tadeusza Baranowskiego, to superbohater z krwi i kości. Orient Men to postać na co dzień niepozorna, spaceruje i rozmyśla, a na służbie naciąga na oczy czerwony kapelutek i robi to, co powinien robić superbohater: zatrzymuje włamywaczy, rozwiązuje zagadkę prastryja Dużego Ignaca, staje w szranki z wielkim gorylem, a nade wszytko usiłuje pomóc Eskimosowi grenlandzkiemu, właścicielowi zimnego kaloryfera. Kolejne dziecko dwóch braci, Bartosza i Tomasza Minkiewiczów – WILQ Superbohater. Pozbawiony superbohaterskich schematów, ale za to potrafiący latać. Ratuje świat (głównie Opole) przed zagrożeniami ze strony Penisorękiej Poduszki Elektrycznej czy Marchewkowego Pederasty. WILQ ma dość osobliwych znajomych, współpracuje z komisarzem Gondorem (jakieś nawiązanie do kolegi Batmana?), udaje, że zwalcza mafię napadającą na kioski z biletami komunikacji miejskiej, a poza tym pracuje w agencji reklamowej i grywa w Quake’a. Fantazji naszym komiksowym twórcom na pewno nie można odmówić.
Wybór mniej oczywisty od pozostałych, ale jak najbardziej zasługuje żeby znaleźć się w tym gronie. Można się oczywiście zastanawiać, bo jego bohaterstwo jest raczej wątpliwe, ale bohater ten osiągnął znacznie więcej niż może się nam wydawać. Jest to Wiedźmin, o którym usłyszał już niemal cały świat. Jako jedyna z postaci z polskiej popkultury nie tylko zrobił międzynarodową karierę, ale też stał się globalną marką, pierwszym od kilkudziesięciu lat przyczółkiem na światowym rynku kultury, który jest kojarzony przez kogoś więcej niż tylko wąskie grono koneserów. Do tego jest niezwykle twardy, ze zdolnością regeneracji, zwiększoną siła i szybkością. Mistrzowsko posługuje się mieczem, posiada doskonały wzrok i ma opóźniony proces starzenia się.
Pierwsza część sagi o Thorgalu Aegirssonie pojawiła się w belgijskim magazynie Tintin w 1977 roku, ale komiks spokojnie można nazwać również polskim przedsięwzięciem artystycznym. Dzięki rysunkom Grzegorza Rosińskiego, które kapitalnie odzwierciedlają scenariusz Jeana Van Hamme'a. Początkowo miała powstać tylko jedna historia o Thorgalu, ale spodobało się na tyle czytelnikom, że postanowiono go kontynuować. Bohater jest "gwiezdnym dzieckiem", które wychowuje się wśród wikingów. Ponadto posiada idealny zestaw bohaterskich cech: fizyczną siłę, zręczność, intelekt i niespotykaną uczciwość.
Kiedyś naprawdę trzeba było się postarać, żeby znaleźć, kupić i przeczytać komiks. Wówczas pozwalały na to czasopisma. Najpopularniejszymi takimi magazynami były oczywiście: wydawany po dziś dzień Kaczor Donald oraz poświęcony superherosom Mix Komiks. Na łamach tego drugiego ukazywał się komiks traktujący o polskim superbohaterze; chłopcu, który strzegł ludzi skryty za maską i pseudonimem Zefir. Seria skierowana była przede wszystkim do młodszych czytelników, a stworzona została przez Michała Śledzińskiego. Później pieczę nad Zefirem przejął Filip Myszkowski, który sprawił, że komiks nabrał trochę mangowego klimatu. Mix Komiks zniknął z polskiego rynku, więc została nam jedynie wyszukiwarka Google i kilka plansz Śledzińskiego. Kto miał okazję, ten wie, że Zefir miał naprawdę olbrzymi potencjał, a jego przygody były pomysłowe i niezwykle atrakcyjne dla czytelnika.
No cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć wszystkim autorom dalszej chęci i powodzenia w wydawaniu komiksów. Trzymamy kciuki za Tomasza Bagińskiego i innych ambitnych twórców, bo kto wie? Może już niedługo doczekamy się na ekranach kin pierwszej superprodukcji o polskim superbohaterze?